„Mąż ma w głowie tylko tabelki i słupki na wykresach. Praca go tak wciąga, że zapomina, jak mają na imię jego dzieci”

pracujący mężczyzna fot. Getty Images, Tom Werner
„Na początku rozumiałam – dom, kredyt, dzieci, życie stało się droższe. Michał mówił, że robi to dla nas, że teraz musimy się skupić na przyszłości. Ale z każdym miesiącem widziałam, jak coraz bardziej znikał”.
/ 08.09.2024 16:00
pracujący mężczyzna fot. Getty Images, Tom Werner

Codzienność mnie przytłaczała. Dwójka małych dzieci, dom, który wymagał opieki, i Michał – mój mąż, który fizycznie był obecny, ale emocjonalnie zniknął już dawno. Kiedyś byliśmy blisko, mieliśmy plany, marzenia. Teraz on spędzał całe dnie w pracy, a ja zostawałam sama z obowiązkami. Na początku tłumaczyłam to sobie, że robi to dla nas – dla lepszego życia, dla dzieci. Ale ile można tak tłumaczyć nieobecność? Coraz częściej czuję, że dźwigam całą naszą rodzinę na swoich barkach.

Nie tak to miało wyglądać

Jestem zmęczona. Zmęczona samotnością, zmęczona codziennym życiem bez wsparcia. Michał wraca późno, zmęczony, prawie się nie odzywa. Od lat nie usiedliśmy razem, żeby po prostu porozmawiać. Niby jesteśmy razem, ale ja czuję się jakby nasz związek już dawno przestał istnieć. Czy on tego nie widzi? Czy nie rozumie, że ja już nie daję rady? Może dla niego pieniądze, które zarabia, są odpowiedzią na wszystko, ale dla mnie to za mało. Czy warto jeszcze walczyć o ten związek?

Pamiętam, jak wyglądało nasze małżeństwo na początku. Byliśmy blisko, naprawdę blisko. Michał zawsze znajdował czas, żeby mnie wysłuchać, pytał o moje zdanie, dbaliśmy o siebie nawzajem. Zaczynaliśmy od niczego, ale mieliśmy siebie i to wystarczało. Wydawało mi się, że nic nas nie złamie, że zawsze będziemy tak samo silni. Potem pojawiły się dzieci, a Michał coraz bardziej skupiał się na pracy.

Na początku rozumiałam – dom, kredyt, dzieci, życie stało się droższe. Michał mówił, że robi to dla nas, że teraz musimy się skupić na przyszłości. Ale z każdym miesiącem widziałam, jak coraz bardziej znikał. Kiedyś po pracy siadaliśmy razem i rozmawialiśmy o wszystkim – o pracy, o życiu, o marzeniach. Teraz? Ledwo go widuję. Wraca późno, zmęczony, a ja czuję, że jestem z tym wszystkim sama.

Czasem patrzę na niego i zastanawiam się, czy on zauważa, jak bardzo się oddaliliśmy. Czy w ogóle jeszcze mnie widzi? Kocham go, ale nie wiem, ile jeszcze to zniosę. Często wracam myślami do tamtych czasów, kiedy byliśmy prawdziwym zespołem. Dziś czuję, jakbyśmy byli dwoma obcymi ludźmi, którzy po prostu żyją pod jednym dachem.

Nawet wtedy nie miał czasu

Nasz syn miał urodziny, a ja zorganizowałam dla niego przyjęcie. Michał obiecał, że wróci wcześniej, żeby mi pomóc. Zawsze obiecuje. Dzieci czekały na niego, ja też czekałam. Cały dzień biegałam po domu, próbując ogarnąć wszystko sama – przygotować jedzenie, ozdoby, dopilnować, żeby wszystko było idealnie. Michał miał pomóc, miał być częścią tego dnia, ale im bliżej było godziny rozpoczęcia, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że znowu go nie będzie.

Kiedy zadzwonił telefon, już wiedziałam, co usłyszę. Jego głos był zmęczony, jak zawsze.

– Daria, nie dam rady dzisiaj przyjść na czas. Mam spotkanie, które się przeciągnęło. Przepraszam.

Przepraszam. Ile razy słyszałam to słowo? Straciło dla mnie znaczenie. Kiedy odłożyłam telefon, czułam, jak wzbiera we mnie złość. Nie chodzi tylko o dzisiejszy dzień. To nie pierwszy raz. Od lat obiecuje, że znajdzie czas, że coś się zmieni, ale to tylko słowa.

Widziałam to w oczach naszych dzieci – to rozczarowanie, kiedy tata znów nie przychodzi. Próbuję udawać, że wszystko jest w porządku, że tata po prostu „jest bardzo zajęty”, ale w środku czuję, że coś we mnie pęka.
Patrzę na całą sytuację i zastanawiam się: czy to małżeństwo jeszcze ma sens?

Nie wytrzymam tego dłużej

Po urodzinach, gdy dzieci poszły spać, czułam, że dłużej tego nie zniosę. Michał wrócił późnym wieczorem, jak zwykle zmęczony, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. „Znowu praca,” pomyślałam, patrząc na jego zmęczoną twarz. A przecież to nie była tylko praca – to była nasza rodzina, której on ciągle nie miał czasu. Odłożył swoją torbę, zdjął buty, nawet nie pytając, jak minął dzień, jak udała się impreza. Stałam w kuchni, ręce trzęsły mi się ze zmęczenia, a serce waliło mi w piersi. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziałam nagle, zanim zdążyłam się wycofać.

Spojrzał na mnie, zdziwiony, choć bez wyraźnych emocji. Może spodziewał się kolejnej rozmowy o pracy, może o codziennych problemach, ale nie tego, co zamierzałam powiedzieć.

– Co się dzieje? – zapytał, choć jego głos był zmęczony, jakby chciał uniknąć trudnych tematów.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić. Mówiłam o wszystkim – o tym, jak bardzo czuję się samotna, o tym, że dzieci go potrzebują, że ja go potrzebuję. Że nie mogę dłużej tego ciągnąć sama. Patrzył na mnie, nie przerywając, a w moim wnętrzu narastał żal. Kiedy skończyłam, w pokoju zapadła cisza. Czekałam na jego odpowiedź, czując, że ta rozmowa może zmienić wszystko.

Michał długo milczał, jakby nie wiedział, co powiedzieć. W końcu westchnął, przeciągając dłonią po twarzy.

– Daria… ja naprawdę robię, co mogę – powiedział cicho. – Pracuję, żeby zapewnić nam wszystko. Przecież o to chodzi, prawda? O bezpieczeństwo, o przyszłość dzieci?

Złość, którą tłumiłam przez tyle czasu, nagle eksplodowała. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż nie rozumie.

– Michał, przecież nie chodzi tylko o pieniądze! – wybuchnęłam, a moje słowa zabrzmiały ostrzej, niż zamierzałam. – Potrzebuję cię tutaj, z nami, a nie tylko jako dostawcę wypłaty! Twoje dzieci cię potrzebują. Jesteś tu tylko ciałem, ale nie naprawdę obecny. To, co robisz, nie zastąpi ciebie. Nie rozumiesz tego?

Nie zdawał sobie z tego sprawy

Widziałam, jak Michał marszczy brwi, a jego twarz przybrała wyraz frustracji. Wydawał się zagubiony, jakby po raz pierwszy zdawał sobie sprawę, że coś rzeczywiście jest nie tak.

– Myślałem, że to wystarczy – powiedział, jego głos pełen niezrozumienia. – Robię to dla was. Staram się zabezpieczyć naszą przyszłość, żebyście mieli wszystko, czego potrzebujecie.

Zakręciły mi się łzy w oczach, ale nie chciałam pokazać słabości.

– Ale co z teraźniejszością? – spytałam cicho. – Straciliśmy coś, co mieliśmy. Ja nie czuję się już twoją żoną, tylko kimś, kto pilnuje domu i dzieci. A ty nie jesteś ojcem, którego nasze dzieci znają. One cię potrzebują teraz, nie w jakiejś przyszłości, której nawet nie możemy być pewni.

Jego twarz złagodniała. Widać było, że moje słowa go poruszyły. Ale czy wystarczająco? Michał spuścił wzrok, wpatrując się w podłogę, jakby szukał odpowiedzi na moje pytania. Widziałam, że walczy ze sobą, próbując zrozumieć, co tak naprawdę do niego mówię. Po chwili wziął głęboki oddech.

– Masz rację – powiedział cicho. – Odsunąłem się. Myślałem, że wystarczy zapewnić wam wszystko materialnie. Ale nie rozumiałem… nie widziałem, jak bardzo cię zostawiłem samą.

Oby coś się zmieniło

Słowa Michała, choć szczere, nie przyniosły mi natychmiastowej ulgi. Wiedziałam, że to tylko początek trudnej rozmowy. Byłam zmęczona, emocjonalnie wyczerpana, a jednocześnie czułam nadzieję, że może w końcu coś się zmieni.

– Wiem, że pracujesz dla nas – zaczęłam spokojniej, próbując zapanować nad własnym głosem. – Ale to nie jest małżeństwo. Ja nie chcę, żebyś wracał do domu wyłącznie po to, żeby zasypiać na kanapie. Potrzebujemy ciebie, jako męża, jako ojca. Dzieci tęsknią za tobą, ja też.

Spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam, że naprawdę go to dotknęło.

– Chcę to naprawić – powiedział, choć w jego głosie było coś niepewnego. – Tylko nie wiem, czy potrafię. Tak długo żyłem w przekonaniu, że robię to dobrze, że teraz nie wiem, jak wrócić. Ale spróbuję. Obiecuję, że spróbuję.

Nie wiedziałam, czy te obietnice wystarczą, ale postanowiłam dać mu szansę.

– Jeśli naprawdę chcesz coś zmienić, to musisz się zaangażować. Ja już dłużej nie mogę sama dźwigać wszystkiego.

Po tej rozmowie nie było cudownych zmian z dnia na dzień, ale poczułam, że coś się ruszyło. Michał zaczął wracać wcześniej, próbował spędzać więcej czasu z dziećmi. Początkowo było to niezręczne, jakby nie wiedział, co robić, jak się zachować w domu, który dawno przestał być jego codziennością. Ale widziałam w nim wysiłek. Było to małe, ale znaczące.

Przestaliśmy unikać trudnych rozmów. Po raz pierwszy od dawna naprawdę zaczęliśmy mówić o naszych uczuciach, o tym, co nie działa. Michał zrozumiał, że nie chodziło o to, żeby zabezpieczyć przyszłość, ale o to, by być obecnym tu i teraz. Doceniłam to, że się starał, choć gdzieś w głębi wciąż miałam wątpliwości, czy to wystarczy, czy naprawdę uda nam się odbudować to, co straciliśmy.

Michał musiał zrozumieć, że nie naprawi wszystkiego samymi obietnicami. Będzie musiał zainwestować czas, emocje i być bardziej obecny – dla dzieci, dla mnie, dla nas. A ja musiałam nauczyć się na nowo ufać, że jego wysiłki nie są chwilowe, że naprawdę chce naprawić nasze małżeństwo.

Daria, 34 lata

Czytaj dalej:
„Narzeczony zrobił mi niespodziankę. Tak zaszalał na kawalerskim, że w podróż poślubną pojechałam z kimś innym”
„Bogaty mąż był jak wygrana w lotto, ale do czasu. Gdy chciałam odejść, rzucił mi w twarz intercyzą”
„Zięć ma długie włosy i gra na gitarze. Boję się, że zamiast o rodzinę, będzie dbał o kolegów”

Redakcja poleca

REKLAMA