Od dziecka byłam niesforna. Mama opowiadała mi, że wystarczyło zastawić mnie na kilka sekund samą, a już pakowałam się w kłopoty. Wchodziłam tam, gdzie wchodzić mi nie było wolno, dotykałam rzeczy, których dotykać nie powinnam. Wszyscy pilnowali mnie więc jak oka w głowie, bylebym tylko nie zrobiła sobie jakiejś krzywdy. Ale któregoś dnia mnie nie upilnowali.
Miałam wtedy pięć lat, byłam na wakacjach na wsi i przyglądałam się, jak wujek rozładowuje skoszone zboże przy użyciu elektrycznego podajnika. Z dziesięć razy mi mówił, żebym nie podchodziła za blisko, bo to niebezpieczne, ale ja nie posłuchałam.
Gdy odwrócił się na chwilę, by się czegoś napić, podbiegłam do przyczepy i nie wiedzieć czemu włożyłam rękę do pracującej maszyny. Co było potem, nie pamiętam… Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedzieli zapłakani rodzice. To oni powiedzieli mi, że straciłam lewą dłoń. Byłam za mała, by zrozumieć, więc nawet nie rozpaczałam.
Szybko odnalazłam się w nowej sytuacji. Kilka miesięcy później później byłam tym samym niesfornym dzieckiem pakującym się w kolejne kłopoty. Na szczęście już bez takich dramatycznych konsekwencji.
Moje marzenia zaczynały się spełniać.
A potem był kubeł zimnej wody
W szkole dzieciaki zaakceptowały mnie taką, jaką byłam. Oczywiście na początku zapytały, dlaczego mam jedną rękę krótszą. Gdy odpowiedziałam, temat się skończył. Nikt się ze mnie nie wyśmiewał, nie gapił na mnie, nie wytykał palcami.
Może dlatego, że trafiłam na fajne dzieciaki, a może, bo moja niepełnosprawność w niczym właściwie mnie nie ograniczała. Nie ukrywałam kikuta, nie chciałam nosić protezy. Schowałam ją na samym dnie szafy i nigdy już nie wyciągnęłam. Była niezbyt wygodna i jakaś taka obca. A ja świetnie radziłam sobie z jedną ręką.
Wierzyłam, że mój wygląd nie ma znaczenia, że jak się tylko postaram, to osiągnę wszystko, co tylko sobie wymarzę. A moim największym marzeniem była praca w branży turystycznej. To właśnie dlatego po maturze zdecydowałam się na studia w Wyższej Szkole Turystyki i Języków Obcych.
W wyobraźni już widziałam, jak w przyszłości zarządzam jakimś eleganckim hotelem na cudownej karaibskiej wyspie lub podróżuję po świecie, jako pilot wycieczek.
W ubiegłym roku pod koniec lata obroniłam pracę magisterską. Na piątkę. Od razu zabrałam się za poszukiwanie pracy. Na początek w Polsce. Wysłałam CV do kilku hoteli i biur podróży. Dokumenty chyba zrobiły dobre wrażenie, bo już po kilku dniach dostałam zaproszenie na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną.
Do hotelu należącego do znanej światowej sieci. Gdy się o tym dowiedziałam, aż podskoczyłam z radości. Byłam przekonana, że dostanę tę pracę i zrobię pierwszy krok do realizacji marzeń. Niestety…
Mężczyzna, który miał ze mną rozmawiać, przywitał mnie z szerokim uśmiechem. Ale po chwili ten uśmiech zastąpił grymas. Jeszcze raz zerknął na moje CV, zadał jakieś dwa banalne pytania i podziękował za spotkanie.
Widać było, że nie chce na mnie tracić więcej czasu. Zrobiło mi się bardzo przykro, bo nawet nie zdążyłam się pochwalić swoimi umiejętnościami, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Moi znajomi także biegali od firmy do firmy, zanim znaleźli pracę. Pomyślałam, że następnym razem pójdzie mi lepiej.
Nie poszło. Mijały miesiące, a ja wciąż nie miałam pracy. Kolejne rozmowy kwalifikacyjne przebiegały podobnie. Rozmówcy witali mnie z uśmiechem, ale zaraz potem szybko kończyli spotkanie. Nie rozumiałam, co się dzieje.
Oczywiście próbowałam się tego dowiedzieć, ale mnie zbywali. Mówili, że muszą porozmawiać jeszcze z wieloma kandydatami, że gdy uznają, że jestem najlepsza, to się do mnie odezwą. Ale telefon milczał. Byłam coraz bardziej załamana.
Po kolejnym nieudanym spotkaniu zrobiło mi się tak smutno, że od razu pojechałam do swojej najlepszej przyjaciółki ze studiów, Agaty. Nigdy wcześniej nie użalałam się nad swoim losem, ale wtedy musiałam się przed kimś wypłakać.
Zaczęła mnie ogarniać złość. Jak ludzie mogą tak robić? Wysłuchała mnie spokojnie. Gdy skończyłam, długo milczała. Widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia.
– Chyba wiem, o co im wszystkim chodzi. Tylko nie mam pojęcia, jak ci to powiedzieć – odezwała się wreszcie.
– Najlepiej prosto z mostu. Mam już dość wykrętów. Nasłuchałam się ich na rozmowach kwalifikacyjnych – prychnęłam.
– No dobrze. Myślę, że chodzi o twoją rękę. Tę krótszą.
– Jak to? Przecież nie staram się o robotę przy łopacie…
– No tak ale… Twój kikut nie wygląda za pięknie. Niektórym taki widok może przeszkadzać, a innych wręcz odrzucać…
– A ciebie odrzuca i ci przeszkadza? – przerwałam jej.
– Nie, bo znamy się długo i zdążyłam się przyzwyczaić. Ale w branży turystycznej ma się do czynienia z wieloma przypadkowymi ludźmi. Nie wiadomo, na kogo się trafi. Pracodawcy nie chcą ryzykować… – westchnęła.
Poczułam, jak ogarnia mnie złość.
– Jestem, jaka jestem i nie mogę tego zmienić!
– Pewnie, że nie. Ale możesz zamaskować kikut. Tak, żeby nie rzucał się od razu w oczy. Są specjalne nakładki, protezy…
– Nigdy ich nie nosiłam i nie będę nosić! – przerwałam jej.
– A ja nigdy nie nosiłam granatowych garsonek, bo uważałam, że są ohydne. A teraz codziennie rano taką wkładam, bo wymaga tego ode mnie szef hotelu, w którym pracuję.
– No wiesz, to zupełnie coś innego!
– Wcale nie. Czasem trzeba się po prostu dostosować.
– Ani myślę! Na pewno w końcu znajdzie się ktoś, kto doceni moje umiejętności! – wyrecytowałam i wyszłam obrażona.
Nie mogłam zrozumieć, jak Agata może nas porównywać. I dawać mi takie rady! Uważałam, że ludzie, tak jak dzieciaki w szkole, powinni mnie zaakceptować taką, jaką jestem. A jak im się coś w moim wyglądzie nie podoba, to ich problem.
Od tamtego dnia minął miesiąc. W tym czasie byłam na dwóch kolejnych rozmowach kwalifikacyjnych. Na domiar złego zauważyłam, że wielu obcych ludzi źle reaguje na mój kikut.
Wcześniej nigdy nie zaprzątałam sobie tym głowy, ale po rozmowie z przyjaciółką stałam się bardziej czujna.
Dostrzegłam, że niektórzy się krzywią, odwracają wzrok… Jedna pani w autobusie szepnęła, że moja ręka wygląda obrzydliwie. Może więc jednak powinnam posłuchać Agaty i się dostosować?
Czytaj także:
„Kiedy odeszła ode mnie żona, stałem się nikim. Żyłem na marginesie, całymi dniami piłem i żebrałem o drobne na bułki”
„Mąż zamiast na wakacje, zabrał mnie do letniskowego domku byłej żony. Wszystko przypominało mi, że jestem od niej gorsza”
„Były mąż wyrwał mnie z patologii, a później sam wlewał w siebie wódkę. Zajmowałam się nim, bo byłam mu to winna”