Nigdy nie byłam blisko ze swoim rodzeństwem, ale wydawało mi się, że w razie potrzeby będę mogła na nich liczyć. Niestety w najgorszym możliwym momencie pokazali swoje prawdziwe oblicza. W pogoni za pieniędzmi umierającej matki byli gotowi na wszystko.
Moje rodzeństwo zawsze miało nas w nosie
Wychowałam się w niewielkiej miejscowości na południu Polski. Rodzice od zawsze ciężko pracowali, aby zapewnić mnie i mojemu rodzeństwu najlepsze warunki do życia i rozwoju. Nie byliśmy zamożni, ale niczego nam nie brakowało i w spokoju mogliśmy skupiać się na nauce i naszych pasjach. Udało mi się zbudować świetne relacje z rodzicami, może dlatego, że byłam najmłodsza.
Niestety moja siostra i brat nie byli już tak bardzo zainteresowani tworzeniem między nami więzi. Dlatego, gdy wyjechali na studia, nasze kontakty były bardzo sporadyczne.
Gdy każde z dzieci miało już stabilną pracę i budowało własne życie, rodzice postanowili skupić się na spełnianiu swoich marzeń. A jednym z nich było prowadzenie agroturystyki z prawdziwego zdarzenia. Dysponowali pięknymi działkami z lasami i polanami, które odziedziczyli po dziadkach.
Postanowili więc zainwestować wszystkie swoje oszczędności i energię w budowę pięknego ośrodka, który będzie oazą spokoju dla ich gości. Bardzo chciałam się im odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobili, dlatego przyjeżdżałam do nich w praktycznie każdy weekend, aby pomóc w pracach. Moje rodzeństwo natomiast zupełnie odcinało się od tego projektu.
Twierdzili, że to strata czasu i pieniędzy
Po ponad roku bardzo ciężkiej pracy nasza agroturystyka została otwarta. Pomogłam wypromować ośrodek rodziców w sieci, dzięki czemu niemal natychmiast zaczęli się w nim pojawiać goście. I cóż tu dużo mówić, byli nim zachwyceni.
Nie tylko tym, jak wyglądał, ale przede wszystkim niezwykłą życzliwością moich rodziców i oczywiście przepyszną kuchnią mamy. Byłam szczęśliwa, że im się udało i w końcu mogą robić to, co kochają.
Ośrodek stał się oczkiem w głowie moich rodziców. Ich szczęście przerwała tragedia, jaką była nagła śmierć taty. Ukryta wada serca w końcu dała o sobie znać, zabierając go od nas w kilka chwil. Na jakiś czas przeniosłam się do mamy z moją małą córeczką. Mąż doskonale rozumiał, że muszę jej pomóc stanąć na nogi. Jednocześnie dziwił się jednak, że mój brat i siostra nawet nie zaproponowali swojego wsparcia. Zaraz po pogrzebie wrócili do swoich domów i jedynie dzwonili do mamy raz na tydzień lub dwa.
Po kilku tygodniach mama czuła się już lepiej
Terapia, leki i chyba moje wsparcie przyniosły świetne efekty. Skupiła się znów na pracy ośrodka i z pomocą swoich wspaniałych pracowników planowała jego dalszy rozwój. Wróciłam więc do siebie, ale bardzo często odwiedzałam ją z rodziną, by nie czuła się samotna. Prosiłam nawet Monikę i Mateusza, żeby zrobili to samo, ale w rodzinnych stronach pojawiali się tylko 2-3 razy w roku. Mama zawsze tłumaczyła, że są bardzo zajęci.
Jakieś 10 lat po śmierci taty, mama dostała straszną diagnozę. Rak trzustki to jeden z najgorszych nowotworów, który nie daje dużych nadziei na wyzdrowienie. Mimo to oczywiście walczyliśmy z całych sił, aby zapewnić jej opiekę najlepszych specjalistów, którzy mogliby uratować lub chociaż przedłużyć jej życie.
Po roku jej ciało było zupełnie wycieńczone, a lekarze nie mieli już do zaproponowania żadnych terapii. Moim celem stało się więc zapewnienie jej spokoju i komfortu.
Podobnie jak w poprzednich latach, moje rodzeństwo nie angażowało się szczególnie w żadną pomoc. Kiedy okazało się, że mama umiera, błagałam ich, żeby przyjechali ją odwiedzić i być może się pożegnać. Długo nie dawało to żadnego efektu, dlatego zdziwiłam się, gdy Mateusz zadzwonił do mnie któregoś wieczoru i zapytał, czy może wpaść.
Byłam na niego wściekła, że robi to tak późno, ale jednocześnie czułam wdzięczność. Zaniepokoiły mnie jedynie jego dociekania na temat tego, co teraz dzieje się z ośrodkiem.
— A to ty tam teraz mieszkasz? — zapytał Mateusz.
— Tak, od 3 miesięcy mieszkam tu i zajmuję się mamą przez całą dobę. Wojtek dojeżdża do mnie, kiedy tylko uda mu się wyrwać z pracy. Zatrudniłam też pielęgniarkę, bo wiesz, samej jest mi naprawdę ciężko — opowiadałam.
— No jasne, oczywiście. A to mama przepisała już na ciebie ośrodek? — wystrzelił mój brat.
— Co? O czym ty w ogóle gadasz? Nic nie przepisywała, to przecież teraz najmniej ważne! — niemal wykrzyczałam, nie dowierzając w to, co mówi Mateusz.
— No jasne. Tak tylko pytam z ciekawości — stwierdził Mateusz. — Dobra, to pojawię się tam może za tydzień. Monika też może się skusi na wycieczkę. To narazie.
Po tej rozmowie byłam po prostu wściekła
Mateusz nie zapytał nawet, jak się czuje mama. Monika z kolei nie raczyła już zadzwonić i powiedzieć, czy „skusi się na wycieczkę”. Rodzice poświęcili dla nich naprawdę wiele, żeby dać im fantastyczny start w życiu. A oni myślą tylko o sobie. Wiedziałam, że mają mnie i mamę w nosie, ale nigdy nie podejrzewałabym ich o to, co planowali zrobić.
Mateusz i Monika przywitali mnie swoją sztuczną do bólu serdecznością, z wielkimi uśmiechami na ustach. Ja natomiast byłam okropnie zmęczona opieką nad mamą, więc w przeciwieństwie do nich wyglądałam, jak cień samej siebie.
Po wymianie grzeczności zaprowadziłam ich do pokoju mamy, który była bardzo słaba. Czasem nawet traciła świadomość i nie wiedziała gdzie jest. Silne leki uśmierzały jej ból, ale też zabierały jej energię.
Monika i Mateusz ucałowali mamę na powitanie i usiedli przy łóżku. Próbowali z nią rozmawiać, ale co chwilę patrzyli też na siebie nerwowo i spoglądali na mnie.
— Kasiu, a mogłabyś nam zrobić kawę, bo strasznie zmęczeni jesteśmy po tej wyprawie — zapytał nagle Mateusz.
— Oczywiście, czarną czy z mlekiem? — dopytałam.
— Czarne, dwie czarne kawy bez cukru — odparł lekko zniecierpliwiony Mateusz.
— OK, gdyby coś się działo z mamą, to mnie zawołajcie — dodałam i wyszłam do kuchni.
Kiedy po 10 minutach wróciłam do pokoju Mateusz i Monika dyskutowali o czymś, stojąc nad łóżkiem mamy. Mateusz trzymał w ręce jakieś papiery zwinięte w rulon, a Monika mocno gestykulowała, jakby się z nim kłóciła. Gdy mnie zauważyli, natychmiast nałożyli uśmiechnięte maski na twarze i udawali, że nic się nie dzieje.
— Wszystko w porządku? — zapytałam.
— Tak, wszystko super, tylko musimy jednak już zmykać. Dostałam telefon z pracy i mają jakąś straszną awarię. A przyjechałam z Mateuszem, więc musi mnie szybko odwieźć — mówiła szybko Monika.
— Monia, ale przecież dopiero przyjechaliście. Nie widzieliście mamy tyle czasu i może już jej nie zobaczycie — przekonywałam, nie wierząc, że mogą być aż tak nieczuli.
— Niedługo na pewno znowu przyjedziemy! A teraz naprawdę lecimy. Trzymaj się, kochana.
W ciągu kilku sekund mój brat i siostra byli już na zewnątrz, a ja stałam w osłupieniu z dwoma kawami w dłoniach.
— Podpisałam już te dokumenty, Kasiu? Udało się? Ciężko mi, ale mogę spróbować jeszcze raz jak trzeba — mamrotała mama, która właśnie się ocknęła.
W jej dłoni zobaczyłam długopis i nagle zrozumiałam, po co tak naprawdę przyjechali tu Mateusz i Monika.
Te sępy chciały przejąć majątek mamy
Nie zależało im na tym, żeby ją zobaczyć i się pożegnać. Jak zwykle jedyne o czym myśleli, to ich własne dobro. Domyślam się, że chcieli przejąć ośrodek na spółkę i sprzedać go za pokaźną sumkę.
W tamtym momencie było mi już wszystko jedno. Byłam wycieńczona opieką nad mamą i cierpiałam na samą myśl, że odchodzi. Okrucieństwo mojego rodzeństwo po prostu mnie dobiło, ale nie miałam siły walczyć. Na szczęście miałam u mojego boku Wojtka. Mój mąż był wściekły, gdy dowiedział się, jaki numer wywinęły mamie te niewdzięczne gnojki. Wykorzystał tę furię do tego, aby za wszelką cenę ich powstrzymać.
Mama zmarła pół roku temu i od tego czasu spotykam się z Moniką i Mateuszem znacznie częściej. Szkoda tylko, że w sądzie. Faktycznie udało im się wymęczyć od mamy podpis, który jednak wygląda naprawdę marnie.
Razem z zeznaniami sporego grona naszych świadków, nie wygląda to dla nich dobrze. Nasza rodzina i pracownicy doskonale wiedzą, kto tak naprawdę wspierał rodziców. Chcę tylko, żeby to się skończyło. Chcę spłacić moje rodzeństwo i zająć się ukochanym ośrodkiem mamy i taty, zamykając ten rozdział mojego życia i zapominając na zawsze o tym, że miałam rodzeństwo.
Czytaj także:
„Ślub z Elizą był spełnieniem moich marzeń. Gdy wygadała koleżankom, że jest ze mną tylko dla kasy, musiałem się zemścić”
„Przyrodnia siostra mściła się na mnie, bo ojciec jej nie kochał. Miarka się przebrała, gdy zapragnęła spadku dla siebie”
„Mój zdolny syn chciał zmienić życie dzieciaków w szkole na lepsze. Próbował na wszystkie sposoby, ale nic z tego”