Zbliżała się w towarzystwie mężczyzny i dostrzegłem ją już z oddalenia. Szli skrajem plaży, tam gdzie sięgają fale, obmywając stopy spacerujących. Oczywiście o tej porze roku spacerowicze noszą kalosze, jeśli idą samym brzegiem, więc ona i ten gość mieli je na nogach.
Ja z kolei szedłem w sportowych butach, więc trzymałem parometrowy dystans od morza, bo czasem kapryśna fala potrafi wedrzeć się naprawdę daleko.
Od razu pomyślałem, że ta kobieta wygląda jak moja wspaniała Oliwia, nawet porusza się podobnie. A Oliwia porusza się tak, że normalnemu, zdrowemu mężczyźnie zaczyna coś ćwierkać w głowie. Gracja niesamowita. Można powiedzieć – gracja gracji. Niewiele kobiet ma tak wielki urok.
W moim sercu zrodziła się z miejsca tęsknota
Nie widziałem ukochanej już od ponad trzech tygodni. Najpierw miała mnóstwo pracy w związku z jakąś kontrolą w pracy, a potem wyjechała na tygodniowe szkolenie aż pod Wrocław. Powinniśmy się zobaczyć za tydzień, oczywiście jeśli nie wyskoczy coś niespodziewanego.
Zwolniłem kroku, żeby jak najdłużej patrzeć na osobę, która tak cudownie mi się kojarzyła.
Zbliżyliśmy się do siebie i drgnąłem. Rany boskie, przecież to ona! W czekoladowym płaszczu, wciętym w talii, podkreślającym piękną sylwetkę.
Była w ładnej czapce, ale z bliska dostrzegłem wymykające się spod niej rdzawe kędziory. Myślałem o niej dzisiaj od samego rana, marzyłem, jak by to było dobrze spotkać się, wpaść na siebie. Ale przecież była teraz tak daleko… A przynajmniej do tej chwili tak sądziłem.
Bo nie mogłem się mylić, że to Oliwia! A ten mężczyzna obok? Poświęciłem mu jedno spojrzenie. Wysoki, przystojny, trzymał się prosto, odnosiło się wrażenie, że to wojskowy. On też na mnie popatrzył. Oczy miał ciemne, bystre i przenikliwe.
W pierwszej chwili chciałem podejść, przywitać się, poprosić, żeby Oliwia mnie z nim poznała. Ale ona tylko prześliznęła się po mnie takim spojrzeniem, jakbym był zupełnie obcy. Najpierw mnie to zmroziło, a zaraz potem rozzłościło.
Zrezygnowałem z kontaktu, również odwróciłem wzrok i poszedłem dalej, a raczej powlokłem się noga za nogą, mijając ich. Wiatr wiał w moim kierunku, doleciały mnie więc słowa ich rozmowy:
– Znasz tego faceta? – zapytał on.
– Skąd! – odpowiedziała ona.
– Strasznie uważnie ci się przyglądał – zauważył jej towarzysz, ale bez pretensji, lekkim tonem.
– Powinieneś się przyzwyczaić, że mężczyźni tak na mnie patrzą, chociaż mam już prawie pięćdziesiątkę… – stwierdziła Oliwia, na co facet roześmiał się i odpowiedział coś, czego już nie zrozumiałem. To i tak było bez znaczenia.
Przez chwilę miałem ochotę odwrócić się, dogonić ich i wykrzyczeć jej w twarz, że znamy się doskonale. Oczywiście tego nie zrobiłem, wróciłem do domu. Tym razem nie skorzystałem z komunikacji miejskiej, te parę kilometrów, jakie dzieli moje mieszkanie na Zaspie od Zatoki Gdańskiej, pokonałem pieszo. Nigdzie mi się przecież nie śpieszyło.
Esemes przyszedł wieczorem, jakieś osiem czy dziewięć godzin później. „Dziękuję, kochany, że się nie zdradziłeś. Jesteś cudowny”.
Patrzyłem na wiadomość z niedowierzaniem
Sam miałem ochotę się do niej odezwać, napisać coś ostrego, nieprzyjemnego, jednak postanowiłem poczekać, aż przejdzie mi złość i zamieni się całkowicie w palącą serce gorycz.
Wtedy może łatwiej będzie znaleźć odpowiednie słowa. A po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że nie ma większego sensu w ogóle się odzywać. Za stary już jestem na takie gierki.
Zastanawiałem się tylko, kim był tamten gość. Takim samym frajerem, jakim ja się okazałem? A może dla Oliwii kimś znacznie ode mnie ważniejszym? Czy to z nim spędziła cały ten czas, kiedy niby nie mogła się ze mną spotykać?
Wpisałem w telefon wiadomość: „Powiesz mi, kim jest ten człowiek? I dlaczego mnie oszukiwałaś, że wyjechałaś?”. Ale zaraz skasowałem tekst. Czy to miało jakieś znaczenie? Tak, miało, to przecież oczywiste, ale czułbym się fatalnie, prowadząc taką korespondencję. Jednak Oliwia nie poprzestała na jednej wiadomości…
Dwie godziny później dostałem następną: „Kotku, on za tydzień wypływa w długi rejs. Będę znów cała Twoja”. Co?! On to oczywiście ten gość, z którym spacerowała. Ale kto to? Mąż? W tym momencie zrozumiałem, dlaczego skojarzył mi się z wojskiem.
To na pewno marynarz, kapitan żeglugi wielkiej albo pierwszy oficer na statku, skoro spędza większość czasu w rejsach. Oni chodzą w mundurach, a to wymusza odpowiednią postawę.
Zrozumiałem też, dlaczego Oliwia wolała się spotykać u mnie, a nie w swojej efektownej willi, pod którą ją tylko czasem podwoziłem. Obawiała się, że sąsiedzi coś zauważą i doniosą jej ślubnemu.
Teraz nie wytrzymałem i napisałem do niej: „Nigdy nie mówiłaś, że jesteś mężatką”. Odpowiedź nadeszła już po chwili: „Nigdy nie zapytałeś”.
To była prawda, nie zapytałem. Ale założyłem, że kobieta, która tak swobodnie dysponuje czasem, że zostaje u mnie na całe noce, musi być wolna. Przecież dopiero teraz mieliśmy przerwę związaną niby z jej obowiązkami.
Może gdybym dłużej mieszkał na Wybrzeżu, coś bym mógł pokojarzyć, ale przyjechałem tu kilka lat wcześniej, żeby po śmierci żony nie siedzieć na starych śmieciach i nie rozpamiętywać straty. Poza tym miałem stąd bliżej do syna, który założył rodzinę w Wejherowie.
Oliwia kolejne wiadomości przysłała już następnego dnia. Miałem wrażenie, że dla niej nic się nie stało. Już nawet wypisałem esemesa z pytaniem, ilu takich jak ja było do tej pory w jej życiu, lecz skasowałem wiadomość.
W ogóle najpierw odpisywałem na jej nagabywania i od razu kasowałem teksty. Czułem się zbyt zraniony i zawiedziony, żeby rozmawiać. Ale musiałem zareagować, kiedy napisała: „Wiem, że się gniewasz, ale będzie dobrze. Spotkajmy się w następny wtorek o siedemnastej tam, gdzie się poznaliśmy. Proszę, to dla mnie bardzo ważne”.
Jak łatwo zgadnąć, najpierw odpisałem, żeby się wreszcie odczepiła, ale nie chciałem tak tego kończyć. Powinienem się z nią zobaczyć. Odpisałem więc, że będę, bo mnie również zależy, żeby się spotkać.
W odpowiedzi otrzymałem esemesa pełnego emotikonek kwiatów i serduszek. Do umówionego lokalu przyszedłem pół godziny przed spotkaniem. Chciałem się uspokoić, napić czegoś mocniejszego, zanim zjawi się Oliwia.
Właśnie tutaj umówiliśmy się po raz pierwszy i okazało się wówczas, że łączy nas mnóstwo rzeczy, od poglądów poczynając, przez zainteresowania, na upodobaniach – nazwijmy to – intymnych, kończąc.
Pierwszy duży koniak wypiłem jednym haustem, drugim delektowałem się o wiele dłużej. Szlachetny trunek rozchodził się po ciele przyjemnym ciepłem. Nie żeby mnie zupełnie uspokajał, ale nieco stonował emocje. Ludzie różnie reagują na alkohol, mnie małe dawki uspokajają. Może dlatego, że rzadko spożywam coś mocniejszego.
Oliwia stanęła w drzwiach i odszukała mnie wzrokiem, zanim weszła do środka. Boże, jak ona się poruszała… Kelner, który zmierzał do stolika pod oknem, na chwilę znieruchomiał, gapiąc się na nią. Nie wyglądała na pięćdziesięciolatkę, a już na pewno nie na pierwszy rzut oka.
Podpłynęła do mnie, wstałem i pomogłem jej zdjąć płaszcz. Odwiesiłem go i wróciłem na miejsce.
– Cieszę się, że jesteś, kochanie – powiedziała swoim melodyjnym głosem. – Bałam się, że zrezygnujesz.
Potrząsnąłem głową.
– Pięknej kobiecie się nie odmawia – powiedziałem, ledwie panując nad sobą.
Ona naprawdę uważała, że wszystko jest okej?!
– Jak zwykle cudownie szarmancki – roześmiała się. – Będziemy mieli aż pół roku…
– Przyszedłem, żeby spojrzeć ci w oczy – przerwałem jej, przechodząc do rzeczy. – Będzie mi ciebie bardzo brakowało.
Przez kilkanaście sekund docierało do niej znaczenie moich słów.
– O czym ty mówisz? – zmarszczyła brwi. – Przecież Karol dzisiaj w nocy wypłynął, jestem tylko twoja…
Przynajmniej poznałem jego imię.
– Pamiętasz, jak mówiłem, że chciałbym poznać kogoś na dłużej? – zapytałem.
– No tak – odparła – ale przecież możemy się spotykać bardzo długo.
– Daj spokój – burknąłem.– Wiesz, o co mi chodzi. Inaczej od razu postawiłabyś sprawę jasno.
– No to teraz stawiam – wzruszyła ramionami. – Jest nam razem dobrze, czego chcesz więcej?
– Tylko że ja tak nie potrafię – odpowiedziałem spokojnie. – Sam nie chciałbym być zdradzany, a po tym, czego się dowiedziałem, nie potrafię ci zaufać. Trzymaj się.
Wstałem i wyszedłem z kawiarni. Nie obejrzałem się nawet na Oliwię. Na ulicy moją rozpaloną twarz owiał wilgotny wiatr. Idąc na przystanek, sięgnąłem po telefon i przeniosłem numer Oliwii na czarną listę. Nie chciałem wiedzieć, czy w ogóle się jeszcze odezwie ani co ma do powiedzenia. To koniec.
Czytaj także:
„Zmieniałem kobiety jak rękawiczki, bo za bardzo się angażowały. Chciały bym je kochał, choć wiedziały, po co przyszedłem”
„Mąż po rozwodzie odżył i zmienił się w elegancika z werwą. To romans z małolatą stał za tą metamorfozą”
„Nasza miłość rozkwitła, gdy zaczęliśmy spać osobno. Wcześniej uczucie prawie zabiło... chrapanie mojego męża”