„Latami skakałem z kwiatka na kwiatek, podczas gdy miłość była tuż obok. Niestety, gdy to zrozumiałem, było już za późno"

mężczyzna, który przegapił miłość fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Zadzwoniłem do niej i spytałem, czy jest w domu. Była. Pofrunąłem do niej jak na skrzydłach. Chciałem ją przeprosić za to, że tak długo się nie odzywałem i że tyle czasu zajęło mi zrozumienie, co do niej czuję. Kupiłem po drodze wielki bukiet kwiatów i zastanawiałem się, jakich słów użyć, żeby ją przekonać”.
/ 25.01.2023 13:15
mężczyzna, który przegapił miłość fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Siedziałem u przyjaciółki i podsumowywałem całe moje dotychczasowe życie uczuciowe, a ona cierpliwie słuchała.

To będzie ostatnia próba – mówiłem, pijąc piwo. Ona sączyła bezalkoholowe, bo dwójka dzieci spała w drugim pokoju. – Serio, jeśli to nie wypali, to więcej nie zamierzam szukać.

Tego byłem pewien. Byłem już zmęczony tym, że każdy mój związek po jakimś czasie się rozpadał. Wcześniej czy później zawsze wydarzało się coś, przez co misternie budowana relacja waliła się jak domek z kart.

– Dlaczego ma nie wypalić? – Kaśka uśmiechnęła się. – Dominika jest śliczna, zakochana w tobie na amen, zresztą tobie też się robią maślane oczy, gdy o niej mówisz. Będzie dobrze.

– Nie wiem… jakoś tak nie do końca jestem przekonany, czy powinienem…

Wtedy nie byłem dojrzały do stałego związku

Dominika była ode mnie piętnaście lat młodsza. Dopiero skończyła studia i rozglądała się za stałą pracą. Była radosna, pełna życia i sprawiała, że i ja nabrałem na nie większego apetytu. Uwielbiałem ją. Ale doskonale wiedziałem, że dzisiaj te piętnaście lat różnicy niewiele znaczyło, jednak za kilka lat mogło zacząć przeszkadzać. Za dekadę ona będzie nadal wspaniałą młodą kobietą, a ja już pięćdziesięcioletnim facetem. A za piętnaście? Ona będzie w moim obecnym wieku, a ja będę myślał o emeryturze. Deprymująca wizja. A jednak kusiło mnie, by spróbować. Kogo by nie kusiło…

– Nie ma innego sposobu, by to sprawdzić, niż wejść w ten związek – Kaśka poklepała mnie po ramieniu. – Uda się. Zaufajcie sobie nawzajem. Skoczcie na głęboką wodę i przekonajcie się, czy umiecie pływać. Tylko błagam cię, nie rób tego z nastawieniem, że to ostatnia szansa i jak coś nie wypali, to pójdziesz do klasztoru. Bo to samospełniająca się przepowiednia. Wiem coś o tym.

Tylko z Kaśką mogłem pogadać o tym, co mnie męczy. Z kumplami nie dało się poważnie porozmawiać, a ona… Znaliśmy się od początku studiów i od razu zaiskrzyło, na każdym froncie. Nawet mieliśmy po magisterce krótki epizod… Wylądowaliśmy razem w łóżku i choć minęło tyle lat, a ja nie stroniłem od kobiet, nadal uważałem, że z Kaśką było mi najlepiej.

Problem w tym, że nie byłem wtedy gotowy na poważny związek, przerażał mnie fakt życia jak moi starzy – wiecznie kłócące się stare, dobre małżeństwo, które jednocześnie kochało się i nienawidziło. No i wycofałem się. Kaśka szybko związała się z naszym kolegą z roku i… teraz sama wychowywała dwójkę dzieci. Tomek zniknął z jej życia, gdy urodziła im się druga córka, bo stwierdził, że rodzina go ogranicza. Owszem, jest jak kotwica, ale taka, co ciągnie go na dno. Żałosny palant.

Ja z kolei miałem wśród rodziny i znajomych opinię bawidamka i Piotrusia Pana. Ale przynajmniej nikogo nie oszukiwałem, nie udawałem odpowiedzialnego i nie porzucałem, bo „na zawsze” trwało raptem dziesięć lat.

Kaśka była jedyną stałą rodzaju żeńskiego w moim życiu, jedyną kobietą, która wciąż chciała mnie znać. Starałem się jej pomagać na tyle, na ile mogłem, bo tak robią przyjaciele. Owszem, nie raz i nie dwa przeszło mi przez myśl, żeby odnowić naszą epizodyczną relację, którą bardzo miło wspominałem, ale coś mnie powstrzymywało. Dokładniej ktoś, a raczej dwa ktosie, śpiące w pokoju za ścianą. Nie chciałem wskakiwać na miejsce Tomka, nie umiałem sobie tego poukładać w głowie. Dzieci i były mąż, którego znałem…? Nieprzyjemnie mi to zgrzytało. Więc byliśmy przyjaciółmi, bez łóżkowych bonusów, a ja wchodziłem w związek z Dominiką.

Zgodnie z radą Kaśki, rzuciłem się w to na oślep. Zamieszkaliśmy z Dominiką razem, u mnie, i mościliśmy się pod nasz wspólny gust, a nie tylko mój. Przemalowaliśmy salon i przedpokój, kupiłem szafkę na buty. I wielką szafę, bo jej rzeczy chyba mnożyły się w nocy przez pączkowanie, choć nie narzekałem, gdy moja kobieta wyciągała kolejny ciuszek, który fantastycznie podkreślał jej kształty.

Docieraliśmy się i czasem te tarcia były ostre, bo różnica wieku i podobieństwo charakterów robiły swoje. Obydwoje byliśmy cholerykami i każdy problemik sprawiał, że wybuchaliśmy, a potem równie intensywnie się godziliśmy, zwykle w łóżku. Oj, działo się... Oczywiście starałem się iść na kompromisy tam, gdzie tylko mogłem. Ustępowałem, choć często miałem wrażenie, że ustępuję jak dorosły dziecku. Ciągle jednak brzmiały mi w głowie słowa przyjaciółki, że spokojnie, powoli, małymi krokami, a dojdziemy do celu.

Koleżanki wychodziły za mąż, więc ona też chciała

Dominika zjednała sobie całą moją rodzinę. Wszyscy byli nią zachwyceni. Oczarowała nawet ojca, który zwykle burczał coś pod nosem, gdy poznawał moją kolejną dziewczynę. Tym razem uśmiechał się od ucha do ucha, gdy wpadaliśmy w odwiedziny. W krąg słyszałem, że w końcu znalazłem odpowiednią osobę, wreszcie się ustatkuję, wreszcie… wreszcie… wreszcie…

Było jedno poważne „ale”. Dominika była zazdrosna o Kaśkę. Piekielnie, obsesyjnie niemal. Ponieważ Kaśka, jako kobieta, doskonale wiedziała, co się mogło dziać w umyśle mojej dziewczyny, nie nalegała na spotkania. Nie widywaliśmy się, niemal przestaliśmy do siebie pisać. Odsunęła się, nie chcąc, by przez nią rozpadł się mój związek, w który włożyłem tyle uczucia i pracy. Nie obrażała się, nie robiła awantur, przyjmowała sytuację ze spokojem i wyrozumiałością. Stwierdziła, że kiedyś Dominika zrozumie, że ona nie stanowi dla niej zagrożenia, i wtedy wszystko wróci do normy.

Brakowało mi Kaśki, ale wiedziałem, że coś za coś. Miałem w domu prześliczną dziewczynę, która mnie kochała, a ja kochałem ją. Nasz związek wymagał pewnych poświęceń z mojej strony, jak zerwanie kontaktów z wieloletnią przyjaciółką, ale dzięki temu skończyły się awantury z zazdrości. Za to zaczęły się podchody w kwestii ślubu. Wszystkie koleżanki wychodziły za mąż, Dominika też chciała. Nie było miesiąca, żebyśmy nie byli zaproszeni na wesele albo chociaż na sam ślub i żebym potem nie słuchał, jacy nowożeńcy są szczęśliwi, jak wspaniale im się żyje.

Problem w tym, że nie byłem pewien, czy właśnie z Dominiką chcę spędzić całe życie. Nie minął rok, odkąd się poznaliśmy, w sumie ciągle się poznawaliśmy, dopasowywaliśmy, docieraliśmy, kłóciliśmy się i godziliśmy. Nie miałem ochoty kupować pierścionka pod presją, że jej babcia, mama i koleżanki pytają „kiedy?”. Zresztą moja rodzina też pytała. Oni też chcieli wiedzieć: kiedy wreszcie uczynię z niej porządną kobietę. Zaczynałem mieć dość tego tematu.

– Stary, jakbym miał taką dupeczkę w domu, to już bym ją zaobrączkował, zanim ktoś mi ją sprzątnie – podsumował moje wątpliwości kumpel, z którym wyszedłem na piwo i pogadać. – Człowieku, spójrz na moją starą, po dwójce dzieci ledwie mieści się w drzwiach. Mam jej serdecznie dość, a kredyt będziemy spłacać jeszcze szesnaście lat… – westchnął i łyknął piwa. – Zaobrączkuj, tylko nie rób dzieci, zapisz ją na siłownię, żeby nad rzeźbą i linią pracowała. Wszyscy będziemy ci zazdrościć i upijać się z żalu, że daliśmy się wpuścić w maliny i założyliśmy rodziny zaraz po studiach, a ty jeden byłeś mądry…

Tyle, jeśli chodzi o dobre rady kumpli. Gorzkie żale na temat swojego życia, zamiast zainteresowania moim. Kusiło mnie, żeby zadzwonić do Kaśki. Ona na pewno by mnie wysłuchała i znalazła jakieś mądre rozwiązanie. A nawet jeśli nie podałaby mi gotowej recepty, to przynajmniej umiałaby podtrzymać na duchu, pocieszyć. Zawsze to potrafiła – czy chodziło o zawalony egzamin, kłótnię ze starymi, czy śmierć matki. Zawsze znajdowała sposób, żebym zobaczył jakieś światełko w tunelu.

Chciałem być jednak fair wobec Dominiki. Skoro obiecałem jej, że nie będę się kontaktował z Kaśką za jej plecami, nie zamierzałem tego robić. Pora nauczyć się samemu rozwiązywać problemy.

Mijały tygodnie i miesiące, stuknęła nam z Dominiką druga rocznica, a ja coraz częściej stwierdzałem, że w domu mam dziecko, a nie równorzędną partnerkę. Dziecko, które chciało ślubu, bo marzyło o koronkowej sukience i imprezie, ale nie miało planu na przyszłość. Dziecko, które co chwilę przychodziło po „kieszonkowe”, bo całkiem spora pensja Dominiki rozchodziła się podczas jednego wyjścia z koleżankami do galerii handlowej.

Nagle uświadomiłem sobie coś bardzo ważnego…

Czarę goryczy przelało zdjęcie wysłane przez znajomego. Dominika całowała się na nim z jakimś facetem. Na oko sporo młodszym ode mnie. I choć zamierzałem rozegrać to na spokojnie, zimno i powoli, kiedy tylko weszła do domu, pokazałem jej to zdjęcie i zażądałem wyjaśnień. Rozpłakała się momentalnie, co już samo w sobie stanowiło przyznanie się do winy. Zaczęła dukać, że poznała go niedawno i że to był jednorazowy błąd, który już naprawiła, bo zapowiedziała mu, że jest zajęta i nie będą się więcej widywać.

– Kiedy naprawiłaś?

– Tydzień temu – odpowiedziała szybko.

– To zdjęcie dostałem dziś rano. I zrobiono je właśnie dziś, kiedy ponoć miałaś być w pracy. Masz na sobie to samo ubranie. Zamierzasz dalej brnąć w kłamstwa? – cisza, która nastąpiła, powiedziała mi więcej niż jakiekolwiek słowa. – Zerwałem kontakt z Kaśką, bo byłaś o nią zazdrosna – powiedziałem cicho. – A ty… To koniec.

Poprosiłem, by wyniosła się jak najszybciej. Nie chciałem znosić jej na mojej przestrzeni dłużej niż to konieczne. Brzydziłem się nią. Mogliśmy się nie dogadywać, kłócić i spierać, mogliśmy odkryć, że nigdy się do siebie nie dopasujemy, bo zbyt się różnimy i żadne kompromisy nie zdadzą egzaminu, ale zdrada?! Tu nie było usprawiedliwienia.

Jak mogła wracać do mnie, siadać mi na kolanach, całować i mówić, jak bardzo mnie kocha? To było obrzydliwe. To miała być moja ostatnia szansa i poniosłem totalną klęskę. A jednak uśmiechałem się…

Teraz wreszcie mogłem odezwać się do Kaśki. Sama świadomość tego koiła jak balsam poparzoną na słońcu skórę. To było ważne odkrycie, rewolucyjne. Kiedy wróciłem do pustego mieszkania, odstawiwszy Dominikę wraz z bagażami do jej rodziców, natychmiast pomyślałem o Kaśce. Że teraz mogę się z nią skontaktować, bez wyrzutów sumienia i najmniejszych skrupułów.

Wyciągnąłem telefon i… uderzyło mnie kolejne doniosłe odkrycie. Od miesięcy obsesyjnie myślałem o tym, żeby zadzwonić do najlepszej przyjaciółki i wyznać jej, że za nią tęsknię i nie chcę, by była tylko przyjaciółką. Już nie przeszkadzała mi świadomość, że była kiedyś z naszym wspólnym kumplem i ma z nim dzieci. Przecież lubiłem te dzieciaki.

Zrozumiałem, że moja ostatnia szansa nie miała nic wspólnego z Dominiką, za to wszystko z Kaśkę. Pragnąłem, by dała mi drugą szansę. Tym razem jej nie zmarnuję, nie wystraszę się, docenię dar od losu. Wreszcie do mnie dotarło, czego potrzebowałem. Spokoju. Spokoju duszy, który czułem tylko przy Kaśce. Nie ekscytacji dziecinnym podejściem do życia, tylko spokojnej radości z tego, co przynosi kolejny dzień. To mi się zawsze w Kaśce podobało. Umiała cieszyć się z drobiazgów, nie szukała na siłę rollercoastera, który sprawia, że w końcu dostaje się mdłości.

Potrzebowałem jej uśmiechu i delikatnego dotyku dłoni, który pamiętałem z czasów, gdy rozłożyła mnie grypa, a ona się mną zajmowała. Chciałem budzić ją, całując na dzień dobry, i zasypiać w jej ramionach. Chciałem tych wszystkich cudownych, drobnych rzeczy.

Zadzwoniłem do niej i spytałem, czy jest w domu. Była. Pofrunąłem do niej jak na skrzydłach. Chciałem ją przeprosić za to, że tak długo się nie odzywałem i że tyle czasu zajęło mi zrozumienie, co do niej czuję. Kupiłem po drodze wielki bukiet kwiatów i zastanawiałem się, jakich słów użyć, żeby ją przekonać.

Kiedy otworzyła mi drzwi, po prostu oniemiałem z wrażenia. Skróciła trochę włosy, które teraz bardziej falowały. Miałą na sobie jakąś jasną sukienkę, ale ja widziałem głównie jej oczy. Głębokie, ciemne, brązowe.

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem

To do nich tęskniłem, za tą ciepłą radością, która się w nich kryła, tą iskrą, która w nich błyszczała.

– Kasiu, przepraszam… – jęknąłem i wyciągnąłem przed siebie kwiaty, które z pobłażliwym uśmiechem wzięła.

Sam słyszałem, jak żałośnie zabrzmiał ten mój jęk. Ogarnij się, idioto – nakazałem sobie.

– Kasiu, to ciebie cały ten czas kochałem, nie ją, tylko ciebie – zrobiłem dwa kroki do przodu, żeby ją przytulić i pocałować. Przypomnieć sobie ten smak, kształt jej ust…

Wyciągnęła rękę, ale powstrzymała mnie, kładąc mi dłoń na piersi.

– Kamil, ja… ja już z kimś jestem.

Była zaskoczona. Więcej. Na jej twarzy malowało się wręcz przerażenie całą sytuacją. Nie spodziewała się takiego wyznania z mojej strony, nie po blisko półtora roku milczenia. Ja też się nie spodziewałem, że w tym czasie może sobie kogoś znaleźć. Była piękna, inteligentna, ciepła, miała cudowne poczucie humoru i umiała się troszczyć o ludzi. Kto nie chciałby być z taką kobietą? Tylko kretyn. Mogłem zapytać, mogłem najpierw zadzwonić…

Odwróciłem się na pięcie i po prostu zbiegłem schodami. Odjechałem stamtąd. Jak najszybciej, nie oglądając się za siebie i łamiąc po drodze kilka przepisów.

Zadzwoniła do mnie, ale odebrałem dopiero, gdy dojechałem do domu. I pożałowałem, bo powiedziała, że długo czekała, aż spojrzę na nią inaczej, że długo miała nadzieję. Za każdym razem, gdy kończyłem kolejny związek, liczyła, że tym razem ją zauważę, docenię, ale nic z tego. Skoro wybrałem Dominikę, uznała, że dość czekania. Gdy poznała Mikołaja, to jemu dała szansę. Polubił jej dzieci, one też się do niego przywiązały. Od trzech miesięcy mieszkali razem i nie chciała tego psuć.

Boże, miałem ochotę tłuc łbem o ścianę! Ależ ze mnie kretyn! Myślała o mnie nie tylko jak o przyjacielu, ale zawaliłem sprawę po całości. Gdybym zorientował się wcześniej albo odpuścił sobie Dominikę, gdy zaczęła być zazdrosna, dzisiaj pewnie bylibyśmy z Kaśką razem. A może nie? Może nadal byłbym głupcem i ślepcem? Bo muszę coś stracić, żeby to docenić?

Nie umiem się z nią spotykać jak dawniej. Nie umiem wrócić do tego, co było, do przyjaźni, kiedy wiem, że pragnę więcej i że mogłem to więcej mieć. To moja wina. Dałem ciała wiele razy. Gdy odpuściłem sobie to, co zaczęło się między nami rozwijać tuż po studiach. Gdy potem uparcie nie zauważałem tego, co kryły jej oczy i serce przez tyle lat przyjaźni. Gdy czekała na mój ruch, bo miała dzieci, zobowiązania, więc to ja powinienem wyjść z inicjatywą, ale mnie ciągle coś zgrzytało.

I ostatni raz, kiedy przyszedłem za późno. Zawsze zawalałem sprawę i do końca życia będę tego żałował. Szukałem nie wiadomo czego, podczas gdy prawdziwy klejnot miałem tuż obok. Zorientowałem się, kogo kocham i potrzebuję, gdy straciłem tę miłość.

Nie zamierzam szukać nikogo nowego. Jestem w wieku, w którym wielu facetów dopiero zakłada rodziny, ale ja mam dość. Dość porażek na własne życzenie. Ostatnia szansa była naprawdę ostatnią szansą. Nie zamierzam szukać i korzystać z następnej. Łapię współczujące spojrzenia w rodzinie. Widzę, jak ciotki kręcą głowami, gdy nadchodzą kolejne święta i rocznice, a ja przychodzę sam. Ucinam wątek ewentualnego swatania mnie z kimkolwiek. Nie życzę sobie. Nie chcę.

Kaśka jest szczęśliwa i znowu została mamą. Teraz ma już czwórkę pociech. Życzę jej jak najlepiej, choć boli myśl, że ta młodsza dwójka mogła być moja… Spóźniłem się i coś się we mnie wypaliło. Nie rozpali się na nowo. Potrafię żyć sam i będę tak żył. Może bez wielkich uniesień, ale i bez większych rozczarowań.

Czytaj także:
„Do kobiet w moim wieku nie ustawiają się kolejki, więc po rozwodzie długo szukałam miłości. A ona... cały czas była obok”
„Przyjaciółka męża była zakałą. Tylko czekała, aż powinie mi się noga i będzie mogła wskoczyć mu do łóżka”
„Moja córka katowała się dietami, bo zakochała się w przyjacielu. Nie wiedziała, że on woli dziewczyny plus size”

Redakcja poleca

REKLAMA