Od kiedy pamiętam, nasze rodziny się przyjaźniły. Ja i mój brat, Andrzej, bawiliśmy się z dziećmi sąsiadów, Sylwią i Mateuszem. Kiedy podrośliśmy, zaczęliśmy we czworo spotykać się na typowych młodzieżowych imprezach. Wtedy po raz pierwszy poczułam złość na rodzinną tradycję, wbrew temu, czego uczyli rodzice i dziadkowie. Owszem, mieli rację, podkreślając znaczenie dobrego sąsiedztwa, ale czy koniecznie trzeba chodzić z sąsiadami, gdzie się da? Zapraszać ich na każde imieniny i święta? Tak naprawdę, mój bunt miał źródło w zazdrości o córkę państwa Jabłońskich, śliczną Sylwię...
Od dziecka wszyscy podziwiali jej jasną cerę, niebieskie oczy i ciemne, długie włosy. Cieszyła się powodzeniem u płci przeciwnej. Pod jej urokiem znalazł się również Andrzej, mój starszy brat. Weszłam kiedyś na taras i zobaczyłam, jak Andrzej obejmuje Sylwię, a ona nastawia usta do pocałunku. Rozbawiony brat pogłaskał sąsiadkę po lśniących włosach i cmoknął ją w policzek.
– Jesteś za młoda! – powiedział z uśmiechem.
– Andrzej, to nieważne! Ja cię kocham – odpowiedziała piętnastoletnia wówczas Sylwia.
– Porozmawiamy, kiedy skończysz osiemnaście lat. Naturalnie, jeśli do tego czasu nadal będziesz mnie kochać.
Byłam o nią bardzo zazdrosna
Podczas kolacji obserwowałam brata. Zamyślony, nie brał udziału w rozmowie.
– Widziałam ciebie i Sylwię na tarasie. Całowaliście się! – odezwałam się, nieoczekiwanie nawet dla samej siebie.
– Sylwia to jeszcze dziecko. Chyba jej nie podrywasz, synu? – spytał ojciec.
– Oczywiście, że nie!
– Tato, to ona zaczepia Andrzeja – skarżyłam.
– Doprawdy? Naoglądała się pewnie za dużo filmów dla dorosłych w telewizji. Muszę pogadać o tym z jej rodzicami.
– A ty nie zrób jakiegoś głupstwa, Andrzej! – stwierdził ojciec i zwracając się do mnie, dodał: – Odrobiłaś lekcje? Nie? Gdybyś nie traciła czasu na podglądanie innych… Zaraz, czy ty masz umalowane usta?
– Lekcje zrobię szybko, a usta pociągnęłam błyszczykiem. Sylwia może, a nie ja? – burknęłam.
– Sylwia ma na was zły wpływ! Idź do swojego pokoju, Dorota. I żebym cię więcej nie widział wypacykowanej. Masz na to czas! – tata mówił coraz głośniej, a mama mu przytakiwała.
Wyszłam, czując złość! Na ojca, brata i przede wszystkim na Sylwię! Stanowiła obiekt zainteresowania i podziwu, czego nie można było powiedzieć o mnie. Nawet imię miałam pospolite, Dorota. A Sylwia to imię godne królowej. Sylwia była piękna, a ja? Przyjrzałam się sobie w lustrze z niechęcią. Szare włosy, blada cera, banalne rysy. W dodatku nosiłam okulary...
Czas mijał. Andrzej wyjechał na studia do innego miasta. Sylwia i ja poszłyśmy do liceum. Nauka nie sprawiała mi kłopotów. Przeciwnie, bez wysiłku byłam prymuską. Sylwia za to z trudem przechodziła z klasy do klasy. Przesiadywała nad podręcznikami bez większych efektów. Często prosiła mnie o pomoc w przyswojeniu wiedzy. Zorientowałam się, że moja koleżanka ma problemy z koncentracją. Tłumaczyłam jej więc wszystko cierpliwie i wiele razy.
– Dorota, jesteś taka mądra! – często powtarzała Sylwia.
– Nauka rzecz nabyta – odpowiadałam skromnie, choć byłam dumna. – Za to ty jesteś śliczna...
– Jestem po prostu tępa! Trudno. Najważniejsze, żeby zdać maturę i dostać się na studia.
– Koniecznie? Sama mówisz, że nie masz talentu – wątpiłam.
– Dorota, jestem jednak zdolna, tylko nie w każdej dziedzinie. Kocham dzieci i chcę pracować z nimi. Dlatego mam zamiar skończyć pedagogikę.
To fakt. Dzieciaki ją uwielbiały, bo godzinami potrafiła się z nimi bawić. Na prośbę sąsiadek zawsze była gotowa zaopiekować się ich pociechami. Zajmowała się też swoim młodszym o pięć lat bratem, Mateuszem. Miała cierpliwość do dzieci, czego nie można było powiedzieć o mnie. Denerwował mnie nawet Mateusz, lubiący spędzać z nami czas. Zadawał mi pytania, które uznawałam za głupie i dziecinne.
– Dobrze, na dzisiaj dosyć nauki – odrzekłam, odsuwając na bok książki i zerkając na Mateusza, jak zwykle siedzącego obok nas. Odpowiedział uśmiechem.
– Dorotko, przepraszam, ale sama poruszyłaś ten temat. Dawno chciałam ci powiedzieć, że ty wcale nie jesteś brzydka. Tylko powinnaś może inaczej się ubierać – powiedziała nagle Sylwia.
– Co masz na myśli? – spytałam, od razu najeżona.
– Jesteś wysoka i masz długie nogi. Pokaż je! Włóż spódnicę, najlepiej tuż przed kolana. W czarnym i beżowym kolorze wyglądasz blado. Dobrze ci będzie w malinowym i szarobłękitnym. I nie spinaj włosów w ten nijaki kucyk. Uczeszę cię, dobrze? Widziałam też u optyka świetne oprawki, nawet niedrogie. Starzy chyba ci je kupią?
Pod wpływem Sylwii dokonałam zmian w wyglądzie. Może nie byłam pięknością, ale poczułam się pewniej. Wciąż odczuwałam zazdrość o Sylwię, ale jednocześnie byłam jej wdzięczna. Tak naprawdę zazdrościłam jej nie tylko urody, ale również tego, że potrafi sobie zjednać ludzi i była przez nich lubiana. Ja nie potrafiłam zawierać tak szybko znajomości. Mimo to sąsiedzkie stosunki z Sylwią zaczęły z czasem przeradzać się w przyjaźń.
Wrócił do domu po miłosnym zawodzie
Mateusz uczył się w liceum. Ja studiowałam matematykę, a Sylwia swoją wymarzoną pedagogikę, gdy do domu wrócił Andrzej. Przez lata studiów odwiedzał nas tylko podczas świąt i krótkich wakacji. Teraz pracował w stolicy. Tam poznał swoją dziewczynę, Ewę. Mieli się pobrać, lecz ich związek rozpadł się z hukiem. Andrzej krótko oznajmił, że przyszła żona go zdradziła. Nie chciał więcej o tym rozmawiać... Miał oszczędności, wziął więc bezpłatny urlop i postanowił spędzić go w rodzinnym domu.
– Chcę zapomnieć i naładować akumulatory! – powiedział.
Mój brat prawie z nami nie rozmawiał. Całymi dniami snuł się po domu bez celu. Z niechęcią przyjął też propozycję rodziców, by zaprosić na kolację naszych sąsiadów z dziećmi.
– Przecież i tak się często z nimi spotykacie! – stwierdził.
– My tak, ale ty dawno nie miałeś takiej okazji! – odrzekła mama. – Nie wydziwiaj, będzie bardzo przyjemnie.
Wizyta okazała się udana. Rodzice mieli sporo tematów do omówienia, a ja zatopiłam się w rozmowie z Mateuszem. Sylwia usiadła pod oknem z Andrzejem i o czymś dyskutowali. Policzki Sylwii pałały rumieńcem, a po Andrzeju nie było widać dotychczasowego smutku i zniechęcenia. Oboje wybuchali co chwila śmiechem.
Przez kolejne dni Andrzej i Sylwia przebywali ciągle razem. Ich dziecięce zauroczenie powróciło. W końcu brat oznajmił, że kocha Sylwię i poprosił ją o rękę.
– Śliczna i porządna dziewczyna. Ma dobre serce – zaaprobowali ten związek rodzice.
Przebolałam to. Mimo wszystko Sylwia nie była taka najgorsza. Ważne, że Andrzej jest szczęśliwy.
Kiedy zaczęliśmy zastanawiać się nad datą ślubu i wesela, zadzwonił szef Andrzeja z prośbą o natychmiastowe przerwanie urlopu. Firma prowadziła budowę za granicą, a jej kierownik rozchorował się. Andrzej miał go pilnie zastąpić Siłą rzeczy ślub Sylwii i Andrzeja miał się odbyć później. Oboje nie kryli rozczarowania.
– Nie martw się! Prawdziwe uczucie przetrwa, a Sylwia w tym czasie będzie spokojnie studiować – pocieszałam go.
– Masz rację. Ale będzie mi brakowało mojej dziewczyny.
Minęło kilka tygodni. Sylwia chodziła przygaszona, a któregoś dnia nagle wpadła do mnie.
– Dorota, muszę ci coś powiedzieć! Poznałam kogoś. On mnie kocha. Chcę z nim wyjechać.
Nie wierzyłam własnym uszom.
– Przecież jesteś zaręczona z moim bratem? Mówiłaś, że go kochasz, że poczekasz!
– No tak... lecz przy tym człowieku dopiero tracę głowę! Taka miłość nie zdarza się często. Pojedziemy razem na wakacje, a potem pewnie się pobierzemy. Andrzej wie o wszystkim, napisałam do niego maila – odparła.
Bardzo żałowała swojej decyzji
Troska o brata walczyła we mnie z poczuciem satysfakcji, że jednak nie pomyliłam się co do Sylwii! Okazała się taka, jak przypuszczałam – powierzchowna, niepewna własnych uczuć, dążąca do spełnienia swoich zachcianek za wszelką cenę, nie licząc się przy tym z innymi. Denerwowaliśmy się z rodzicami, jak przyjmie to Andrzej. Zasługiwał na lepszy los. Życie po raz kolejny okazało się dla niego niesprawiedliwe.
Kiedy Andrzej przyjechał po zakończonym kontrakcie, był zupełnie spokojny. Na moje nagabywania oświadczył, że widocznie tak musiało się stać. Sylwia nie kochała go naprawdę... „Dzięki Bogu! Szybko odzyska równowagę!” – myślałam.
Jakież było moje zdumienie, gdy tego dnia spotkałam Sylwię.
– Właśnie szłam do ciebie, musimy porozmawiać. Wiesz, zerwałam z tamtym…
– Mówiłaś, że łączy was prawdziwa miłość! – wykrzyknęłam.
– Byłam zaślepiona i nie wiedziałam, co gadam. Jaka tam miłość, wakacyjna przygoda... Nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę kocham Andrzeja. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć. Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera telefonu. Pomóż mi, proszę. Poproś brata…
– Odbiło ci? Nie zrobię tego. Andrzej nie jest zabawką! – krzyknęłam. – To żywy człowiek, czuje i myśli. Dorośnij! Z ludźmi tak się nie postępuje...
– Masz rację. Płacę za swoją głupotę. Tak strasznie brakuje mi Andrzeja... – Sylwia zalała się łzami.
Ujęta jej rozpaczą zaczęłam jednak rozmowę z bratem.
– Nie chcę o niej rozmawiać! – odparł tylko. – Wiesz, szukam pracy w naszym mieście. Zdolnego architekta chyba gdzieś zatrudnią? Mam dosyć warszawskiego wyścigu szczurów! No i własne lokum by się przydało. Na prowincji działki kosztują dużo taniej – zmienił temat.
Brat wkrótce znalazł pracę. Kupił działkę i przymierzał się do zbudowania domu. Ja kontynuowałam studia i coraz częściej spotykałam się z Mateuszem, bratem Sylwii. Był od niej o niebo rozsądniejszy! Otoczenie nawet uważało nas za parę, choć zbywałam to śmiechem. Mateusz był świetnym kumplem, ale związek z mężczyzną młodszym o pięć lat nie mieścił mi się w głowie!
Po obronie dyplomu dostałam propozycję pracy na uczelni. Nie kryłam radości, a najserdeczniej gratulował mi Mateusz, świeżo upieczony student politechniki. Rzadko kontaktowałam się z Sylwią. Wiedziałam tylko, że pracuje w przedszkolu.
Ten wypadek wszystko nam rozjaśnił
Pewnego dnia odebrałam telefon i usłyszałam, że mój brat miał groźny wypadek samochodowy i trafił do szpitala w poważnym stanie! Ponieważ rodzice zabrali samochód, pobiegłam do sąsiadów, ale na schodkach potknęłam się i poczułam ból w nodze. Kiedy zobaczyłam w drzwiach Mateusza, z ulgą rzuciłam mu się na szyję. Lejąc łzy, opowiedziałam, co się stało.
– Wszystko będzie dobrze! Pojedziemy do szpitala, ale najpierw opatrzę ci nogę – powiedział uspokajająco.
– Ja nie mogę czekać. Au…
– Siedź spokojnie. Jeszcze tylko brakuje, żeby tobie coś się stało. To chyba tylko skręcenie…
– Muszę jechać do Andrzeja!
– Ja pojadę... – odezwała się z głębi pokoju Sylwia.
Po chwili usłyszeliśmy, że odjeżdża. Mateusz zrobił mi zimny kompres na spuchniętą kostkę i zaniósł mnie do domu. Tam w dodatku musiał uspokajać moich roztrzęsionych rodziców. Następnego dnia mama z tatą z samego rana pojechali do szpitala. Próby chodzenia wciąż sprawiały mi ból, leżałam więc w łóżku, gdy pojawił się Mateusz.
– Jadłaś śniadanie? Nie? To zjesz teraz, a ja razem z tobą. Kupiłem świeże bułki.
– Jak możesz myśleć o jedzeniu? – spytałam z lekką urazą.
Uśmiechnął się.
– Nikomu nic nie przyjdzie z tego, że się rozchorujemy. Nie martw się, byłem u twojego brata.
– I co?
– Wyjdzie z tego, chociaż jest mocno poobijany. Ma kilka złamań. Poleży parę tygodni, potem czeka go rehabilitacja. Stanie na nogach, ale pewnie będzie kuleć. Nastrój ma kiepski, trudno się dziwić. Po czymś takim nikomu nie jest do śmiechu. Teraz siedzi u niego Sylwia – dodał.
– Twoja siostra? – spytałam, unosząc się ze zdumienia na poduszkach. – Andrzej nie chciał przecież jej widzieć!
– Odnoszę inne wrażenie. Pomaga mu w myciu, gada z personelem… Po prostu się przydaje!
Sylwia codziennie przed pracą i po pracy jeździła do Andrzeja. W międzyczasie moja noga wydobrzała. Odwiedzałam brata, lecz miałam wrażenie, że jego całą uwagę pochłania była narzeczona. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. W końcu powiedział mi o tym sam Andrzej, tuż przed planowanym wyjazdem na rehabilitację.
– Sylwia i ja wyjaśniliśmy sobie wszystko. Tak naprawdę zawsze ją kochałem, a ona mnie. Za dwa miesiące bierzemy ślub!
Ludzkie uczucia chadzają różnymi, nieraz krętymi drogami. Najważniejsze, żeby spotkać swoją drugą połówkę. Żeby rozpoznać miłość, nie zasklepić się w złości, umieć wybaczać… Rozmarzona, podzieliłam się tym spostrzeżeniem z Mateuszem.
– Dobrze mówisz! A ty znalazłaś już swoją miłość? – spytał.
– Skądże!
– A ja? – powiedział cicho.
– Przyjaźnimy się, Mateuszku. Ale jesteś dla mnie za młody...
Chwycił mnie za ramiona.
– Nie sądziłem, że tak niemądrze myślisz! Dobra, to jako stary kumpel mam do ciebie prośbę. Wyobraź sobie w tej chwili, że mnie nie ma przy tobie. Z kim będziesz omawiać swoje sprawy? Dyskutować o książkach i o samochodach? Chodzić na rajdy i podziwiać zachód słońca? – wyliczał bardzo wzburzony.
Zastanowiłam się. Nagle doznałam olśnienia – dotarło do mnie, że bez Mateusza moje życie straci sens i urok. Był dorosłym facetem, w dodatku czułym i odpowiedzialnym. I najwyraźniej bardzo zakochanym we mnie, od wielu lat! Spojrzałam mu w oczy i… padliśmy sobie nagle w ramiona, tonąc w upojnym, słodkim, pełnym namiętności pocałunku.
Rodzice na wieść o tym, że szykuje się podwójne wesele, nie posiadali się z radości! Nasze zaprzyjaźnione rodziny połączą się już na zawsze!
Czytaj także:
„Ukochany wujek zmienił się w potwora, kiedy tylko zmarł tata. Zagroził mi, że zniszczy mnie, jeśli nie oddam mu firmy”
„Wraz z rodzicami przyjęliśmy pod swój dach chłopaka ze Wschodu. Ta decyzja uratowała życie mojej mamy i... nie tylko jej”
„Były mąż nękał Miśkę nawet po rozwodzie. Ukrywało ją całe osiedle, wszystkie sąsiadki kłamały, że jej nie znają”