„Lubię być kochanką. Im bardziej facet zajęty, tym lepiej. Rozbiłam trzy rodziny i wcale nie żałuję”

pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, GVS
„– Aneta, to nie jest w porządku. Nie pomyślałaś, że rozwalasz w ten sposób czyjeś związki? – przyjaciółka nadal próbowała przemówić do mojego sumienia, ale bezskutecznie. – Jak mogę rozwalać coś, co już samo w sobie nie działa? Szczęśliwy facet nawet nie pomyśli o zdradzie – wzruszałam ramionami”.
/ 19.01.2024 22:00
pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, GVS

Dość szybko nauczyłam się korzystać z dobrodziejstw swojej urody i tego, jaki wpływ wywierała na mężczyzn. Już w liceum odkryłam, że jestem w stanie osiągnąć bardzo wiele, wkładając w to znacznie mniej pracy niż inne osoby.

Dobra ocena? Jeśli nauczyciel był mężczyzną, często udawało mi się wynegocjować lepszy stopień słodkim uśmiechem i głębokim dekoltem. Na studiach cieszyłam się dobrą opinią wśród wykładowców, bo od razu zwracali na mnie uwagę. Patrzyli więc przychylniejszym okiem, bo zapadałam im w pamięć – nie byłam kolejnym anonimowym numerkiem z listy.

Zawsze lubiłam się czuć pożądana

Co do samych relacji z facetami, zawsze byłam dziewczyną, którą otaczali koledzy – czy o to zabiegałam, czy nie. Po prostu byli, a ja czułam, że czerpią przyjemność z mojego towarzystwa. Automatycznie czyniło to ze mnie konkurencję i niepożądaną osobę dla większości koleżanek, ale nieszczególnie mnie to martwiło. Przeciwnie, bardzo mocno podbudowywało moją samoocenę. Były o mnie zazdrosne, bo wiedziały, że jestem od nich lepsza i mogę zainteresować mężczyznę bardziej niż one. To uczucie było upajające, dlatego wkrótce sama zaczęłam je wywoływać…

– Nie powinieneś tu ze mną być, twoja dziewczyna będzie wściekła… – podpuszczałam kolegów, z którymi wcześniej bezwstydnie flirtowałam.

– Wiem, ale przecież nie musi o tym wiedzieć… – odpowiadali z reguły, a ja cieszyłam się, że jestem czyjąś tajemnicą. 

Uwiodłam faceta przyjaciółki

Pierwszy raz „przekroczyłam granicę” właśnie na studiach: to wtedy zadurzyłam się w Kubie, chłopaku mojej przyjaciółki. Od samego początku była między nami niesamowita chemia, rozumieliśmy się bez słów. Czuliśmy seksualne napięcie, z którym obydwoje igraliśmy, rzucając sobie coraz to bardziej sugestywne uwagi.

Gdy w końcu napięcie sięgnęło zenitu, rzuciliśmy się na siebie i spełniliśmy wszystkie swoje fantazje, które gromadziliśmy w sobie przez wiele tygodni. Kuba nie czuł się winny zdrady, więc ja też nie. Dlaczego miałabym? Przecież to nie ja zdradziłam. Nasze sekretne schadzki były tak ekscytujące, że przez następne tygodnie praktycznie lewitowałam ze szczęścia. Czułam się piękna, pożądana i spełniona.

Oczywiście, prędzej czy później przyjaciółka o wszystkim się dowiedziała i wybuchła wielka chryja. Stało się też coś, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że zdradzane kobiety nie zasługują na moją litość. Kaśka o wszystko obarczyła winą mnie, bo tak było przecież łatwiej. To ja byłam tą najgorszą, bo „uwiodłam jej faceta”, chociaż nikogo nie musiałam uwodzić, bo Kuba praktycznie sam pchał mi się w ramiona. Jemu wybaczyła, a mnie skreśliła, chociaż ich związek i tak w końcu się rozpadł.

– Nie czujesz się winna? – pytała mnie inna przyjaciółka.

Niby tego nie pokazywała, ale wiedziałam, że w głębi duszy mnie ocenia. Zaczęła też się ode mnie widocznie dystansować – być może z lęku o własny związek. Właśnie tak to działało. Zamiast się upewnić, że jest się z dobrym facetem niezdolnym do zdrady, kobiety zawsze wolały eliminować i odsuwać konkurentki, żeby „nie kusić losu”. Gdzie tu sprawiedliwość?

Potrzebowałam adrenaliny

Po tym incydencie postanowiłam spróbować swoich sił w zwykłych związkach z wolnymi facetami. Niestety, szybko odkryłam, że to nie dla mnie. Emocje były praktycznie zerowe. Bez dreszczyku emocji, bez atmosfery tajemnicy i „zakazanego owocu”. Takie relacje te były dla mnie bez sensu.

Doszłam więc do wniosku, że jestem stworzona do bycia kochanką. Niewiele kobiet potrafi to głośno przyznać, ale ja nie miałam z tym problemu. Bycie „tą drugą” dawało mi satysfakcję, szczęście i sprawiało, że czułam się kobieca i wartościowa, a to przecież tego szukamy w tego typu relacjach. Nie potrzebowałam partnera życiowego, wsparcia w codziennych wyzwaniach, kogoś, kto będzie na mnie czekał w domu. Doskonale mieszkało i żyło mi się samej. Wolałam mieć wolny wybór dni, które spędzałam na randkach, zamiast być przymuszona do dzielenia całej swojej przestrzeni z jedną osobą.

Koleżanka mnie nie rozumiała

– Aneta, to nie jest w porządku. Nie pomyślałaś, że rozwalasz w ten sposób czyjeś związki? – przyjaciółka nadal próbowała przemówić do mojego sumienia, ale bezskutecznie.

– Jak mogę rozwalać coś, co już samo w sobie nie działa? Szczęśliwy facet nawet nie pomyśli o zdradzie – wzruszałam ramionami.

– Ale ty ich do tego sama popychasz.

– Nikogo nie popycham. Powtarzam: poczciwy, zakochany facet nie skorzysta z okazji nawet, kiedy wpakuję mu się do łóżka. Dlaczego wiecznie usprawiedliwiacie facetów, a obwiniacie kobiety? Naprawdę nie widzisz w tym niesprawiedliwości?

– Jasne, zdradzający facet też jest winny, ale rozumiem, że kobieta, która go kocha, prędzej wybaczy jemu niż modliszce, która chciała jej go odebrać… – mruknęła Ania.

– Więc to zwykła zazdrość i podwójne standardy, a nie sprawiedliwość! Poza tym, gwarantuję ci, że ja nie chcę nikogo nikomu odbierać. Chcę skorzystać z relacji, a potem pójść w swoją stronę, kiedy przestanie mi służyć – oznajmiłam.

Anka tylko głęboko westchnęła i zmieniła temat.

O uczuciu nie było mowy

Zakończyłam już trzy związki z mężczyznami, którzy nie tylko mieli żony, ale też dzieci. Zapewniali mi to, czego potrzebowałam: zastrzyk pewności siebie, ekscytację, motyle w brzuchu, ale nie chciałam od nich niczego więcej. Po pewnym czasie albo obydwoje kończyliśmy te relacje, albo ja je kończyłam, gdy facet niebezpiecznie zbliżał się do granicy nadmiernego zaangażowania.

Nigdy nie wymagałam i nie chciałam, żeby mężczyzna porzucał dla mnie rodzinę. Chyba nawet nie mogłabym być z facetem, który robi coś takiego. Owszem, rozbiłam te rodziny, ale tylko dlatego, że moi kochankowie się we mnie zakochali, a nie powinni. Układ był jasny.

Mam zdecydowane podejście: mężczyźni są moim sposobem na nudę, rozrywkę, ale poznałam się na nich na tyle, żeby wiedzieć, że niewielu z nich zasługuje na zaufanie. Myślę, że nigdy nie byłabym w stanie zbudować swojego życia, wiążąc się na stałe z facetem: kupić dom na pół, założyć rodzinę, urodzić dzieci… O nie! Znam prawdziwą naturę mężczyzn lepiej niż większość kobiet, bo aktywnie obserwuję i korzystam z ich najgorszych instynktów.

Nie czuję się winna

Być może kiedyś znajdzie się facet, który poruszy moje serce i sprawi, że nie będę potrzebować tego życia na seksualnej krawędzi, żeby czuć się spełniona i atrakcyjna. Na razie żaden tego nie zrobił. A może problem jest we mnie? Może potrzebuję tych mocnych wrażeń, żeby coś poczuć, bo jestem zbyt oziębła i oporna na emocje? Sama nie wiem. Wiem jednak, że nie powinnam czuć się winna rozbijania czyjejkolwiek rodziny. Jeśli facet ma we krwi zdradę, zdradzi z kimkolwiek – czy to będę ja, czy też inna kobieta.

„Jesteś zwyczajną suką. Na świecie są setki mężczyzn, którzy nie mają żon i rodzin, ale ciebie to nie obchodzi, prawda? Wolisz uganiać się za tymi niedostępnymi, bo czujesz się bardziej dowartościowana?”, przeczytałam kiedyś w wiadomości od jednej ze zdradzonych żon.
Nie zrobiło to na mnie wrażenia

Właściwie to te łzawe, mściwe wynurzenia bab, które przyłapały mężów na zdradzie i postanowiły rozprawić się z kochankami, bardziej mnie żenują niż denerwują. Jak bezczelną trzeba być, żeby zarzucić kobiecie coś takiego?

Za nikim nigdy się nie uganiałam, przeciwnie. Mam taki typ urody, że mężczyźni lgną do mnie jak muchy do miodu. Nie mam na to wpływu, prawda? A że większość z nich na widok atrakcyjnej, młodej kobiety od razu roi sobie w głowie jakieś fantazje i stawia za punkt honoru poderwanie jej? To również nie moja wina. To chyba dlatego nie mam żadnych wyrzutów sumienia za swoje romanse.

„Uganianie się za niedostępnym facetem” to narracja, która robi ze mnie desperatkę pakującą się do łóżka każdemu napotkanemu mężowi i skomlenie o jego uwagę, aż w końcu nie postanowi zlitować się nade mną i wdać się w romans. Przecież to jakieś kuriozum!

Po co opowiadam swoją historię? No cóż, być może skłoni ona kobiety do zmiany sposobu myślenia. Za zdradę zawsze odpowiedzialny jest mężczyzna, który obiecywał wam wierność! To on rozbija rodziny, a nie kobieta, z którą zdradza – nieważne jak bardzo wyzywająco by się nie ubrała!

Czytaj także: „Mąż widzi we mnie tylko krągłą emerytkę, a nie kobietę. Mnie się marzą harce na wersalce, a ten stary piernik mi odmawia”
„Syn i córka to śmierdzące lenie. Gdy poproszę ich o pomoc w domu, mówią mi, żebym znalazła sobie innego frajera” „Tylko żonie wyznałem, że obstawiłem meczyki i wygrałem fortunę. A ona nasłała na mnie zbirów, by odebrać mi kasę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA