„Los rozdzielił nas na długie lata, ale w końcu odnaleźliśmy drogę do siebie. Po 50-tce związałam się z licealną miłością”

para, która odnalazła się po latatch fot. iStock by Getty Images, RgStudio
„Kiedy spojrzałam na mężczyznę siedzącego na piasku, niemal zemdlałam z wrażenia. To był Marcin! Mój Marcin! Trochę siwych włosów, zmarszczki i delikatny zarost nieco go zmieniły, ale nie miałam żadnych wątpliwości, że to właśnie on”.
/ 09.08.2023 19:15
para, która odnalazła się po latatch fot. iStock by Getty Images, RgStudio

Marcin był moją licealną miłością. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani, ale wyjazd jego rodziny za granicę przekreślił nasze wspólne plany na przyszłość. Mimo złamanego serca wyszłam za mąż za innego i doczekałam się dwójki wspaniałych synów. Kiedy mój ukochany zmarł, nie chciałam już szukać miłości. Jak się jednak okazało, życie po 50. bywa równie zaskakujące, co w młodości.

Marcina poznałam w tłumie nastolatków sprawdzających listę osób przyjętych do liceum. Obydwoje się dostaliśmy i podskakując radośnie, rzuciliśmy się sobie w ramiona. Po chwili zorientowałam się, że przecież się nie znamy. Byłam bardzo zawstydzona, ale Marcin od razu się przedstawił i zaproponował wspólne lody dla uczczenia naszego sukcesu. Rozmawiało się nam, jakbyśmy znali się od lat. Z chęcią więc umówiłam się z nim kolejnego dnia i jeszcze następnego. I tak przez całe wakacje.

Zanim zaczęliśmy liceum, byliśmy już z Marcinem parą. Mimo że chodziliśmy do różnych klas, to widywaliśmy się na każdej przerwie. A od razu po szkole uciekaliśmy do naszej sekretnej kryjówki na plaży. To było nasze miejsce, pełne spokoju i ciszy, które omijały tłumy spacerowiczów. Kiedy natomiast pogoda nie sprzyjała takim wyprawom, spędzaliśmy popołudnia w kawiarni, kinie albo w domu, któregoś z nas. Na szczęścia nasi rodzice byli dość nowocześni i nie mieli nic przeciwko takim odwiedzinom. Za co do tej pory jestem im ogromnie wdzięczna.

Kiedy wyjechał, byłam zrozpaczona

Marcin był niezwykle mądrym chłopakiem, którego uwielbiali wszyscy nauczyciele. Miał piękny duży uśmiech i mocno zarysowaną linię szczęki, a do tego ciemne oczy i włosy. Dziewczyny na szkolnych korytarzach spoglądały na mnie z widoczną zazdrością, marząc o tym, aby znaleźć się na moim miejscu. Ja jednak zawsze czułam, że jestem dla Marcina całym światem. Byliśmy w siebie wpatrzeni i zakochani do szaleństwa. Nic dziwnego, że snuliśmy już plany na wspólną przyszłość, w której na początek mieliśmy razem zamieszkać na studiach i wziąć ślub tuż po obronie.

Żyliśmy jak w bajce, aż do połowy drugiej klasy liceum. W pierwszym tygodniu ferii zimowych Marcin przyszedł do mnie zapłakany i nic nie mówiąc, mocno się we mnie wtulił. Byłam przerażona i bałam się tego, co mi zaraz powie. Okazało się, że mama Marcina od jakiegoś czasu chorowała na raka, o czym rodzice nie powiedzieli ani Marcinowi, ani jego siostrze. Leczenie w Polsce nie przynosiło jednak zadowalających rezultatów, dlatego starali się o możliwość wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Dopiero kiedy udało się wszystko załatwić, poinformowali o wszystkim dzieci. Dokładnie tydzień później Marcin miał więc wyjechać za ocean.

Kiedy mi o tym wszystkim opowiedział, zaczęłam płakać razem z nim. Było oczywiste, że musi jechać. Jego mama miała walczyć o zdrowie i życie, więc chciał być przy jej boku. Jak jednak mieliśmy żyć bez siebie? Wydawało się to wręcz niemożliwe. Czułam ogromny ból, nie tylko psychiczny, ale również fizyczny. Było mi niedobrze i jedyne, o czym wtedy marzyłam, to żeby się wtulić w Marcina i nigdy nie opuszczać jego ramion.

Przez kolejne dni czułam się, jakbym była w letargu. Naszym jedynym celem było to, by spędzić ze sobą każdą możliwą chwilę. Oczywiście starałam się pocieszać ukochanego i być dla niego wsparciem, ale było mi bardzo ciężko.

Obiecywaliśmy sobie, że będziemy do siebie ciągle pisać. Marcin zarzekał się, że wróci do Polski, gdy tylko mama wyzdrowieje. Żadne z nas nie mogło jednak wiedzieć, jak długo potrwa ten proces i czy w ogóle zakończy się sukcesem. Pożegnanie z Marcinem było jednym z najgorszych i najbardziej traumatycznych wydarzeń w moim życiu. Nie chciałam wstawać z łóżka, nie byłam w stanie chodzić do szkoły i skupiać się na nauce. Ten stan trwał 2 tygodnie, aż do momentu, gdy dostałam pierwszy list od Marcina. Dla niego chciałam być silna, więc krok po kroku wracałam do życia. Złamane serce się zabliźniało, ale już zawsze nosiłam w sobie ciężar, którego po prostu nie mogłam się pozbyć.

Oczywiście kontakt z Marcinem powoli stawał się coraz rzadszy. Codzienność każdego z nas była tak odmienna, że poruszane w listach tematy stawały się dla drugiej strony coraz bardziej abstrakcyjne. Z czasem zapominaliśmy, żeby sobie odpisywać i kontakt po prostu się urwał. Bolało, ale moje życie nie stało w miejscu. Zdałam maturę i dostałam się na wymarzone studia, które skończyłam z wyróżnieniem. Na uczelni poznałam też mojego przyszłego męża, który sprawił, że w końcu Marcin nie pojawiał się już codziennie w moich myślach. Niedługo po ślubie zaszłam w pierwszą, a potem w drugą ciążę. Wspólnie wychowywaliśmy dwóch cudownych synów i tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę.

Nie mogłam uwierzyć, że znów go widzę

Nic nie trwa jednak wiecznie. Tuż po swoich 55. urodzinach mój mąż zmarł z powodu rozległego zawału serca. Po raz kolejny musiałam się więc zmierzyć z odejściem ukochanego mężczyzny. Nie było łatwo, ale dałam sobie czas na przeżycie żałoby. Tym razem miałam też u swojego boku moich synów, z którymi wspólnymi siłami wyszliśmy na prostą, ucząc się żyć bez Wojtka. Nadal pracowałam, a wolny czas poświęcałam na swoje ukochane malowanie i długie spacery po mojej ulubionej plaży. Nie liczyłam już na miłość i było mi z tym naprawdę dobrze. Wszystko miało się jednak zmienić niecałe 2 lata po śmierci mojego męża.

To był dzień jak każdy inny. Niemal od razu po pracy przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i ruszyłam w trasę. Uwielbiałam długie spacery, które napełniały mnie spokojem. Tak jak zawsze, postanowiłam również zrobić sobie przystanek w mojej sekretnej kryjówce, którą odkryliśmy z Marcinem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ktoś tam jednak już był. Kiedy zobaczyłam siedzącego tam mężczyznę, speszyłam się, przeprosiłam i zaczęłam odchodzić.

Krysiu? To ty? – zawołał za mną nieznajomy.

Odwróciłam się jeszcze bardziej skonsternowana. Kiedy spojrzałam na mężczyznę siedzącego na piasku, niemal zemdlałam z wrażenia. To był Marcin! Mój Marcin! Trochę siwych włosów, zmarszczki i delikatny zarost nieco go zmieniły, ale nie miałam żadnych wątpliwości, że to właśnie on.

Stałam osłupiała, nie mogąc się ruszyć. Marcin podszedł więc do mnie ze łzami w oczach i po prostu mnie przytulił. Zaczęłam się śmiać i płakać jednocześnie. Wtulałam się w niego ze wszystkich sił i wróciły do mnie wszystkie te uczucia, które skrzętnie chowałam w sobie przez 40 lat.

– Nie wierzę, że to ty! To niemożliwe – mówiłam, wciąż szlochając.

– To ja kochana... W końcu cię odnalazłem i już cię nie wypuszczę – zapewniał Marcin.

– Nie obiecuj, bo znowu się rozpadnę na kawałki – odparłam.

– Każdego dnia tęskniłem, ale nigdy nie straciłem nadziei na to, że znowu się spotkamy.

Czuję się, jakbym wygrała los na loterii

Staliśmy wtuleni w siebie przez dłuższy czas. Nagle Marcin trochę mnie odsunął i patrząc na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, zapytał, czy może mnie pocałować. Kiedy skinęłam delikatnie głową, nasze usta się połączyły i znalazłam się w raju. Znów miałam 16 lat i całowałam się z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Chciałam zostać na tej plaży już na zawsze.

Spędziliśmy w naszej kryjówce kilka dobrych godzin, opowiadając sobie, jak wyglądało nasze życie. Okazało się, że choć leczenie mamy Marcina początkowo przyniosło dobre rezultaty, ostatecznie zmarła jednak 5 lat po wyjeździe z Polski. Przez ten czas Marcin pracował ciężko, żeby zapewnić rodzicom i siostrze dobre życie. Udało mu się wysłać Kamilę na studia, a po kilku latach zarobił również na swoją edukację. Został więc w końcu inżynierem i powodziło mu się całkiem dobrze. Nigdy się jednak nie ożenił i nie miał dzieci. Było mi trochę smutno z tego powodu, ale przecież nie mogłam z tym nic zrobić.

Nasze przypadkowe spotkanie, zamieniło się w regularne randki. Czuliśmy się trochę tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Bałam się, jak na moją nową-starą znajomość zareagują chłopcy, ale gdy powiedziałam im o Marcinie, bardzo się ucieszyli. Nawet nie wiem, kiedy postanowiliśmy zamieszkać razem. Wspólnie wyjechaliśmy też na miesiąc do USA, aby pozamykać wszystkie sprawy Marcina i spotkać się z jego siostrą, która założyła tam rodzinę.

To już rok, odkąd ponownie się odnaleźliśmy. Jestem znów szczęśliwa i wydaje mi się, że wygrałam los na loterii. Korzystamy z każdej wspólnej chwili i już planujemy, co będziemy robić, gdy przejdę na wcześniejszą emeryturę. Oczywiście gdzieś tam wciąż mamy żal do losu, że rozdzielił nas na tak długo, ale zamiast żyć przeszłością, koncentrujemy się na wspólnej przyszłości.

Czytaj także:
„Miałem udane małżeństwo, ale na widok Natalii znów poczułem motyle w brzuchu. Moja licealna miłość była wolna i chętna”
„Po 25 latach spotkałem swoją licealną miłość. Nie była koleżanką, a... nauczycielką. Uczucia odżyły we mnie na nowo"
„Moje życie miłosne zatoczyło koło i po 15 latach wpadłam w ramiona licealnej miłości. Los nieprzypadkowo nas połączył”

Redakcja poleca

REKLAMA