„Mąż narzekał, że pracuję, bo sam potrafi zarobić na dom. Gdy odeszłam, błagał o powrót, bo życie singla za dużo kosztuje”

mąż, który chce wrócić do żony fot. Adobe Stock, fizkes
„Zaczął mnie zasypywać esemesami, że nie da mi rozwodu. Dzwonił nawet w nocy, budził mnie i dziecko, jęczał w telefon, że powinniśmy jeszcze spróbować, a co gorsze, jako powód podawał nie miłość, lecz ciężkie czasy, mało pieniędzy i trudności w wynajęciu mieszkania”.
/ 18.05.2022 19:00
mąż, który chce wrócić do żony fot. Adobe Stock, fizkes

Zastanawiam się czasem, dlaczego właściwie wyszłam za Bartka. Nie ma we mnie nawet śladu po miłości, jest tylko rozczarowanie.

Właściwie nie układało nam się już od dawna, ale chyba oboje z Bartkiem nie chcieliśmy tego przyznać, udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Od kiedy zaszłam w ciążę i przestałam pracować, czułam się jak kucharka, niańka i pomoc domowa w jednej osobie. Bartosz był szefem kuchni w dość dużej restauracji. Zarabiał nieźle, ale wiecznie nie było go w domu. Wracał zmęczony i zamiast w czymś mi pomóc, jeszcze narzekał, że mała mu dokucza, płacze, chce się bawić, nie pozwala odpocząć, nie daje się wyspać…

Na dobre zaczęło nam się sypać, kiedy stwierdziłam, że Amelka idzie do przedszkola, a ja biorę się za szukanie pracy, poważnej pracy. Bartosz oczywiście natychmiast zaprotestował.

– Przecież nie musisz pracować, Zarabiam tyle, że możesz jeszcze przez jakiś czas pobyć z małą w domu.

– Bartek, tu nawet nie chodzi o pieniądze – usiłowałam mu wytłumaczyć – ja po prostu muszę coś robić, muszę się rozwijać, nie tylko gotować zupę, albo zmywać gary. A Amelka nie jest już maleńka. Też potrzebuje towarzystwa dzieci, a nie tylko mamusi.

W niczym nie pomagał, robiłam na dwa etaty

Nie rozumiał, a może po prostu nie chciał rozumieć, bo tak mu było wygodniej. Dzisiaj wydaje mi się, że raczej to drugie. Nie ustąpiłam jednak, uparłam się i zaczęłam szukać pracy. Chyba miałam szczęście, a może, jak twierdziła moja mama, byłam mądra, wykształcona i kompetentna. W każdym razie znalazłam sobie pracę dość szybko. I to dobrą pracę, w międzynarodowej korporacji. Z dobrymi zarobkami i możliwością awansu. Początkowo pracowałam zdalnie z powodu pandemii. Nie było najłatwiej, bo Amelka sporo chorowała, ale po raz pierwszy postawiłam się Bartkowi.

– Musisz mi pomagać. To jest też twoje dziecko i masz obowiązki.

Bartek bronił się, jak mógł, ale wymogłam na nim pomoc. W końcu oboje byliśmy rodzicami Amelki.

Po trzech miesiącach pracy dostałam niewielką podwyżkę i pojechałam na szkolenie, na cały tydzień. Po powrocie zastałam bałagan w całym mieszkaniu, dwa worki ciuchów do prania i męża na urlopie. Leżał na kanapie z telefonem w ręku, a Amelka bawiła się na brudnym dywanie. Stałam w drzwiach pokoju, patrzyłam na nich oboje i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.

Dlaczego Amelka nie jest w przedszkolu? – wykrztusiłam wreszcie.

– Wziąłem urlop, żebyśmy sobie pobyli we dwoje – wyjaśnił, nie odrywając wzroku od telefonu.

– Pobyli we dwoje? – jęknęłam. – a dlaczego tu jest taki bałagan?

– Bo sobie wyjechałaś i nie miał kto posprzątać – warknął.

Tak mnie te słowa wkurzyły, że wybuchłam złością. Zamiast się witać i cieszyć po tygodniu niewidzenia, pokłóciliśmy się wtedy tak bardzo, że Amelka schowała się z płaczem pod stół.

Dwa dni później opowiedziała wszystko mojej mamie, ze szczegółami, jak to tata krzyczał na mamusię i ją szarpał, a mamusia płakała. Mama nie czekała długo i jeszcze tego samego dnia, delikatnie mówiąc, zwróciła uwagę mojemu mężowi, że w ten sposób nie traktuje się żony. Reakcja Bartka była niewspółmierna do tego, co mu powiedziała, w ogóle od pewnego czasu zrobił się bardzo nerwowy. Nakrzyczał na mamę, prawie ją zwyzywał, a potem zażądał, żeby się nie wtrącała do naszego życia.

Mama patrzyła w milczeniu to na mnie, to na mojego męża.

– Jeśli ty w ten sposób odzywasz się do mnie, to jak odzywasz się do mojej córki, kiedy ja tego nie słyszę? – zapytała, kręcąc głową.

Bartek milczał, chyba zrobiło mu się trochę głupio, ale mama nie zamierzała odpuszczać.

– A ty się trochę zastanów, kochanie – zwróciła się do mnie – nie pozwalaj się tak traktować. Pamiętaj, że nie jesteś sama, my z ojcem zawsze będziemy cię wspierać. Niezależnie od wszystkiego – dodała.

Bartek wyszedł, głośno trzaskając drzwiami, a ja się po prostu rozpłakałam. Kiedy wrócił wieczorem, dowiedziałam się, że rodzice podburzają mnie do rozwodu z nim, bo nigdy go nie lubili i nie chcieli za zięcia. Krzyczał coś tam jeszcze,  że nie życzy sobie wizyt teściowej w jego domu, ale już go nie słuchałam.

– Chcę żebyś się wyprowadził – rzuciłam niespodziewanie dla samej siebie – mam dość kłótni, mam dość twoich pretensji. Mam dość ciebie! – wrzasnęłam, nie panując już nad nerwami.

Miałam po dziurki w nosie tych kłótni

Bartek wyprowadził się następnego dnia, zamieszkał u swojej matki, która natychmiast zadzwoniła do mnie z pretensjami, jak mogłam wyrzucić jej synka z domu.

Mamo, ja już nie mam siły – odpowiedziałam cicho.

– Na co nie masz siły? Co ty pleciesz? Przecież Bartek ciebie kocha. I Amelkę. Przecież to dobry chłopak.

– Nie mam sił na kłótnie z nim – usiłowałam jej wyjaśnić – mam po prostu dość, jestem tym zmęczona.

Od tej pory Bartek mieszkał u matki, a ja sama z dzieckiem. Mój mąż niewiele interesował się córką, natomiast wiecznie wydzwaniał do mnie z pretensjami, żalami i prośbami, żebym dała mu kolejną szansę. Zastanawiałam się nad tym, ale on się tak naprawdę wcale nie starał, ciągle tylko miał pretensje i całą winę zrzucał na mnie. Kiedy prosiłam, żeby zaopiekował się Amelką przez weekend, słyszałam, że przecież przez weekend nie pracuję, więc mogę „wreszcie” być z dzieckiem.

Po miesiącu takich przepychanek przeprowadziłam się z małą do moich rodziców. To wywołało kolejną sprzeczkę z Bartkiem.

– Specjalnie to zrobiłaś! – krzyczał na mnie. – Po to, żebym nie mógł widywać się z Amelką.

– Przecież i tak się z nią nie widujesz – mruknęłam z niechęcią. – Nigdy nie masz na to czasu.

– Bo ciężko pracuję – warknął ze złością. – Wyrzuciłaś mnie z mieszkania i będę musiał coś sobie wynająć.

– Przecież mieszkasz u matki.

– A właśnie – nagle zmienił temat – co zrobiłaś z naszym mieszkaniem? Bo jeśli stoi puste…

– Ty chyba kompletnie zwariowałeś! – nie wytrzymałam i przerwałam mu w pół słowa. – Z jakim naszym mieszkaniem? Przecież to mieszkanie należy do moich rodziców!

Bartosz zamilkł na dłuższą chwilę.

– Ale miało być dla nas – odezwał się w końcu z pretensją w głosie.

– Owszem, miało być, ale nie jest – jęknęłam. – Zresztą jak ma być dla nas, skoro nie ma już nas?

– Ale przecież moglibyśmy jeszcze spróbować… Madzia, sama wiesz, jakie teraz trudne czasy, wszystko takie drogie, szkoda pieniędzy na wynajmowanie mieszkania.

Słuchałam własnego męża jak obcego człowieka. Nie poznawałam go.

– Ty chyba naprawdę zwariowałeś, Bartosz – stwierdziłam. – Ja już nie chcę próbować. Tak naprawdę to chciałabym się rozwieść – powiedziałam to, chociaż w ogóle nie planowałam tego mówić. Jednak te facet plótł takie głupoty, że coraz bardziej miałam go dosyć.

– Jaki rozwód? Nawet o tym nie mów! Nie dam ci żadnego rozwodu!

No i po raz kolejny się pokłóciliśmy, ale ta kłótnia tylko utwierdziła mnie w podjętej decyzji. Chciałam wziąć rozwód i zacząć życie od początku.

Odkąd poszłam do pracy, zaczęłam zarabiać, a przede wszystkim poczułam się doceniana, zrozumiałam, że ja też jestem coś warta, że nadaję się nie tylko do sprzątania, zmywania i podstawiania mężowi obiadu pod nos. Bartek i tak w niczym mi nie pomagał, a tylko wiecznie miał pretensje. Teraz też zaczął mnie zasypywać esemesami, że nie da mi rozwodu za żadne skarby. Dzwonił nawet w nocy, budził mnie i dziecko, jęczał w telefon, że powinniśmy jeszcze spróbować, a co gorsze, jako powód podawał nie miłość, lecz ciężkie czasy, mało pieniędzy i trudności w wynajęciu mieszkania.

Nie mogłam już tego słuchać. Całe to jego gadanie wywoływało we mnie wręcz odwrotny efekt. Im bardziej Bartek jęczał i skamlał, tym bardziej ja miałam go dosyć. W końcu, kiedy zarzucił mi, że go zdradzam, czara mojej goryczy się przelała.

– Bartek, co ty gadasz, nigdy cię nie zdradziłam! – krzyknęłam – Ale może to był błąd. W każdym razie składam pozew o rozwód, między nami nie ma już nic dobrego.

Tydzień później poszłam do prawnika. Nie chciałam wyciągać żadnych brudów, udowadniać win, przepychać się i kłócić przed sądem. Chciałam spokojnego rozstania bez orzekania o winie. Nawet żadnego majątku do podziału właściwie nie mieliśmy. Mieszkanie należało do moich rodziców, samochód Bartkowi odpuściłam, tylko alimenty od niego chciałam.

Oczywiście natychmiast usłyszałam, że za wysokie, że jak on da radę, że zostawiłam go bez mieszkania i bez niczego, ale w tym przypadku nie zamierzałam odpuścić. W końcu to przecież nasze wspólne dziecko. A Bartek zachowywał się tak, jakby się nie wiem czego w tym naszym małżeństwie dorobił, a ja, pazerna żona, wszystko to mu zabrałam. Zupełnie tak nie było.

Na razie mieszkam u rodziców, pomagają mi w opiece nad Amelką, bo zaczęłam już pracę w trybie hybrydowym i muszę bywać w biurze. Muszę także od czasu do czasu jeździć na szkolenia. Moja praca jest dość wymagająca, ale i rozwojowa. Bartek, niestety, niezbyt sprawdza się jako dochodzący ojciec. Tylko narzekanie wychodzi mu przez cały czas idealnie.

Czytaj także:
„40 lat pracowałam jako gosposia u bogaczy. Traktowałam ich jak rodzinę, a oni pozbyli się mnie jak śmiecia”
„Narzeczona straszy wezwaniem policji, bo szwagier czasem da synom klapsa. Nie chcę mieć przez nią konfliktu z rodziną”
„Miałam żal do ojca, że nas porzucił, ale liczyłam, że jednak mnie kocha. Po jego śmierci wszystko stało się jasne”

Redakcja poleca

REKLAMA