„Lubiliśmy z żoną dobrze zabawić się w łóżku, ale mieliśmy jedną zasadę. Złamałem ją i musiałem to ukryć”

uśmiechnięty mężczyzna fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Świat imprez i poklepywania się po ramionach z celebrytami walił się w gruzy. W jednej chwili mogłem z tego obiegu wypaść, stać się po prostu nikim. W dodatku nie widziałem żadnego wyjścia. Nie miałem bowiem złudzeń, że Andżelika wywali mnie na zbity pysk z domu, jeśli się dowie o moim romansie z Weroniką”.
Listy od Czytelniczek / 26.11.2023 13:15
uśmiechnięty mężczyzna fot. Adobe Stock, Monkey Business

To było przyjęcie zorganizowane przez jakiegoś celebrytę. Aktora? Piosenkarza? Słowo daję, nie pamiętam. Tyle się takich imprez zalicza… Z moją żoną Andżeliką, zwaną przez wszystkich Andżelą, odbębniamy po dwie tygodniowo, czasem więcej. Uwielbiamy się bawić!

W każdym razie impreza była na wysokim poziomie. Sponsor wynajął całe pole golfowe pod miastem. Część oficjalna odbywała się więc w zabytkowym dworku, ale do dyspozycji gości był rozległy teren, po którym jeździliśmy elektrycznymi wózkami.

Przed wieczorem odbyły się pokazy jazdy rajdowej, a potem sportowi kierowcy wozili chętnych swoimi bolidami. Z kolei dla tradycjonalistów istniała możliwość przejażdżki powozem zaprzężonym w konie. A po tych atrakcjach, nareszcie czas wolny – hulaj dusza!

Szukaliśmy kogoś do trójkąta

Oboje z Andżelą mamy taką słabostkę, że lubimy seks. Ale nie jakieś tam sztampowe łubu-dubu przy zgaszonym świetle, lecz wszelkie możliwe, dopuszczalne w granicach dobrego smaku i bezpieczeństwa eksperymenty. Przerobiliśmy już dawno cały ten pensjonarski zestaw pejczyków, różowych kajdaneczek, lateksowych ciuszków oraz przebrań za króliczka czy pielęgniarkę i poszliśmy dalej – w stronę trójkątów.

Przepadamy za miłością we troje! I nie ma znaczenia, czy tą trzecią osobą jest dziewczyna czy facet. Zapraszaliśmy już do towarzystwa wszystkich co bardziej wyzwolonych znajomych, a także prostytutki czy nawet początkujących, dorabiających na boku aktorów i aktorki.  Ale najbardziej lubimy spontaniczne akcje – kiedy uda nam się poderwać na przyjęciu kogoś, kto nie bawił się tak jeszcze nigdy w życiu. Na ten wieczór zamarzyły nam się prawdziwe łowy na zupełnie nową zwierzynę.

Imponowaliśmy jej

I jest! Bingo! Zauważyliśmy ją obok stawu. Młoda, ładna i naturalna dziewczyna w obcisłym stroju dżokejki. Podeszliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Od razu się zorientowałem, że trochę jej imponujemy.

No cóż, okazało się, że Weronika  była tylko osobą wynajętą na tę imprezę do powożenia dorożek, a my jesteśmy dość znanymi instagramerami. No dobrze, bardziej znana ode mnie jest Andżela. Moja żona to trenerka fitness, która wypłynęła na szerokie wody show-biznesu dzięki filmikom z ćwiczeniami wrzucanym do sieci.

Po kilku latach dorobiła się wielu tysięcy followersów, zaproszono ją nawet do kilku programów TV i dobrze na tym zarabia. Także dzięki firmom produkującym stroje sportowe, akcesoria lub energetyki dla sportowców, które podpisują z nią kontrakty. Ja, cóż; jestem troszkę mniej znany. Ale też razem z Andżelą parę razy prężyłem się przed fotoreporterami na „ściance”.

Ta dziewczyna wyglądała na niewinną

Mimo więc, że Werka – jak od razu zaczęliśmy ją nazywać – okazała się dosyć nieśmiałą i ogólnie słabo wyluzowaną prowincjuszką, rozmowa potoczyła się gładko i już po chwili usiedliśmy z kieliszkami wina na ławce. Od razu zauważyliśmy z żoną, że dziewuszka, choć bardzo się pilnuje, żeby nie było tego widać, zerka na mnie dość maślanym wzrokiem. Dobra nasza!

Kilka kieliszków wina później, kiedy akurat zaśmiewaliśmy się z jakiejś anegdoty ze świata celebrytów, położyłem jej dłoń na kolanie. Omal nie spadła z ławki, tak podskoczyła! Spojrzała zaskoczona, ale ja nie cofnąłem ręki. Patrzyłem jej głęboko w oczy. Odwróciła więc głowę, przenosząc wzrok na moją żonę. Wtedy Andżela przyzwalająco skinęła głową, po czym pogłaskała Werkę po długich, lśniących włosach. W pierwszej chwili się speszyła, wykonała nawet ruch, jakby chciała uciec, powiedziałem jej więc:

– Zostań, proszę.

A potem zacząłem prawić komplementy, opowiadać, jak wielkie wrażenie na mnie zrobiła i jaką jest niezwykłą osobą. Oczywiście, wyczuła lekki fałsz, lecz równocześnie była mile połechtana. Zachichotała, odprężyła się i… już chwilę później się pocałowaliśmy. I nawet bardzo nie protestowała, kiedy po chwili dołączyła do nas moja żona.

– Czy… Czy wy tak zawsze? Jak to tak? – wyglądała na autentycznie zaintrygowaną.

– Ależ nie! – skłamałem. – Ale dziś jest tak niezwykła noc… Ciepło, przyjemnie – szerokim gestem wskazałem na rozgwieżdżone niebo. – A ty taka piękna.

Wszystko poszło po naszej myśli

Nie była idiotką, wiedziała, że się zgrywam, ale podziałał alkohol, no i ciekawość oraz podniecenie wzięły w końcu górę nad konwenansami.
I po półgodzinie wylądowaliśmy we trójkę w naszym pokoju gościnnym. A tam kochaliśmy się do rana.

Urocza była ta mała, czyż nie? – spytała Andżelika, kiedy wracaliśmy naszym autem do Warszawy.

– No, dosyć… – odpowiedziałem zdawkowo, czując, że za tą banalną uwagą żony kryje się coś jeszcze.

Nie myliłem się.

– Byłeś tej nocy bardzo, hm… zaangażowany – dodała po chwili, wciąż siląc się na neutralny ton. – Chwilami czułam się pominięta w łóżku.

– Wybacz, skarbie – nachyliłem się nad kierownicą, cmokając ją w policzek. – Może odrobinę mnie poniosło. Za dużo wypiłem. Przepraszam.

– Ale wciąż pamiętasz o naszej najważniejszej zasadzie, prawda? – zapytała, poważniejąc.

– No jasne! I nie muszę nawet specjalnie pamiętać, bo ty jesteś dla mnie jedyna i najważniejsza!

To ją wreszcie udobruchało, a ja pomyślałem, że faktycznie wczoraj trochę zaniedbywałem żonę. Co we mnie wstąpiło? Nigdy dotąd to się przecież nie zdarzyło! Zawsze to nasi kochankowie byli dla nas jedynie dodatkiem. Przyprawą, pieprzykiem nadającym wyrazistszego smaku wielkiemu uczuciu, które nas łączyło. A tymczasem nie mogłem przestać myśleć o młodziutkim ciele dżokejki.

Zasady to zasady

Mamy jednak swoje zasady! A właściwie jedną, za to niepodlegającą żadnym kompromisom – zawsze robimy to razem. Żadnych akcji na boku. Niezależnie od tego, jak świntuszymy i ile razy zmieniają się nasi partnerzy, zawsze osią całego układu jesteśmy Andżelika i ja. Nie ma opcji, żeby któreś poszło w tango bez tego drugiego.

– Nigdy więcej się z nią nie spotkamy, OK? Możesz obiecać? – odezwała się Andżelika, a ja aż się przestraszyłem, że umie czytać mi w myślach.

– Oczywiście. Jak sobie życzysz, kochanie – odpowiedziałem, bardzo się starając, żeby w moim głosie nie było słychać rozczarowania.

– To dla ciebie problem? – drążyła temat.

– Żaden – odparłem z całą mocą, na jaką było mnie stać.

Niestety, problem był. Nie potrafiłem zapomnieć o Weronice. Andżela rzuciła się w wir jakichś zawodowych działań, a ja siedziałem w domu, opędzając się od niechcianych wspomnień. Nie mogłem tego zrozumieć! Myślałem, że jako doświadczony seksualny gracz jestem kompletnie wolny od wszelkich pensjonarskich sentymentów. Poza tym kochałem żonę. Koniec, basta. Byliśmy jak dwie połówki pomarańczy. A jednak…

Nie mogłem zapomnieć o Weronice

Wspomnienie uśmiechu, delikatnych pocałunków, czułych szeptów Werki sprawiało, że nie mogłem się skupićTęskniłem do jej obecności, zapachu jej włosów, widoku ciała – nie tak precyzyjnie wyrzeźbionego jak u Andżeliki, ale ujmującego swoją prostą naturalnością.

Jak na złość, żony wciąż nie było – nagrywała jakieś nowe filmy i programy, lansowała się w telewizji – nie miałem więc czym zająć myśli. I w końcu zacząłem szukać informacji o Weronice. To żadne złamanie naszej zasady – tłumaczyłem sam sobie. Zobaczę tylko jej profile na Facebooku i Instagramie. Jakie zamieszcza zdjęcia? Co pisze? Zwykła ciekawość! Nic więcej.

Katowałem się przez pół dnia. I odkryłem, że ta „prowincjonalna gąska” wiedzie nietuzinkowe życie! Wyprawy konne, udział w wyścigach, pikniki w górach lub rejsy żaglówką po jeziorach. Jak na osobę o tak skromnym budżecie i mizernych możliwościach radziła sobie naprawdę świetnie! Ja poznałem ją tylko w jednej sytuacji. Nic dziwnego, że wydała mi się małomówna, wstydliwa i spłoszona. W innych dziedzinach życia okazywała się jednak mocną osobą!

Co więcej, jej komentarze, które czytałem, były bardzo dojrzałe, jak na młodszą ode mnie osobę. Byłem autentycznie zaskoczony, czytając, co ma do powiedzenia. Była nie tylko ładna, ale i mądra.

Nie robiłem nic złego

Zadzwonił telefon. Andżela.

– Hej, misiu! Co tam? Tęsknisz za mną?

– Rozdzierająco! – oblałem się rumieńcem.

– To przykro mi cię poinformować, że dziś nie wrócę na noc. Zdjęcia się przeciągnęły, utknęliśmy…

Zanim zdążyłem się zawstydzić, poczułem, jak serce skacze mi z radości.

– Bardzo żałuję, czekałem…

– Wszystko wynagrodzę ci po powrocie, misiu!

Rozłączyła się, a mnie zaczęła świerzbić ręka, żeby wysłać Weronice wiadomość przez Facebooka. Walczyłem ze sobą do wieczora. I w końcu uznałem, że banalna wymiana grzeczności to także żadna zdrada.

„Co słychać? Często wspominam nasze ostatnie spotkanie” – napisałem może niezbyt oryginalnie, ale przez te durne walki z własnym sumieniem nie miałem siły, by wymyślić coś bardziej wyszukanego.

Weronika odpisała niemal natychmiast. Poczułem uderzenie fali gorąca, kiedy czytałem, że i ona nie może przestać o mnie myśleć. Ponownie usprawiedliwiając się więc, że nie robię nic złego, zaproponowałem, żebyśmy zostali znajomymi na fejsie. Od tej pory mogliśmy do siebie dzwonić…

Przez kolejną godzinę warowałem z telefonem w dłoni. Ale Werka nie zadzwoniła. Doprowadzony tym na skraj szaleństwa, skontaktowałem się z nią w końcu na Messengerze.

Wylądowaliśmy w łóżku

Długo rozmawialiśmy, a ja czułem się tak, jakbym w upalny dzień zanurzył się w krystalicznie czystej i chłodnej wodzie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem taki dowcipny i elokwentny! Oboje się zaśmiewaliśmy, przekomarzaliśmy, lecz… o północy w końcu i nam wyczerpały się tematy. Zapadła cisza, aż nagle – ku własnemu zaskoczeniu – wypaliłem:

– Możesz się ze mną spotkać?

– Teraz? Gdzie?

– U ciebie.

Sam nie wierzyłem, że właśnie – tak po prostu – łamię najważniejszą zasadę, którą kierujemy się w życiu z Andżelą.

– A co z twoją żoną? – spytała po niepokojąco długiej chwili milczenia.

– Nie ma jej.

– A więc… Tylko ty i ja?

– Tak.

Mieszkała w ciasnej kawalerce w bloku na drugim piętrze, w zapyziałej podwarszawskiej miejscowości. A jednak poczułem się u niej lepiej niż w najlepszych hotelach i apartamentach.

Zanim dojechałem, Weronika przyrządziła szybką kolację, ja przywiozłem butelkę wina. Potem kochaliśmy się spokojnie, bez pośpiechu – i sam musiałem przyznać, że to było dużo lepsze niż ostatnio, kiedy przeszkadzała nam Andżelika. Starałem się o niej nie myśleć, bo już dawno skończyły mi się usprawiedliwienia. Zdradziłem, zawiodłem zaufanie i, co najgorsze, bezczelnie zamierzałem grzeszyć więcej.

Zostaliśmy kochankami

Od tamtej nocy widywaliśmy się z Weroniką regularnie. Dla mojej żony stałem się krętaczem i oszustem, niemal codziennie wymyślając nowe kłamstwa i uniki pozwalające spotykać mi się z kochanką. Byłem nią zafascynowany! Zupełnie zaślepiony tym tajnym związkiem. Nie tylko się z Weroniką kochałem, ale nawet – stary dureń – w chwilach uniesienia i czułości zacząłem snuć plany przyszłego wspólnego życia.

Po co gadałem takie rzeczy? Przecież wiedziałem, że nie opuszczę Andżeli! Bo spójrzmy prawdzie w oczy – bez sławnej i zarabiającej mnóstwo pieniędzy żony byłbym nikim. A już za długo żyłem opromieniony jej sławą i w luksusie, żeby nagle rzucić to wszystko i przenieść się do kawalerki w podmiejskim bloku.

– Co z nami będzie dalej? – zapytała któregoś razu Weronika. – Kiedy jej powiesz?

Na dźwięk tych słów struchlałem. Akurat kilka dni wcześniej Andżelika zapytała zimnym głosem, czy wciąż ją kocham. Bo ostatnio dziwnie się zachowuję, ciągle gdzieś wychodzę.

– Jeśli masz mnie dość, to powiedz! – wykrzyczała przez łzy. – Po prostu rozstańmy się w zgodzie.

Nie mogłem zostawić żony

Po raz kolejny wtedy pomyślałem, że gdybym odszedł, to zostanę z niczym. Mieliśmy z Andżeliką rozdzielność majątkową i nawet moje bieżące konto w rzeczywistości należało do niej. W dodatku Weronika… trochę mi się już znudziła. Jasne, nadal mnie fascynowała, ale czułem, że narzuciliśmy sobie za szybkie tempo.

Zrozumiałem w jednej chwili, że muszę to przerwać.

– Wybacz, ale nigdy nie rozmawialiśmy o byciu razem na stałe – wycedziłem zimnym tonem.

Zrobiła wielkie oczy i zakrzyknęła:

– Ależ oczywiście, że tak! Nie pamiętasz?

No faktycznie, coś tam było w temacie. Ale byłem wówczas pijany, no i uprawialiśmy seks. A czego się nie mówi kobiecie w takich chwilach?
Próbowałem to wytłumaczyć, ale ona zaczęła histeryzować. Błagała, bym nie odchodził, powiedziała, że chce mnie przedstawić rodzicom.
Ten wybuch przeraził mnie do reszty, więc już bez ceregieli oznajmiłem, że z nami koniec. Ubrałem się i chciałem wyjść, gdy nagle sytuacja diametralnie się zmieniła.

Zaczęła mnie szantażować

– Chcesz mnie porzucić? Potraktować jak zużytą rzecz?! – syknęła. – To w takim razie dzwonię do twojej żony. Już dawno temu wyśledziłam ją na portalach i ukrywając się pod fałszywą tożsamością, dołączyłam do grona jej znajomych.

Niemal skamieniałem ze zgrozy. W oczach Werki widziałem wyraźnie, że ona naprawdę jest gotowa to zrobić. To byłby mój koniec.

Masz czas do końca tygodnia – oświadczyła twardym głosem. – I albo zobaczę cię tutaj z walizką rzeczy, albo opowiem o wszystkim Andżeli. Nie pozwolę robić z siebie pośmiewiska. Jeżeli mam cierpieć, to wy dwoje razem ze mną. Takie jest moje ostatnie słowo.

Nie spodziewałem się takiej determinacji po pozornie nieśmiałej i niedoświadczonej dziewczynie. Do domu wróciłem przerażony. Do końca tygodnia zostały cztery dni, a ja nie miałem pojęcia, jak w tak krótkim czasie mam się uwolnić od niechcianej kochanki!

Świat imprez i poklepywania się po ramionach z celebrytami walił się w gruzy. W jednej chwili mogłem z tego obiegu wypaść, stać się po prostu nikim. W dodatku nie widziałem żadnego wyjścia. Nie miałem bowiem złudzeń, że Andżelika wywali mnie na zbity pysk z domu, jeśli się dowie o moim romansie z Weroniką.

Musiałem się jej pozbyć

I wtedy wpadłem na pomysł. Potrzeba matką wynalazku. Przypomniał mi się pewien początkujący i generalnie  klepiący biedę aktor, Rafał, którego kiedyś zaprosiliśmy do trójkąta z żoną. Facet miał wtedy odgrywać brutala, który nas zdominował. I robił to świetnie, mimo że w rzeczywistości był delikatnym wrażliwcem o nieustalonej orientacji płciowej.

Nie bez trudu namówiłem go na udział w spisku. Nie ukrywam, musiałem naprawdę głęboko sięgnąć do kieszeni, żeby go przekonać. W końcu się jednak zgodził pojechać do Weroniki, wtargnąć do jej mieszkania (miałem własny klucz, który mu dałem) i ją postraszyć, że jeśli się nie odczepi, to zrobi jej krzywdę.

Umówionego wieczoru czekałem więc na jego sygnał. Długo nie dzwonił. Odezwał się późno w nocy, informując roztrzęsionym głosem, że „wszystko poszło źle”.

– Kiedy wpadłem do tej kawalerki, twoja dziewczyna tak się przeraziła, że wyskoczyła oknem, zanim zdążyłem się odezwać – gorączkowo szeptał.

– Co z nią? – spytałem zmartwiałym głosem.

– Chyba żyje, ale kiedy uciekałem, leżała pod blokiem nieprzytomna.

Niebezpieczeństwo zostało chwilowo zażegnane. Andżela nie dowiedziała się o moich skokach w bok, a Weronika milczy, bo… leży w szpitalu pogrążona w śpiączce. Udało mi się dowiedzieć przez znajomego dziennikarza, że jej stan jest stabilny, ale ciężki. 

Żal mi jej oczywiście, ale muszę przyznać, że byłoby najlepiej, gdyby się już nie obudziła. Bo jeśli się ocknie i odzyska pamięć… będzie problem. A tych ostatnio mi nie brakuje – Rafał, kiedy nieco ochłonął, zażądał ode mnie więcej pieniędzy. Zaczął mnie szantażować. A na dodatek policja prowadzi śledztwo w sprawie napadu. Grozi mi więc teraz nie tylko to, że żona kopnie mnie w tyłek i pozostanę na lodzie, ale i to, że trafię do więzienia na długie lata. 

Jacek, 38 lat

Czytaj także: „Zastanawiałam się, czemu w pracy tak śmierdzi. Myślałam, że kolega ma problem z higieną, lecz prawda była gorsza”
„Jako dziecko straciłam rodziców w wypadku. Wierzę, że mama jest moim aniołem stróżem i dzięki niej mam dobre życie”
„Zawsze byłem oparciem dla siostry. Wszystko się zmieniło, gdy rodzice dali jej moje 100 tys.”

 
 

Mamy jednak swoje zasady! A właściwie jedną, za to niepodlegającą żadnym kompromisom – zawsze robimy to razem. Żadnych akcji na boku. Niezależnie od tego, jak świntuszymy i ile razy zmieniają się nasi partnerzy, zawsze osią całego układu jesteśmy Andżelika i ja. Nie ma opcji, żeby któreś poszło w tango bez tego drugiego.

Redakcja poleca

REKLAMA