Cztery lata temu uwolniłam się z długiego i bardzo nieudanego małżeństwa. Ryszard miał jedną pasję: posiadanie. Kolekcjonował firmy, auta, meble... Wszystko musiało być z górnej półki. A ja w wieku 24 lat byłam bardzo atrakcyjną dziewczyną. Najwyraźniej Ryszardowi wydawało się, że będę mu pasować do srebrnego bmw i czerwonej skórzanej kanapy. Zrobił wszystko, żeby mnie zdobyć. A ja, głupia, wzięłam to za miłość.
Ryszard nie chciał, żebym pracowała. Miałam tylko pięknie wyglądać i dbać, żeby dom wyglądał równie pięknie. Tkwiłam w złotej klatce dwadzieścia lat. Z początku mi się podobało. Bo dzieciństwo spędziłam w ciasnym mieszkaniu w bloku. Mama wychowywała mnie i brata samotnie. Pracowała na dwóch etatach, żebyśmy mogli się uczyć języków i wyjeżdżać na wakacje pod namiot. Nagle miałam wielki dom z ogrodem (i ogrodnikiem), kilka samochodów, drogie ciuchy, a wakacje spędzałam na Seszelach. Zachłysnęłam się tym. Trochę mi zajęło, zanim się połapałam, że Ryszard mnie nie kocha i jestem tylko jednym z jego cennych eksponatów.
Zaczepiłam się w antykwariacie
Przez kolejne lata byłam z nim z wygody. Przyzwyczaiłam się do luksusów. Przecież nie przepracowałam w życiu ani jednego dnia. Zresztą jaką pracę mogłam znaleźć po filologii klasycznej? W szkole? Zarobiłabym może na waciki. A kiedy w końcu dojrzałam do tego, żeby odejść i zacząć żyć naprawdę – Ryszard wyrzucił mnie z domu. Bo już się zużyłam i nie pasowałam do nowych mebli. Moje miejsce zajęła dwudziestoletnia ruda Zuzanna.
Ryszard wprawdzie uważał, że nic mi się nie należy, ale kupił mi mieszkanie, bo zależało mu na szybkim rozwodzie. Ze mną nigdy nie chciał mieć dzieci, ale widać po pięćdziesiątce zmienił zdanie. Gdy sąd orzekł rozwód, Zuzanna była już w siódmym miesiącu ciąży.
Miałam 44 lata i dach nad głową. Tylko nie miałam z czego płacić czynszu. W pośredniaku nie mieli zbyt wielu ofert dla łacinników bez doświadczenia. Zresztą dla tych z doświadczeniem też nie za wiele. Pracę znalazł mi brat – jego kolega Piotr prowadził antykwariat i szukał sprzedawczyni. Dał mi szansę. Cierpliwie uczył mnie wszystkiego. I okazało się, że ze starymi książkami i z klientami radzę sobie całkiem dobrze. Choć myślałam, że to tylko tymczasowe zajęcie, zostałam u Piotra do dziś.
Kilka lat zajęło mi wymyślenie siebie na nowo. Zaczęłam trenować kolarstwo szosowe. Zapisałam się na lekcje hiszpańskiego. Zaprzyjaźniłam się z parą sąsiadów i trójką ich dzieci. Czasem w weekendy zostawałam z nimi, kiedy rodzice chcieli iść się zabawić.
I nagle pomyślałam, że może wcale nie muszę spędzić reszty życia samotnie… Ale nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym znaleźć fajnego faceta. I jak go zdobyć. Przed Ryszardem miałam tylko jednego chłopaka. Chodziliśmy razem od połowy liceum do drugiego roku studiów. Ryszarda nie musiałam uwodzić. To on zdecydował, że będę jego. I teraz, w wieku 48 lat, moja wiedza o sztuce uwodzenia była na poziomie dzisiejszych trzynastolatek.
Aśka, koleżanka z klubu rowerowego – młodsza pewnie z piętnaście lat – doradzała Tindera. Założyłam na próbę konto pod pseudonimem. Wpisałam zakres wiekowy, zainteresowania. Już po kilku minutach wyskoczył mi na ekranie jeden z kumpli Ryszarda. W panice skasowałam konto.
Próbowałam tradycyjnych portali randkowych. To była porażka. Choć pisałam, że nie szukam jednorazowej przygody, głównie odzywali się zboczeńcy, którzy już do pierwszej wiadomości podpinali zdjęcia genitaliów. A jednak umówiłam się na kilka randek. Nie wiem, może po prostu mam pecha, może to ja przyciągam takich facetów, a może tylko tacy szukają znajomości na takich portalach? Bo wszyscy, z którymi się spotkałam, byli potwornymi nudziarzami. Starymi kawalerami hołdującymi wszystkim najgorszym cechom, jakie przypisuje się im stereotypowo.
W co ta Aśka mnie wpakowała?!
O moich porażkach opowiadałam potem w pracy Piotrowi. To był taki nasz rytuał. Piotr robił kawę i rzucał:
– No, Kaśka, opowiadaj. Kto ci się trafił tym razem?
A potem albo się śmiał, albo mnie pocieszał. I powtarzał, że powinnam napisać książkę o tych moich randkach.
Aśka, ta od Tindera, wzięła sobie za punkt honoru, że znajdzie mi faceta.
– Jesteś inteligentna, dowcipna i atrakcyjna. Tylko po prostu nie umiesz się sprzedać.
I zaczęła się bawić w swatkę. Posłała mnie na dwie randki w ciemno. Obie bardzo nieudane. Potem wpadła na pomysł podwójnej randki. Jej mąż miał przyprowadzić kolegę z pracy.
– Jan jest pewnie trochę młodszy od ciebie, ale to chyba nie problem, prawda? – uznała.
Ja i tak byłam pewna, że nic z tego nie wyjdzie i zgodziłam się tylko dlatego, żeby nie urazić Aśki. Młodszy, starszy czy nawet z trzecim okiem – nie miało to znaczenia.
Jan nie miał trzeciego oka. Fizycznie był absolutnie bez zarzutu. Do tego bardzo kulturalnie się wysławiał, mówił ciekawe rzeczy. I dobrze pachniał.
– Może się przespacerujemy? – zaproponował po kolacji. Zgodziłam się. Wieczór był ciepły, do mojego mieszkania niedaleko.
Chwilę rozmawialiśmy o niczym. Coś o pogodzie, o ładnych kwiatkach… I kiedy już się zdecydowałam, że jeśli Jan zaproponuje ponowne spotkanie, to się zgodzę, padło to pytanie:
– Wiesz, ja lubię ostrą zabawę. Mogę cię bzyknąć w tej bramie? – i zanim zdążyłam odpowiedzieć, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę mijanej właśnie kamienicy.
Na chwilę mnie sparaliżowało, więc wyrwałam mu się dopiero tuż przed bramą.
– Oszalałeś? – warknęłam. A kiedy zrobił krok w moją stronę już głośniej dodałam. – Nie waż się mnie dotknąć. I do widzenia. Nie idź za mną, bo wezwę policję.
Cała się trzęsłam, bo nie miałam pojęcia, czy on odpuści. A może to jakiś psychopata? Co ta Aśka narobiła? Odeszłam parę metrów i usłyszałam kroki za mną. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Sięgnęłam po telefon.
– Zostaw ten telefon. Nic ci nie zrobię. Szkoda tylko, że zmarnowałem tyle czasu na ciebie. Chciałem ci pomóc, Adam mówił, że jesteś jeszcze atrakcyjna babka, tylko dawno faceta nie miałaś. Wolę młodsze, ale mogłoby być przyjemnie. Nie to nie, wracaj do domu, może sobie pomożesz wibratorem.
Dlaczego dopiero teraz na to wpadłam?
Jan odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku. Dopiero kiedy zniknął za zakrętem, zaczęłam znowu oddychać. I myśleć. Osunęłam się na ławkę i zaczęłam płakać. Ze strachu? Upokorzenia? A może po prostu zeszły ze mnie emocje.
To nie była ta przygoda, o której miałam ochotę następnego dnia opowiedzieć Piotrowi. Ale poprzedniego dnia pochwaliłam mu się tą podwójną randką, więc nie uniknęłam, niestety, pytań o to, jak było.
– Miło, ale nic z tego nie będzie – odpowiedziałam, próbując, żeby to zabrzmiało przekonująco.
Chyba się nie udało. Bo kiedy jak codziennie usiedliśmy przy kawie, Piotr położył rękę na mojej i spytał cicho.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Okazało się, że nawet nie wiedziałam, jak bardzo chciałam.
– Wiesz, nic się nie stało. Nawet nie wiem, dlaczego tak się tym przejęłam – powiedziałam na koniec.
– Nie mów tak. Bo się stało. Ten facet sprawił, że poczułaś się zagrożona. Zaufałaś mu, a on zburzył twoje poczucie bezpieczeństwa. To nie jest fajne. I musisz o tym powiedzieć tej Aśce. Żeby z mężem nie próbowali go swatać z inną kobietą.
Piotr mówił mało. Ale zawsze po tym, co powiedział, robiło mi się lżej. Nagle sobie uświadomiłam, jaki to mądry facet. I jak mało o nim wiem. Nigdy nie spotkaliśmy się poza pracą. Ja ciągle opowiadałam mu o sobie, ale nie pytałam o jego życie. Od brata wiedziałam tylko, że jest wdowcem i ma dorosłego syna, który mieszka w Teksasie. Co dzieje się w jego życiu obecnie, co robi po pracy, czy ma kogoś – o tym nie miałam pojęcia. Dlaczego nigdy nie zapytałam? Dlaczego nie chciałam wiedzieć więcej?
– Piotr, wpadniesz dziś do mnie na kolację? Wiesz, jesteś od dawna moim terapeutą pro bono. Pora, żebym się w końcu odwdzięczyła – wypaliłam jeszcze, zanim sama ze sobą się zgodziłam, że to dobry pomysł.
Nie odpowiedział od razu, ale gdy już zaczęłam myśleć, że się zbłaźniłam, odezwał się:
– Ojej, serio? Jeśli tak, to chętnie. Te wieczory przed telewizorem przy odgrzewanych gotowych daniach trochę już mi się przejadły po dziesięciu latach – odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
Kiedy w sobotę za Piotrem zamknęły się drzwi, moją pierwszą myślą było: „Dlaczego dopiero teraz na to wpadłam?”.
To był uroczy wieczór. Piotr po dwóch kieliszkach wina okazał się wspaniałym gawędziarzem. Miał tyle anegdot ze swojej pracy. Okazało się, że stare książki i mapy to nie tylko jego praca, ale ogromna pasja. Jeździł na targi i konferencje po całym świecie. Spotykał niezwykłych ludzi, często mocno zakręconych. Po każdej anegdocie śmiałam się do rozpuku. Tym razem to ja powiedziałam:
– Hej, wiesz, to nie ja powinnam napisać książkę, tylko ty.
Piotr na chwilę spoważniał.
– Wiesz, też już na to wpadłem. Kilka lat temu. Ale utknąłem. Może mi pomożesz?
Nie bardzo wiedziałam, jak mogę pomóc, ale oczywiście zadeklarowałam, że z przyjemnością.
– Jeździsz na szosie? – zapytał już w drzwiach, bo zobaczył w przedpokoju mój rower. – To świetnie. Może się wybierzemy razem? Jutro?
Zaskoczył mnie po raz kolejny. Wiedziałam, że do pracy przyjeżdża starą damką. Ale szosa? Umówiliśmy się na 11 rano.
Dotarło do mnie, że się zakochałam
Pół nocy się zastanawiałam, jak to możliwe, że tak mało wiedziałam o gościu, z którym pracuję już przecież ponad trzy lata. Drugie pół myślałam o nim. Dopiero w czasie naszej kolacji zauważyłam, jakie ma piękne ciemnozielone oczy. Zdałam sobie sprawę, że już tęsknię za tym, jak na mnie popatrzył kilka razy. Miałam wrażenie, że Piotr mnie naprawdę widzi. Prawdziwą mnie.
Na spotkanie przyjechałam z poślizgiem. Bo oczywiście zasnęłam dopiero nad razem. Piotr w stroju kolarskim prezentował się świetnie. Nie podejrzewałam, że pod luźnym swetrem czy workowatą bluzą, w których chodził do pracy, kryje się taka sylwetka. Narzucił ostre tempo. Z trudem dawałam radę utrzymać się za jego kołem. Po pół godzinie Piotr zatrzymał się.
– Wiesz, słabo spałem. Miałem w nocy o czym myśleć – po tym zdaniu zrobił pauzę i spojrzał mi w oczy. Chyba wiedział, jak to na mnie działa. – Może zrobimy przerwę? Za dwa kilometry za lasem jest uroczy zajazd.
Zgodziłam się. Nie pojechaliśmy już dalej. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Odważyłam się zapytać Piotra o żonę. Kiedy o niej mówił, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek jakiś facet tak mnie pokocha.
– Ciągle są dni, że tęsknię za Anią. Ale od jakiegoś czasu wiem, że muszę żyć dalej. Że mogę. I że chcę – zakończył. A potem, patrząc mi w oczy, wziął moją dłoń, wolno podniósł do ust i pocałował po wewnętrznej stronie. A mnie przeszedł dreszcz. Wtedy dotarło do mnie już na sto procent, że się zakochałam.
Do mojego domu dotarliśmy, gdy było już ciemno.
– To był piękny dzień, dziękuję. Do jutra, Kasiu – pożegnał mnie Piotr. Skinęłam głową i ruszyłam do klatki. Ale słyszałam, że on dalej stał oparty o rower. Wyjęłam klucz z zamka, podbiegłam do niego i pocałowałam go w usta.
– Już się nie mogę doczekać jutra – szepnęłam i pobiegłam do domu.
Siedziałam w wannie, kiedy zadzwonił mój brat.
– Piotr opowiedział mi o waszej wycieczce – zagadnął i znacząco zamilkł. – No, nareszcie, siostra. Myślałem, że wpadniecie na to wcześniej. Mam nadzieję, że się wam uda.
Czytaj także:
„Mąż szybko wrócił do gry po rozwodzie. Najpierw kochanka, później dzidziuś. Chciałam utrzeć mu nosa, ale mężczyźni to porażka”
„Po rozwodzie zaczęłam korzystać z życia. Włodek był moją łóżkową zabaweczką, która sprawiała, że czułam się kobietą”
„Po rozwodzie zaczęłam doceniać samotność. A jednak dawny znajomy poruszył moje serce, choć nie pamiętałam nawet jego imienia”