W starym piecu diabeł pali – to przysłowie jak ulał pasuje do mojego związku z Jerzym. Bo kto by pomyślał, że w jesieni życia zaznam takich uniesień!
Byłam sama od wielu lat, nie pracowałam już, po prostu nuda, a nie życie. Do założenia konta w serwisie randkowym namówiła mnie moja córka, która w ten sposób poznała swojego drugiego męża. Pomyślałam: czemu nie? Ale po kilku spotkaniach z poznanymi w necie panami, byłam bardzo zniechęcona. I właśnie wtedy napisał do mnie on. Dojrzały, inteligentny, zabawny i samotny, tak jak ja. Na zdjęciach wyglądał całkiem, całkiem. Rozmawiało nam się wspaniale – mejlowo i przez telefon.
Czekałam niecierpliwie na nasze wirtualne spotkania, ale z każdą wymianą zdań rosła we mnie chęć sprawdzenia, jaki jest naprawdę. Był jeden problem – odległość. Jurek mieszkał na drugim końcu Polski. Trudno umawiać się na randki z kimś z tak daleka.
Ta chwila musiała nadejść
– Mamo, co ci szkodzi, przecież nie pracujesz, masz wakacje cały rok. Pojedziesz, sprawdzisz i będziesz wiedziała, na czym stoisz – tłumaczyła mi córa.
Umówiliśmy się, w połowie drogi między naszymi miastami, w Warszawie. Gdy z duszą na ramieniu wchodziłam do kawiarni przy Nowym Świecie, kolana ugięły się pode mną. Od razu go poznałam: był w eleganckim garniturze, z bukietem czerwonych róż…
Obeszliśmy stolicę wszerz i wzdłuż. Jurek kupił wcześniej bilety do opery, bo oboje ją uwielbiamy. Kiedy w Łazienkach chwycił mnie za rękę, poczułam się jak nastolatka. Nasze pierwsze spotkanie zakończyło się jednym czułym pocałunkiem. Wróciliśmy do domów i do komputerów. Włączyłam swój z biciem serca… Czy napisał? Jest! Pełen miłosnych wyznań i zapewnień list.
– Poszliście do łóżka? – spytała moja bezpośrednia córka.
Tego się po niej nie spodziewałam! Ale to pytanie zaczęło nakręcać moje myśli. Jurek nalegał na kolejne spotkania, więc „to” musiało się stać. A ja nie czułam się gotowa. Po tylu latach samotności być tak blisko z mężczyzną, rozebrać się… Trudno przyznać przed sobą, że zaniedbało się to i owo, że ta ważna sfera życia zeszła na dalszy plan. Trzeba wziąć się za siebie!
Jurek dzwonił, tęsknił. Ja też. Wnuczka nauczyła mnie wysyłać SMS-y, więc pisaliśmy do siebie jak nastolatki. Codziennie rano budziło mnie czułe: „Dzień dobry. Co robisz dzisiaj?”. Jak to uskrzydla, mobilizuje do działania. Jak się chce żyć i coś robić!
Na następne spotkanie wybraliśmy Sopot. Wynajęliśmy pokoje w tym samym ośrodku. I od razu, jak mawia moja córka – włączył mi się komplikator: „Czy wypada, aby starsza pani jechała na randkę, która, wiadomo, że skończy się seksem? Jak wypadnę? Co on o mnie pomyśli? Co zrobimy potem, co z naszym poukładanym życiem?”. Mimo wszystko spakowałam najlepsze ciuchy i z błogosławieństwem córci ruszyłam w drogę.
Tak bardzo za tym tęskniłam...
Moją towarzyszką podróży była starsza o jakieś dziesięć lat, zażywna, korpulentna, tleniona blondynka. Energia ją rozpierała. Mówiła głośno i głośno się śmiała. W przedziale byłyśmy same, więc rozmowa zajęła nam kilka godzin. Głównie mówiła ona. Jej historia bardzo mnie wzruszyła i zmieniła spojrzenie na wiele spraw. Jak się okazało, pani Hanna też jechała na spotkanie ze swoją miłością. Poznali się dawno temu, podczas egzaminu do szkoły średniej. Jak zrozumiałam, po czterech latach ich drogi się rozeszły, a zeszły ponownie na zjeździe absolwentów, który odbył się kilka lat temu.
To ona w łysiejącym starszym panu z brzuszkiem rozpoznała chłopaka sprzed pół wieku. Przetańczyli ze sobą cały bal i postanowili być w kontakcie, mimo że dzieliły ich setki kilometrów. Widywali się kilka razy w roku.
– Ma u mnie w łazience szczoteczkę do zębów, a koszule w szafie, to mi wystarczy. Już miałam męża i nie potrzebuję drugiego. Teraz biorę z życia tylko to, co najlepsze – zapewniała mnie Hanna.
Gdy zdradziłam jej swoje wątpliwości, zapewniła mnie z przekonaniem:
– Proszę pani, nic tak nie smakuje jak seks w tym wieku. Oboje wyglądamy, jak wyglądamy i akceptujemy siebie. Kochamy się jak chcemy, nawet w wannie przy świecach, i nie martwimy czy z tego będą dzieci. Może nie są to akrobacje jak w kinie, ale takiego seksu z moim mężem nie miałam nigdy – przyznała ze śmiechem.
Gdy dojechałyśmy do Sopotu, na peronie czekali na nas z kwiatami dwaj starsi panowie. Puściłyśmy do siebie oko. W hotelu opowiedziałam Jurkowi historię mojej znajomej. Siłą rzeczy mówiłam też o swoich niepokojach. A to, co wypowiedziane, przestaje być straszne.
Jurek zaczął mnie całować, pieścić, a ja po prostu oddałam mu czułości. I nie było mi wstyd. Poczułam się wspaniale. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo brakowało mi dotyku, bliskości i ciepła, które potrafi dać mężczyzna! A w naszych uniesieniach była cudowna harmonia! Pełna akceptacja fizycznych niedoskonałości i chęć sprawienia przyjemności drugiej osobie sprawiają, że seks w jesieni życia ma zupełnie inny smak… Chyba nawet lepszy niż przed laty. Muszę przyznać, że poza kilkoma spacerami po plaży, nie wychodziliśmy z łóżka.
Rozmawialiśmy dużo o tym, co nas połączyło, i co zrobić z naszą miłością. Jurek od razu powiedział, że wariant mojej znajomej nie wchodzi w grę.
– Danusiu, kochana, nie wyobrażam sobie związku na odległość. Chcę się przy tobie budzić i zasypiać codziennie, a nie raz na pół roku – mówił.
Nie wyobrażałam sobie przeprowadzki na koniec Polski. Nie chciałam zostawić swojego domu, córki, wnuczki i przyjaciół. Myślałam o tym, jakie teraz mam wygodne życie, bez gotowania, opierania i marudzenia kogokolwiek. Wróciliśmy do punktu wyjścia.
– Przecież nie musimy podejmować decyzji tu i teraz. Nie musimy niczego przyspieszać, ale też nie możemy dopuścić, by stracić coś tak fajnego. Zobaczysz, kochanie, rozwiązanie samo przyjdzie – stwierdził w końcu Jerzy.
Gdy wróciłam do domu, znowu pisaliśmy do siebie, tęskniliśmy. Moja córka nie mogła na to patrzeć i namawiała mnie, byśmy wreszcie na coś się zdecydowali. A decyzja przyszła sama… Ostatecznie wybraliśmy bardzo praktyczne rozwiązanie. Zimę spędzamy u mnie, bo mieszkam w bloku, nie trzeba odśnieżać, blisko jest do przychodni, sklepu, apteki. Wiosną migrujemy do domku Jurka. Mamy piękny ogródek, las i rzekę niedaleko. A czy weźmiemy ślub? Kto wie? Rozwiązanie przyjdzie samo.
Czytaj także:
„Teściowa mieszka z nami od miesiąca, a już odliczam dni do jej wyprowadzki. Mam dość tego, że przekarmia moje dzieci”
„Zostawiłem żonę w ciąży i wyjechałem, żeby zarobić na godne życie. Po latach tułaczki boję się, że nie mam gdzie wracać”
„Gdy usłyszałem, że mam 1% szans na zostanie ojcem, załamałem się. Żadna kobieta nie chciałaby mieć takiego męża”