Bogdana poznałam, gdy miałam 24 lata. Był dyrektorem w firmie, w której dostałam swoją pierwszą pracę w stolicy. Od razu wpadł mi w oko. Nie przeszkadzało mi to, że zbliża się do pięćdziesiątki. Ba, uważałam to nawet za zaletę. Nigdy nie potrafiłam dogadać się z młodymi chłopakami. Zawsze marzyłam o związku ze statecznym, mądrym, odpowiedzialnym i dobrze wychowanym mężczyzną. A Bogdan właśnie taki był. Robiłam więc wszystko, by mnie zauważył i zaproponował randkę.
Moje wysiłki przyniosły efekty. Kiedyś, po wyjątkowo ciężkim dniu w pracy, zaczepił mnie na korytarzu i zapytał, czy mam ochotę wyskoczyć na drinka do pobliskiego baru. Pogadać, pośmiać się, odprężyć. Zgodziłam się natychmiast.
Zawsze podobali mi się starsi faceci
Potem były kolejne spotkania… Im lepiej go poznawałam, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że właśnie z nim chcę spędzić resztę życia. A on odwzajemniał moje uczucia. Gdy więc rok temu poprosił mnie o rękę, powiedziałam: tak. Nie wahałam się nawet chwili. Czułam, że będę z nim szczęśliwa.
Ustaliliśmy, że ślub weźmiemy pod koniec kwietnia, w mojej rodzinnej wsi. O innym rozwiązaniu mama z tatą nie chcieli nawet słyszeć. Cieszyli się, że spotkałam tego jednego jedynego i obiecali, że wyprawią nam wspaniałe weselisko. Miesiąc temu pojechałam do domu sprawdzić, jak idą przygotowania do uroczystości. Mama powitała mnie z niewyraźną miną.
– Co się stało? Jakieś problemy z salą? Jedzeniem? Z księdzem? – zasypałam ją pytaniami.
– Nie, nie. Wszystko jest już zapięte na ostatni guzik… – powiedziała.
– To o co chodzi? Przecież widzę, że coś cię męczy – naciskałam.
– Rzeczywiście. Tylko nie wiem, od czego mam zacząć.
– Najlepiej od początku.
– No dobrze… Powiedz mi, ale tak szczerze, czy ty naprawdę kochasz tego Bogdana? – zapytała.
– Oczywiście! Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że może być inaczej?
– A, bo to takie dziwne. Ty taka młodziutka, on w wieku twojego ojca.
– I co z tego? Przecież wiesz, że zawsze lubiłam starszych mężczyzn…
– Wiem, ale ludzie gadają…
– Co gadają? No mów wreszcie…– zdenerwowałam się.
– Nieważne! Grunt, że to prawdziwa miłość – szybko zmieniła temat.
Znałam ją i wiedziałam, że choćbym nie wiem, jak naciskała, niczego więcej już z niej nie wyciągnę.
Mogę mówić, co chcę, oni wiedzą swoje
Słowa mamy nie dawały mi spokoju. Zadzwoniłam więc do swojej przyjaciółki ze szkoły, Marzeny, i spytałam, czy mogę na chwilę do niej wpaść.
– Jasne! Przychodź natychmiast. Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam – usłyszałam.
Z początku było to zwyczajne babskie spotkanie. Wspominałyśmy, śmiałyśmy się. Było miło, ale nie o to mi przecież chodziło. Ciekawiło mnie, jakie plotki o mnie krążą po wsi.
– Dostałaś zaproszenia na mój ślub i wesele? – zapytałam, by sprowadzić rozmowę na interesujący mnie temat.
– Jasne, dzięki. Na pewno przyjdę.
– Tu super. Zobaczysz, Bogdan to wspaniały facet. Nie wyobrażam sobie bez niego życia – rozmarzyłam się.
– Daj spokój! – zachichotała.
– Czemu się śmiejesz?
– Bo jesteś bardzo przekonująca. Ale przede mną nie musisz udawać.
– Czego nie muszę udawać? – zapytałam zdumiona.
– Tej niby wielkiej miłości. Przecież to jasne, że wychodzisz za tego faceta dla kasy. Wszyscy we wsi to wiedzą.
– Nic podobnego! Kocham go! Najbardziej na świecie!
– Oj przestań… Rozumiem cię. W tych niepewnych czasach trzeba się jakoś ustawić. A z tego, co opowiadała twoja mama, facet ma wszystko: pozycję, dom, pieniądze. Będzie cię traktował jak księżniczkę. W zamian za takie życie może nawet i ja bym się poświęciła i wyszła za starucha… Ten twój nie ma jakiegoś kolegi stanu wolnego? Najlepiej schorowanego, żeby szybko się przekręcił i zostawił mi w spadku cały majątek…
– Jak nie przestaniesz, to ci przywalę – byłam na granicy wybuchu.
– Za co? W przeciwieństwie do wielu naszych sąsiadów ja cię nie potępiam. Przeciwnie, gratuluję wspaniałego pomysłu na dostatnie życie.
– Wiesz co? Mam w dupie takie gratulacje – wybiegłam wściekła.
W drodze do domu aż się popłakałam. Zrozumiałam, że choćbym nie wiem, ile tłumaczyła i zaprzeczała, dla mieszkańców wsi zawsze będę tylko cwaniarą, dla której liczy się kasa.
Po spotkaniu z Marzeną chciałam nawet odwołać ślub i wesele. Ale Bogdan mi nie pozwolił. Stwierdził, że na złość plotkarzom powinniśmy stanąć przed ołtarzem, a potem dobrze bawić się do białego rana. Tylko czy to możliwe? Już widzę te zawistne spojrzenia, słyszę złośliwe szepty za plecami…
Czytaj także:
„Pojechałam w Tatry, żeby leczyć rany po nieudanym małżeństwie. Udało się. Na górskim szlaku spotkałam... moją szkolną miłość”
„30 lat temu mojej przyjaciółce spodobał się tajemniczy mężczyzna ze starego zdjęcia. Dziś jest narzeczoną... jego wnuka”
„Szef wywalił mnie na zbity pysk, bo miałem czelność prosić o podwyżkę na leki dla córki. Karma wróciła szybciej niż myślał"