„Leszek mnie rzucił, bo nie mogłam zajść w ciążę, Piotr się wściekł, gdy usłyszał, że zaszłam. Czy będę samotną matką?”

kobieta zszokowana wiadomością o ciąży fot. Adobe Stock, HBS
„W pierwszej chwili chciałam zadzwonić do Leszka. Przecież tak bardzo mu zależało! Chciałam mu wykrzyczeć, że się udało. Jednak mogę mieć dzieci! Nie jest tak, jak myślał. Potem przypomniałam sobie, że przecież to nie on jest ojcem...”.
/ 22.05.2022 05:30
kobieta zszokowana wiadomością o ciąży fot. Adobe Stock, HBS

Z Leszkiem czułam się szczęśliwa tylko na początku naszego związku. Mamy takie zdjęcie zrobione przy jakimś pubie nad morzem, z napisem „Młodzi, piękni, bogaci” – i właśnie tacy wtedy byliśmy. Świat stał przed nami otworem. Dobrze zarabialiśmy, wiele podróżowaliśmy, niczego nam nie brakowało. Leszek zawsze mógł liczyć na wsparcie swojej rodziny, która prowadziła świetnie prosperującą kancelarię adwokacką. 

To mnie obwiniał za niepowodzenie

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy jakiś czas po ślubie zaczęliśmy starać się o dziecko.

– To kiedy, synku, zostaniemy dziadkami? – pytała Leszka moja teściowa za każdym razem, gdy wpadaliśmy do rodziców.

Przez pierwsze trzy lata nie było to dla nas problem. Potem jednak coraz bardziej przeżywaliśmy każdy dzień, w którym natura przekazywała nam komunikat, że i tym razem nici z marzeń.

– I co? I co? – dopytywał Leszek, kiedy tylko wychodziłam z testem z łazienki.

Moja mina zawsze mówiła sama za siebie…

Zaczęliśmy odwiedzać lekarzy – polecanych, reklamowanych. Tymczasem oni rozkładali ręce. Twierdzili, że wszystko jest w porządku. Niestety, nie było. Z reguły to kobieta ma wielką potrzebę zostania matką, mężczyzna jedynie jej towarzyszy. U nas było odwrotnie. Leszek na każdym kroku pokazywał, jak bardzo zależy mu na tym, abym urodziła dziecko. To on w kółko pytał, jak się czuję, robił notatki, zapisywał, jaką mam temperaturę. Potrafił nawet porwać mnie z pracy, bo wyliczył, że to jest najwłaściwszy moment, aby począć dziecko.

Coraz trudniej to znosiłam, bo o niczym innym nie rozmawialiśmy, nic innego się nie liczyło. I wcale mi się to nie podobało. Do tego wszystkim znajomym opowiadał o naszym problemie, jakby miał nadzieję, że ktoś sprzeda nam receptę na poczęcie dziecka. Wpędzało mnie to w poczucie winy.

– To jest kara za to, że kiedy był czas na dziecko, my bawiliśmy się i cieszyliśmy życiem – wyznałam kiedyś Leszkowi.

– Co ty opowiadasz! Tyle par ma dzieci po trzydziestce. Dlaczego nie my? Nie jesteśmy gorsi.

Wtedy zrozumiałam, jak ambicjonalnie podchodzi do tej sprawy. Jest facetem, więc musi mieć dziecko, i już. Zapomniał, niestety, że jest także mężem.

Potem było już między nami bardzo źle. Choć nadal staraliśmy się o dziecko, w pewnej chwili nawet pomyślałam, że lepiej będzie, gdy jednak to się nie stanie. Tak bardzo się od siebie oddaliliśmy! Nie wyobrażałam sobie, abym mogła z Leszkiem wychowywać to maleństwo.

Po sześciu latach małżeństwa Leszek postanowił odejść.

– Nie wyszło nam – stwierdził krótko. – Ale oboje możemy ułożyć sobie życie. Nie ma co tracić czasu na wspólną męczarnię.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, gryzłam palce z bólu. Poczułam się jak bezwartościowy przedmiot, który się zostawia, bo nie funkcjonuje, jak powinien. Nie mogę rodzić dzieci, więc jako kobieta nie jestem nic warta. Miałam trzydzieści osiem lat i bardzo złe zdanie o facetach. Jak mogłam w tej sytuacji ułożyć sobie życie? Nijak.

Dlatego, gdy poznałam Piotra, nie potraktowałam go zbyt poważnie. Zwłaszcza, że podchodził do wszystkiego z dystansem, a poza tym był trochę lekkoduchem: podróżował i z tego się utrzymywał, sprzedając teksty i zdjęcia. Poznaliśmy się na maratonie, organizowanym co roku w naszym mieście. Ja chciałam sobie udowodnić, że jeszcze jestem silna, on biegł dla rozrywki. Mnie test wypadł średnio: w połowie biegu wysiadłam kondycyjnie i chciałam zrezygnować. Piotr podał mi rękę i udało mi się dobiec do mety.

Nie mogłam uwierzyć, że to się stało

Poszliśmy razem na kawę, a potem znajomość szybko przeszła w zażyłość. Od początku zasady były jasne: żadnych zobowiązań. Gdy pierwszy raz znaleźliśmy się w intymnej sytuacji, Piotr stwierdził zażenowany:

– Nie jestem przygotowany.

– Nie musisz – uspokoiłam go z udawaną naturalnością. – Ja nie mogę mieć dzieci.

Jednak bałam się jego reakcji. A jeśli ubierze się i wyjdzie? To była dobra okazja, by go sprawdzić. Piotr nic nie powiedział, tylko przytulił mnie i zaczął całować. Jakby było mu to na rękę.

Zaczęliśmy razem jeździć na wycieczki, zwiedzaliśmy świat. Piotr zaraził mnie pasją podróżniczą. Z Leszkiem też dużo jeździliśmy, ale zawsze zatrzymywaliśmy się w hotelach. Teraz poznawałam smak prawdziwej przygody. Z każdego wypadu przywoziliśmy tonę zdjęć. Jakaż to była frajda zapraszać znajomych na oglądanie tych fotek!

Kiedy obchodziliśmy drugą rocznicę naszego poznania się, postanowiliśmy znów pobiec w maratonie. Przygotowywałam się na ten dzień przez prawie trzy miesiące. Byłam pewna, że tym razem dobiegnę sama, bez niczyjej pomocy. Tymczasem zaraz po starcie... zemdlałam. Lekarz z pogotowia kazał mi wykonać podstawowe badania. Nie lubię niczego odkładać, więc już następnego dnia poszłam na badanie krwi. Z wynikami stawiłam się w przychodni.

– Gratuluję – powiedział lekarz, który mnie przyjął, patrząc na wydruk z cyferkami. – Jest pani w ciąży. Stąd to omdlenie podczas biegu. Proszę teraz się nie przemęczać – uśmiechnął się.

Ja w ciąży?! Poczułam, że za chwilę znowu zemdleję.

– To niemożliwe – wyjąkałam. – Ja nie mogę mieć dzieci!

– A z jakiego powodu? – zainteresował się lekarz.

– No cóż… – zawahałam się. – W zasadzie nikt tego nigdy jasno nie stwierdził. Żadne badania nic nie wykazały. Przez kilka lat szukaliśmy z mężem przyczyny, w końcu się poddaliśmy.

Tu urwałam. Nie chciałam mu mówić, że z tego właśnie powodu mąż mnie rzucił.

– Kilka lat, mówi pani... Może teraz po prostu nadszedł właściwy czas – podsumował lekarz.

W pierwszej chwili chciałam zadzwonić do Leszka. Przecież tak bardzo mu zależało! Chciałam mu wykrzyczeć, że się udało. Jednak mogę mieć dzieci! Nie jest tak, jak myślał. Potem przypomniałam sobie, że przecież to nie on jest ojcem...

Piotrowi nic o tym nie powiedziałam. Chciałam najpierw potwierdzić to u ginekologa, choć w domu zrobiłam pięć testów i każdy pokazywał wyraźnie, że wreszcie będę mamą. Z bijącym sercem czekałam na powrót Piotra z redakcji, z którą współpracował.

– Co to? – spytał, gdy mu podałam wydruk mojego USG.

– Nie uwierzysz – westchnęłam. – To zdjęcie naszego dziecka.

– Co? – przez chwilę patrzył na mnie osłupiały. – Przecież mówiłaś, że nie możesz mieć dzieci!

Natychmiast przypomniałam sobie nasze pierwsze rozmowy, kiedy obiecywaliśmy sobie szczerość do bólu w każdej sytuacji.

– I co? Oszukałaś mnie?!

Brzmiało to jak oskarżenie. Jak mogłam się łudzić, że się ucieszy?

Był pewien, że go oszukałam

– Myślałam, że nie mogę – powiedziałam zrezygnowana.

– Anka, jak ty to sobie wyobrażasz! – wybuchnął. – Ja mam 43 lata! Nigdy nie chciałem być ojcem. Nie nadaję się do tego! Czemu nie spytałaś mnie o zdanie?

Krzyczał coś jeszcze, w końcu usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Mój świat kolejny raz zatrząsł się w posadach. „Wprost cudownie. Leszek mnie rzucił, bo nie mogłam zajść w ciążę, a Piotr odchodzi, bo się to stało” – pomyślałam z goryczą.

Teraz jednak nie czułam tego upodlenia tak jak wtedy, gdy odszedł Leszek. Za to było mi głupio. Piotr myślał, że go oszukałam, ja powinnam się cieszyć ze swojego szczęścia, ale ono mnie właśnie opuściło... I bałam się – tak jak Piotr. Jak przetrwam późną ciążę? Czy dziecko będzie zdrowe?

Piotr wrócił po dwóch godzinach z bukietem róż.

– Anka, przepraszam – powiedział już w progu z miną człowieka, który popełnił zbrodnię. – Kocham cię. W każdej sytuacji. Nawet teraz, kiedy nie wiem, jak będzie wyglądał nasz nowy świat i jak się w nim odnajdę.

I runął przede mną na kolana.

– Chcę tego dziecka. Chcę wziąć z tobą ślub. Chcę być mężem i ojcem – wyrecytował.

Pomogłam mu wstać.

– Piotrze, najpierw musisz mi uwierzyć! – przez chwilę szukałam odpowiednich słów. – Mąż naprawdę odszedł ode mnie, bo przez sześć lat nie dałam mu dziecka. Skąd mogłam wiedzieć, że na czterdzieste urodziny dostanę taki prezent od losu...

– Może rzeczywiście to dziecko czekało na swój czas? – powiedziałam w zamyśleniu. – Może miało przyjść właśnie do nas?

Przytulił mnie mocno.

– Będzie dobrze!

Czytaj także:
„Długo byłam sama i sądziłam, że tak już zostanie. Teraz myślę, że miłość w jesieni życia smakuje najlepiej”
„Mąż narzekał, że pracuję, bo sam potrafi zarobić na dom. Gdy odeszłam, błagał o powrót, bo życie singla za dużo kosztuje”
„Zdradzona żona szukała pocieszenia na portalu randkowym. Mąż ocknął się dopiero, gdy zniknęła z facetem z internetu”

Redakcja poleca

REKLAMA