„Ślub z Elizą był spełnieniem moich marzeń. Gdy wygadała koleżankom, że jest ze mną tylko dla kasy, musiałem się zemścić”

zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„–Ty możesz z nim sypiać? – Z trudem, fakt. Ale czego się nie robi dla dużej kasy – zaśmiała się moja narzeczona. Ewidentnie nie wiedziała, że słucham tej rozmowy. – On ma kasę? – Jak lodu. Coś tam opatentował czy coś, sprzedaje licencje i jest bogaty jak szejk”.
/ 05.06.2023 07:15
zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Patrzyłem na nieruchome ciało kobiety. Oczy były wlepione w sufit, jakby było tam coś wyjątkowo interesującego. Spojrzałem i ja. Ot, zwykły sufit pomalowany białą farbą. Ale, ale… cienka czarna kreska pęknięcia wyglądała jak przejście do innego świata. Czy tamtędy umknęła jej dusza, gdy zadałem jej cios? Opuściłem wzrok na dywan. Macka krwi wypływająca z ciała dotarła już niemal do czubka koła mojego wózka. Nieważne, i tak cały byłem we krwi. Zdumienie na jej twarzy było prawie komiczne… W całym swoim życiu zazdrościłem innym jednego – miłości. Nie samego uczucia jako takiego, bo znałem doskonale tę słodką gorycz tęsknoty i pragnienia.

Zazdrościłem spełnienia

Śniłem o kobiecie, która patrzy na mnie z miłością. Która trzyma mnie za rękę na spacerze. Która kładzie mi głowę na ramię, gdy oboje oglądamy film w telewizji. Która tuli w ramionach nasze dziecko. W moich marzeniach ta kobieta zawsze miała twarz Elizy. Dziewczyny, która jako jedyna się do mnie uśmiechała. Gdy było mi źle, zamykałem oczy i przypominałem sobie tę cudowną scenę ze szkoły. Miałem wówczas trzynaście lat. Był styczniowy poranek, ojciec pomógł mi zdjąć płaszcz, czapkę i szalik i powiesił na wieszaku w szatni.

– Dasz sobie już radę? – spytał.

– Idź – powiedziałem. – Dam radę.

Kiwnął głową i niemal wybiegł. Tata nie mógł sobie pozwolić na spóźnienia. Czasy były ciężkie, a o pracę w mieście trudno. Wiedziałem, że mama martwiła się o moją przyszłość. Jak ja wyżyję na tej głodowej rencie, którą przyzna mi państwo? A oni nie mogli mi zostawić nic – każdy grosz, jaki zarabiali, szedł na opłaty, jedzenie i na mnie. Leki, rehabilitacja. Kosztowny w utrzymaniu i bezużyteczny. Taki się czułem, choć przecież nigdy mi tego nie okazywali. Mało się odzywałem, bo ludzie nie lubili tej mojej mało wyraźnej mowy. „Nie bełkocz”, słyszałem często od kolegów. Więc tamtego dnia w szkolnej szatni zebrałem się w sobie, oparłem na kulach i ruszyłem do wyjścia. I wtedy Jacek, chłopak ze starszej klasy, podstawił mi nogę. Teraz wiem, że nie było to okrucieństwo, tylko bezmyślna reakcja głupiego nastolatka. Dwadzieścia lat później Jacek był misjonarzem i oddał życie za dzieci w Ekwadorze. Upadłem ciężko na ziemię, kule poleciały w bok. Czas na moment zastygł, przed oczyma miałem tylko podłogę szatni, a potem w polu mojego widzenia pojawiły się dziewczęce tenisówki i usłyszałem słowa:

Wstyd mi, że jesteś moim bratem.

A potem dziewczyna kucnęła obok mnie.

– Pomogę ci wstać – powiedziała. – Daj mi rękę. Przepraszam za brata kretyna.

To była Eliza

Ona i jej dwie koleżanki pomogły mi się podnieść, dały kule, a potem, chichocząc, pobiegły na lekcje. Jacka już nie było w szatni, inne dzieci unikały patrzenia na mnie. Ale było mi to obojętne. Przed oczami wciąż miałem lekko piegowatą twarz dziewczynki, która mnie zauważyła. Nie zostaliśmy w szkole przyjaciółmi, ja i Eliza. Czasem tylko uśmiechała się do mnie, a ja czułem ciepło rozlewające się po całym ciele. Ale to wystarczało, by w moim sercu i marzeniach zajęła miejsce ukochanej kobiety. W myślach była moją żoną. Kiedy zdała maturę i wyjechała z miasta (była rok starsza ode mnie), tęskniłem. Po latach pierwotnie ostry ból stępiał i skrył się na dnie serca. Niby go nie było, a jednak czasem czułem jego oddech. Minęło osiemnaście lat, nim znów ją zobaczyłem. Wpadła na mnie – dosłownie – gdy wyjeżdżałem z kina.

– Michał? To ty? – uśmiechnęła się na mój widok; a potem było tak, jakby te lata rozstania nie istniały. – Podobał ci się film? Może pogadamy przy kawie?

Byłem oszołomiony. Zdumiony. Zachwycony. Jedna kawa, potem kolejna następnego dnia. Wpadła do mnie do domu i ugotowała obiad. I opowiadała o sobie, o swoim życiu. Jest dyplomowaną pielęgniarką. Jest sama, bo jakoś nie spotkała mężczyzny, z którym chciałaby być.

– Mówię ci, Michał, wszystko to zadufane w sobie dupki. Żaden nie ma nic interesującego do powiedzenia. Tylko kasa, koledzy, sport. I żeby tylko zaciągnąć dziewczynę do łóżka, a potem wepchnąć do kuchni. A jeśli już mam to robić, to tylko dla kogoś, kogo kocham i podziwiam.

Patrzyła na mnie, gdy to mówiła, a mnie kręciło się w głowie. A kiedy miesiąc później mnie pocałowała, to było tak, jakbym znalazł się we własnych marzeniach.

Wyjdź za mnie – powiedziałem.

– Nie za szybko? – mruknęła.

Siedziała mi na kolanach, głaskałem jej gładkie kolano. Miała taką miękką skórę.

– Kocham cię całe życie. Od tamtej chwili w szatni w szkole.

– W szatni? Ach… To było tak dawno.

– Dla mnie to było wczoraj. Bądź moja. Drugiego rozstania nie zniosę.

Eliza patrzyła mi długo w oczy, jakby chciała się przekonać, czy naprawdę tego chcę. Uśmiechnęła się.

– Wiesz – powiedziała wreszcie. – Myślałam, że jestem niezdolna do miłości. Ale kiedy patrzę na ciebie, to serce przepełnia mi ciepło. Mam ochotę cię dotykać, całować. Gotować ci obiady i opiekować się tobą. Gdy nie ma cię przy mnie, tęsknię. To chyba jest miłość, jak myślisz?

– Owszem – odparłem.

– W takim razie wyjdę za ciebie.

Tej nocy pierwszy raz zasnąłem od razu, bez wymyślania scenek hipotetycznego życia z Elizą. Prawdziwa leżała obok mnie.

Marzenie stało się rzeczywistością

Eliza nie chciała długo czekać na ślub. Wyznaczyliśmy datę za miesiąc. Moi rodzice byli podekscytowani, choć mama nie do końca była przekonana, że takie tempo jest dobre. Ale ja też nie chciałem czekać. Tamtego dnia, na trzy dni przed ślubem, siedziałem w gabinecie i kończyłem poprawki do kolejnego projektu. Pomyślałem, że kiedy Eliza będzie już moją żoną, trzeba będzie opuścić tę dwupokojową klitkę, która mnie wystarczała, i kupić dom z ogrodem. Będziemy mieli przecież dzieci, Eliza bardzo chciała mieć dzieci. I ja też. Zdrowe, biegające po domu dzieci. Zadzwonił telefon. Sygnał Elizy. Była na spotkaniu z koleżankami. Taki skromny wieczór panieński. Uśmiechnąłem się i nacisnąłem głośnik.

– Hej – powiedziałem. – Już tęsknisz?

Usłyszałem śmiechy dochodzące nieco z oddalenia.

– Jaki brzydal – powiedział jakiś damski głos. – I możesz z nim sypiać?

Zorientowałem się, że Eliza musiała coś nacisnąć i telefon do mnie zadzwonił, a ona o tym nie wie. Pewnie pokazywała moje zdjęcie. Miała problemy z obsługą smartfonów. Generalnie nie była najlepsza w nowoczesnych technologiach. W przeciwieństwie do mnie. Już wyciągałem rękę, by odrzucić połączenie, gdy Eliza się odezwała:

– Z trudem, fakt. Ale czego się nie robi dla dużej kasy – zaśmiała się.

– Nie żartuj. Ten pajac ma kasę?

– Jak lodu. Wyobraźcie sobie, że ma firmę, która robi jakieś oprogramowania dla największych firm. Coś tam opatentował czy coś, sprzedaje licencje i jest bogaty jak szejk arabski.

Eliza była wyraźnie podekscytowana i jednocześnie dumna. Była dumna, ale nie ze mnie, tylko z siebie.

Wyłączyłem telefon

– Żyje jak golec, bo nawet nie wie, co robić z kasą. Ale od tego będzie miał mnie.

Czułem, jak lodowate zimno idzie z moich stóp w górę ciała.

– Skąd wiesz?

– Od jednego z moich sponsorów. Byliśmy na jakimś przyjęciu, na którym był i Michał. Mój klient powiedział, że choć facet wygląda jak głupek, to mózg ma jak Hawking.

Kto to jest Hawking? – spytała któraś z przyjaciółek.

– Był. Taki jeden genialny naukowiec – odparła Eliza. – Tamtej nocy zrozumiałam, że całe moje życie prowadziło mnie do tego. Bo widzicie, on zawsze się we mnie kochał. Całą szkołę wlepiał we mnie gały, aż mnie ciarki przechodziły. Takie wiecie, fuj. Ale zrozumiałam, że jeśli dziewczyna chce się czegoś dochrapać, nie może wybrzydzać. Przyjechałam tu, by zobaczyć, co mogę zrobić, i okazało się, że wciąż mnie kocha. To jak mogłam nie skorzystać z okazji? Piękna i Bestia – roześmiała się okrutnie.

Zimno dotarło do mojego serca i zmieniło je w lodowy sopel. Kiedy wróciła do domu, czekałem w dużym pokoju. Uśmiechnęła się na mój widok. Gdy pochyliła się, by mnie pocałować, wbiłem jej nóż w serce. Patrzyła na mnie w zdumieniu, nic nie rozumiejąc. Jakby pytała: dlaczego? Jakby nie rozumiała, że zabiłem ją, bo zniszczyła kobietę, którą kochałem. I która kochała mnie.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA