Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że będę miała po uszy komplementów. Patrzyłam z niechęcią na stojącego przy moim biurku Marka, faceta, którego od miesiąca nie mogłam się pozbyć. Wracał jak bumerang, coraz bardziej nachalny i zadowolony z siebie, jakby nie słyszał uprzejmej odmowy.
Musiałam postępować z nim oględnie, inaczej miałabym kłopoty w pracy
Marek od niedawna był jednym naszych największych zleceniodawców, nie należało go zrażać. Upatrzył mnie sobie od razu, już pierwszego dnia zarzucił gradem pochlebstw i utopił w powodzi znaczących uśmiechów. Wcale mi się to nie podobało. Nie raz i nie dwa dawałam mu do zrozumienia, że jestem w pracy i wolałabym bardziej formalny układ, ale równie dobrze mogłam mówić do głuchego. Zaczął bywać w firmie codziennie, chociaż nasza współpraca wcale tego nie wymagała. Marzyłam, żeby choć raz zrobił sobie wolne.
– Pięknie wyglądasz w tej bluzeczce – oparł wymownie wzrok na moim biuście.
Namacalnie poczułam ciężar jego spojrzenia i choć nie jestem przesadnie pruderyjna, zgarbiłam się, żeby ukryć piersi. Natura hojnie mnie obdarowała, nie mogłam narzekać, ale teraz przeklinałam swój atut.
– Dziękuję – wymamrotałam ze złością. – Przepraszam, nie mogę poświęcić ci wiele czasu, mam dużo pracy.
– Taka piękna dziewczyna nie powinna się zaharowywać. Wyskoczymy gdzieś wieczorem? Ja stawiam.
Siedząca obok Luśka zachichotała. Zabiłam ją wzrokiem, na co nie zwróciła większej uwagi. Wpatrywała się w Marka jak w obraz, mogłabym się założyć, że chętnie by się ze mną zamieniła. Nie mogłam uwierzyć, że kręcił ją podstarzały, śliniący się do kobiet lowelas.
– Niestety, wieczorem będę zajęta – odparłam grzecznie, lecz chłodno.
– Wbijasz mi nóż w serce, księżniczko – złapał się teatralnym gestem za klapę marynarki po lewej stronie i przysunął jeszcze bliżej, nachylając się ku mnie.
Miły ochroniarz obiecał, że powie, jak zobaczy Marka
Owionął mnie jego gorący oddech. Nie mogłam uwierzyć, że posunął się tak daleko.
– Przyjadę po ciebie o ósmej, zdążysz się wyszykować? – zaszemrał.
– Nie – odjechałam z krzesłem, powiększając przestrzeń między nami.
Zauważyłam, że drżą mi ręce, dziwne, przecież nic wielkiego się nie działo, podrywał mnie nachalny mężczyzna, ale byłam wśród ludzi. Nic mi nie groziło, a czułam się niepewnie.
– No to o dziewiątej – Marek zrozumiał odmowę po swojemu i zajrzał mi w dekolt. – Mmm, śliczny staniczek, uwielbiam koronkową bieliznę – szepnął tak cicho, że tylko ja go usłyszałam.
– Nie za dużo sobie pozwalasz? – wycedziłam, odsuwając się od niego jeszcze dalej.
Za plecami miałam ścianę, poczułam się cokolwiek osaczona.
– Jesteś bardzo w moim typie, prawie się zakochałem – uśmiechnął się obleśnie.
Usłyszałam, jak Luśka głośno westchnęła, chyba jej się wydawało, że ogląda komedię romantyczną. Kretynka.
– To uczucie bez wzajemności – poinformowałam Marka oschłym tonem.
Ryzykowałam, że się obrazi, i narobi mi kłopotów albo nawet wycofa zlecenie będące dla firmy zastrzykiem gotówki, jednak nic takiego nie nastąpiło. Nawet się chyba ucieszył, jakbym wyznała, że jestem nim zainteresowana.
– Tak się mówi. Wpadnę jutro, piękna, długo bez ciebie nie wytrzymam – posłał uwodzicielskie spojrzenie i wreszcie odkleił się ode mnie.
Po jego wyjściu pobiegłam do toalety, żeby obmyć twarz zimną wodą, wróciłam do pokoju dopiero wtedy, gdy trochę się uspokoiłam.
– Umówisz się z Markiem? – Luśka obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem.
– Z tym obleśnym podrywaczem? Nie ma mowy! O mało mnie nie obślinił, tak się do mnie przyciskał, ten człowiek nie rozumie, co się do niego mówi.
– Nie jest taki zły – mruknęła Luśka.
– To go sobie zabierz i trzymaj jak najdalej ode mnie – parsknęłam.
– Ma dziś po ciebie przyjechać.
Usiadłam zdenerwowana przy biurku i otworzyłam butelkę wody.
– Na szczęście nie zna mojego adresu – odparłam z zadowoleniem, nalewając chłodny płyn do kubka.
– Żartujesz? Dowie się bez problemu, jeśli zadzwoni. Powie, że pracujecie nad zleceniem i potrzebny mu pilnie kontakt do ciebie.
– Trochę to naciągane – skrzywiłam się. – Chcesz się założyć? Od dawna nie złowiliśmy takiego dobrego zleceniodawcy, wszyscy go tu hołubią, niczego mu nie odmówią.
Obleciał mnie strach. A jeśli Luśka ma rację? Nigdzie nie będę miała spokoju, Marek będzie mnie napastował nie tylko w pracy, ale i w domu, był do tego zdolny. Wieczorem kilka razy podchodziłam do okna, kontrolując, czy nie przyjechał. Uświadomiłam sobie, że nie wiem, jaki ma samochód, postanowiłam nadrobić niedopatrzenie, żeby skuteczniej unikać natrętnego faceta.
Zupełnie nie wiedziałam, jak się obronić przed tymi jego zalotami, Marek był w firmie świętą krową, nikt, a już na pewno nie prezes, nie zwróciłby mu uwagi na niestosowne zachowanie. W takiej sytuacji dziewczyna jest sama i może liczyć tylko na siebie – myślałam ze złością, zamykając drzwi na wszystkie zamki. Zabezpieczyłam je łańcuchem, choć nie przewidywałam scenariusza z włamaniem, i dopiero wtedy poczułam się na tyle bezpiecznie, by pójść spać.
Następnego dnia zostawiłam swoje wysłużone autko na służbowym parkingu i podeszłam do kontuaru, przy którym siedział ochroniarz. Ucieszyłam się, że trafiłam na znanego mi z widzenia miłego chłopaka, z którym zawsze wymieniałam żarty i uśmiechy.
– Marek już jest? Czym on jeździ? – spytałam, rozglądając się wkoło.
– Czarnym mercem. Czeka pani na niego? – chłopak lekko ściągnął brwi i wykrzywił usta w wyrazie dezaprobaty.
Bratnia dusza! On również miał kiepskie zdanie o lowelasie.
– Skąd, tak tylko pytam – wzruszyłam ramionami, nie chcąc wprowadzać ochroniarza w moje kłopoty.
– Mogę do pani zadzwonić, jak go zobaczę – zaoferował się, wskazując telefon. – Mam spis wszystkich wewnętrznych numerów.
– Widzę, że nie jestem taka anonimowa, jak myślałam – uśmiechnęłam się do niego. – Często robię wieczorny obchód, wiem, gdzie kto siedzi. O każdym człowieku wiele można powiedzieć, patrząc na jego biurko.
– Taki z pana psycholog? Dobrze wiedzieć, będę pamiętała, żeby sprzątać bałagan – postanowiłam też pamiętać o zamykaniu szuflad na klucz, ale tego już nie powiedziałam.
– Pani biurko jest zawsze w porządku – powiedział ochroniarz z naciskiem. – Pasuje do fajnej dziewczyny.
Ponownie się uśmiechnęłam, takie komplementy lubiłam, nienachalne i do niczego niezobowiązujące. Marek pojawił się na krótko, na szczęście nie miał dla mnie wiele czasu, ale i tak zdołał przykleić wzrok do mojego biustu. Nawet się z tym za bardzo nie krył, widocznie uważał, że prawdziwemu samcowi alfa wszystko wolno. Dopiero kiedy wieczorem wyszłam z pracy, zobaczyłam, że jednak nie odpuścił. Włożył za wycieraczkę mojego auta karteczkę z pretensjonalnym, częściowo angielskojęzycznym, a częściowo rysunkowym komunikatem, że mnie kocha. Do koślawego serduszka przyklejone było słowo „you”. Nawet największy tępak zrozumiałby wymowę przesłania.
No nie, tego chłopaka nie spodziewałam się tutaj
Ze złością zmięłam kartkę i wsadziłam do kieszeni. Sympatyczny ochroniarz obserwował mnie przez szybę, więc pokazałam mu, że wszystko w porządku. Nie wydawał się przekonany. Patrzył i patrzył, jakby nie miał lepszego zajęcia, zaczynało mnie to denerwować. Szybko wsiadłam do samochodu i uruchomiłam silnik, który niechętnie zaskoczył. Wizyta u mechanika mnie nie ominie, znowu pęknie kilka stówek – pomyślałam niechętnie. Zanim ruszyłam, zerknęłam we wsteczne lusterko i pomyślałam, że mam kłopot nie tylko z układem jezdnym. Ochroniarz szybko szedł w moją stronę, dając znaki, bym nie odjeżdżała. Instynkt wielokrotnie doświadczonego przez los kierowcy podpowiedział mi, że zauważył brak powietrza w którejś z opon. Wysiadłam tylko po to, by zobaczyć hamującego koło mnie mercedesa Marka. Spojrzałam błagalnie na ochroniarza, ale on zatrzymał się i patrzył na nas z daleka.
– Witaj, piękna, szukałem cię, chyba nie zamierzasz uciec bez słowa – Marek posłał mi lepki uśmiech przez otwartą szybę.
Odwróciłam się i bez słowa wsiadłam do swojego samochodu. Trzęsłam się ze złości, ale jeszcze nad sobą panowałam. Do czasu, aż podjechał bliżej, blokując mi wyjazd z parkingu. Wtedy nie wytrzymałam.
– Zostaw mnie, nie życzę sobie! – powiedziałam cicho, ale dobitnie.
Podniósł w górę brwi, aż do linii założonych na czoło szpanerskich raybanów.
– Czego sobie nie życzysz? – spytał z autentycznym zainteresowaniem.
– Osaczania, nachalności. Przepuść mnie, bo zacznę krzyczeć.
– Oj, kocica z ciebie, Ewuniu. Lubię, jak kobieta krzyczy – mlasnął dwuznacznie, kompletnie niezrażony.
O mało mnie nie zemdliło.
– Jesteś natrętny, zejdź mi z drogi – spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
– O, co za wyzwanie! Uroczo się ze mną droczysz, jesteś super, wiesz? Tylko za długo nie udawaj niezdobytej, bo się zrażę. Na razie, Słoneczko, muszę jeszcze coś załatwić, ale nie martw się, niedługo będę cały twój. Zawsze do dyspozycji, o każdej porze.
Wydawało mi się, czy w jego głosie zabrzmiała groźba? O każdej porze? A więc także wieczorem!
Ciągle miałam w głowie słowa Luśki, że Marek bez kłopotu może zdobyć mój adres i pojawić się pod domem. Każdego niechcianego wielbiciela umiałabym się pozbyć, ale nie jego, nie miałam pojęcia, co zrobię, jeśli upoluje mnie i wystartuje z łapami. Albo wepchnie do swojego samochodu. Wyobraźnia pokazała sekwencję obrazów, które wcale mi się nie spodobały. Zamiast wrócić do mieszkania, odwiedziłam odwieczną przyjaciółkę, której zwierzyłam się z obaw. Serdecznie mi współczuła, ale nie potrafiła dać dobrej rady.
– Nie masz podstaw oskarżać go o nękanie, wywinie się, a ty poniesiesz konsekwencje. Powiedzą, że go oczerniłaś – uświadomiła mi z bezwzględną logiką Ela.
– A szef zwolni mnie z pracy – pokiwałam głową ze smutkiem.
– Rzuć tę robotę, Ewka, znajdziesz inną. Szkoda twoich nerwów.
– A kredyt? Sam się nie spłaci – powstrzymałam jej zapędy, choć uważałam podobnie.
Niestety, w życiu nie zawsze można zrobić to, co się chce. Wróciłam do domu, wysiadłam ostrożnie z auta i rozejrzałam się po ulicy. Samochody stały jeden obok drugiego, trudno było w zapadającym zmroku wypatrzeć czarnego mercedesa. Bez przeszkód dotarłam pod swój blok i dopiero tam poczułam ulgę. Marek nie przyjechał.
– Późno wracasz.
Drgnęłam, kompletnie zaskoczona.
– Nie zauważyłam pana, dopiero gdy się pan odezwał… Ale mnie pan przestraszył. Co pan tu robi?
Ochroniarz wyszedł z cienia i stanął naprzeciwko mnie.
– Byłaś z tym Markiem? Na bogatego poleci każda dziewczyna, ale myślałem, że ty jesteś inna. Byłem pewien, że cię znam, od dawna cię obserwowałem. A ty… Taka sama jak wszystkie. Zdzira!
Jednym zwinnym ruchem pokonał niewielką odległość, która nas dzieliła, i uderzył mnie w twarz. Cios przyjęłam w milczeniu, kompletnie zaskoczona. Nigdy przedtem nie doświadczyłam przemocy, umysł miałam wyłączony, a moje ciało nie wiedziało jak reagować. Dopiero kiedy sięgnął po mnie łapami, uruchomiły się odruchy, dzięki którym żyję. Uchyliłam się i zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak umiałam, jak przerażone dziecko.
Zakotłowało się, ktoś krzyczał, czyjeś ciało uderzyło o ścianę domu. Potem usłyszałam tupot nóg na chodniku. Oszołomiona spojrzałam na znaną mi twarz.
– Nic się pani nie stało? – spytała kobieta mieszkająca piętro wyżej.
Była równie przestraszona jak ja. Usiadłam na ziemi, niezdolna do żadnego wysiłku. Policzek pulsował, ból sięgał aż do oka, cios był mocniejszy, niż początkowo sądziłam.
– Chyba nie, dziękuję pani za ratunek…
Wtedy usłyszałam znajomy głos:
– Pogoniłem go.
Przede mną stanął Marek, mocno zasapany.
– No jak, ślicznotko? Pokaż buzię. No, do wesela się zagoi, ale randkę chyba odłożymy? – zaśmiał się bezczelnie.
– Co tu robisz? – spytałam słabo.
– Przyjechałem po ciebie i co słyszę? Strasznie się darłaś, szacun, nie każda by tak potrafiła. No to wystartowałem, akurat ta pani nadeszła, pokazała mi, gdzie jesteś… I tyle.
– Dziękuję, uratowałeś mnie przed szaleńcem – wykrztusiłam z trudem.
– A to nie jest przypadkiem wasz ochroniarz? Jakiś taki podobny.
– Jest – kiwnęłam głową. – Nie wiem, co w niego wstąpiło, tyle razy z nim rozmawiałam i zawsze był miły.
– Zakochał się, psychol – powiedział Marek lekceważąco i spróbował mnie objąć.
Wywinęłam się.
– Nie dostanę buziaczka? Myślałem, że coś mi się należy za ratunek – powiedział z pretensją w głosie.
Nagle poczułam, że już się go nie boję. Był prostakiem bez wychowania, ale nie był niebezpieczny
Chyba.
– Buzi ci się zachciewa? Skąd bierzesz takie beznadziejne teksty? Jeden gorszy od drugiego. Któraś już na to poleciała? To niesamowite, ale od razu zrobiło mi się lepiej – już dawno powinnam była mu to powiedzieć, pal diabli, że się obrazi.
– Niewdzięcznica – sapnął Marek, wcale nieobrażony. – Lubię takie zołzy.
Dosłownie opadły mi ręce; im gorzej go traktowałam, tym głośniej mruczał, normalnie jak spasiony stary kocur. Nadal to robi, tym bardziej że w firmie rozeszła się pogłoska o jego bohaterskim czynie. Ochroniarz trafił do aresztu, a Marek chodzi w glorii sławy, rozdając na prawo i lewo śliskie komplementy kobietom. Jeszcze żadna go nie utemperowała, może też boją się urazić ważnego zleceniodawcę? Ja już od dawna się nie hamuję, co bynajmniej Marka nie zraża. Jednak kilka razy chyba coś do niego dotarło. Może kiedyś w końcu zrozumie, że kiedy kobieta mówi „nie”, to naprawdę nie znaczy „być może.”
Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy