W gabinecie pachniało kawą i czymś nieokreślonym, chyba wonią zakurzonych papierów, które wypełniały ciasne wnętrze.
Wszystko działo się tak szybko, że wciąż buzowała we mnie adrenalina. Jednocześnie było mi okropnie wstyd. Oczami wyobraźni widziałam plotkujących na mój temat sąsiadów. Nie wspominając o szefostwie i współpracownikach. Byłam główną księgową w jednej z większych firm w mieście.
Nie mogłam sobie pozwolić na udział w takich incydentach. Przede wszystkim zaś – nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek zatargi z prawem, bo to pociągnęłoby za sobą poważne konsekwencje.
Poprawiłam się na twardym krześle i westchnęłam
W myślach przeklinałam kuzynkę, przez którą wylądowałam w tym miejscu i czułam się jak kryminalistka.
– I co teraz? Zamkniecie mnie w areszcie? – burknęłam, kiedy postawny policjant w końcu wcisnął się za biurko.
– Nie sądzę, żeby istniała taka konieczność. – Uśmiechnął się kpiąco, a potem ostentacyjnie otworzył pustą kartotekę, która czekała na zapełnienie jej moimi zeznaniami, stojącymi w opozycji do opowiadanych przez kuzynkę bajek.
A jak mi nie uwierzy? Złość i rozgoryczenie zmieniły się w strach i niepewność. Spuściłam głowę, jak skazaniec, który czeka na egzekucję.
– Proszę opowiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło – odezwał się policjant, a potem wziął łyk kawy, nie szczędząc mi efektów dźwiękowych.
Zaczęłam więc mówić, martwiąc się, że dla tego wielkiego mężczyzny za biurkiem była to paplanina pozbawiona związku ze sprawą. Chciał jak najszybciej odfajkować swoją robotę i wyjść na papierosa.
Musiałam jednak wrócić do samego początku
Czyli do momentu, w którym to się zaczęło. Do chwili, w której losy dwóch dziewczynek splotły się ze sobą na zawsze. A może takiej szczególnej chwili wcale nie było? Może owa toksyczna relacja, która nam obu zniszczyła życie, została po prostu wpisana w nasz los?
Beata była moją kuzynką i urodziła się zaledwie dwa lata po mnie. Nasze mamy były nie tylko siostrami, ale także przyjaciółkami, spędzałyśmy więc razem sporo czasu. I bardzo szybko się zorientowałam, że w tej na pozór siostrzanej relacji coś zgrzyta.
Beata zazdrościła mi dosłownie wszystkiego: lalek, zabawek, różowej sukienki z falbankami, którą mama znalazła na wyprzedaży, no a głównie tego, że mam tatę. Ojciec Beaty zniknął z ich życia krótko po narodzinach córki. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałam, jak wyglądał.
Żadna z nas go nie pamiętała, byłyśmy na to zbyt małe
Nigdy więcej się nie pojawił, a z podsłuchanych rozmów naszych mam wiedziałyśmy tyle, że od czasu do czasu przysyła pieniądze, które nie wystarczają nawet na zakup jednej pary butów. Beata postanowiła więc stać się ulubienicą wujka, czyli mojego taty.
To dla niego zainteresowała się motoryzacją i potrafiła godzinami przesiadywać w jego warsztacie. Mnie samochody zupełnie nie interesowały, wolałam leżeć w swoim pokoju i czytać książki. Tymczasem kuzyneczka bez przeszkód realizowała swój plan.
Wkrótce zauważyłam, że tata poświęca jej dużo czasu, i wyglądało na to, że bardziej interesuje się Beatą niż mną. Pewnego niedzielnego popołudnia, podczas obiadu u babci, mojej kuzynce zdarzyło się nawet powiedzieć do mojego ojca: „tato”.
Tego już było za wiele. Odsunęłam się gwałtownie od stołu, zaszurało krzesło i brzęknął zrzucony na posadzkę widelec.
– To nie jest żaden twój tata! – wrzasnęłam tak głośno, że wszyscy zastygli. Dłonie trzymające sztućce zawisły w powietrzu i nastała cisza.
Patrzyłam wyzywająco na Beatę, na wykwitające na jej policzkach rumieńce i zaszklone oczy.
– Twój ojciec cię zostawił, bo cię nie kocha – wycedziłam przez zęby, korzystając z panującej przy stole konsternacji. – Mój też cię nie kocha i nigdy nie będzie kochał!
– Dość! – huknął tata, wstając od stołu. Jego twarz była nieprzenikniona. Nie mogłam rozszyfrować, czy jest na mnie zły, czy może rozczarowany moim nagłym wybuchem. Podszedł do mnie, chwycił za łokieć i podprowadził do drzwi.
– Zostaw ją w spokoju i przemyśl swoje zachowanie – powiedział, a potem pchnął mnie lekko w stronę korytarza, dając do zrozumienia, że powinnam opuścić salon.
Odwróciłam się w stronę Beaty
Nasze spojrzenia się spotkały. Jej wzrok był nieustępliwy, bezczelnie triumfujący. Poczułam, że rozpadam się na milion kawałków. Nie wiedziałam wtedy, że rozpadnę się tak jeszcze wiele razy…
Jakoś doszłyśmy do porozumienia po tym incydencie. Rodzice nieustannie tłumaczyli mi, że wszyscy musimy być dla Beaty wyrozumiali oraz otoczyć ją opieką. To nie jej wina, że nie ma ojca.
Cioci też jest ciężko samotnie wychowywać córkę. Powtarzano mi to tak często, że w końcu uwierzyłam i zaczęłam inaczej postrzegać moją kuzynkę, nawet było mi jej żal. To dla niej zrezygnowałam z pogłębiania znajomości z chłopakiem, którego planowałam zaprosić na studniówkę.
– Tadzia ci nie odstąpię – żartowałam później, kiedy obie byłyśmy na studiach, a ja miałam już narzeczonego.
– Nie musisz, weź go sobie! – prychała, udając rozżaloną, a potem pękałyśmy ze śmiechu.
Niemniej czułam, że pod powłoką tej radości był żal
Niejednokrotnie podczas rodzinnych spotkań napotykałam utkwiony we mnie wzrok Beaty. Patrzyła, jak Tadek trzyma mnie za rękę, szepcze mi coś do ucha, całuje. Wiedziała, że jest dla mnie dobry. Poza tym był przystojny i zaradny. Idealny materiał na męża.
Poprosiłam Beatę, żeby została świadkową na naszym ślubie. Jej zacięty wyraz twarzy złagodniał i pomyślałam, że naprawdę cieszy się moim szczęściem. Z entuzjazmem wybierała dla siebie sukienkę i brała udział w przygotowaniach do wesela.
Jakby połączyła nas wreszcie specjalna więź, ale taka dobra, nie przeklęta, jakbyśmy stały się w końcu siostrami, które mimo kłótni się kochają i dobrze sobie życzą.
– Cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie – wyznała mi pewnego razu ciotka.
Cóż, wiedziałam, jak bardzo martwi się o swoją córkę. Samotne wychowanie dziecka wiele ją kosztowało i szczerze podziwiałam ją za to. Kiwnęłam głową, hamując napływające do oczu łzy.
– Zawsze musicie pamiętać, Marlenko, że macie tylko siebie – dodała, delikatnie gładząc moją dłoń, na której lśnił pierścionek zaręczynowy.
Racja, żadna z nas nie miała rodzeństwa
Jeśli rodzice odejdą, zostaniemy tylko we dwie. Dotąd nie myślałam w ten sposób, lecz dotarło do mnie, że nasi rodzice nie są wieczni. Naiwnie sądziłam, że Beata myśli podobnie, że w końcu dojrzała i też jej na mnie zależy. Na moim weselu wyglądała na zadowoloną. Kilka razy nawet się wzruszyła. Ściskała mnie i życzyła wszystkiego najlepszego. Uwierzyłam, że jest szczera.
Przez kilka pierwszych lat małżeństwa była moją powiernicą. Wiedziała wszystko na temat naszych układów i zwyczajów mojego męża. Żadna kłótnia nie umknęła jej uwadze. Potrafiła zręcznie wycisnąć ze mnie każdy sekret, nawet ten, że mieliśmy problem z poczęciem dziecka.
– W końcu wam się uda, za bardzo się tym stresujesz – pocieszała mnie, gdy wróciłam od kolejnego lekarza, który nie dawał wielkich szans na powodzenie.
Czemu nie dziwiło mnie, że sama nie układa sobie życia? Czemu nie przeszkadzało mi, iż niemal z nami mieszka, towarzysząc nam podczas codziennych obowiązków? Nie wiem… Straciłam czujność?
Starania o pociechę odcisnęły piętno na moim małżeństwie. Miałam dosyć nieustannego wyczekiwania na pojawienie się upragnionego potomstwa.
Nie potrafiłam się już cieszyć bliskością męża. Seks stał się obowiązkiem, wszystko sprowadzało się do walki o dziecko, nawet czułości.
Oddalaliśmy się od siebie z Tadeuszem
Może nawet było mi to na rękę? Patrzyłam, jak siedzi na kanapie z moją kuzynką, popijając zrobionego przez nią drinka, i nie protestowałam. Zapłaciłam za to wysoką cenę. Sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Beata nie przychodziła już do mnie, ale do mojego męża, i nawet się z tym nie kryła.
Oboje mnie ignorowali, ciesząc się swoim towarzystwem. W końcu zrozumiałam, że w moim domu na dobre rozkwitł romans. Robiło mi się słabo na samą myśl, że Beata sypia z Tadeuszem. Z moim mężem w moim domu i łóżku? To było tak bezwstydne, że aż nie do uwierzenia, ale nie miałam wątpliwości, że zdradzali mnie regularnie.
Na dokładkę ona mogła wejść do naszego domu w dowolnej chwili, bo miała klucze. Dorobiłam je dla niej zaraz po tym, jak kupiliśmy mieszkanie. Od początku oboje traktowaliśmy ją jak pełnoprawnego domownika. No i stało się…
– Jestem w ciąży – oznajmiła mi, stając w progu.
Zignorowawszy moją konsternację, wyminęła mnie i weszła do środka. Torebkę rzuciła na sofę i opadła na siedzisko. Odwróciłam się powoli w jej stronę. Wiedziałam, co za chwilę usłyszę, lecz wciąż miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Napływające do oczu łzy rozmazywały mi obraz. Widziałam tylko kolorowe plamy.
– Z Tadeuszem – dodała to, czego nie chciałam usłyszeć.
Serce waliło mi jak młotem
Krew w tętnicach zdawała się płonąć. Podeszłam do niej i osunęłam się na podłogę.
– Dlaczego mi to robisz? – wczepiłam się dłońmi w fałdy jej spódnicy.
– Chciałam się przekonać, czy jestem w stanie odebrać ci wszystko – odparła i głos jej przy tym nie zadrżał.
– Dlaczego? Ale dlaczego? No dlaczego? – powtarzałam jak w transie.
– Bo tobie zawsze wszystko przychodziło bez wysiłku! – wybuchnęła nagle i odepchnęła mnie od swoich kolan. – Zresztą twój mąż to dupek, w sumie powinnaś być mi wdzięczna. – Chwyciła torebkę i wyszła.
Trzasnęły drzwi. Za nią, za moim małżeństwem, za nadziejami na rodzinę. Z głową na podłodze zaniosłam się płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć. Podejrzewałam ich o romans, ale nie sądziłam, że Beata posunie się do takiego świństwa.
Policjant wysiorbał resztkę kawy z kubka.
– Kiedy to było? – spytał.
– Dawno… – odparłam, wygładzając spódnicę na kolanach. Myślami wciąż byłam w swoim salonie, gdzie leżałam na miękkiej wykładzinie, pogrążona w niewygodnej, uwierającej rozpaczy.
– Może pani powoli zmierzać do końca – zerknął wymownie na zegarek.
Opowiedziałam mu więc o karczemnej awanturze, jaką urządziłam tego wieczoru mężowi.
– Mam dość was obu! – wrzasnął Tadeusz, a potem rzucił stojącą na ławie filiżanką o ścianę.
Patrzyłam, jak warstwie tynku pojawia się cienkie pęknięcie, a na wykładzinę sypią się fragmenty rozbitej porcelany.
– W takim razie koniec z nami – postanowiłam. – Spieprzaj do niej i wychowujcie swoje dziecko.
Na szczęście z rozwodem nie było problemu
Chciałam to zakończyć jak najszybciej, a potem zamknąć ten bolesny rozdział swojego życia. Na zawsze. Może wykazałam się tchórzostwem, ale tylko uporczywe spychanie tych upokarzających momentów do podświadomości pozwalało mi normalnie funkcjonować.
Tadeusz się wyniósł i zostawił mi mieszkanie. Rodzicom zapowiedziałam, że nie chcę słyszeć słowa ani o Beacie, ani o jej dziecku. Ciotce wysyłałam lakoniczne życzenia świąteczne. Nie miałam siły, by się z nią spotykać. Dopiero po latach zdobyłam się na to, by odwiedzić jej grób.
Mama poinformowała mnie o jej śmierci. Mimo tylu bolesnych wydarzeń kochałam ciotkę i nie obwiniałam jej za postępowanie córki.
Idąc cmentarną alejką w stronę wskazanego przez mamę miejsca, dostrzegłam wysoką postać, odzianą w ciemny płaszcz. Na wietrze falowały długie, ciemne włosy, poprzetykane jasnymi pasemkami. Zrobiło mi się słabo.
– Beata… – powiedziałam, stając za nią.
To było nasze pierwsze spotkanie od ponad 10 lat
Nie miałam pojęcia, co się z nią działo przez cały ten czas. Odwróciła się powoli i spojrzała na mnie. Jej wzrok był taki sam jak dawniej: przenikliwy i lodowaty. Nic nie złagodniał, chyba wręcz przeciwnie. Zapytałam, co u niej słychać i jak się miewa jej dziecko. Wyznała mi wtedy, że jej synek zmarł w wieku trzech lat. Poważnie chorował na nerki. Ratunkiem mógł być przeszczep, ale...
– Nie znalazł się dawca? A Tadeusz?
– Tadeusz nas zostawił.
– No tak, sama mówiłaś, że był dupkiem – wyrwało mi się.
Wszystko rozegrało się w ciągu kilku sekund. Beata dopadła do mnie, a ja odparłam jej atak. Pchnęłam ją z całej siły i zaczęłam okładać po twarzy. Coś we mnie pękło. Ta kobieta zniszczyła mi życie.
Zniszczyła życie wszystkim swoim bliskim, sobie też
W tamtym momencie wściekłości nie potrafiłam jej współczuć nawet z powodu śmierci dziecka, które było przecież owocem zdrady. Jakiś przechodzień wezwał policję. Zabrano nas na komisariat.
– To już wszystko – podsumowałam, skubiąc rąbek spódnicy.
– Myślę, że powinnyście panie porozmawiać ze sobą od serca, wyjaśnić sobie wszystko – uznał policjant, zamykając kartotekę, w której kryła się teraz historia mojego życia.
Wyszłam z komisariatu i wystawiłam twarz do słońca. Po raz kolejny uznałam, że rozpoczynam nowy rozdział. Są takie relacje i więzi, które powracają jak bumerang, ale nie tym razem… Nasza sprawa została umorzona, a ja nigdy więcej nie spotkam się z Beatą.
Nie będziemy niczego sobie więcej wyjaśniać ani wybaczać. Pewne osoby powinny trzymać się od siebie z daleka, bo gdy są razem, prowokują mrok tkwiący w każdym z nas…
Czytaj także:
„Byliśmy wściekli na hałas u sąsiada, ale nie wiedzieliśmy, co jest jego przyczyną. Dotarła do nas smutna jest prawda”
„Sąsiadka wyznała mi, że mój mąż niedługo odejdzie z kochanką. Nie mogłam w to uwierzyć, ale musiałam zacząć działać”
„Moje dwudzieste urodziny na długo zapadną mi w pamięć. Wszystko przez kumpli, którzy zaczęli bez pozwolenia grzebać w domu”