„Liczyłem, że 30. urodziny mojej żony spędzimy romantycznie. To, co mi oznajmiła po powrocie do domu, było dla mnie szokiem”

Kolega ze szkoły wyznał mi miłość fot. Adobe Stock, DragonImages
„Monika w ogóle nie była w moim typie. Takich kobiet jak ona – pewnych siebie, samodzielnych – po prostu się bałem. Wybierałem miłe dziewczyny, które zgadzały się ze mną we wszystkim i powtarzały mi, że jestem najmądrzejszy. A po kilku miesiącach po prostu mi się nudziły”.
/ 13.12.2022 14:30
Kolega ze szkoły wyznał mi miłość fot. Adobe Stock, DragonImages

Moja żona nie przejmowała się nadmiernie tym, że niedługo skończy trzydzieści lat. Urodzin nie mogła się doczekać, bo rok temu obiecałem jej wielką imprezę. Ale kiedy późną jesienią stało się jasne, że z imprezy nici, o urodzinach po prostu przestaliśmy rozmawiać.

Jestem od mojej żony starszy o cztery lata

Zabawne jest to, że poznałem ją na moich trzydziestych urodzinach. Przyszła z moim kolegą z pracy. A wyszła z nich ze mną… Monika w ogóle nie była w moim typie. Takich kobiet jak ona – pewnych siebie, samodzielnych – po prostu się bałem. Wybierałem miłe dziewczyny, które zgadzały się ze mną we wszystkim i powtarzały mi, że jestem najmądrzejszy. A po kilku miesiącach po prostu mi się nudziły. Na tamtej imprezie to Monika zagadnęła mnie. Potem poprosiła do tańca i jako pierwsza mnie pocałowała.

– A Maciek? – zdążyłem tylko zapytać.

To tylko kumpel, potrzebował towarzystwa – odpowiedziała i całowała mnie dalej.

Po kilku miesiącach z Moniką zrozumiałem, co to znaczy partnerski, dojrzały związek. Często się nie zgadzaliśmy ze sobą. Ale szukanie kompromisu było naprawdę ekscytujące. A kiedy już go znaleźliśmy – przyjemnie było to świętować. W moje trzydzieste pierwsze urodziny poprosiłem Monikę o rękę. Zgodziła się i pół roku później wzięliśmy ślub.

– Wiesz, mam pomysł na naszą rocznicę ślubu. Musimy zrobić razem coś, czego żadne z nas nie robiło wcześniej. Żeby to było coś nowego dla każdego z nas – wymyśliła Monika.

I tak razem trafiliśmy na kurs spadochroniarski. Nasz pierwszy skok odbył się oczywiście w rocznicę. Na moje kolejne urodziny Monika zawsze szykowała coś specjalnego. Co roku stawiała poprzeczkę wyżej. Ja nie miałem takiej wyobraźni jak ona. Ale rok temu zobowiązałem się, że wymyślę coś super. Miesiące mijały, a ja ciągle nie miałem żadnego odlotowego pomysłu. Pewnie dlatego, kiedy stało się jasne, że imprezę urodzinową Moniki trzeba będzie przełożyć, tak łatwo przestałem o nich myśleć. Dziś, kiedy przypominam sobie ostatnie tygodnie, już wiem, że Monika dawała mi sygnały, że zbliża się ten ważny dzień. Nie liczyła już co prawda na wielką imprezę, ale pewnie miała nadzieję chociaż na kolację i kwiaty. Tylko że ja nie odczytywałem żadnych znaków. Sam nie wiem, jak to możliwe… We wtorek – w dniu urodzin – Monika pojechała do biura.

– Wiesz, muszę wpaść do pracy. Mają mi wgrać jakiś nowy program do komputera. A potem wpadnę do mamy, bardzo dawno jej nie widziałam. Wrócę koło 19 – Monika dawała mi ostatnią szansę, żebym coś zorganizował.

A ja dalej nic nie łapałem

W południe miałem wideokonferencję z moim zespołem. Był tam też Maciek, chłopak, dzięki któremu poznałem Monikę. I to właśnie on już po zebraniu zapytał mnie, co wymyśliłem na trzydzieste urodziny Moniki. Dopiero wtedy do mnie dotarło, jaki dziś dzień. Wpadłem w panikę. Spojrzałem na zegarek. 13.30. Mam pięć i pół godziny. I… zero pomysłów. Uznałem, że najpierw zajmę się podstawami – jedzenie, kwiaty. A może w międzyczasie wpadnę na coś odlotowego. Kolacja. Monika na pewno uważa, że zamówię pizzę albo sushi. Muszę ugotować coś sam. I nie może to być moje jedyne danie popisowe – spaghetti i klopsiki. Na myślenie straciłem pół godziny. W końcu wpadłem na to: trzydzieści kanapek, każda inna. Poleciałem do sklepu. Ekspedientka nie była zachwycona, kiedy prosiłem o jeden plasterek pieczonego schabu, jeden plasterek szynki, jeden sera i tak dalej. Jednak gdy wyjaśniłem jej, o co chodzi, rozchmurzyła się.

– Ale pan sprytny – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Lepszego pomysłu ciągle nie miałem, więc uznałem, że kupię też trzydzieści różnych kwiatów. W kwiaciarni było tylko jedenaście gatunków. Pobiegłem na bazar. Udało się znaleźć jeszcze siedemnaście. Komplet musiała uzupełnić podeschła chryzantema, którą dostałem za darmo, i gałązka kopru. Miałem ciągle trzy godziny. Robiłem kanapki, a mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Kiedy zostało mi już tylko czterdzieści pięć minut, zacząłem się godzić z tym, że żadnej niespodzianki dla Moniki mieć nie będę.

„Tak bardzo chciałem cię zaskoczyć, że uznałem, że jak nic nie wymyślę, to dopiero będzie niespodzianka” – przygotowywałem w głowie żałosne przemówienie. I wtedy nie wiem skąd ten pomysł wpadł mi do głowy. Skończyłem ostatnią kanapkę, w każdą wbiłem jedną świeczkę i półmisek schowałem do lodówki. Pobiegłem do gabinetu. Pociąłem kilka kartek na trzydzieści kawałków. Każdy był kuponem na coś. Pisałem, co mi przyszło do głowy. „Kupon na taniec”, „kupon na masaż ”, „kupon na całusa”, „kupon na lot balonem”.

Jedną kartkę zostawiłem pustą

Pomysł był taki, że Monika będzie musiała sama go wypełnić. Skończyłem, gdy zostało dziesięć minut. Dwadzieścia dziewięć zapisanych karteczek wrzuciłem do pudełka i zawiązałem wstążką znalezioną w kuchennej szufladzie. Czystą włożyłem do małego pudełeczka po kolczykach, które kiedyś kupiłem Monice. Duże pudełko schowałem pod poduszką w sypialni, małe – w kieszeni dresów. Rozrzuciłem buty po przedpokoju, przy drzwiach postawiłem worek ze śmieciami. Chciałem, żeby Monika choć przez chwilę była pewna, że zapomniałem o jej urodzinach. Zdążyłem jeszcze włożyć poplamioną koszulkę wyciągniętą z kosza na brudy i opaść na kanapę z piwem w ręku, kiedy w drzwiach zazgrzytał klucz.

– Tomek?

– Tutaj jestem! – zawołałem. – Mecz oglądam.

Monika wsunęła głowę do salonu. Rozejrzała się dookoła. Minę miała nietęgą.

– Głodny jesteś?

Trochę tak. Zrobisz jakieś kanapki? Wiesz, mecz bardzo ciekawy – zrobiłem proszącą minę i złożyłem ręce w błagalnym geście.

Monika ruszyła do kuchni.

– Jesteś najlepszą żoną, wiesz? – zawołałem za nią.

Usłyszałem, jak Monika otwiera lodówkę. Zerwałem się i poszedłem do niej. Po drodze zmieniłem koszulkę na czystą. Monika stała z półmiskiem w rękach i szeroko się uśmiechała.

– Piękny tort – szepnęła.

Pocałowaliśmy się. Podpaliłem wszystkie świeczki. Monika zdmuchnęła je i zaczęliśmy jeść.

– Ta z grzybkami, ta jest super, masz. A to co? Gruszka z pastą z bakłażana? Pycha…

Kiedy Monika poszła do łazienki, wyciągnąłem zza szafy kwiaty. Pomysł był taki, że będę je przed Moniką rozrzucać i doprowadzę ją do pudełka pod poduszką. Ale że mieszkanie mamy dość małe, musieliśmy zrobić kilka rund, zanim dotarliśmy do celu. Monika otworzyła pudełko i zaczęła czytać karteczki. Niektóre kupony („na całusa” czy „na masaż”) realizowała od razu. Pozostałe odkładała na bok. Ale wszystkie skrupulatnie liczyła.

– „Kupon na lot balonem”, dwadzieścia dziewięć – oznajmiła i zajrzała do pudełka. – Hej. Jednego brakuje…

Wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni.

– Ten kupon musisz sama wypełnić – oznajmiłem dumny.

Do dziś moja żona nie wierzy, że nie znałem jej sekretu. I że ta pusta karteczka nie miała nic wspólnego z jej niespodzianką. Ale kiedy Monika ją zobaczyła, to do jej oczu napłynęły łzy. Wzięła ode mnie długopis, coś napisała, zwinęła karteczkę w rulon i mi podała.

„Kupon na codziennie zmienianie pieluch” – przeczytałem głośno.

Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem.

– Naprawdę? Będziemy rodzicami? O Jezu… – nie bardzo wiedziałem, co więcej mogę powiedzieć. – Kocham cię! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA