– Jaką masz średnią? Tylko pięć zero?! – usta mamy wykrzywiły się brzydko, jakby zjadła nieświeżą rybę. – A ile osób ma wyższą?
– Trzy – przyznałem i poczułem się jak ostatni beznadziejny nieudacznik.
Prywatna szkoła, korepetycje z wykładowcami akademickimi, angielski z brytyjskim lektorem – wszystko zmarnowane, bo zdobyłem zaledwie czwartą lokatę w szkolnym rankingu… Ojciec podszedł do rzeczy praktycznie:
– No cóż, został ci jeszcze miesiąc. Może zdążysz poprawić wyniki?
Ich uwagi pełne przygany smagały jak bicz
Z dzieciństwa najlepiej pamiętam, że rodzice byli ze mnie wieczne niezadowoleni. Z moich osiągnięć, wyglądu, znajomości. Byłem ich jedynym dzieckiem i zarazem jedną nadzieją, że zrealizuję marzenia o lepszym życiu w wielkim świecie.
Po trzydziestce niemal zerwałem z nimi kontakty. Ot, telefon na urodziny któregoś z nich czy kartka z wakacji. Nie bywałem w domu rodzinnym i nie przedstawiałem im kolejnych dziewczyn. Mimo to wciąż miałem wrażenie, że są obecni w moim życiu. Nigdy nie przestałem słyszeć ich uwag pełnych krytyki. Pamiętam, jak odeszła Grażyna.
– Naprawdę cię kochałam… – westchnęła, zacisnęła usta i zaczęła pakować swoje kosmetyki, które stały w mojej łazience. – Może kiedyś to zrozumiesz.
Milczałem, bo co miałem mówić? Że spotkałem lepszą? Przecież tego właśnie mnie nauczyli: ciągłego dążenia do doskonałości. Nawet w relacjach damsko-męskich. Ojciec byłby ze mnie dumny.
Kiedy Grażyna zniknęła z mojego życia, pojawiła się Alicja, instruktorka fitnessu. Ładna buzia, długie, zgrabne nogi i płaski brzuch. Czego chcieć więcej? A choćby Magdy… Koleżanki Alicji, którą moja dziewczyna poznała z moim najlepszym kumplem, czyli Jurkiem.
Skłamałbym, gdybym nazwał go przyjacielem, choć wiele nas łączyło. Na przykład upodobanie do pięknych kobiet. Od zawsze rywalizowaliśmy na tym polu. Chodziło zarówno o urodę naszych partnerek, jak i ich liczbę. Dlatego mnie zaskoczył, gdy po kilku miesiącach znajomości z Magdą powiedział, że chce się jej oświadczyć.
– Stary, nigdy w życiu nie byłem tak zakochany – dodał rozpromieniony.
– Nie dziwię ci się – mruknąłem, plując sobie w brodę, że temu psu na kobiety pozwoliłem poderwać taką dziewczynę.
Moja Alicja też była niczego sobie, ale Magda należała do innej ligi! Rodzice nauczyli mnie sięgać po wszystko, co najlepsze, więc siłą rzeczy zacząłem pragnąć i Magdy. Zwłaszcza po wyznaniu kumpla.
Zagościła w moich erotycznych fantazjach i już nie mogłem się jej oprzeć – nawet za cenę zniszczenia własnego związku. Miałem wrażenie, że los sobie ze mnie zadrwił, bo uczynił ze mnie chłopaka jej koleżanki. Ale cóż… Serce, a tym bardziej testosteron, nie sługa.
Chyba gdzieś w kwietniu Jurek powiedział mi, że wyjeżdża na sześć tygodni:
– Stary, byłoby fajnie, gdybyście z Alicją od czasu do czasu może wyciągnęli moją Magdę z domu. Żeby się beze mnie nie nudziła.
– Oczywiście – uspokoiłem go.
Rozumiałem kumpla: znudzoną samotną piękność łatwo skusić do zdrady… Tymczasem „wyciąganie” Magdy z domu okazało się wcale nie takie proste. Bo mojej Alicji od razu nie spodobał się pomysł spędzania czasu we troje.
– Ależ ona nie będzie się nudzić, kochanie – zaszczebiotała. – W sobotę i tak zabieram ją na babską imprezę.
Wyczułem w głosie Ali lęk i niepewność, co mnie jeszcze bardziej nakręciło. Boleśnie i gwałtownie zapragnąłem Magdy – owocu słodkiego, bo zakazanego.
– Cześć! – przywitałem się, stając dwa dni później w jej drzwiach. – Ala ma dzisiaj zajęcia do późna, więc sam wpadłem zobaczyć, czy niczego nie potrzebujesz.
– Jeśli już, to tylko towarzystwa – westchnęła. – Jurek się w ogóle nie odzywa, pewnie dobrze się bawi beze mnie…
Na stoliku w głębi pokoju zobaczyłem jeden kieliszek i do połowy opróżnioną butelkę białego wina.
– Nie żartuj – odparłem, robiąc krok do przodu. – Życie bez ciebie musi być dla niego męczarnią.
– Tak myślisz? – pociągnęła lekko zaczerwienionym noskiem. – A nie wydaje ci się, że jakoś się postarzałam ostatnio? Zrobiły mi się zmarszczki pod oczami. O tu… – powiedziała i podeszła blisko.
Skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie mogłem się powstrzymać. Mogłem: wystarczyło pomyśleć o Ali i Jurku. Jednak ja nie chciałem pomyśleć. Wszelkie wyrzuty sumienia odpłynęły w dal. Rzuciłem się na Magdę. Dałem się ponieść pożądaniu, które spalało mnie od miesięcy. A ona okazała się łatwą zdobyczą.
Ach, te piękne, samotne kobiety…
– Co myśmy zrobili… – chlipała pół godziny później. – Przecież ja kocham Jurka! Słuchaj…! – krzyknęła, szarpiąc mnie za ramię. – On nie może się o tym dowiedzieć! Nigdy, rozumiesz?.
Pewnie, że rozumiałem. Dostałem to, czego chciałem, i już nie zależało mi na Magdzie, a tym bardziej na kłopotach. Jeżeli chodzi o kobiety, bliska mi była zasada trzech „z” mojego ojca: zdobyć, zaliczyć, zapomnieć. Wyszedłem więc zadowolony, chociaż czułem się dziwnie pusty. Nie rozpierała mnie radość, nie dręczyło mnie poczucie winy. Nic.
Przez miesiąc Magda i ja unikaliśmy się. Ona spędzała dużo czasu z narzeczonym, ja ze zdwojoną siłą adorowałem Alę. Zajęty swoimi sprawami zdążyłem o wszystkim zapomnieć, gdy znienacka wpadliśmy na siebie w jakimś klubie.
Ala poszła do toalety, Jurek po drinki– i nagle zostaliśmy tylko we dwoje.
– Co u ciebie? – zapytałem, zapalając kolejnego papierosa.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, co tam u mnie? – wycedziła dziwnym głosem. – To ci powiem. Jestem w ciąży, draniu!
– Moje gratulacje – rzuciłem, odkładając zapalniczkę. – Jurek już wie? Jakoś nic nie wspominał, że zostanie ojcem.
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na mnie – długo i bardzo intensywnie. Aż w końcu zacząłem rozumieć.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że to moje?! – jęknąłem cały spocony.
– Co twoje? Piwo? – nagle przed naszym stolikiem wyrósł Jurek. – Co macie takie miny? Ktoś umarł czy jak?
– Raczej odwrotnie, ktoś się urodzi… – wymamrotałem, lecz on na szczęście nie usłyszał mnie przez głośną muzykę.
Potem między Magdą i mną nastąpiła gwałtowna wymiana maili i esemesów. Ona chciała, żebyśmy o wszystkim powiedzieli naszym połówkom, ja miałem ochotę uciec na koniec świata i najlepiej zająć się wypasem owiec. W końcu to ona podjęła decyzję, że wyjedzie.
Zerwała z Jurkiem, siedem miesięcy później urodziła mojego syna i pozwała mnie o alimenty. Zapytała, czy chcę zobaczyć dziecko. Nie byłem na to gotowy. Po zniknięciu Ali i Jurka z mojego życia straciłem dawną radość istnienia, jeśli w ogóle ją kiedykolwiek miałem. Nie cieszyły mnie już kolejne awanse w pracy ani podboje miłosne.
Dniami i nocami siedziałem w firmie, by udowodnić sobie i wszystkim, że mogę być najmłodszym wiceprezesem w jej historii. Sam nie wiem, kiedy ocknąłem się z tego dziwnego stanu. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że moje życie, choć kolorowe i pełne sukcesów – jest tak naprawdę puste.
Poczułem się oszukany… Bo przecież nie taką wizję przyszłości roztaczali przede mną rodzice! Zdobywając to, co nieosiągalne, miałem osiągnąć szczęście. Ich przepis na sukces okazał się jedynie receptą na samotność i nużące poczucie wypalenia…
Pamiętałem oczywiście o moim dziecku, w końcu łożyłem na jego utrzymanie. Nie wiedziałem jednak, czy przypadkiem Magda nie znalazła sobie już kogoś. Gdyby tak było, nie chciałem na siłę pchać się do jej życia, a głupio mi było zapytać wprost. Wprawdzie moja ekskochanka kilka razy ponowiła zaproszenie dla mnie, jednak ja bardzo długo zwlekałem z wizytą.
Ja go nigdy nie będę wdeptywać w ziemię
Cztery lata od tamtej pamiętnej nocy pojechałem na drugi koniec Polski wreszcie zobaczyć syna. No i jego mamę… Drzwi otworzyła mi Magda.
– Wejdź, czekamy, właśnie wróciliśmy z przedszkola – rzuciła wesoło.
Wyglądała pięknie, tak bardzo kobieco – w jasnej sukience w kwiatki.
– Mateuszek narysował dla ciebie obrazek – powiedziała. – Pokaż go, synku.
Chłopczyk o oczach Magdy i podbródku mojego taty z onieśmieleniem podał mi rysunek złożony na pół. Prawdę mówiąc, dość okropny. Jakieś kółka i kreski nabazgrane dwoma kolorami. „Co to ma być? Nie mógł się bardziej postarać? – pomyślałem i… aż usiadłem z wrażenia.
– O Boże, jestem taki sam jak moi rodzice!” – jęknąłem w duchu. Pamiętam dobrze, jak tłumaczyli kiedyś znajomym, przekonani, że nie słyszę: – Chwalenie dziecka niszczy w nim motywację do osiągnięcia sukcesu. Po co ma się starać, skoro i tak zawsze ktoś go pochwali? Chcemy tylko jego dobra, więc mu zawsze mówimy, że wszystko może zrobić lepiej.
„Co za bzdury!” – pomyślałem, patrząc na onieśmielonego chłopczyka, który czekał na moje dobre słowo. Spojrzałem na rysunek i z powagą oświadczyłem mu:
– Wspaniale rysujesz, synku. Ten obrazek jest naprawdę super. Śliczny.
– Spodobał mu się! – szczęśliwy Mateusz odwrócił się do Magdy. – Mamusiu, tacie spodobał się mój obrazek!
Tata. Wreszcie byłem tatą… Przysiągłem sobie, że zrobię wszystko, aby mój syn miał radośniejsze życie niż ja. Teraz jeszcze czekało mnie inne zadanie. W domu Magdy nie dostrzegłem śladów pobytu żadnego mężczyzny… Może jest przed nami przyszłość?
Czytaj także:
„Była żona chce odebrać mi syna, którego nigdy nie chciała. To ja się nim zajmowałem, a sąd przyznał jej opiekę”
„Miałam mamę za rozważną staruszkę, a ona z własnej głupoty wpakowała się w długi. Jeszcze trochę i skończy na bruku”
„Edyta usilnie chce się ze mną przyjaźnić, fundując każdy wypad i wyjście do restauracji. Czuję się jak uboga krewna”