Mam dwadzieścia osiem lat i... wciąż studiuję. A może raczej – udaję, że studiuję. Nie skończyłem ani jednego kierunku, chociaż już kilka razy zmieniałem specjalizację. Może to matematyka była zbyt skomplikowana? Może historia okazała się nudna? Prawda jest taka, że nigdy nie chciałem kończyć studiów. Studiowanie to dla mnie wymówka, pretekst, żeby przedłużyć ten błogi okres życia, kiedy nikt nie wymaga od ciebie odpowiedzialności. Mama i tata wspierają mnie finansowo, wierząc, że szukam swojego powołania. A ja? No cóż, ja po prostu korzystam z życia. Dlaczego miałbym coś zmieniać?
Życie na koszt rodziców jest bardzo wygodne
Gdy tylko potrzebuję pieniędzy na nowy gadżet albo bilety na koncert, po prostu dzwonię do mamy. Ona zawsze odbiera telefon, pytając troskliwie, czy wszystko idzie dobrze na studiach.
– Filip, jak tam na uczelni? – zapytała mnie ostatnio podczas jednej z naszych rozmów.
– W porządku, mamo – odpowiedziałem z typowym dla siebie spokojem. – Jeszcze trochę i wszystko się ułoży.
Mama uwielbia te słowa. Za każdym razem widzę, jak promienieje z nadzieją, że już wkrótce jej syn znajdzie swoje miejsce w świecie. A ojciec? No, z nim sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. On nie pyta tak często o studia, ale czuję, że zaczyna się niecierpliwić. Wciąż wierzy w matkę, w jej przekonanie, że wszystko będzie dobrze, ale czasem jego spojrzenia mówią same za siebie.
– Nie zamierzasz tego tak ciągnąć w nieskończoność, prawda? – rzucił ostatnio, gdy razem oglądaliśmy mecz.
– Oczywiście, tato. Tylko potrzebuję jeszcze trochę czasu – odpowiedziałem, zmieniając temat.
I to działa. Nadal mam ich wsparcie, a mój plan, by cieszyć się życiem, nadal funkcjonuje. Imprezy, spontaniczne wyjazdy, luksusowe zabawki – wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
Przypadkiem poznała prawdę
Sytuacja skomplikowała się, gdy pewnego dnia mama przez przypadek znalazła moje wyciągi bankowe. Nie wiem, jak to się stało, ale musiała je zobaczyć, gdy przyszła odwiedzić mnie w mieszkaniu. Kiedy wróciłem z kolejnej imprezy, zastałem ją siedzącą na kanapie, trzymającą w ręku stertę rachunków.
– Filip, co to wszystko jest? – zapytała z trudem powstrzymując łzy. – Bilety, rachunki za drogie sprzęty? Ty... przecież miałeś studiować!
– Mamo, spokojnie – odpowiedziałem, próbując zachować zimną krew. – To tylko drobne przyjemności. Studiuję, ale czasem potrzebuję się trochę rozerwać.
– Rozerwać?! – wykrzyknęła, wstając gwałtownie. – Myślałam, że ciężko pracujesz, a ty... żyjesz na nasz koszt, szastając pieniędzmi na rozrywki?
Byłem w szoku. Nigdy nie widziałem jej tak roztrzęsionej. Próbowałem ją uspokoić, ale im więcej mówiłem, tym bardziej czułem, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Nigdy nie sądziłem, że prawda wyjdzie na jaw w taki sposób.
– Mamo, ja po prostu... szukam siebie. Potrzebuję jeszcze trochę czasu.
– Szukasz siebie? – powtórzyła, kręcąc głową. – Filip, przez lata wierzyłam, że robisz wszystko, by coś osiągnąć. A teraz czuję, jakbyś przez cały ten czas mnie oszukiwał.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W mojej głowie wciąż krążyły myśli, jak mogę się wybronić, ale czułem, że to koniec mojej beztroski.
Przestali być tacy mili
Następnego dnia ojciec wrócił z pracy i od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Matka musiała mu powiedzieć wszystko, bo zamiast zwykłego „cześć”, od razu usiadł naprzeciwko mnie, z surowym wyrazem twarzy.
– Mama mówiła, że znalazła twoje wyciągi bankowe i rachunki. Co to wszystko znaczy? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy. – Przecież mieliśmy cię wspierać w nauce, a wygląda na to, że ty nawet nie chodzisz na zajęcia.
Nie miałem wyboru. Musiałem przyznać, że faktycznie już od jakiegoś czasu przestałem regularnie chodzić na uczelnię, ale próbowałem usprawiedliwić się, mówiąc, że potrzebuję przerwy, że muszę odnaleźć siebie.
– Nie możesz ciągle szukać siebie. Życie to nie jest wieczna zabawa – odpowiedział twardo ojciec. – Czy myślisz, że będziemy cię utrzymywać w nieskończoność?
– Tato, spokojnie, po prostu... chcę jeszcze trochę pożyć, zanim wejdę w dorosłość – próbowałem wybrnąć, choć wiedziałem, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
– Dorosłość? Ty nawet nie rozumiesz, co to znaczy odpowiedzialność – wybuchnął. – Myślisz, że pieniądze są za darmo? Że możesz je tak po prostu marnować?
Czułem, że wszystko, co do tej pory zbudowałem, zaczyna się rozpadać. Ojciec wyglądał na tak rozczarowanego, że bałem się, iż straci do mnie szacunek na zawsze.
Byłem dla nich rozczarowaniem
W kolejnych dniach atmosfera w domu była ciężka. Matka unikała rozmów, a gdy już coś mówiła, jej głos był pełen smutku i rozczarowania. Widziałem, jak oddala się ode mnie, jakby nie potrafiła zaakceptować prawdy. Zawsze była moim największym wsparciem, a teraz czułem, jak tracę ją na własne życzenie.
– Mamo, proszę, nie patrz tak na mnie – próbowałem, ale ona tylko spuściła głowę.
– Nie wiem, co mam teraz zrobić – powiedziała cicho. – Wierzyłam w ciebie, a ty przez tyle lat mnie oszukiwałeś. Jak mogłam tego nie widzieć?
Czułem wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony, nadal nie byłem gotowy, by zrezygnować z mojego beztroskiego życia. Wiedziałem, że powinienem coś zmienić, ale nie potrafiłem zrezygnować z wolności, jaką mi dawali. Z jednej strony kochałem rodziców, z drugiej strony cieszyłem się z życia, które prowadziłem.
– Mamo, nie chciałem cię zranić, naprawdę. Po prostu... to moje życie. Muszę sam decydować, jak chcę je przeżyć – powiedziałem.
Ale ona nie odpowiedziała, tylko wstała i wyszła z pokoju. Czułem, że dystans między nami się powiększał i bałem się, że wkrótce stracę ją całkowicie.
Odcięli się ode mnie
Kilka dni później ojciec zawołał mnie do salonu. Matka siedziała obok, z czerwoną twarzą, a w oczach miała łzy. Nie wiedziałem, co planują, ale miałem złe przeczucia.
– Synu, to koniec – powiedział ojciec surowo. – Od dzisiaj nie dostaniesz od nas ani grosza. Musisz zacząć żyć na własny rachunek.
– Co? – zapytałem, nie dowierzając. – Naprawdę zamierzacie tak po prostu przestać mi pomagać?
– Tak – odpowiedział twardo. – Daliśmy ci szansę, ale ty to zmarnowałeś. Nie możemy dłużej cię utrzymywać, jeśli nie zamierzasz wziąć odpowiedzialności za swoje życie.
Spojrzałem na matkę, która milczała, patrząc na mnie z bólem w oczach. Wiedziałem, że była załamana, ale mimo to nie sprzeciwiła się ojcu.
– Dobrze – powiedziałem w końcu, choć w środku gotowało się we mnie. – Skoro tak to widzicie, poradzę sobie. Nie potrzebuję waszych pieniędzy.
Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Czułem gniew i frustrację, ale jednocześnie gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że teraz naprawdę muszę stanąć na własnych nogach.
Zaliczyłem twarde lądowanie
Po tamtej rozmowie wiedziałem, że wszystko się zmieni. To nie była już zwykła kłótnia. Rodzice odcięli mnie od pieniędzy, a ja musiałem zmierzyć się z nową rzeczywistością. Na początku byłem wściekły. Jak mogli mi to zrobić? Przecież przez tyle lat mnie wspierali, a teraz nagle postanowili postawić wszystko na ostrzu noża. Wyszedłem wtedy z domu, trzaskając drzwiami, i obiecałem sobie, że sobie poradzę. Nie potrzebuję ich pomocy. Ale prawda była inna.
Przez kilka pierwszych dni żyłem z tej złości. Mówiłem sobie, że nie potrzebuję ich pieniędzy, że mogę zacząć od nowa, na własnych warunkach. Ale szybko okazało się, że życie bez ich wsparcia to nie jest sielanka. Rachunki zaczęły się piętrzyć, oszczędności topniały w oczach, a ja coraz bardziej czułem, że tracę grunt pod nogami. Przyszłość, która wcześniej wydawała mi się beztroska, nagle stała się przerażająco niepewna.
Mama dzwoniła kilka razy, ale nasze rozmowy były krótkie i pełne napięcia. Wiedziałem, że cierpi, że chciałaby mi jakoś pomóc, ale ojciec postawił sprawę jasno – definitywny koniec wsparcia finansowego. Nie chciałem ich litości, ale coraz częściej zastanawiałem się, czy to nie ja powinienem pierwszy wyciągnąć rękę. Mimo to duma nie pozwalała mi tego zrobić.
Teraz, siedząc samotnie w wynajętym mieszkaniu, widzę, jak bardzo ich potrzebowałem. Ale nie chodzi już o pieniądze. Chodzi o to, że po raz pierwszy w życiu czuję, że naprawdę jestem sam. To nie jest przyjemne uczucie, ale chyba na tym polega dorosłość – na braniu odpowiedzialności za swoje decyzje, nawet jeśli są one głupie.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może w końcu nauczę się czegoś sensownego. Może znajdę pracę, która mi się spodoba. A może popełnię jeszcze więcej błędów, zanim się ogarnę. Jedno jest pewne – to moje życie. I nawet jeśli jestem teraz sam, to przynajmniej jest to mój wybór. Nawet jeśli boli.
Filip, 28 lat
Czytaj także:
„Brat wiecznie ma do mnie pretensje, że nie dzielę się z nim kasą. Ja żyję na poziomie, a on z zasiłku dla bezrobotnych”
„Skończyłem 34 lata i czułem, że przegrałem życie. Pewna kobieta uświadomiła mi, że da się żyć inaczej”
„Pokochałam wrażliwca, który okazał się nie śmierdzącym groszem Piotrusiem panem. Musiałam kupować mu nawet gacie”