„Lata małżeństwa z Wojtkiem uczyniły ze mnie bezwolne cielę. Nawet po rozwodzie wmawiał mi, że jestem słaba i niezdarna”

Kobieta stłamszona przez męża fot. Adobe Stock, michaelheim
„Na śmietnik z bolesnymi wspomnieniami, zaczynam od nowa. Poradziłam sobie, chcieć to móc. Nie zrobiłam wiele, podjęłam decyzję i samodzielnie zrealizowałam zamiar, nie prosząc nikogo o pomoc, niby nic, ale jak to smakowało! Koniec z bycia życiową niedojdą”.
/ 23.02.2022 06:37
Kobieta stłamszona przez męża fot. Adobe Stock, michaelheim

Miseczki Kaziutka nadal stały koło lodówki, nie mogłam się zdecydować, żeby ich się pozbyć. Anka wpadła do mnie wieczorem i natychmiast je zauważyła.

– Schowaj to albo wyrzuć, dość już tej żałoby po kocie. Iga, ja wszystko rozumiem, też płakałam, jak nasz Bruno odszedł, ale wszystko ma jakieś granice. Ty je dawno przekroczyłaś, jeśli mam być szczera.

– Nie musisz, nie pytałam cię o zdanie – odwróciłam się do niej tyłem, udając że szukam czegoś w szafce, nie chciałam, żeby zobaczyła, że zbiera mi się na płacz.

Co Anka mogła wiedzieć, widziała tylko wierzchołek góry lodowej moich zmartwień. Kaziutek był naszym kotem, moim i Wojtka. Łączył nas, mimo bolesnego rozstania i rozwodu, po którym nie mogłam się podnieść. Wojtek mnie zostawił, ale nigdy nie odmówił pomocy Kaziutkowi.

Przyjeżdżał, kiedy wysyłałam mu wiadomość, że potrzebny jest transport do weterynarza. Stare kocisko chorowało, takie sytuacje zdarzały się często. Kontener z kotem swoje ważył, potrzebne było silne ramię.

Wojtek chciał nawet zabrać kota do siebie, Kaziutek też nie miałby nic przeciwko temu, wolał mojego męża niż mnie, ale na szczęście nowa pani Wojtka postawiła ultimatum. Ona albo kot. Podobno była uczulona na sierść, twarz jej puchła na sam widok kociego ogona. Według mnie łgała na potęgę, owszem, miała dziwnie powiększone usta, ale zawdzięczała to zastrzykom z kwasu hialurunowego, nie uczuleniu.

– Zamiast płakać po kocie, mogłabyś spojrzeć w lustro. Zaniedbałaś się Iguś – Anka zmieniła ton na bardziej serdeczny.

Nie odwróciłam się, łzy były tuż tuż. Chciałam, żeby przestała się mnie czepiać i powiedziała, po co przyszła. Prosiłam o ją o pomoc, ale miała przysłać męża. Anka głośno westchnęła.

– No dobrze, widzę, że gadam do ściany. To gdzie jest ta hałasująca pralka?

Jakby nie wiedziała! Przyjaźniłyśmy się od lat, mieszkali z Rafałem niedaleko, więc często spotykaliśmy się we czworo, kiedy jeszcze byłam z Wojtkiem. Dlatego zadzwoniłam do Anki, jak pralka zaczęła robić numery.

Nagle mnie olśniło, już wiedziałam, dlaczego zamierzała bawić się w fachowca, nie chciała, żeby Rafał reperował pralkę samotnej rozwódce, nawet jeśli to dobra koleżanka. Kobiety są ostrożne, strzeżonego pan Bóg strzeże. Zaprowadziłam ją do łazienki i pokazałam palcem feralne urządzenie.

– Włącz ją, niech popracuje – zażądała Anka.

Wzruszyłam ramionami i nacisnęłam guzik, pralka natychmiast zaczęła produkować głuche odgłosy nasuwające groźną myśl o urwaniu się bębna. Zawsze się tego bałam przy szybkim wirowaniu, Wojtek uwielbiał te moje obawy, według niego świadczyły o uroczej kobiecej niezaradności.

Anka obejrzała pralkę ze wszystkich stron, zajrzała nawet z tyłu, choć tam akurat niewiele mogła dostrzec, pralka stała tuż przy ścianie.

– Dziwne odgłosy, jakby się coś obijało o obudowę – Anka przechyliła głowę, zupełnie jak Kaziutek, kiedy nasłuchiwał.

– Pewnie bęben się obluzował. Raz tak już było – zwerbalizowałam moją największą obawę.

– Sama jesteś bęben – Anka wyłączyła urządzenie i wsunęła za nie całą rękę, kładąc się na pralce i wypinając na mnie pupę. – A to co?

Z trudem wyciągnęła drewnianą szczotkę do włosów, tę samą, która zginęła mi jakiś czas temu. Musiała wpaść za pralkę i obijała się nierównomiernie przy wirowaniu. Podziękowałam Ance wylewnie, spojrzała na mnie dziwnie.

Jasne, mogłam sama zajrzeć za urządzenie, zamiast wydzwaniać po znajomych, mogła Anka wyciągnąć szczotkę, mogłam i ja. Miałam nadzieję, że nie posądziła mnie o próbę zwabienia Rafała pod pozorem udzielenia pomocy samotnej kobiecie.

– Przepraszam, naprawdę przepraszam, że zawracałam ci głowę – powiedziałam dość pokornie.

– Nie ma sprawy, od tego są koleżanki – odparła sucho.

Musiałam ją udobruchać, nie chciałam, żebyśmy rozstawały się w chłodnej atmosferze.

– Uprzątnę miseczki Kaziutka i będę zaglądać za meble, jeśli dasz się zaprosić na drinka.

Anka spojrzała na mnie przychylniej.

– Wreszcie mówisz do rzeczy, już dawno powinnyśmy zrobić wypad na miasto, zadzwonię do Iwony i Kaśki, będzie weselej.

Ale nie było. Dziewczyny starały się mi pomóc, może nawet miały dobre zamiary, a wyszło jak zwykle.

– Otrząśnij się wreszcie, nie jeden Wojtek na świecie, tego kwiatu jest pół światu – perorowała Iwona, wymachując kieliszkiem tequili.

– On mi się nigdy nie podobał – wtórowała jej solidarnie Kasia.

– A mnie nie podoba się Iga. Wybacz, kochanie, ale kiedyś lepiej się prezentowałaś – Iwona bezpiecznie odstawiła drinka na stół. – Zrób coś ze sobą, skróć włosy albo co, wyglądają na strasznie przylizane.

– Dokładnie – przytaknęła jej z zadowoleniem Kaśka.

– Nie zaszkodziłoby też kupić kilka nowych ciuchów i trochę schudnąć – dorzuciła.

Zaczynały na serio się do mnie dobierać, niby takie pomocne i przyjacielskie, wbijały mi szpilę za szpilą.

– Dajcie spokój, dziewczyny – powiedziała bez przekonania Anka.

Rozpędzonej kobiety i tsunami nie zatrzyma, one też nie chciały wyhamować. Kiedy zaczęły rozważać, czy ewentualnie nie przechodzę wcześniejszej menopauzy, na co wskazywałby chwiejny nastrój i skłonność do wylewania łez, wstałam i wyszłam z lokalu. Anka dogoniła mnie na ulicy.

– Nie przejmuj się, głupio wyszło, ale dziewczyny naprawdę chciały dobrze. Potrzebna ci metamorfoza, lepiej się poczujesz, kiedy zadbasz o wygląd. Chcesz, to dam ci telefon do świetnego stylisty fyzur, on cię całkiem odmieni.

Na miejscu tego stylisty, zmieniłabym zawód

Która kobieta oprze się takiej propozycji? Skorzystałam z okazji i kilka dni później siedziałam w fotelu fryzjerskim. Mistrz obejrzał mnie dokładnie, wygłosił motywacyjną mowę i zabrał się do dzieła.

Długie pasma, z których byłam taka dumna, spadały na podłogę, już w połowie strzyżenia nabrałam przekonania, że zrobiłam błąd. Nigdy nie miałam krótkiej fryzury, Wojtek lubił mnie w długich włosach, ja też się sobie podobałam, co mnie podkusiło, żeby posłuchać rady dziewczyn!

– Voila! – fryzjer przeczesał palcami jeszcze mokre, zatrważająco krótkie kosmyki.

Wyglądałam jak podskubany kurczak.

– Będzie dobrze, jak ułożę fryzurę – mistrz zauważył z niesmakiem, że jestem w szoku. – Wygląda pani znakomicie.

Byłam innego zdania. Krótkie włosy, nastroszone i utrwalone pianką, dodały mi dziesięć lat, z lustra patrzyła na mnie ciotka Klotka. Nie wypadało grymasić, zapłaciłam i uciekłam, obiecując sobie, że w domu, na spokojnie przeanalizuję wynik metamorfozy.

Efekt był taki, że się wściekłam. To była ożywcza złość, napędzająca do działania. Nie będę więcej nikogo słuchała, nikt nie wie lepiej ode mnie, czego mi potrzeba, jak mam wyglądać i jakie decyzje podejmować.

To moje życie i wara od niego!

Rozejrzałam się po mieszkaniu w poszukiwaniu obiektu, na którym mogłabym wyładować złość i moje oko padło na fotel do gier komputerowych Wojtka. Stał jak wyrzut sumienia, czekając na swojego pana.

Wojtek kupił go z wielkim namysłem i spędzał w nim wiele godzin, chwaląc dobrze wyprofilowane siedzisko i wygodne oparcie. Uwielbiał ten mebel. Miał go zabrać, podobnie jak Kaziutka, ale wciąż odwlekał decyzję. Byłam skłonna przypuszczać, że jego pani krzesło gamingowe nie pasowało do wystroju wnętrza.

Mnie też fotel Wojtka nie był do niczego potrzebny. Wyjechałam nim do przedpokoju, potem na klatkę schodową i tu straciłam rozpęd. Krzesło było ciężkie, dobrze byłoby poprosić kogoś o pomoc.

Przypomniałam sobie minę Anki, kiedy odkryła, co się stało mojej pralce, i natarłam z furią na fotel. Na śmietnik z bolesnymi wspomnieniami, zaczynam od nowa. Poradziłam sobie, chcieć to móc. Nie zrobiłam wiele, podjęłam decyzję i samodzielnie zrealizowałam zamiar, nie prosząc nikogo o pomoc, niby nic, ale jak to smakowało!

Z dnia na dzień rosła we mnie zaciętość utrwalana każdym spojrzeniem w lustro, z którego spoglądała na mnie ciotka Klotka. Drugi raz nie dam się tak wmanewrować, nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.

Jechałam na wściekłości jak na dopingu, zdarzyło się nawet, że obroniłam swoje zdanie w pracy i nikt się nie obraził, kula ziemska nadal obracała się w tę samą stronę. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam popłakiwać, lekko drgnęło mi serce, gdy chowałam miseczki Kaziutka do szafki, ale nic poza tym. Powoli zamykałam drzwi za poprzednim rozdziałem życia.

Nie zawsze szło jak po maśle, czasem nachodziło mnie zwątpienie, słyszałam w głowie ciepły baryton Wojtka: „zostaw to kochanie, to nie dla ciebie, nie potrafiłabyś, ja się tym zajmę”. Od razu wzbierała we mnie złość, na niego i na siebie.

Dlaczego poddałam się małżeńskiej tresurze? Z lenistwa? Oddałam mu ster, usiadłam wygodnie i czekałam, aż dowiezie mnie do miejsca przeznaczenia. No i doczekałam się rozwodu. Już ja mu pokażę kobiecą niezaradność!

Felix znaczy szczęście. Będzie mi potrzebne

Złość bywa złym doradcą, ale mnie pomagała. Wszystko, co robiłam, miało niewidoczną, jednoosobową publiczność w osobie byłego męża. Chciałam mu udowodnić, że dam sobie bez niego radę ze wszystkim, z domowymi awariami, kupnem nowej lodówki, upartymi demonami, które podpowiadały mi, że jestem zbyt słaba, nieporadna, że potrzebuję podpory.

Włosy powoli odrastały, zacierając ślad nieudanej metamorfozy, ale nowe nawyki zostały, bo je mocno pielęgnowałam. Dorosła kobieta powinna być samodzielna, żeby móc zbudować harmonijny związek z mężczyzną, być przez niego podziwiana i szanowana.

To w teorii, bo rzeczywistość wciąż skazywała mnie na samotność. Ale nie narzekałam, było mi całkiem fajnie w nowej skórze, wciąż odkrywałam kolejne wyzwania. Brakowało mi tylko Kaziutka, jego mruczenia i miękkiego futerka, którym owijał mnie wieczorami, przytulając się do mojego policzka.

Na odpowiedniego mężczyznę mogę czekać do końca życia, ale z kotem to co innego. Przejrzałam internet i już miałam jechać do schroniska po małą znajdę, kiedy zobaczyłam na Facebooku ogłoszenie.

Znajomy znajomego udostępnił apel o dom dla kota. Ze zdjęcia patrzył na mnie Kaziutek, tyle że młodszy. Wszystkie burasy są do siebie podobne, ale ten miał w oczach coś znajomego. Nie wahałam się ani chwili, od razu napisałam, że go wezmę.

– Wskoczył mi do samochodu na stacji benzynowej, w czasie tankowania. Od razu ułożył się na siedzeniu i zaczął mruczeć, widać, że domowy i zaznajomiony z samochodami – opowiadał znalazca kota.

– To może trzeba poszukać właściciela? – spytałam zawiedziona, głaszcząc futerko.

Kocur mruczał ogłuszająco, od czasu do czasu cicho pomiaukując.

– Jest bardzo rozmowny, cały czas gada – zaśmiał się jego wybawca. – A tego skurczysyna, właściciela, namierzyłem, mam numer rejestracyjny jego samochodu, znajdę drania, choćbym miał włamać się do urzędu miejskiego i ukraść spis posiadaczy pojazdów. Nałożę mu po mordzie za to, że porzucił zwierzę.

– Jak to? – spytałam dość nieuważnie, bo całą uwagę poświęcałam buraskowi.

Kot wysunął łapkę i przyciągnął moją rękę, dając znać, że życzy sobie dalszych pieszczot.

– Normalnie. Podjechał na stację, otworzył drzwi i wypchnął kota. Pewnie wydawało mu się, że humanitarniej będzie porzucić zwierzę w miejscu, przez które przewijają się dziesiątki ludzi, niż w lesie. Może nawet myślał, skurczygnat, że daje mu szansę.

Delikatnie włożyłam kota do transportera po Kaziutku, nie stawiał oporu, najwidoczniej nie pierwszy raz podróżował w ten sposób.

– Pomóc? Pojemnik jest ciężki, włożę go do samochodu. Albo mogę panią odwieźć.

– Nie trzeba, poradzę sobie sama. Nauczyłam się – uśmiechnęłam się olśniewająco.

Kot przytaknął mi przytłumionym miauknięciem, a ja poczułam, że lubię siebie w nowej odsłonie. Nie w wymyślnej fryzurze czy kiecce, ale z odświeżonym spojrzeniem na świat. Dziewczyny miały rację, potrzebna mi była metamorfoza!

– Chwileczkę! – facet dogonił mnie na schodach. – Proszę zostawić namiary. Nie, żebym nie miał zaufania, ale… No, nie mogę wydać zwierzęcia zupełnie obcej kobiecie, być może będę chciał sprawdzić, jak ma się kot.

– Śmiało, niech pan dzwoni i wpada – dałam mu numer telefonu. – I bez obaw, pralkę reperuję sama lub przy pomocy koleżanki.

– Nie rozumiem – chyba opadła mu szczęka, ale nie odwróciłam się. żeby sprawdzić.

– To taki żart – wyjaśniłam, zbiegając szybko po schodach.

Gadającego kota nazwałam Felix, tyle jeszcze pamiętałam ze szkolnej łaciny. Zaklinałam los, bo zaczynam od nowa i szczęście będzie mi bardzo potrzebne. 

Czytaj także:
„Babcia poświęciła dla mnie połowę życia, a ja nie potrafiłam znaleźć dla niej 15 minut. Ocknęłam się, gdy było za późno”
„Adam był od seksu, Jacek od czułości, a Artur do flirtu. Każdy z osobna był nikim, a wszyscy razem – tym jedynym”
„Po śmierci żony chciałem się odmłodzić, a zrobiłem z siebie idiotę. Nową dziarą i fryzurą oszukiwałem samego siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA