„Po 25 latach spotkałem swoją licealną miłość. Nie była koleżanką, a... nauczycielką. Uczucia odżyły we mnie na nowo"

Miłość na zjeździe absolwentów fot. Adobe Stock, Anastasiia
Zobaczyłem ją na zjeździe absolwentów, była tak samo zachwycająca, jak kiedyś. Problemem było to, że była ode mnie starsza i... była moją nauczycielką.
/ 02.07.2021 13:20
Miłość na zjeździe absolwentów fot. Adobe Stock, Anastasiia

W szkole wręcz za nią szalałem. I kto by pomyślał, że to się nie zmieni, choć przecież zmieniło się wszystko!

Gapiłem się na Krysię jak cielę na malowane wrota. Dobrze, że wszyscy byli zaaferowani tym, co się działo wokół, bo wyglądało to na pewno głupio. Ale nie mogłem się powstrzymać. W końcu minęło 25 lat, odkąd widziałem ją po raz ostatni.

Zobaczyłem ją na zjeździe klasowym

Prawdę mówiąc, wcale nie miałem ochoty w nim uczestniczyć, jednak wymigać się nie mogłem, bo jako jeden z nielicznych mieszkałem w pobliżu szkoły i nie wypadało. A poza tym dowiedziałem się, że ona też przyjedzie… Byłem zwyczajnie po ludzku ciekaw, jak dzisiaj wygląda. No i odżyły wspomnienia dawnych, młodzieńczych lat…

– Cześć, stary! – poczułem solidne klepnięcie w plecy.

– Cześć, Adaśku – uśmiechnąłem się.

– Nic się nie zmieniłeś!

– Ty też, tylko trochę posiwiałeś.

– Życie mnie posrebrzyło… – westchnąłem, bo rzeczywiście moje włosy przestały być kruczoczarne.

Adaś chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Ewka, która zawsze przewodniczyła samorządowi klasowemu, zaczęła zwoływać wszystkich do sali. Usiedliśmy przy zestawionych stolikach, kelnerzy wnieśli pierwsze danie.

Dwadzieścia pięć osób, a wśród nich ona, moja wielka szkolna miłość…

Zająłem miejsce naprzeciwko i przypatrywałem się jej spod oka, teraz o wiele mniej nachalnie. Była chyba jeszcze piękniejsza niż w szkolnych czasach. Chyba? O nie – na pewno.

Już wtedy jej uroda mnie onieśmielała. A później niejeden raz żałowałem, że nigdy nie zdobyłem się na śmiałość, by jej wyznać moje uczucia… Ale kiedy byłem w klasie maturalnej, zbyt wiele nas dzieliło. Ten dystans wydawał się młodemu chłopcu absolutnie nie do pokonania.

– Niezła ta Krystyna, co? – Adaś, który usiadł obok, trącił mnie w bok. On naprawdę nic się nie zmienił. Został mu nawet irytujący zwyczaj walenia wszystkich po plecach i wypłacania kuksańców przy byle okazji.

– Powiedz, jak ona to robi? – dodał.

– Nie wiem – mruknąłem, udając, że pochłonęło mnie jedzenie żurku.

Cóż… Piękno, to prawdziwe piękno, nigdy się nie starzeje. Co najwyżej dojrzewa i staje się jeszcze pełniejsze.

– Gdybym nie był mniej lub bardziej szczęśliwie żonaty – westchnął Adam – chyba aż bym się za nią zabrał.

– A nie bierzesz pod uwagę, że ona może być bardziej lub mniej szczęśliwą mężatką? – powiedziałem to nieco zbyt szybko i nieco za ostro, lecz kumpel nie zwrócił na to uwagi.

– No co ty – oburzył się. – Ona jest po rozwodzie! Nie wiedziałeś?

Nie, nie wiedziałem. Bo i skąd? Nie interesuję się życiem innych i plotkami o nich, a szczególnie jeśli kogoś widuję raz na ćwierć wieku. Za to Adaśko właśnie z tego był znany – wiedział wszystko o wszystkich. Zawsze. I tym razem nawet się z tego ucieszyłem.

Onieśmielała mnie i wtedy, i teraz

– Czy mogę panią prosić? – spytałem.

Na parkiecie pląsały już pary. Atmosfera nieco się rozluźniła, panowie pozdejmowali nawet marynarki i porozpinali koszule pod szyją. Spojrzała na mnie i z uśmiechem.

– Ależ oczywiście, drogi panie.

Miała tak samo zniewalający głos, jak zapamiętałem – mocny, ale jednocześnie dźwięczny i miły. Leciało coś niezbyt szybkiego, piosenka w sam raz do tańca z kobietą.

Nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, więc zacząłem banalnie:

– Nic się pani nie zmieniła.

Tak… Jeśli ktoś w trakcie tej opowieści uznał, że Krystyna była moją koleżanką z klasy, to spieszę sprostować, że wcale nie. Była moją… nauczycielką fizyki.

Przyszła do nas w ostatniej klasie technikum, zaczęła pracę jeszcze przed zakończeniem studiów. Miała kilka lat więcej ode mnie. Kochałem się w niej do szaleństwa, choć było to ciche szaleństwo, skrzętnie ukrywane, i nikt o nim nie wiedział. Wstydziłem się tej miłości.

– Oj, zmieniłam się – zaprzeczyła z uśmiechem. – Ale może przejdźmy na ty, dobrze? Skończyłeś szkołę już jakiś czas temu, nikogo to nie zgorszy.

– Oczywiście – odparłem szybko – Jeśli się zmieniłaś, to na korzyść…

Cholera, zapomniałem już, że Krystyna potrafiła być złośliwa.

– Na korzyść? – zaśmiała się. – Czyli dawniej wyglądałam gorzej, tak?

Zapomniałem języka w gębie. Byłem stremowany sytuacją, a w głowie huczało mi od bliskości Krystyny, bo przecież dotykałem jej pierwszy raz w życiu, a musiałem powiedzieć coś inteligentnego! Nie umiałem. Postawiłem więc na szczerość.

– Zawsze wyglądała pani… – odchrząknąłem. – Przepraszam. Zawsze wyglądałaś świetnie, ale teraz wyglądasz jeszcze lepiej niż kiedyś. Chyba oddałem istotę rzeczy. –

Komplemenciarz! – znów się zaśmiała. – Miło usłyszeć coś takiego.

– Prawdę mówiąc, wyglądasz młodziej od większości moich koleżanek – powiedziałem, a w myślach dodałem: „Jesteś od nich znacznie ładniejsza i seksowna jak jasna cholera!”.

Potem już tylko tańczyliśmy, bo skończyły mi się tematy do rozmowy. Czułem się skrępowany jak młokos, zupełnie jakbym dalej miał kilkanaście lat, a ona była moją nauczycielką.

Na szczęście to nie był nasz jedyny taniec tego wieczoru, a właściwie nocy, bo impreza przeciągnęła się do czwartej nad ranem. Kiedy towarzystwo się rozluźniło, okazało się, że mamy sobie sporo do opowiedzenia i że wciąż, mimo upływu lat, w jakimś sensie pozostaliśmy klasą.

Tylko że ja miałem wciąż w głowie tylko ją

Piękne, ciemne oczy, włosy sięgające ramion, jej zgrabną figurę i rewelacyjne nogi. Ideał kobiety! Jeśli jednak ktoś pomyślał, że zdołałem się do niej zbliżyć na tyle, by coś z tego wyszło, to się pomylił. Wciąż nie miałem śmiałości i wydawało mi się, że dzieli nas ogromny dystans.

Postanowiłem ostatecznie wyjaśnić tę sprawę Oczywiście już następnego dnia plułem sobie w brodę.

„Co za palant ze mnie! Ostatni idiota! Przepuścić taką okazję…” – wściekałem się, wiedząc, że lepsza się już nie trafi.

Przecież mogłem choć spróbować się z nią umówić! Najwyżej dostałbym kosza. Ale mnie wciąż paraliżowało to cholerne onieśmielenie! I wtedy uświadomiłem sobie nagle, że ona doskonale o tym wiedziała. Może nawet nieźle się bawiła, obserwując, jak się męczę?! Ta myśl obudziła we mnie przekornego szczeniaka. Postanowiłem sprawę wyjaśnić.

Na szczęście wiedziałem, w której szkole obecnie pracowała Krystyna.

„Poczekaj – pomyślałem mściwie, alei z pewną czułością. – Poczekaj! Chociaż raz ty się poczujesz niepewnie…”.

Na mój widok w pierwszej chwili stanęła i zmarszczyła brwi. Nie wiem, czy bardziej ją zaskoczyła sama moja obecność pod szkołą, czy wielki bukiet róż, który trzymałem w dłoniach.

– Cześć – powiedziałem silnym głosem, bo kiedy już przystąpiłem do dzieła, moja trema niespodziewanie minęła. – Przepraszam, że cię tak nachodzę, ale chyba musimy sobie coś wyjaśnić. A raczej ja muszę tobie…

A już myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz – odparła cicho.

– To dla ciebie – podałem jej róże. – Jest ich dwadzieścia pięć. Po jednej na każdy rok, kiedy cię nie widziałem.

Przyjęła kwiaty, a ja nagle usłyszałem ciche gwizdnięcie i oklaski. Zaskoczony spojrzałem w bok. Kilku uczniów stało i obserwowało tę scenę.

– Spadajcie! – burknęła do nich, ale bez gniewu, a chłopcy szybko odeszli, machając jej na pożegnanie.

– Wiedziałaś, że się w tobie kochałem, prawda? – spytałem.

– Trudno, żebym tego nie zauważyła. Ale minęło tyle lat… Czyżby ci nie przeszło? – uśmiechnęła się.

W odpowiedzi pokręciłem głową i wskazałem na wielki bukiet.

– Jestem starsza… – zaczęła.

– Po pierwsze, różnica wieku między nami wcale nie jest duża, szczególnie teraz, kiedy oboje jesteśmy starsi o te dwadzieścia pięć lat – odparłem. – A po drugie… – przez chwilę zastanawiałem się, co powiedzieć i wtedy przypomniałem sobie myśl z imprezy: – A po drugie i o wiele ważniejsze, prawdziwe piękno nigdy się nie starzeje, co najwyżej dojrzewa i staje się jeszcze pełniejsze.

Patrzyła na mnie zmrużonymi oczami, jakby myślała nad czymś intensywnie albo coś kalkulowała.

– Wiesz co? – powiedziała wreszcie z lekkim uśmiechem, ale zupełnie poważnie. – Chyba załatwiłeś mnie tym stwierdzeniem. Czuję się pokonana.

Tak to się zaczęło. I trwa do dziś.

Czytaj także:
„Na złość byłemu mężowi wyszłam ponownie za mąż. Chciałam, by był zazdrosny, ale on ma już nową rodzinę”
„Wychowałam syna sama, żyliśmy skromnie, ale nauczyłam go pracowitości. A potem zakochał się w bogatej dziewczynie"
„Mąż myśli, że będę mu usługiwała i nadskakiwała jego kolegom. Niedoczekanie! Koniec z byciem służącą”

Redakcja poleca

REKLAMA