„Przed pogrzebem brata wylądowałem w łóżku z jego żoną. Zaszła ze mną w ciążę, ale wszyscy myślą, że to syn jej męża”

Mężczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock
„Mój brat, idąc do pracy, wpadł pod tramwaj. Ewa powiedziała wszystkim stanowczo, że to dziecko jej zmarłego męża. Nikt nie zaprzeczył, nikt niczego nie podejrzewał. Wszyscy uznali to za cud, że zaszła w ciążę akurat na chwilę przed śmiertelnym wypadkiem mojego brata”.
/ 15.11.2021 12:38
Mężczyzna, który zdradził żonę fot. Adobe Stock

Spojrzałem na Ewelinę, która już od dobrej chwili usiłowała nawlec igłę. Mimo że miała na nosie dość silne okulary, nie udawało jej się to, bo cały czas lekko trzęsły jej się ręce. Kiedy na jej twarzy pojawiła się rezygnacja, podszedłem do żony, zabrałem igłę z jej ręki i nawlokłem. Spojrzała na mnie ze zdumieniem, a potem z wdzięcznością i zabrała się za przyszywanie guzika do moich spodni.

Usiadłem w fotelu obok i zamyśliłem się… Ile to już razy widywałem ten sam obrazek? Ewelina pochylona nad stołem, skupiona... W młodości zachwycały mnie jej grube, kasztanowe włosy, które z biegiem lat robiły się coraz bardziej siwe. Moja żona ich nie farbowała, o co przez jakiś czas miałem nawet do niej pretensje, bo moim zdaniem wyglądałaby o wiele młodziej, ładniej. A tak, mimo braku zmarszczek i ciągle jeszcze błyszczących oczu te włosy o barwie popiołu dodawały jej lat. Ale ona zawsze ceniła sobie naturalność. Zawsze taka była – szczera we wszystkim, prostolinijna. Byłem pewny , że moja żona niczego przed światem nie ukrywa. Co innego ja…

Od 40 lat noszę w sobie tajemnicę. Chyba nie jestem przy tym takim ostatnim łobuzem, bo naprawdę ciężko mi się z nią żyje. Czasami, kiedy patrzę na moją żonę, jak się do mnie uśmiecha, podchodzi i całuje mnie, tak naturalnie, myślę sobie: „Czy zrobiłabyś to, gdybyś wiedziała? Czy odwróciłabyś się ode mnie ze wstrętem?”.

A mój syn, Antoni? Różnie się między nami układało przez te lata. Jako ojciec nie zawsze umiałem pogodzić się z jego wyborami. Na przykład z tym, że nie poszedł po maturze na politechnikę, tylko wybrał pomaturalne studium elektroniczne.
– Nie zamierzasz mieć wyższego wykształcenia? – byłem w szoku, że mój syn nie chce zostać inżynierem.
Przez wiele miesięcy prawie się do niego nie odzywałem, aby dać mu do zrozumienia, że nie akceptuję jego wyboru. Nie dawałem za wygraną nawet wtedy, gdy się okazało, że po studium natychmiast dostał bardzo dobrą pracę.
– Brak magisterki to brak magisterki. Co z tego, że zarabiasz niezłe pieniądze? Hydraulik pewnie także nie narzeka. – wzruszałem ramionami.
I stawiałem Antoniemu za przykład Jurka, mojego bratanka, który zamierzał iść na informatykę.
– To jest dopiero zawód z przyszłością. – mówiłem.
Aż pewnego dnia mój Antek powiedział do mnie z goryczą:
– Zawsze tak wychwalasz Jurka. Może to on powinien być twoim synem?

Jakby mnie kto wtedy trzasnął obuchem w głowę. „Naprawdę zawsze? Czy po mnie coś widać?” – zacząłem się zastanawiać z niepokojem. W końcu spojrzałem na żonę, która wszystko słyszała.
– No cóż, to prawda, że często stawiasz Antoniemu za przykład jego młodszego kuzyna. Da się także zauważyć, że w stosunku do Jurka bywasz o wiele bardziej pobłażliwy – powiedziała.
– Bo on ma ciężej, wychowuje się bez ojca. – wypaliłem od razu. – A poza tym, no wiesz, Antoni, wobec ciebie mam większe wymagania, bo wiem, na co cię stać. A Jerzy nie jest moim synem…
Jerzy nie jest moim synem… Ile razy w ciągu swojego życia powtórzyłem to zdanie? Wiele razy… Tak dużo, że prawie sam w to uwierzyłem. Tymczasem prawda, którą ukrywamy z moją bratową, matką Jerzego, jest zupełnie inna.  

Ewa… pamiętam dzień, w którym mój starszy brat przyprowadził ją do naszego domu. Była taka inna niż wszystkie dziewczęta, które do tej pory znałem. Nie chichotała ze wszystkiego, nie szczebiotała bez sensu i nie chodziła w dżinsach i kolorowych podkoszulkach. Miała na sobie sukienkę w kwiatki, w której jednak wcale nie wyglądała jak mała dziewczynka. Wyglądała jak kobieta i dla mnie na wiele lat stała się ucieleśnieniem kobiecości.

Tak, podkochiwałem się w mojej bratowej. Wiem, że to banalne, iż młodsi bracia często tak mają, że zerkają w stronę dziewczyn starszego rodzeństwa. Zdawałem sobie także sprawę z tego, że nie mam u Ewy kompletnie żadnych szans, bo jest wpatrzona w Radka jak w tęczę. Zazdrościłem mu i nawet jej to powiedziałem w dniu ich ślubu. Roześmiała się wtedy perliście, jak z dobrego dowcipu i pocałowała mnie w policzek.

Nie byłem już dzieckiem, właśnie zdałem maturę. Natomiast mój brat był o 6 lat starszy. Kiedy jej usta musnęły mój policzek obróciłem szybko głowę tak, że dotknąłem ich swoimi wargami. Po czym spojrzałem na nią przeciągle, znacząco. Zaczerwieniła się i ten jej gwałtowny rumieniec był dla mnie największą nagrodą, bo uznałem, że właśnie wtedy zobaczyła we mnie mężczyznę.

Nie zamierzałem wcale podrywać Ewy. Była żoną mojego brata i nawet do głowy mi nie przyszło, że mógłbym ją jemu odbić. Kiedy ją jednak widywałem, a zdarzało się to kilka razy w roku, podczas świąt i innych rodzinnych uroczystości, to zawsze nieodmiennie mocniej biło mi serce. Myślę, że ona wiedziała, iż mi się podoba, ale na szczęście nie była typem kokietki, nie prowokowała mnie w żaden sposób. Dlatego, mimo że nosiłem jej obraz pod powiekami, mogłem zakochać się w Ewelinie.

Po latach muszę przyznać, że chyba miała w sobie coś z Ewy... Nie mam tu na myśli wyglądu, bo pod tym względem bardzo się różniły. Ale obie miały w sobie ten sam spokój i niewymuszoną kobiecość. Kiedy poprosiłem Ewelinę o rękę, a ona zgodziła się za mnie wyjść, byłem naprawdę szczęśliwym człowiekiem. I mogę przysiąc, że nie zamierzałem jej nigdy zdradzić. Dlaczego więc do tego doszło, w dodatku z takimi konsekwencjami?

Bratowa nie mogła zajść w ciążę. Chociaż oboje z moim bratem marzyli o dzieciach, mijały lata, a oni nie doczekali się potomstwa. Pięć lat po ich weselu wziąłem ślub z Eweliną, która jeszcze wtedy nawet nie wiedziała, że idąc do ołtarza, nosiła już pod sercem naszego syna. Antoś urodził się śliczny i zdrowy. Widziałem zazdrość w oczach mojego brata, kiedy na niego patrzył. Nie wymyśliłem, jakimi słowami mogę go pocieszyć. To on był przecież tym, z którego ja do tej pory brałem przykład, a tymczasem w rodzicielstwie go wyprzedziłem.

Moja żona zaprzyjaźniła się z Ewą i powiedziała mi kiedyś, że oboje z Radkiem chwytają się wszelkich sposobów, ale jak na razie żadne metody nie przyniosły rezultatu.
– A które z nich nie może mieć dzieci? – zapytałem.
– Tego mi nie powiedziała… – stwierdziła moja żona.
Kiedy nasz Antoś miał roczek, zdarzyła się tragedia. Mój brat, idąc do pracy, wpadł pod tramwaj. Do dzisiaj nie wiadomo, jak to się stało, że skład, który miał jechać prosto nagle skręcił w prawo. Źle przestawiona bocznica? Błąd tramwajarza czy zawiodła technika? Dziś już nieważne. Jak by nie było, to skutek był tragiczny: mój brat zginął na miejscu.

Kiedy Ewa zadzwoniła do mnie, w strasznej rozpaczy, nie uwierzyłem w ani jedno jej słowo.
– To niemożliwe, nie on. – mamrotałem półprzytomnie.
Nie mogłem pojąć, że jeszcze godzinę wcześniej miałem brata, a teraz, nagle, go zabrakło. Poczułem się osierocony, samotny, porzucony. I nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jak musi czuć się ona – jego żona.

Razem z Eweliną postanowiliśmy pomóc Ewie w organizacji pogrzebu. To było dla nas oczywiste. Najbardziej zaangażowałem się w to ja, bo przecież moja żona zajmowała się wtedy naszym małym synkiem. To ja jeździłem wszędzie z bratową, załatwiałem potrzebne formalności, uzgadniałem szczegóły. Spędzaliśmy wtedy razem dużo czasu. I sam nie wiem, jak to się stało, że w pewnym momencie, na dzień przed pogrzebem, wylądowaliśmy razem w łóżku.

To ona zaczęła mnie pierwsza całować, czy ja ją? Naprawdę potem nie byłem w stanie sobie tego przypomnieć. Pamiętam tylko to dziwne uczucie, jakie mnie wtedy ogarnęło. Jakiejś takiej błogości... Na tę jedną chwilę cały świat gdzieś zniknął, i byliśmy tylko my dwoje. W ogóle nie miałem poczucia, że robię coś złego, że kogoś krzywdzę.

Kiedy po wszystkim wychodziłem od Ewy, po jej spojrzeniu poznałem, że ta sytuacja nie powtórzy się już nigdy więcej, że ona wprawdzie nie żałuje tego, co się między nami zdarzyło, ale nie zamierza w żaden sposób tego ciągnąć. Sądziłem więc, że wymażę tę chwilę z pamięci bez żadnych konsekwencji. Po prostu udam, że mi się to tylko przyśniło.

Niestety, Ewa zaszła ze mną w ciążę. Skąd od razu wiedziałem, że to moje dziecko? No cóż, to chyba aż nazbyt oczywiste, mój brat starał się o nie latami, a mnie się udało za pierwszym i ostatnim strzałem. Ewa jednak powiedziała wszystkim stanowczo, że to dziecko jej zmarłego męża. Nikt nie zaprzeczył, nikt niczego nie podejrzewał. Wszyscy uznali to za cud, że zaszła w ciążę akurat na chwilę przed śmiertelnym wypadkiem mojego brata.
– Przynajmniej coś jej zostało po mężu – mówiono.

Jurek urodził się tak podobny do Radka, że nikt nie podważał ojcostwa mojego brata. Ja także milczałem. Uszanowałem wolę Ewy wyrażoną wprawdzie nie w bezpośredni sposób, ale przecież oczywistą, że Jurek ma uchodzić za prawowite dziecko Radka. Mnie także było to przecież na rękę, bo nie chciałem rozwalać swojego małżeństwa. Kochałem i kocham Ewelinę, do szaleństwa też uwielbiałem mojego syna. Miałbym ich skrzywdzić? W imię czego? Ale chociaż starałem się patrzeć na Jurka jak na dziecko mojego brata, to nie mogłem jednak powstrzymać się od tego, aby mu nie „ojcować”. Zostało to zresztą przyjęte w rodzinie zupełnie naturalnie, że zastąpiłem mojego nieżyjącego brata, mogłem się więc nie krępować z wieloma swoimi odruchami. Byłem także z Jerzego często dumny, tak jak tata jest dumny z syna.

A jednak ta moja miłość do Jerzego musiała być aż nadto widoczna, skoro zauważył ją Antek… A moja żona? Miałem szczerą nadzieję, że traktuje ją jedynie jako mój braterski obowiązek. Zresztą nie miała przecież podstaw do jakichkolwiek podejrzeń, bo moja namiętność do Ewy przeszła mi jak ręką odjął. Traktowałem ją z szacunkiem należnym bratowej i wdowie samotnie wychowującej dziecko, ale nigdy nie pozwoliłem sobie na żadne czulsze gesty.

Mimo tamtej uwagi, którą wypowiedział Antoś o Jurku, byłem także pewny, że nie jest o niego zazdrosny i że go lubi, a nawet kocha jak rodzonego brata. Obaj byli przecież jedynakami, nie było między nimi dużej różnicy wieku, więc przyjaźnili się w dzieciństwie i ta przyjaźń przetrwała do dorosłości. Czasami, kiedy na nich patrzyłem, zastanawiałem się nawet, co by było, gdyby wiedzieli, że wcale nie są kuzynami, tylko przyrodnimi braćmi?

Byłem pewien, że Ewa by sobie nie życzyła, abym powiedział Jerzemu, kto tak naprawdę jest jego ojcem. Ale ona już nie żyła, odeszła 2 lata temu. Zostałem sam ze swoją tajemnicą i mogłem teraz ją wyjawić, lub zabrać ze sobą do grobu. Przyznam, że zacząłem się wahać...

Pewnego dnia siedzieliśmy z żoną wieczorem i oglądaliśmy jakiś film. Z początku uznałem, że jest „babski”, a ja nie lubię ckliwych historyjek i wolę poczytać sobie gazetę, jednak tym razem coś przykuło moją uwagę. Umierająca na raka bohaterka miała bowiem problem, czy powiedzieć dziecku, kto jest jego prawdziwym ojcem. Mogła zostawić syna z przekonaniem, że został sam na świecie lub podarować mu rodzinę, ojca i braci… Przyznam, że nawet łza mi się zakręciła w oku, kiedy to obejrzałem. Bo może powinienem jednak uświadomić Jurkowi, że nie jest sierotą?

A wtedy Ewelina spojrzała na mnie tak uważnie, jakby chciała prześwidrować mnie wzrokiem i nagle stwierdziła:
– Nawet się nie waż, Bogdanie.
– Słucham? – byłem zaskoczony, że się odezwała tak stanowczo. I na jaki niby temat?
Nie waż się powiedzieć Jurkowi, że jesteś jego ojcem.
– Co? – zwyczajnie mnie zatkało.
– Ależ… kochanie. Co ci przyszło do głowy? – wybełkotałem zaskoczony, gotów bronić się przed zarzutami.
Ale żona tylko spojrzała na mnie znacząco i już wiedziałem, że na nic moje zaprzeczenia i kłamstwa. Ona wie i nie da się przekonać, że jest inaczej.
– Wiedziałaś? – zapytałem.
– Podejrzewałam, ale milczałam, bo nigdy nie zauważyłam, abyś adorował swoją bratową, a i ona raczej od ciebie stroniła. Uznałam więc, że niech w spokoju wychowuje swoje dziecko, które po śmierci męża jest dla niej całym światem. Widziałam, że w Jurku odnalazła sens życia i nie zamierzałam jej tego w żaden sposób odbierać. Nie liczyłam nawet na to, że kiedykolwiek mi się przyzna, jaka jest prawda, ale wyznała mi ją na łożu śmierci.

Spojrzałem na żonę zdumiony, bo nie wiedziałem, że rozmawiała szczerze z moją bratową.
– Tak… – Ewelina pokiwała głową. – Ewa przyznała się do tej chwili słabości, do zdrady popełnionej całkiem świadomie. To nie ona była bezpłodna, tylko twój brat. Powiedziała mi więc wyraźnie, iż przyszło jej nagle do głowy, że jak zajdzie z tobą w ciążę, to nikt się nie domyśli, że to twoje dziecko. Każdy uzna, że Radka. Dlatego zaciągnęła cię do łóżka. „Nie chciałam mieć z twoim mężem romansu, przysięgam. Dałam sobie tylko jedną szansę i na szczęście los mi sprzyjał” – powiedziała. Poprosiła mnie także, abym czuwała nad tym, aby Jurek się nigdy nie dowiedział, kto jest jego biologicznym ojcem.
– Ale dlaczego? – nie rozumiałem.
– Jeszcze się pytasz?! – moja żona podniosła głos, co było dla niej naprawdę niezwyczajne.
– No, sam powiedz, po co mu to chcesz wyjawić? Dla jego dobra, czy może raczej dla zaspokojenia własnej próżności? Chcesz się przyznać, że go spłodziłeś, że jest krwią z twojej krwi? I co dostanie w zamian, kiedy się tego dowie? Świadomość, że człowiek, którego uznawał za tatę i naprawdę go darzył uczuciem, chociaż nigdy nie poznał, nie jest jego prawdziwym ojcem? Przekonanie, że był przez ukochaną matkę okłamywany przez całe życie, że ona była wiarołomna, że zdradziła ojca, miała romans, wskoczyła do łóżka własnemu szwagrowi na dzień przed pogrzebem, gdy ciało jej męża było jeszcze ciepłe? Zastanów się, jak Jerzy odbierze te rewelacje i jak będzie się czuł po tym wszystkim? Ucieszy się, że zyskał rodzinę czy załamie, że stracił tę, którą do tej pory miał? Bo chyba nie sądzisz, że rzuci ci się na szyję z okrzykiem: tata. Wątpię, czy ci wybaczy to, co zrobiłeś. Prędzej odsunie się od nas. A nasz syn? Jego też możesz w tym momencie stracić.

Słuchałem tego wszystkiego oniemiały, ale… w głębi serca musiałem przyznać, że moja żona ma świętą rację. Zburzyłbym spokój całej rodziny w imię jakiegoś „hollywoodzkiego” zakończenia, które wcale nie musi nastąpić. Równie dobrze po tym wszystkim mógłbym się ocknąć na zgliszczach własnego domu.
– Niech zostanie tak, jak jest – wyszeptałem.
Ewelina popatrzyła na mnie uważnie, a potem pocałowała mnie w policzek. Był to czuły, prawie macierzyński pocałunek, po którym zrozumiałem, że z jej strony wszystko zostało mi wybaczone.
Często stawiałem synowi mojego bratanka za przykład.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA