Sądziłem, że to zaginięcie było zemstą na mężu za jego zdradę. A jeśli się myliłem i kobiecie stała się jakaś krzywda?
Przyszedł do mnie zdesperowany mąż
– Musi pan ją znaleźć – powiedział z rozpaczą mężczyzna siedzący po drugiej stronie biurka.
Gdybym za każdym razem dostawał małą premię, kiedy słyszę coś takiego, mógłbym już chyba przejść na godną emeryturę. Żona klienta – na razie jeszcze potencjalnego klienta, bo nie podpisaliśmy zlecenia – zaginęła dwa dni wcześniej. Wyszła z domu i nie wróciła.
– Wie pan, może ostatnio nie było między nami zbyt dobrze, ale tak naprawdę to ją… kocham.
Miałem na końcu języka uwagę, że skoro tak, powinien jej o tym mówić, ale oczywiście odpuściłem.
– Czy przed wyjściem zachowywała się dziwnie? – zapytałem.
– Hm… Niby nie. Ale ubrała się bardziej elegancko niż zazwyczaj… chociaż zawsze nosi się z gustem. I chyba jakby mocniej się podmalowała. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz, kiedy o tym myślę…
– Podejrzewa pan, że żona może mieć kochanka?
Wzruszył ramionami, na jego twarzy odmalował się niepokój.
– Nie wiem, proszę pana. Niewiele ze sobą rozmawialiśmy od paru miesięcy. Mówiłem panu, że nie było między nami najlepiej.
– A zatem przypuszczam, że to pan ma albo miał kochankę i żona się dowiedziała – zaryzykowałem i trafiłem.
– Skąd pan wie?
– Niech pan przyjmie, że to detektywistyczny nos. Ale tak naprawdę doświadczenie życiowe. Jeśli ktoś ma atrakcyjną żonę… – spojrzałem jeszcze raz na leżące przede mną zdjęcie pięknej kobiety po trzydziestce – i z nią nie rozmawia, to najczęściej wiąże się ze zdradą. Jego lub jej.
Pokiwał głową.
– Tak, miałem romans – przyznał. – Ale już to zakończyłem. Tylko Anna chyba mi nie wybaczyła. I wie pan, przywykłem już do tego, że zamieniamy ze sobą kilka słów od czasu do czasu. Czekałem, aż ona odpuści, ale dopiero kiedy znikła, zdałem sobie sprawę, jak bardzo ją…
Umilkł, ukrył twarz w dłoniach.
– Wolałbym, żeby się okazało, że uciekła do kochanka – powiedział po chwili. – Żeby nic jej się nie stało…
Wkrótce znalazłem tajemniczy portal randkowy...
Mąż zawiadomił już policję o zaginięciu, funkcjonariusze podjęli rutynowe działania. Oni też przypuszczali, że kobieta albo odeszła od męża, albo urwała się na jakiś czas. Jednak on był przekonany, że nie zrobiłaby takiego czegoś, a już na pewno bez słowa. Chciał bardziej konkretnych działań niż zwyczajna policyjna krzątanina.
– No cóż – mruknąłem. – Trzeba przepytać wszystkich waszych znajomych, jej przyjaciółki, koleżanki. Nikt nic nie wiedział, a w każdym razie nic nie powiedział. Najbliższa przyjaciółka zaginionej także twierdziła, że nic nie wie, ale miałem wrażenie, że coś ukrywa.
– Jeśli pani Annie stała się jakaś krzywda, a pani zataja ważne informacje, dopilnuję, żeby stanęła pani przed sądem – uprzedziłem.
– Proszę mnie nie straszyć! Jak mówię, że nic nie wiem, to nic nie wiem! A Dawidowi przyda się kubeł zimnej wody na głupi łeb!
– Czyli jednak pani coś wie – zauważyłem spokojnie. – Co ma być tym kubłem zimnej wody? Pani Anna nawiązała romans, czy tak?
Skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie muszę z panem rozmawiać!
– Nie musi pani – potwierdziłem. – Ale przyrzekam, że wytoczę pani proces, jeśli wyjdzie na jaw, że coś pani ukrywa! Wprawdzie grozi za to symboliczny wyrok w zawieszeniu, ale nie będzie pani już miała czystej karty w rejestrze skazanych. A o ile wiem, nauczyciele są starannie sprawdzani. Więc w razie zmiany pracy…
Tak naprawdę niewiele mogłem jej zrobić. Trudno udowodnić takie rzeczy, sąd oddaliłby pozew, ale miałem nadzieję, że trochę nią to potrząśnie.
– Anna poznała kogoś – powiedziała po chwili zastanowienia.
– Kogo i gdzie? – kułem żelazo, póki gorące. – Zna pani tego mężczyznę?
– Nie znam – potrząsnęła głową. – Naprawdę. Ale wiem, że poznała go przez internet, na jakimś portalu. Chciała się z nim spotkać, jednak zwlekała, miała wyrzuty sumienia.
Pokiwałem w duchu głową. Znajomość internetowa. Mogła rzeczywiście poznać kogoś, z kim odeszła, ale mogło być też o wiele gorzej.
– Spotkała się z nim w końcu?
– Nie wiem. W ostatnich dniach zrobiła się bardzo tajemnicza, właściwie przestała ze mną rozmawiać.
Nic więcej nie zdołałem z kobiety wyciągnąć. Nie wiedziała, na jakim portalu logowała się Anna, nie miała pojęcia, czy tylko na jednym. Po wyjściu zadzwoniłem do klienta:
– Panie Dawidzie, czy żona ma własny laptop?
Kiedy potwierdził, zadałem drugie pytanie:
– Zabrała go, czy jest w domu? Proszę sprawdzić.
Po chwili oddzwonił, że komputer jest schowany w komodzie, popędziłem więc do zrozpaczonego męża. Z hasłem wejściowym poradziłem sobie dzięki programikowi, który dostałem od znajomego informatyka. Tylko że nie mogłem znaleźć nigdzie śladów bytności pani Anny na stronach kojarzących pary.
– Jedno z dwóch – mruknąłem. – Albo wchodziła wyłącznie przez komórkę, albo korzystała z opcji „incognito” w przeglądarce – wtedy nic się w historii nie zapisuje.
Pierwszą opcję wykluczam, bo to niewygodne, a poza tym, pan i tak nie odwiedzał pokoju żony, więc mogła spokojnie korzystać z laptopa. W drugim przypadku… Muszę zadzwonić do znajomego. Z pewnością jest prostszy sposób ustalenia tego, niż zwracanie się do dostawcy internetu za pośrednictwem policji. Wybrałem numer do Jurka i przedstawiłem mu sprawę.
– Musisz wejść w takie czarne okienko z komendami pod DOS… – instruował mnie. – A teraz wpiszesz ciąg znaków, prześlę ci go esemesem, bo przy dyktowaniu na pewno się sypniesz. Wtedy wyskoczy ci lista logowań na stronach w trybie incognito. Tylko że ten spis to jedyne informacje, jakie uzyskasz. Ani konkretnych wejść, ani haseł nie zlokalizujesz.
– Ale ty byś dał radę?
– Ja tak, ale musiałbyś przywieźć ten komputer do mnie.
Po chwili byłem w samochodzie
Dlaczego poprosił, by przed spotkaniem usunęła swój profil?
– Aha, czyli jeszcze w dodatku mam się włamać na konto – powiedział Jurek.
Absolutnie nie był zaskoczony.
– W dodatku babeczki, która romansowała za plecami mężulka. Niezły z ciebie model, wiesz, stary?
– Wiem – odparłem zniecierpliwiony. – Zamierzasz dowcipkować czy weźmiesz się do roboty?
– Dobra, dobra – machnął ręką. – Ale to będzie kosztowało…
Wzruszyłem ramionami. To oczywiste. Ja zarabiałem na życie usługami detektywistycznymi, a on informatycznymi. I nieraz obaj trochę naginaliśmy prawo, żeby wykonać swoją pracę ku zadowoleniu klientów. Poza tym, przecież nie ja za to płaciłem, tylko załamany mąż. Patrzyłem, jak mój kumpel czaruje palcami nad klawiaturą, jak coś podłącza do komputera i odłącza. Po kilkudziesięciu minutach wyprostował się i odetchnął głęboko.
– Trzeba przyznać, że kobitka była ostrożna. Wiesz, że skasowała swoje konto na portalu w tym dniu, w którym wyszła z domu?
– Cholera! – zakląłem. – I co? Niczego się nie dowiemy?
– Spokojnie – roześmiał się Jurek. – Babeczka zapomniała albo nie wiedziała, że konto można dość łatwo przywrócić. Każdy z tych portali daje przez miesiąc czy dwa szansę na powrót. Musiałem tylko jeszcze włamać się na jej pocztę. To będzie twojego klienta kosztowało ekstra.
– Dobra! Dałeś radę?
– Dałem, dałem – odparł z urazą, że śmiem wątpić w jego umiejętności. – Możesz sobie poczytać…
Usiadłem do laptopa i zacząłem przeglądać e-maile zaginionej. Część prowadziła przez komórkę, ale większość na laptopie. Korespondowała z gościem, który przedstawiał się jako Zbyszek, lat 39, rozwiedziony. Na fotografii widniała twarz mężczyzny w średnim wieku.
Niczym się nie wyróżniał
Ale lista ich rozmów już taka zwyczajna nie była. Nasza klientka określiła uczciwie w profilu, że jest zamężna, natomiast w opisie zasygnalizowała, że jej małżeństwo dobiega końca, dlatego szuka pocieszenia. Zbysio dopadł ją, ledwie to przeczytał, dosłownie kilka godzin po tym, jak zarejestrowała się na portalu. Czytałem, co do niej wypisywał i dostawałem oczopląsu. Czarował jak prawdziwy prestidigitator z wieloletnim doświadczeniem. Nieszczęśliwy, porzucony przez żonę misiaczek, który zraził się wprawdzie do kobiet, ale w samotności bardzo mu źle. Lecz najbardziej interesujące były ostatnie wpisy. Umówili się w kawiarni na przedmieściach „na zapoznanie”, jak to określił mężczyzna. Kawa, rozmowa… Bardzo niewinnie.
Tylko dlaczego kazał jej skasować profil?
To znaczy, on tłumaczył, że swój też usunie, skoro ją znalazł, ale coś mi tu nie pasowało. Przecież w normalnych układach byłoby na to za wcześnie. Zbyt krótko się znali, żeby podejmować takie zobowiązania. Jednak nieszczęśliwa, pogrążona w bólu po zdradzie męża kobieta zrobiła, co kazał. Tyle że jego profil był wciąż aktywny. Albo znowu. To było bardzo podejrzane. Należało pogadać z tym gościem. Tylko jak to zrobić, żeby go nie spłoszyć?
Wyglądało mi to na coś więcej niż tylko działania kolesia, który poluje na skrzywdzone kobiety. Za dużo ostrożności. Jednak już kiełkował mi w głowie pewien plan. Dość ryzykowny. Po powrocie do domu pocałowałem Magdę i powiedziałem uroczyście:
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Chodzi o pracę?
– Tak. Widzisz, kochanie, chciałbym, żebyś nawiązała krótką znajomość z pewnym panem…
Widziałem, jak żona zesztywniała, a potem poczerwieniała ze złości. Zanim oświadczyła, co myśli o mnie i moich metodach, zdążyłem rzucić:
– Spokojnie! Tylko w internecie! Chodzi o małą prowokację.
Wciąż patrzyła gniewnie, ale wyraźnie była zaciekawiona.
– Przecież gdybym chciał, żebyś kogoś naprawdę poderwała, nie byłbym taki spokojny. Zresztą, nigdy bym na coś podobnego nie pozwolił.
– Co miałabym zrobić?
– Musisz tylko zarejestrować się na pewnym portalu, wrzucić swoje zdjęcia i dać w opisie, że masz dość męża łajdaka, jesteś nieszczęśliwa i szukasz odskoczni. Coś w tym rodzaju.
Oczywiście musiałem jej wytłumaczyć, o co chodzi. Zapaliła się nawet do tego pomysłu, ale jeszcze miała wątpliwości.
– A sam nie możesz? Przecież facet nie widzi, z kim rozmawia.
– Kochanie, przecież nie dam rady pisać jak kobieta. To znaczy mogę próbować, ale jeśli ten gość jest doświadczonym podrywaczem, z miejsca się zorientuje, że coś jest nie tak.
Magda zarejestrowała się, wrzuciła kilka fotek i czekaliśmy. Chciałem, żeby to on pierwszy „zaatakował”, ale jeśliby tego nie zrobił, Magda wykazałaby zainteresowanie jego profilem. Od razu zaczęli się zgłaszać różni mężczyźni, ale nie on. Żona ignorowała ich lub blokowała, czekając na „tego jedynego”. Na szczęście już po dwóch godzinach komputer dał po raz kolejny sygnał, że przyszła wiadomość. Tym razem właściwa.
„Wiem, jak musisz cierpieć – napisał typ. – Też to przeżyłem”.
– Do dzieła, skarbie – poleciłem.
Sam wyszedłem z pokoju, żeby jej nie przeszkadzać. Po jakiejś godzinie przyszła do kuchni, usiadła i pokręciła głową.
– Dobry jest – orzekła. – Wie, jak rozmawiać z kobietami, co chcą usłyszeć… czy raczej przeczytać. Dać mu swój numer telefonu? On zastrzega, że tylko awaryjnie.
– Daj – westchnąłem. – Nie chcę, żeby nabrał podejrzeń.
Dziwnie się czułem, nakłaniając żonę do flirtowania z jakimś typkiem, ale nie widziałem w tej chwili innego wyjścia. Koleżka najwyraźniej polował znowu, już po spotkaniu z Anną, a to wyglądało niepokojąco. Powinien być skupiony na poderwanej niedawno kobiecie, a nie buszować w sieci w poszukiwaniu nowej.
– Jeśli chcesz zapytać, czy masz się z nim umówić – uprzedziłem żonę – to tak. Ale nie możesz zgodzić się zbyt łatwo. Stawiaj lekki opór. Zresztą, sama wiesz, jak to się robi.
Uśmiechnęła się, wzięła herbatę i wróciła do komputera. Przyszła po kwadransie.
– Umówiłam się – oznajmiła. – Jutro o piątej w kawiarence „Dedal” przy Gołuchowskiego. Ale nie kazał mi kasować profilu, jak tamtej kobiecie.
– On tak działa – odparłem. – Nie przyjdzie na to pierwsze spotkanie, sprawdzi, czy jesteś sama. Tak przedtem zrobił. Przepraszał, że coś mu wypadło i dopiero później się spotkali. A wtedy żona klienta znikła.
Słusznie podejrzewałem
Magda spędziła w lokalu pół godziny, zanim poszła sobie, udając zniecierpliwioną. Obserwowałem ją z samochodu, zaparkowanego niedaleko kawiarni. Wsiadła w autobus i pojechała do domu. A ja zostałem, żeby sprawdzić, czy skądś nie wylezie ten drań. Ale nie zobaczyłem nikogo podejrzanego, czy też podobnego do faceta ze zdjęcia na portalu. Musiał mieć wprawę w takich akcjach.
Dzień później znów się umówili. Magda wspaniałomyślnie wybaczyła mu nieobecność, ale zapowiedziała, że drugi raz nie ujdzie mu takie zachowanie na sucho i więcej go nie będzie chciała widzieć. Zapewniał, że tym razem nie zawiedzie, choćby cały świat miał przeciwko sobie. I na pewno zamierzał przyjść, bo tym razem wydał Magdzie dyspozycje na temat usunięcia konta, sam zapewnił, że swoje skasuje. Tak też zrobił, ale już wiedziałem, że wkrótce je przywróci. Wykonałem dwa telefony. Jeden do Jurka, żeby w okolicach siedemnastej włamał się na konto naszego pożal się Boże Casanovy – wtedy go na pewno nie będzie przy komputerze. Chodziło o to, żeby zdążyć zabezpieczyć całą jego korespondencję. Drugi telefon był na policję.
Bezpieczeństwo mojej żony było najważniejsze
To ja zawiozłem Magdę w pobliże kawiarni. Oczywiście wysiadła kilka przecznic wcześniej. Podobnie jak poprzedniego dnia, miała na sobie urządzenie nagrywające i transmitujące. Nie przypuszczałem, że będę się tak denerwował. Żałowałem, że wystawiłem żonę na wabia, chociaż teoretycznie nic jej nie groziło. Miała nic nie jeść i nie pić podczas spotkania. Nawet wody! Poza tym byłem ja – siedziałem dwa stoliki dalej, no i policja.
Dziesięć minut później mogłem się przekonać, jak ten facet potrafi czarować. Miał gadane, to trzeba przyznać. Mało słuchawka nie rozgrzała się do czerwoności od jego komplementów i żarliwych obietnic. Obserwowałem ich, siedząc nieco bokiem, mimo to zdołałem zauważyć, że łotr odwrócił na chwilę uwagę Magdy. Podczas kiedy ona patrzyła we wskazanym kierunku, on coś wrzucił do jej kieliszka z winem.
Magda roześmiała się, potem uniosła kieliszek do ust, ale nie wypiła, umoczyła tylko wargi.
– Za chwilę – powiedziała, kiedy gnojek zachęcił ją, żeby się nie krępowała i wypiła toast. – Przecież nigdzie się nam nie śpieszy.
Ale on zaczynał się wyraźnie denerwować. Trafiła mu się sztuka twardsza, niż przypuszczał. Zaproponował więc coś do jedzenia. Magda zgodziła się, po kilku minutach kelnerka przyniosła tosty francuskie. A on znów odwrócił uwagę mojej żony i sypnął proszek na talerz. Tego było już za wiele. Magda nie mogła się dłużej męczyć. Wstałem, podszedłem do nich.
– Koniec gry, skur… – oznajmiłem.
Skamieniał. Wyglądało przez chwilę, jakby chciał się na mnie rzucić, ale – jak to się mówi – nie chodził w mojej wadze. W ogóle był raczej mikry. Domyślałem się, że to nie jest żaden samodzielny zboczeniec, tylko koleś wystawiony na wabia.
– Znasz tę panią? – spytałem, rzucając mu przed nos zdjęcie Anny.
– Kim… kim jesteś? – wyjąkał. – Czego chcesz?
– Chcę wiedzieć, co się stało z tą kobietą! – warknąłem.
Zerwał się do ucieczki, ale drogę zagrodziło mu dwóch policjantów po cywilnemu, siedzących kawałek dalej. Zakuli go w kajdanki i wyprowadzili. A do nas podszedł komisarz, z którym rozmawiałem najpierw telefonicznie, a potem osobiście. Zresztą, znaliśmy się z dawnych lat, z czasów, kiedy był jeszcze aspirantem.
– Widzimy się jutro na komendzie – powiedział. – Musicie państwo złożyć zeznania.
– Oczywiście. Za jakiś czas mój współpracownik prześle panu całą dokumentację z profilu tego gada.
– Dziękuję.
Następnego dnia komisarz sprawnie spisał nasze zeznania, a potem poprosił mnie na stronę.
– Wygląda na to, że wpadliśmy na trop grupy handlującej żywym towarem – powiedział. – Ten gość umawiał się z kobietami już pięć razy, w różnych częściach miasta. Potem wszystkie znikały. Dopiero teraz zdołaliśmy to powiązać, dzięki materiałom od tego pana informatyka.
– Wiadomo, co się stało z żoną mojego klienta? – zapytałem z nadzieją.
– Niestety – komisarz potrząsnął głową. – Koleś idzie w zaparte, a tortury są w naszych czasach zabronione, czego w podobnych sytuacjach żałuję. Trzeba będzie go zmiękczyć, zdobyć dowody… Ta biedaczka może być gdzieś zamknięta, albo już w transporcie do jakiegoś burdelu. Piękna kobieta, nie pierwszej młodości, ale dla tak zwanych koneserów doświadczenie jest w cenie.
Milczeliśmy przez chwilę, a potem powiedziałem:
– Chciałbym z wami współpracować przy tych porwaniach.
– Jasne – komisarz wyraźnie się ucieszył. – To trudna sprawa. Przyda nam się doświadczony glina.
Czekała mnie jeszcze przykra rozmowa z klientem
Jedyne, o czym mogłem go zapewnić to to, że dołożę wszelkich starań, aby odnaleźć jego żonę. I, jeśli się uda, także inne zaginione w ostatnim czasie kobiety. Mogę tylko powiedzieć, że po wielu miesiącach ciężkiej pracy osiągnęliśmy z policjantami sukces. Ale to jest materiał na osobną opowieść.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”