„Po śmierci żony chciałem się odmłodzić, a zrobiłem z siebie idiotę. Nową dziarą i fryzurą oszukiwałem samego siebie”

Mężczyzna, który stracił zonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Zostać wdowcem, to nie tylko stracić żonę. To jakby stracić przyjaciela i jednocześnie połowę siebie. Nic już nie jest takie samo. Samotność i lęk przed starością uderzył mi do głowy. Zrobiłbym wtedy wszystko, by cofnąć się o kilka lat, ale czas jest nieubłagany”.
/ 20.02.2022 05:53
Mężczyzna, który stracił zonę fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Po śmierci Teresy było mi bardzo ciężko. Trzydzieści lat żyłem z jedną kobietą i nagle zostałem sam. I to kompletnie sam – bo nie mieliśmy z żoną dzieci. Nikt, kto nie przeżył podobnej tragedii, nie zrozumie, co to znaczy.

Zostać wdowcem po tylu latach, to nie tylko stracić żonę. To jakby stracić najlepszego przyjaciela i jednocześnie połowę siebie. Nic już nie jest takie samo. Nawet ulubiony obiad smakuje znacznie gorzej, bo je się go w samotności.

A komedia, która śmieszyła przez całe życie, nagle staje się irytująca, bo brakuje obok tej osoby, która śmiała się z tobą w tych samych momentach. Z żałoby wychodziłem przez dwa lata. Znajomi już po pół roku próbowali mnie wyciągać na imprezy i swatać z jakimiś samotnymi koleżankami z pracy.

Ale ja nie byłem w stanie nawet pomyśleć o innej kobiecie niż Teresa. Dlatego grzecznie odmawiałem. Po dwóch latach rana w sercu zaczęła się goić. A ja coraz częściej odczuwałem strach przed spędzeniem reszty życia w samotności. Jednak kobiety, z którymi próbowali mnie swatać znajomi, zupełnie mi nie odpowiadały.

Jedna na pierwszej randce zapytała wprost o to, jakie mam oszczędności na koncie. Druga powiedziała bez ogródek, że po dwóch rozwodach szuka faceta wyłącznie dla doraźnych przyjemności.

– Spacery, impreza, seks bez zobowiązań, jakaś wycieczka, wspólne wakacje, czemu nie? – wyliczała. – Ale jestem już za stara na zakochiwanie się i tę całą ściemę z małżeństwem – oznajmiła.

Trzecia kandydatka wbiła mnie w fotel tekstem, że po prostu jestem dla niej za stary. Na zdjęciu podobno wyglądałem lepiej.

No właśnie, za stary...

To ostatnie spotkanie dało mi wiele do myślenia. Byłem już po pięćdziesiątce. Jeszcze do niedawna kobiety mnie komplementowały, uważały, że jestem atrakcyjny. Takie przynajmniej odbierałem od nich sygnały. Teresa zawsze mówiła, że im dłużej jesteśmy ze sobą, tym ona częściej chwali się koleżankom, jakiego ma przystojnego męża.

Ale może po prostu chciała być dla mnie miła i próbowała w ten sposób wzmocnić moje poczucie wartości? W końcu lata leciały, a mnie się wydawało, że wciąż wyglądam tak samo jak dwadzieścia lat temu? Już wiedziałem, że tak nie jest... „Teraz żadna atrakcyjna kobieta już się mną nie zainteresuje” – dołowałem się.

Postanowiłem coś ze sobą zrobić. Nie chciałem zaraz po pięćdziesiątce zostać mentalnym emerytem. Stanąłem przed lustrem i uczciwie przyjrzałem się sobie. Włosy zaczęły się robić szpakowate, choć jeszcze tuż przed śmiercią Teresy siwe kosmyki można było policzyć na palcach jednej ręki. Zarost też już mi nieźle posiwiał.

Spojrzałem na moją sylwetkę i kolejne niemiłe zaskoczenie. Zawsze byłem bardzo aktywny. Codziennie jeździliśmy z Teresą na rowerach, starałem się zdrowo odżywiać, dwa razy w tygodniu chodziłem na basen. A tu proszę, po raz pierwszy w życiu wyhodowałem sobie spory brzuch.

Cóż, siedzenie w domu, podjadanie czipsów i słodyczy przed telewizorem, żeby zagłuszyć samotność, zrobiło swoje. Nic dziwnego, że w oczach kobiet, z którymi się umawiałem wyglądałem jak starszy pan.

Wziąłem się ostro do roboty. Na kilku frontach

Kupiłem karnet na siłownię, wyrzuciłem z szafek wszystkie niezdrowe przekąski, pożegnałem się z piwem, poszedłem do fryzjera na zabieg odsiwiania włosów, a na końcu zrobiłem rewolucję w swojej szafie. Wszystkie tatusiowate swetry, marynarki i koszule wrzuciłem w workach do kontenerów PCK.

Kupiłem skórzaną ramoneskę, kolorowe koszulki polo, modne dżinsy, stylowe mokasyny, sportowe marynarki. Nie wiem skąd, ale poczułem zastrzyk energii, która dodawała mi skrzydeł i motywowała mnie do walki o odzyskanie dawnej formy.

Na siłowni byłem codziennie. Po kilku tygodniach poczułem, że mam już na tyle jędrne ciało, że mogę zrobić sobie na ramieniu tatuaż i będzie on wyglądał dobrze. Moja nowa fryzjerka namówiła mnie też na pójście na całość.

– Panie Marku, nosi się pan naprawdę młodzieżowo, czas trochę zaszaleć z fryzurą – zaproponowała.

Zgodziłem się i po godzinie wyszedłem z salonu z modnie wygoloną głową po bokach i dłuższą grzywką, którą zgodnie z trendami zaczesywałem do tyłu. „Jest nieźle” – pomyślałem, gdy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze.

I miałem rację. Zmiana wizerunku przyniosła oczekiwany efekt. Trzy tygodnie później poznałem Monikę. To były jej czterdzieste urodziny. Świętowała je z koleżankami w restauracji. Ja siedziałem przy stoliku obok z kolegą z pracy. Dziewczyny bawiły się tak dobrze, że
w pewnym momencie zaprosiły nas do swojego stolika.

Nie odmówiliśmy. Monika od razu wpadła mi w oko. Szczupła, zadbana blondynka z uśmiechem Julii Roberts – to zdecydowanie mój typ. Ja chyba też jej się spodobałem, bo po kolacji zaproponowała, żebyśmy wymienili się numerami telefonów i może jeszcze kiedyś spotkali.

To ona pierwsza zadzwoniła. Poszliśmy do kina. Było fajnie, ale bałem się, że jak po seansie zaproponuję jej spacer, pomyśli, że ma do czynienia z emerytem i moje notowania spadną. Zaproponowałem więc... gokarty. Byłem pewien, że bawiła się równie dobrze jak ja. Na następną randkę pożyczyłem motocykl od kolegi. Jeździliśmy nocą po mieście i już wtedy czułem, że zdobyłem serce Moniki. „Lubi energicznych facetów”, myślałem.

Po miesiącu zostaliśmy parą. Monika też miała za sobą tragiczne wydarzenia. Trzy lata wcześniej jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Razem z nim jechała wtedy mama Moniki. Przeżyła, ale od wypadku jest częściowo sparaliżowana i wymaga opieki.

Ciężkie doświadczenia zbliżyły nas do siebie

Oboje czuliśmy się samotni i byliśmy już gotowi na nowy związek. Monika zgodziła się przeprowadzić do mnie ze swoim nastoletnim synem. Od początku złapałem z nim dobry kontakt. Nie próbowałem zastępować mu ojca. A on na siłę nie grał przede mną zbuntowanego nastolatka. Wydawało się, że stworzymy całkiem zgraną rodzinę...

Jednak wkrótce zauważyłem, że między mną a Moniką coś się jakby zaczęło zmieniać. Niby wszystko było okej, ale gdy proponowałem jej wyjście w sobotę do klubu, coraz częściej odmawiała.

W niedzielę zamiast chodzić ze mną na ściankę wspinaczkową, zaczęła się wykręcać bólem głowy albo kontuzją nogi. Nie wiedziałem, co się dzieje. „Pewnie i ona w końcu doszła do wniosku, że jestem dla niej za stary” – odezwały się we mnie dawne kompleksy.

– Słuchaj, powiedz szczerze – poprosiłem ją. – Czy ty się wstydzisz ze mną pokazywać?
Monika spojrzała na mnie zmieszana.

– Nie odbierz tego źle... – zaczęła. – Ale w pewnym sensie tak.

Nogi się pode mną ugięły. Czyli jednak modne ciuchy i siłownia nie pomogły.

– Jesteś bardzo przystojnym mężczyzną, wiele kobiet wodzi za tobą wzrokiem, ale krępuje mnie to, że na siłę próbujesz się odmładzać – wypaliła. – To farbowanie włosów, ciuchy jak z szafy mojego syna, ciągła dieta. Naprawdę nie musisz tego robić. Jak na swój wiek wyglądasz rewelacyjnie, poza tym ja naprawdę nie szukałam dla siebie dwudziestolatka. Cieszę się, że dbasz o siebie, ale czasem przesadzasz. Wiesz, w naszym wieku łatwo stać się przez to śmiesznym. Poza tym mam już trochę dość tej naszej nadaktywności. Bardzo chętnie zamiast wyścigów na motorze czy wspinaczki na ściance poleżałabym z tobą pod kocem i obejrzała fajną komedię.

Myślałem, że zdobyłem serce Moniki moją metamorfozą na młodzieniaszka. A okazało się, że to ją od początku we mnie irytowało. I wiecie, co? Odetchnąłem z ulgą. Przestałem liczyć zmarszczki
i siwe włosy. A zamiast sportów ekstremalnych chodzimy teraz z Moniką na romantyczne  spacery. I tak jest o wiele lepiej...

Czytaj także:
„Wyszłam za chłopaka, którego wybrała mi babcia. Udawałam, że nie jestem ofiarą przemocy, by nie zawieść ukochanej staruszki”
„W dniu, w którym chciałam od niego odejść, Marcin został kaleką. Zostałam z nim z poczucia obowiązku, ale cierpiałam”
„Tomek oddał za mnie życie. Mogłam zapobiec tej tragedii, ale stchórzyłam. Jak mam teraz spojrzeć w oczy jego dzieciom?”

Redakcja poleca

REKLAMA