„Mąż wyrzucał mi, że jestem rozrzutna, a jednocześnie marzę o willi z ogrodem. Przecież muszę żyć godnie”

Nie chcę pięknego domu, jeśli ma zniszczyć nasze małżeństwo fot. Adobe Stock, Goran
- Biorę dodatkowe zlecenia, rozważam kredyt, szukam ofert. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Ale ty nie jesteś. Nigdy nie jesteś. Kupujesz ciuchy, wymyślasz wakacje za granicą, restauracje i inne wydatki. W ten sposób nigdy nie uzbieramy na dom. Nie chcę brać kredytu na 30 lat i zaciskać pasa do emerytury.
/ 14.12.2021 05:02
Nie chcę pięknego domu, jeśli ma zniszczyć nasze małżeństwo fot. Adobe Stock, Goran

Gdy brałam ślub z Miłoszem, byłam przekonana, że łączy nas prawdziwe uczucie, które nigdy nie przeminie. Wydawał mi się podobny do mojego taty, który zawsze otwarcie okazywał mamie zainteresowanie i uczucia. Płomień ich miłości nigdy nie przygasł, mimo upływu lat.

Nawet na emeryturze wciąż w pewnym sensie o siebie zabiegali, dbając o to, by mówić sobie komplementy i sprawiać drobne przyjemności. Mnie Miłosz także zawsze traktował wyjątkowo. Przyjaciółki ostrzegały, że ślub wszystko zmieni, ale im nie wierzyłam. Wydawało mi się, że dobrze znam mojego narzeczonego. Byłam przekonana, że to one po prostu źle wybrały i dlatego mają takie kiepskie zdanie o facetach!

Wiedziałam, że Miłosz jest inny

Wyjątkowy. Po trzech latach związku szłam do ołtarza z pełnym przekonaniem, że chcę Miłosza za męża. Pierwsze tygodnie po ślubie tylko mnie w tej decyzji utwierdziły. W podróż poślubną pojechaliśmy do Wiednia. Sami załatwiliśmy sobie transport i noclegi. Planowanie było ekscytujące, a sama podróż przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Bawiliśmy się doskonale. Byliśmy w romantycznych nastrojach.

Ślub faktycznie coś zmienił – ale zdecydowanie na plus! Wszystko między nami było jakby nowe, bardziej fascynujące. W ciągu dnia spacerowaliśmy, zwiedzaliśmy i poznawaliśmy miasto, a wieczorami siadaliśmy na tarasie wynajętego studio i sączyliśmy wino. Było cudownie.

– Chciałabyś mieszkać w takim dużym mieście? – zapytał Miłosz, gdy spoglądaliśmy na Wiedeń nocą.

– Nie. Wolałabym mieć mały domek z ogródkiem. Nasze miasteczko mi odpowiada. A tobie?

– Mnie też – westchnął i przytulił mnie z czułością.

Minął miesiąc miodowy i zaczęła się proza życia…

Po powrocie kończyliśmy remontować mieszkanko, które dostałam w spadku po dziadkach. Szło nam dość gładko, obyło się bez wielkich sporów. Gdy skończyliśmy się urządzać, pochłonęła nas praca i życie codzienne. To zakupy, to wyjazd na weekend do rodziców, to jakieś projekty po godzinach. Miłosz pracował więcej niż zwykle i miałam wrażenie, że coraz mniej ze sobą rozmawiamy.

Owszem, wymienialiśmy informacje, opowiadaliśmy sobie nawzajem o pracy, ale w tych rozmowach nie było „nas”, tylko nasze sprawy. Rutyna dopadła nas szybciej, niż przypuszczałam. Były chwile, gdy jechaliśmy razem autem, a ja czułam przytłaczającą, miażdżącą ciszę.

– Wiele par nie rozmawia ze sobą w samochodzie – parsknęła koleżanka, gdy zwierzyłam jej się z moich obaw. – Nie musicie ciągle gadać, żeby ze sobą być.

– Wiem, ale ta cisza jest trochę niezręczna. Zawsze gadaliśmy, a teraz… Mam wrażenie, że po prostu nie mamy o czym.

Miłosz coraz rzadziej pytał, co u mnie słychać. Mniej się przytulał i prawie mnie nie dotykał. Owszem, co jakiś czas się kochaliśmy, jednak brakowało mi subtelnych muśnięć dłoni, chodzenia za rękę po ulicy. Miałam wrażenie, że mąż czymś się stresuje, ale gdy go o to zapytałam, zbył mnie.

Niby wiedziałam, że uczucie zakochania nie będzie trwało wiecznie, ale nie chciałam tej obojętności. Ze zdziwieniem zauważyłam, że zazdroszczę bliskości rodzicom. Im jakoś udawało się podtrzymywać ogień w związku po trzydziestu latach małżeństwa. A nasz ogień zgasł już po roku? Przyjaciółka zamieściła na Facebooku zdjęcia z wakacji z mężem.

Byli szczęśliwi, uśmiechnięci, promienni. Ich miłość kwitła, a nasza dogorywała. Podesłałam Miłoszowi ich zdjęcia z zapytaniem, czy może też chciałby gdzieś polecieć i odreagować, ale odpisał krótko, że nie. Coś było nie tak. Wiedziałam na pewno, że Miłosz nie ma kochanki, bo to nie było w jego stylu. Nie był typem podrywacza. Gdyby mnie zdradzał, na pewno bym zauważyła.

Wyglądało na to, że po prostu przestał się mną interesować. Ta myśl mnie przeraziła. Zaczęłam być dla Miłosza milsza, próbowałam częściej go całować, przytulać, ale miałam wrażenie, że on wcale tego nie chce. W końcu wpadłam na pomysł, że zaproszę go na randkę! Liczyłam, że przypomni sobie o dawnych emocjach, jeśli zjemy obiad poza domem, przy blasku świec.

Zarezerwowałam stolik w eleganckiej restauracji

Ubrałam się ładnie i gdy wrócił z pracy, powiedziałam, że mam dla niego niespodziankę.

– Szykuj się, wychodzimy!

– Dokąd? – odparł niechętnie.

Starałam się nie odpuszczać, ale mój dobry nastrój prysł przez jego opór. Żona robi mu niespodziankę, pięknie się ubiera, chce go gdzieś zabrać, a on patrzy obojętny i znudzony. Nie chciało mu się iść. Powiedziałam mu w końcu, co to za niespodzianka, bo ukrywanie tego straciło sens. Odpowiedział tylko, że woli jadać w domu, bo nie stać nas na włóczenie się po knajpach, a już na pewno nie tak drogich.

Poczułam się rozczarowana, łzy napłynęły mi do oczu. Miałam dość! Nie potrafiłam znieść jego obojętności.

Czułam, że tylko ja się staram

Dlaczego moim rodzicom dobrze się układa, a mnie – nie?! W weekend oświadczyłam, że wyjeżdżam sama do rodziców. Nie chciałam, żeby jechał ze mną, ale z drugiej strony po cichu liczyłam, że on będzie tego chciał. Odniosłam jednak wrażenie, że informację o moim wyjeździe przyjął z ulgą. Chyba marzył, by odpocząć od mojego jęczenia.

Starałam się nie narzekać, ale też nie zamierzałam ukrywać niezadowolenia przed mężem. Chciałam, żeby wiedział, że czuję, jak wiele się zmieniło. On jednak moje uwagi odbierał jak zwykłe czepianie się marudnej żony. Byłam wściekła, że tak mnie traktuje. Opowiedziałam o wszystkim mamie. O tym, że czuję się nieszczęśliwa i oszukana. O tym, że Miłosz nie prawi mi komplementów ani nie zabiega o mnie. Nie interesuję go.

Mama starała się mnie pocieszać, ale nie było mi łatwo, gdy widziałam, że w małżeństwie rodziców wszystko chodzi jak w zegarku. Tata robił mamie kawę, zachwycał się jej kuchnią, chwalił nowe ubrania. Właśnie czegoś takiego oczekiwałam od męża. Czułości.

– Przecież Miłosz cię kocha. Tyle lat jesteście ze sobą. Powiedz mu, co cię gryzie. Faceci nie czytają w myślach – radziła mama.

Problem polegał na tym, że ja mówiłam mu to wielokrotnie. Tata powiedział, że należymy do innych pokoleń. Oni potrafili walczyć i starali się naprawiać wszystko, co się psuło. My chcemy od razu wyrzucać i kupować nowe. Wiedziałam, że ma rację. Miłosz nie był złym człowiekiem.

Był ambitny, pracowity, pomagał w domu i chciał założyć ze mną rodzinę. Nie miał nałogów, nie był agresywny… Powinnam go doceniać i akceptować. A jednak pragnęłam czegoś więcej. Może naoglądałam się komedii romantycznych i miałam wyidealizowaną wizję związku?

W końcu moi rodzice też mieli swoje problemy

Mama była zbyt rozrzutna, wciąż coś kupowała przez internet. Tata nie znosił eksperymentów w kuchni, i w przeciwieństwie do mamy nie lubił podróży. Różnili się, a mimo to trwali razem i się kochali. 

Wróciłam do domu z postanowieniem, że porozmawiam z Miłoszem szczerze i otwarcie. Spróbuję wyciągnąć z niego przyczynę zmiany zachowania. Usiadłam przy stole, przy którym pracował przy komputerze. Przywitał mnie bez entuzjazmu. Miałam wrażenie, że wcale się za mną nie stęsknił. Zaczęłam rozmowę.

Wiedziałam, że muszę mówić spokojnie, nie dać się ponieść emocjom. Nie było to proste. Wciąż miałam ochotę wygarnąć mu po całości. Wypomnieć wszystkie zachowania, które mnie wkurzają. Powstrzymałam się jednak i skupiłam na najważniejszych rzeczach: braku czułości i zainteresowania. Miłosz słuchał, ale widziałam, że denerwują go moje ciągłe pretensje.

– Monika, kiedy wzięliśmy ślub powiedziałaś, że chcesz mieć domek z ogródkiem. Tak?

Zrobiłam wielkie oczy. Ledwie pamiętałam, że wspominałam o tym domku.

– No…tak… A co to ma do rzeczy?

– To, że się staram. Robię wszystko, żeby spełnić twoje marzenia. Biorę dodatkowe zlecenia, rozważam kredyt, szukam ofert. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Ale ty nie jesteś. Nigdy nie jesteś. Kupujesz ciuchy, wymyślasz wakacje za granicą, restauracje i inne wydatki. W ten sposób nigdy nie uzbieramy na domek. Nie chcę brać kredytu na trzydzieści lat i zaciskać pasa do emerytury.

Słuchałam oniemiała.

– Nie będzie nas wtedy stać na żadne wakacje. Ani dla nas, ani dla dzieci. Martwię się tym. Chciałem dać ci szczęście, ale najwyraźniej nie potrafię. Nie mogę już patrzeć na twoją niezadowoloną minę. Porównujesz nas z innymi parami, pokazujesz ich zdjęcia na Krecie. Albo rybki, albo akwarium. Nie mam worka pieniędzy. Przykro mi.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Kiedy wysyłałam mu zdjęcie przyjaciół, nawet nie myślałam o Krecie. Zazdrościłam im miłości i wspólnych chwil. Równie dobrze mogłam pójść z Miłoszem na spacer po osiedlu, byle patrzył na mnie jak dawniej.

W nosie miałam domek, jeśli miał zniszczyć nasze małżeństwo, a najwyraźniej na to się zapowiadało. Jedna rozmowa nie rozwiązała wszystkich naszych problemów, ale chociaż pozwoliła mi zrozumieć, dlaczego Miłosz tak się zmienił.

To chyba właśnie jest docieranie związku…

Przypomniało mi się jednak, co mówił tata i postanowiłam, że nie poddam się tak łatwo i naprawię to, co się zepsuło. Po kilku kolejnych rozmowach postanowiliśmy marzenie o domku odłożyć na później. W tej chwili nie było nas na niego stać, a nie chciałam pozwolić, aby jego ceną było nasze małżeństwo. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA