„Latami wypieraliśmy, że mój brat ma schizofrenię. Do momentu, gdy wpadł w szał i zrujnował moje wesele”

mężczyzna ze schizofrenia fot. Adobe Stock, samuel
– Posłuchaj uważnie – zaczęłam. – Jestem w ciąży. Więc koniec uników. Dopóki nie pójdziesz do lekarza i nie zaczniesz się leczyć, nie zbliżysz się do mojego dziecka.
/ 06.05.2021 10:35
mężczyzna ze schizofrenia fot. Adobe Stock, samuel

Kiedyś byliśmy normalną, wręcz nudną rodziną. Mama, tata, dwójka dzieci. Ja urodziłam się pierwsza, mój brat pięć lat po mnie. Lubiłam się nim opiekować, widziałam, jak stawiał pierwsze kroki, wypowiadał pierwsze słowa, uczyłam go huśtać się na huśtawce i jeździć na rowerze.

Byliśmy zgodnym rodzeństwem, rodzice nie mieli z nami większych problemów

Dzieciństwo minęło nam beztrosko i jakby… zbyt szybko. Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy wyprowadziłam się z domu. Mój brat Michał niemal z dnia na dzień z radosnego dziewiętnastolatka zmienił się w wycofanego gbura. Czemu? Sądziłam, że egoistycznie miał mi za złe wyprowadzkę, że się jak przedszkolak obraził. Niestety, nie. Nie cierpiał na coś, z czego się wyrasta. Pewnego dnia, kiedy siedziałam nad swoją pracą magisterską, zadzwonił telefon. Usłyszałam drżący ze zdenerwowania głos mamy.

– Aniu, ja już sobie z nim nie radzę… – mówiła ściszonym tonem.

Nie zdziwiłam się. Michał ostatnio podsłuchiwał jej rozmowy telefoniczne i robił jej potem wyrzuty, że opowiada o nim bzdury. Wydawało mu się, że wszyscy się na niego uwzięli, a matka spiskuje przeciwko niemu.

– Co się znowu dzieje? – spytałam, zmęczona i nieco poirytowana.

Od kiedy się wyprowadziłam, telefony „w sprawie Michała” odbierałam stanowczo za często. Mama szukała u mnie wsparcia, ale nie wiedziałam, co jej poradzić. Sama byłam zszokowana nagłą zmianą w zachowaniu i charakterze brata. Jakby chciał zwrócić na siebie uwagę albo zmusić mnie do powrotu.

– Aniu, on nie chce nic jeść. Twierdzi, że chcę go otruć – usłyszałam cichy szloch.

Zdenerwowałam się nie na żarty. Obiecałam mamie, że przyjadę następnego dnia i rozmówię się z Michałem. Naprawdę przeginał. Przestałam wierzyć, że chodzi o mnie. Michał zbyt lubił jeść… Nie głodziłby się tylko po to, by ściągnąć mnie do domu. Poza tym nie był dzieckiem, wiedział że takie akcje nie odniosą skutku. Więc co się z nim stało? Czemu z radosnego chłopaka zmienił się w paranoika?

Następnego dnia nie mogłam wysiedzieć na zajęciach, więc zerwałam się z ostatniego wykładu i pognałam do domu rodziców. Długo stałam przed zamkniętymi na głucho drzwiami. Kilkakrotnie wciskałam dzwonek, nim w końcu ktoś po drugiej stronie przekręcił klucz w zamku. Drzwi uchyliły się lekko i przez szparę ujrzałam twarz brata.

– Wpuścisz mnie?

Drzwi rozwarły się szerzej i na klatkę gwałtownym susem wyskoczył Michał. Mało mnie nie przewrócił; gdybym nie chwyciła się poręczy, spadłabym ze schodów. Zignorował to, zbiegł kilka stopni w dół, rozglądając się na wszystkie strony. Po chwili zawrócił.

– Nikt za tobą nie szedł? – spytał szeptem.
– Oczywiście, że nie! Bo i po co? Za to ty mało nie zrzuciłeś mnie ze schodów.
– Ach tak. Sorka – mruknął i spuścił wzrok.

Pogłaskałam go po ramieniu na zgodę. Przecież nie przyszłam tu, by się z nim kłócić. Przestąpiłam próg.

– Jesteś sam?
– Tak. Ojciec w robocie, a matka pojechała na zakupy.

Usiadłam razem z nim przy stole w kuchni. Tym samym, przy którym zasiadaliśmy w dzieciństwie, pijąc kakao i śmiejąc się do rozpuku. Teraz sytuacja była zgoła inna. Bębniłam palcami w stół, Michał rozglądał się nerwowo dookoła. Wreszcie przerwałam niezręczne milczenie:

– Co się z tobą dzieje, młody?
– Oni mnie śledzą – rzucił.

Zaśmiałam się odruchowo, bo wyznanie Miśka zabrzmiało absurdalnie

Jednak gdy uważniej mu się przyjrzałam, zrozumiałam, że mój brat nie żartuje. I aż mnie ciarki przeszły.

– Jacy oni?
– Wszyscy. Po prostu wszyscy! Współpracują z matką. Wiem, że chcą mnie otruć. Tylko tobie mogę ufać. Ojciec stoi z boku i ma to gdzieś. Nie wiem, kim są, bo to tajne, rozumiesz – mówił.

Boże święty, on w to wszystko wierzył! Znałam go doskonale. Poczułam, że ogarnia mnie koszmarny lęk. Działo się coś złego, coś bardzo złego.

– Słyszę ich rozmowy, szepty – kontynuował przejęty Michał. – Śmieją się ze mnie. I wszędzie za mną chodzą.

Wstał, wyjął szklankę z szafki, nalał sobie wody prosto z kranu i wypił jednym haustem. Ja nadal siedziałam przy stole nieruchomo, za to w głowie kotłowało się tornado myśli. Jedna gorsza od drugiej. Wybrałam tę mniej straszną.

Czy… czy ty bierzesz jakieś narkotyki, Misiek?

Na tę sugestię Michał aż spąsowiał na twarzy i zaczął z wściekłością walić pięścią w blat. Przeraził mnie. To już nie był nieokreślony lęk, ale autentyczne przerażenie. Bałam się Michała, bałam się tego, co może zrobić. Powoli wstałam od stołu i zaczęłam przesuwać się ku wyjściu. Tymczasem szklanki stojące na blacie spadły na posadzkę, rozpryskując się na kawałki. A mój brat dalej walił pięścią w stół.

– Michał, przestań! – krzyknęłam przez łzy.

Zamarł z uniesioną dłonią, a potem wycedził przez zęby:

– A więc ty też jesteś przeciwko mnie. Tobie też już nie mogę ufać. Wynoś się stąd!

Nie czekałam. Uciekłam. Trzasnęłam drzwiami i zbiegłam po schodach. Dopiero w aucie nieco ochłonęłam.

Po weselu byłam zła, ale na siebie

Uznałam wtedy, że z moim bratem naprawdę jest źle, i trzeba mu pomóc, nim zrobi krzywdę sobie albo komuś. Może to narkotyki, może jakieś zaburzenia psychiczne. Trzeba to sprawdzić i go ratować – uznałam. Chciałam iść z Michałem do lekarza albo psychologa, niestety, tu trafiłam na ścianę oporu i uprzedzeń. Nie ze strony Michała, ale naszej matki, która na hasło psychiatra niemal dostawała spazmów.

– Nie rób z niego wariata! Błagam cię! Przecież teraz jest już całkiem dobrze.

Faktycznie po tamtym wybuchu agresji Michał się uspokoił i znowu zaczął z nimi rozmawiać niemal tak jak dawniej, więc mama po prostu wolała zapomnieć, udawać, że nic się nie stało, a tata jej w tym kibicował. Ale się stało i nadal działo. Kiedy ich odwiedzałam, słyszałam, jak Michał gada do siebie. Czemu nic z tym nie zrobiłam? Bo byłam młoda, bo życie toczyło się dalej i miałam na głowie własne. Bo nie czułam się na siłach walczyć o brata nie tylko z nim, ale też z własną matką.

Tymczasem Michał wciąż zmieniał dorywcze prace i kolejny rok uczył się do matury, której nie mógł zdać. Ja skończyłam pomyślnie studia, podczas których poznałam Łukasza. Pobraliśmy się dwa lata po absolutorium. Mimo moich obaw o zachowanie Michała, uroczystość w kościele przebiegła bez problemów, a mój brat pokazowo spisał się w roli świadka. Kryzys nastąpił na weselu, kiedy przesadził z alkoholem.

W pewnym momencie zabrał mikrofon od wokalisty kapeli weselnej. Wstrzymałam oddech. Spojrzałam na mamę; widziałam, że ona również się zdenerwowała. Michał ledwo trzymał się na nogach. Opierając się o stół, zaczął bełkotać do mikrofonu.

– Wiem, że ta cała szopka została urządzona tylko w jednym celu…

Spojrzenia wszystkich gości zwróciły się w moją stronę, by po chwili znów skierować się na Michała. W sali zapanowała konsternacja. Czekano w napięciu na dalszy ciąg. Mój świeżo poślubiony mąż ruszył w stronę szwagra. Dotknął jego ramienia.

– Michał, chyba już ci starczy alkoholu na dziś. Chodźmy…

Mój brat odepchnął go i łapał hausty powietrza, jakby miał za chwilę zwymiotować. Ale zaczął wykrzykiwać:

– Osaczyliście mnie! Ściągnęliście tu! Chcecie się mnie pozbyć, tak? Nie dam się!

Z drugiej strony podszedł do niego mój ojciec. Razem z Łukaszem chwycili go za ramiona i siłą wyprowadzili na zewnątrz, czerwonego ze złości i wrzeszczącego coś niezrozumiale. Goście spoglądali po sobie zszokowani. Mama ocierała oczy chusteczką, a ja stałam w miejscu jak zamurowana. Nie potrafię opisać emocji, które mną wówczas targały.

Mieszanina strachu, wstydu i gniewu wezbrała we mnie na tyle, że zaczęłam głośno płakać. Kuzynka mojego męża, nasza druhna, podeszła do mnie i wyprowadziła do pokoju dla nowożeńców. Wcześniej sądziłam, że takie sceny zdarzają się tylko w filmach, tymczasem znalazłam się w centrum tej żenującej sytuacji.

Michał został odwieziony do domu. Gościom wytłumaczono, że bardzo źle zareagował na alkohol, po czym wszyscy wrócili do zabawy. Odtańczyłam z Łukaszem kilka tańców, by zachować pozory udanego wesela. W głębi serca jednak pragnęłam stamtąd uciec i zakopać się w łóżku pod kołdrą. Nie mogłam uwierzyć, że rodzony brat do tego stopnia mnie nienawidził, że z pełną premedytacją zniszczył mi przyjęcie weselne. Niemal spisałam go wtedy na straty, przekreślając wszystkie nasze wspólne wspomnienia i łączącą nas więź. Kiedy jednak ochłonęłam, nadal miałam żal, ale… do siebie. Bo odpuściłam, bo ustąpiłam matce, i dlatego doszło do eskalacji jego paranoi.

Porozmawiałam z Łukaszem – bez owijania w bawełnę, bez lukrowania faktów – i doszliśmy do wniosku, że musimy zaprowadzić Michała do lekarza. Bo jak nie my, to kto? Rodzice nadal będą udawać ślepych i głuchych z obawy o to, co ludzie powiedzą, z niechęci przyznania, że nie jesteśmy już zwykłą rodziną, bo mamy na stanie „wariata”.

Dosyć zaklinania rzeczywistości. Za daleko to zaszło

A ja spodziewałam się dziecka, co odkryłam dokładnie dzień przed ślubem. Nie mogłam ryzykować. Poprawiny zostały odwołane, nikt nie miał już ochoty na zabawę. Następnego dnia pojechałam prosto do domu rodziców. Michał spał w swoim pokoju. Podobno odkąd wrócił z wesela, nie robił nic innego. Usiadłam w kuchni z mamą, która od razu zaparzyła herbatę, jak zawsze, jakby nic się nie stało. Jednak tym razem chyba czuła, że się nie wykpi i czeka nas poważna rozmowa. Długo milczałam, szukając odpowiednich słów. W końcu wywaliłam kawę na ławę:

– Mamo, on jest chory. Trzeba go zdiagnozować i zacząć leczyć.

Mama patrzyła gdzieś za okno nieobecnym wzrokiem. Milczała. W jej oczach szkliły się łzy.

– To dla jego dobra. I dla dobra nas wszystkich – uścisnęłam jej dłoń.

W tym samym momencie zaskrzypiały drzwi od pokoju Michała i po chwili w progu kuchni stanął mój brat. Patrzeliśmy sobie w oczy. To był dla mnie bardzo trudny moment. Po chwili niezręcznej ciszy rzucił krótkie „cześć” i nalał sobie wody do szklanki. Czułam, że cała drżę i jestem o krok od wybuchu. Płaczu albo złości. Hormony ciążowe, które szalały już w moim organizmie, nie ułatwiały sprawy. Jakimś cudem udało mi się jednak uspokoić.

Wstałam i podeszłam do brata, który stał przy kuchennym blacie, tyłem do mnie. Chwyciłam go mocno za ramię i obróciłam, tak by spojrzał mi w oczy.

On sam to zrobił, sam się zgłosił do szpitala

– Posłuchaj uważnie – zaczęłam. – Jestem w ciąży. Więc koniec uników. Dopóki nie pójdziesz do lekarza i nie zaczniesz się leczyć, nie zbliżysz się do mojego dziecka.

Mama natychmiast poderwała się z taboretu, by mnie uściskać. Poczułam na szyi jej łzy. Tego już nie wytrzymałam: też się rozpłakałam. I wtedy stało się coś niespodziewanego. Michał ukucnął tam, gdzie stał. Ukrył twarz w dłoniach i rozszlochał się jak małe dziecko. Usiadłyśmy z mamą na podłodze tuż obok niego, objęłyśmy go. I tak trwaliśmy wszyscy troje, przytuleni do siebie, a wszystkie negatywne emocje ostatnich dni wypływały razem ze łzami. Ten dzień, mimo że należał do najtrudniejszych w moim życiu, stał się początkiem czegoś dobrego.

Dzisiaj z radością patrzę na mojego syna, który niezdarnie drepcze, ściskając mocno dłoń wujka Michała. Uwielbiają się. Owszem, Michał jest chory, ale rokowania są pomyślne, a jego choroba przeszła w stan remisji. Tuż po naszej rozmowie w kuchni dobrowolnie zgłosił się na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Przyznał się potem, że był w rozsypce. Nie tylko słyszał głosy, miewał również halucynacje i cierpiał na manię prześladowczą. Lekarz, który się nim zajął, wyjaśnił nam, że te objawy wskazują na schizofrenię. Oczywiście spanikowaliśmy, bo to… nie jakieś stany lękowe, ale cholerna schizofrenia! Co gorsza, mogła być dziedziczna. Psychiatra wlał jednak w nasze serca nadzieję, tłumacząc, że z tą chorobą da się żyć.

Wystarczy, że Michał będzie przyjmował leki, wówczas ustąpią uciążliwe objawy i będzie mógł normalnie funkcjonować. Ale pozostajemy czujni. Bo to jak z nałogiem – choć opanowany, pod kontrolą, nie znaczy, że zniknął. Michał jest i będzie chory. Najważniejsze, że on też o tym wie i dzielnie walczy. Dzięki temu mogę siedzieć spokojnie w ogrodzie rodziców i patrzeć, jak mój kochany brat, uśmiechnięty jak dawniej, bawi się z moim małym synkiem… 

Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy

Redakcja poleca

REKLAMA