Kiedy kończy się niewinny flirt, a zaczyna zdrada? Do dziś się nad tym zastanawiam. A wszystko za sprawą Sebastiana.
Nie różniłam się zbytnio od swoich koleżanek. I jak większość znanych mi kobiet wychodziłam z założenia, że flirt to nic złego. Ot, taka towarzyska gra, droczenie się z facetami dla połechtania próżności, dowartościowania się, potwierdzenia własnej urody i inteligencji. Wydawało mi się, że to działa podobnie w obie strony.
Niezobowiązujące flirtowanie leczyło facetów z ich kompleksów, stawali się we własnych oczach mądrzejsi i przystojniejsi, niż byli w istocie. Niestety przekonałam się, że nie zawsze działa to właśnie w taki sposób...
Byłam w związku
Zamieszkaliśmy z Grzegorzem razem, żyliśmy jak każda para, wszystko było jak w małżeństwie – oprócz papierka. Sądziłam naiwnie, że dzięki temu unikniemy tego, co dużą część małżeństw zabija. Poślubna stagnacja, marazm zwany też „okrzepnięciem”.
Jednak tego nie da się uniknąć. Można próbować całą dobę paradować w makijażu i szpilkach. Można organizować szaleńcze, spontaniczne eskapady i miewać romantyczne pomysły, ale to nie uchroni żadnej pary przed nudą i rutyną. Z papierkiem czy bez.
Bo wspólne życie to nie tylko gwiazdy i róże, ale także pranie, gotowanie, choroby, praca i cały szereg prozaicznych czynności, których kwitek z urzędu stanu cywilnego ani nie utrudnia, ani nie ułatwia. Proza życia sama wpędza ludzi w marazm i stagnację. To jedno z obliczy długoletniego związku...
Wpadłam w oko koledze
Albo raczej ja pojawiłam się na jego horyzoncie, gdyż awansowałam i przeniesiono mnie do innego pionu, do ludzi, których nawet nie kojarzyłam z widzenia. Niby ta sama firma, ale inne projekty, większe wymagania, a przede wszystkim zupełnie inne otoczenie. Sebastian był tam kimś, a ja wpadłam mu w oko.
Na powodzenie nigdy nie narzekałam, jednak nie przypominam sobie, by ktoś aż tak zgłupiał na mój widok. Może Grzegorz na samym początku, ale też nie na taką skalę. Komplementy, czułe słówka, uśmiechy – imponowało mi to! Sebastian przede wszystkim od razu włączył mnie do swojego zespołu.
Z opowieści firmowych wiedziałam, że jest szorstki i wymagający, z nikim się nie patyczkuje, bez względu na wiek i płeć współpracownika, zawsze mówi, co myśli, i na żadne sentymenty sobie nie pozwala. A tu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bestia zmieniła się w księcia. Odczarowałam go albo zaczarowałam. Był dla mnie.
W każdej bzdurnej czynności starał się mnie wyręczać i wyraźnie próbował być miły. Potrafił odszukać mnie w innym skrzydle budynku, byle tylko podzielić się jakąś mało istotną uwagą. No a przy okazji spojrzeć mi głęboko w oczy, skomplementować strój, makijaż, fryzurę czy urodę.
Flirtowałam bez hamulców
Powinno mnie to krępować, żenować i utrudniać pracę w zespole, bo szybko staliśmy się obiektami mało wybrednych żartów, co za dobrze na atmosferę nie wpływało. Powinnam była zachowywać się profesjonalnie, ale... Ale się nie zachowałam. Świadomie poddałam się temu flirtowi, zabrnęłam w dwuznaczną relację, nie bacząc na konsekwencje i na to, że Sebastian jest żonaty.
Na zalotne uśmiechy odpowiadałam uśmiechami, na komplementy komplementami, gdy wychwalał moje poczucie humoru, dziękowałam i trzepotałam rzęsami jak księżniczki z kreskówek. Sądziłam, że to niewinne, że nikomu nie szkodzimy, niemniej z czasem atmosfera zaczęła gęstnieć, a nasze konwersacje brzmiały coraz bardziej erotycznie.
– Wreszcie odwróciłaś się do mnie przodem... – szepnął, przechodząc z papierami.
– A z tyłem coś nie tak? – spytałam.
– Nie jestem w stanie tego ocenić. To, co masz dziś na sobie, jest zbyt luźne i zupełnie nieprzezroczyste.
– Gdybym wiedziała, że patrzysz, to bym się schyliła. Upuściła coś. Przypadkiem...
– Masz tu paczkę kartek do drukarki. Upuszczaj po jednej i podnoś...
Plotkowali o nas
Znowu uśmiechy, oczywiście tak tajemnicze, że huczała od plotek cała firma. A ja wciąż nie widziałam niczego niestosownego w tym, że zachowujemy się jak napaleni gówniarze. Skoro już postrzegano nas jak parę kochanków, pozwalaliśmy sobie na żarty.
– Tylko z nikim nie rozmawiaj! – groził mi palcem, wychodząc z naszego biura.
– Gdzie byłeś tak długo? Płakałam... – mówiłam po jego powrocie.
Doszło do tego, że gdy ktoś potrzebował czegoś od Sebastiana, kontaktował się z nim przeze mnie, bo „tobie nie odmówi”, „ty masz na niego dobry wpływ”. Stałam się pośredniczką, a przy okazji dowiadywałam się, że dzięki mnie współpracownicy poznali nowe oblicze Sebastiana, który dotąd tylko warczał i był nudny jak msza żałobna.
A tu, proszę, okazało się, że dysponuje również normalnym tonem głosu i umie się uśmiechać. Sytuacja między nami, w moim mniemaniu, wciąż była czysta. Nic się nie dzieje, podobamy się sobie wzajemnie bez zobowiązań i oczekiwań, flirtujemy może zbyt ostentacyjnie, ale ja jestem szczęśliwa z Grzegorzem, a Sebastian ze swoją żoną.
Koniec. Kropka. Nie przyszło mi do głowy, że igramy z ogniem, że przekraczamy granice.
Do niczego nie doszło
Tylko czasem łapałam się na tym, że porównuję ich w myślach. I wynik wypadał z reguły na korzyść Sebastiana. Dlatego starałam się unikać takich porównań. Grzegorzowi nawet słowem się nie zająknęłam, że w pracy jest ktoś, kto mi się podoba, może nawet mi imponuje, i że z nim niegroźnie flirtuję. Skoro niegroźnie, to czemu się nie pochwaliłam, czemu milczałam?
Wolałam sobie nie zadawać podobnych pytań. Co innego Sebastian… Czy on oszalał? Zakochał się we mnie? To absurd! Pocztą pantoflową dotarła do mnie wieść, że się rozwodzi. Dlaczego? Podobno przez mnie! Jakbym dostała obuchem w głowę.
„Co on sobie wyobrażał?! Niewinne wygłupy potraktował jako wstęp do nowego związku? Co mu odbiło? No przecież się nie zakochał, prawda…?”.
Byłam zaskoczona i zła
Poprosiłam o spotkanie na mieście. Zjawiłam się śmiertelnie poważna. Od razu zapytałam o jego potencjalny rozwód i moją rolę w całym zamieszaniu. Zaczęliśmy rozmawiać. Potwierdził, że owszem, to z mojego powodu się rozwodzi. Ogarnęła mnie złość. Nie czułam wyrzutów sumienia, tylko gniew. Byłam przekonana, że zbombarduję Sebastiana argumentami, ale... mi nie wyszło.
– Od dzisiaj koniec flircików! Tylko sprawy zawodowe i pełen profesjonalizm! – zadeklarowałam stanowczo, podsumowując pierwszą część rozmowy.
– Czyli właśnie sobie zaprzeczyłaś – powiedział spokojnie. – Bo wcześniej twierdziłaś, że nic nie było i do niczego nie doszło. Teraz zaś ogłaszasz koniec czegoś, czego niby nie było, i przyznajesz, że wcześniej nie chodziło tylko o sprawy zawodowe, a my nie zachowywaliśmy się w pełni profesjonalnie. Kobieto, bądź logiczna.
– Staram się – warknęłam. – Dla waszego wspólnego dobra skontaktuj mnie ze swoją żoną. Przyjdę i powiem, że nic nas nie łączyło, nie łączy i nie będzie łączyć!
– Oszalałaś? Dla jej dobra? Pomyśl, jakie by to było upokarzające! I absolutnie niewiarygodne. Ty byś uwierzyła w taką deklarację? Od razu byś nabrała większych podejrzeń. Tylko winni się tłumaczą...
Traktował to zbyt poważnie
– Przecież to był tylko niewinny flirt! – jęknęłam.
– Dla faceta flirt nigdy nie jest niewinny. Zawsze ma podtekst! Flirt znaczy „kusić” w starofrancuskim! A co ty robiłaś? Kusiłaś mnie jak cholera. Nie jestem z drewna.
– Sam zacząłeś!
– Bo mnie zaskoczyłaś, gdy się pojawiłaś. Zgłupiałem, pogubiłem się. Nie sądziłem, że jestem w ogóle zdolny do tak gwałtownych emocji. A ty podjęłaś grę, zamiast mnie spławić. Dałem się wciągnąć i robiło się coraz poważniej. Myślałaś, że możesz bezkarnie mówić facetowi, że cię pociąga, inspiruje, fascynuje, że go pragniesz? Że nie potraktuje tego serio?
– Ja coś takiego mówiłam? No… może i mówiłam. Ale to był tylko element tej zabawy.
To moja wina
Tymczasem okazało się, że słowa mają znaczenie, a czyny, z pozoru niewinne, groźne konsekwencje. Przecież nie wiedziałam, że Sebastian tak wsiąknie.
– Zakochałeś się we mnie?
– Nie. Właściwie prawie cię nie znam – odparł.
– Kochasz żonę?
– Tak.
– To w czym problem, do cholery? Czemu świrujesz?
– Zauroczyłaś mnie. Podniecasz… Szlag, nie wiedziałem, że mogę odczuwać coś takiego. Tak silne fizyczne pożądanie. A ty je umiejętnie podsycałaś. Nie umiałem się oprzeć. – czynił wyznania z wyraźnym trudem, a ja zamiast satysfakcji, czułam strach.
Nie tak miało być
Miało być zabawnie, ekscytująco, a zrobiło się mrocznie i niebezpiecznie.
– Nawet teraz, gdybyś powiedziała: „chodźmy”, poszedłbym. Taka prawda. Ale cię nie kocham.
– To dlaczego się rozwodzisz?
– Bo mógłbym się zakochać. Bo zdradziłem z tobą żonę…
– Ze mną?! Odbiło ci? Jeżeli musiałeś gdzieś rozładować napięcie seksualne, to już nie moja wina. Tego mi nie przykleisz do sumienia!
Sebastian ciężko westchnął.
– Zdradzić to zawieść zaufanie. W każdym razie dla mnie. Może twoje zasady są bardziej elastyczne, nie wiem, ale ja czuję, że zawiodłem żonę i samego siebie. Uwikłałem się w sytuację, jakiej by się po mnie nie spodziewała. Zasługuje na szczerość. Podryw, pocałunek, seks... Różne mogą być oblicza zdrady. A tobie się wydawało, że jak nie przerobisz w hotelu połowy pozycji z Kamasutry, to się nie liczy?
– Daruj sobie te moralizatorskie gadki... – wycedziłam chłodno.
Zapowiedziałam Sebastianowi, że się zwolnię, i mam nadzieję, że to mu pomoże w uratowaniu małżeństwa. Nie skomentował. Nie podziękował. Nie ucieszył się ani nie zasmucił.
Nie mogę przestać o nim myśleć.
Zmieniłam pracę
Dotrzymałam słowa. Zwolniłam się z firmy; bez trudu znalazłam nową pracę. Właściwie headhunterzy sami mnie znaleźli, zanim zaczęłam szukać nowej posady. Taka branża. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że Sebastian jednak się nie rozwiódł. Chyba jego żona okazała się mądrzejsza od nas obojga. Wybaczyła? Być może. Czy zapomniała? Nie sądzę.
Sebastian w pracy podobno znów jest dawnym sobą. Czyli zachowuje się gburowato, warczy i wymaga. Firma go ceni. A ja myślę intensywnie: „Czy zdradziłam Grzegorza? Wydaje mi się, że nie. Nie miałam takiej intencji. Po prostu pochlebiało mi rosnące zainteresowanie ze strony Sebastiana. Ale nie wiem, jak by zareagował Grzegorz, gdybym mu o wszystkim opowiedziała. Może zgodziłby się z Sebastianem w ocenie okoliczności i nie nazwałby pożądania zainteresowaniem”.
Wciąż o nim myślę
Staram się nie flirtować. Nie chcę prowokować mężczyzn, bo boję się, że znowu wywołam wilka z lasu. Najgorsze jest to, że ucierpiała moja relacja z Grzegorzem. O niczym nie wie, ale ja zmagam się z wątpliwościami.
„Czy to na pewno on jest mężczyzną mojego życia? A gdyby Sebastian nie był żonaty? Czy miałabym skrupuły, czy po prostu rzuciłabym Grzegorza i zaryzykowała nowy związek?”.
Wciąż nie wiem, co tak naprawdę wydarzyło się między nami. „Czy to był niezobowiązujący flirt, czy mniej lub bardziej świadomie uwodziłam Sebastiana? Bo mi się podobał, bo ja też zaczynałam coś czuć do niego?”.
Wciąż uparcie myślę o całej sytuacji... A raczej nie mogę przestać myśleć o Sebastianie.
„Tęsknię za nim… Za tym, jak na mnie patrzył. Za tym, co do mnie mówił. Boże, nikt nigdy tak na mnie nie patrzył! A jeśli on też o mnie myśli? Jeśli także tęskni? Może gdybyśmy się bliżej poznali, do fizycznego pociągu dołączyłoby coś więcej? I co potem? Po kilku latach nasz związek też poczęłaby trawić nieuchronna rutyna i stagnacja? Więc może trzeba walczyć o to, co jest, zamiast szukać czegoś nowego?”.
Nie mam pojęcia, co robić…
Arleta, 33 lata
Czytaj także: „Mąż planuje nasze życie co do minuty, a ja się wściekam. Niedługo do toalety będę chodzić ze stoperem”
„Życie zaczęło mi się sypać, gdy żona zaszła w ciążę. Nie mogła znieść, że utrzymuje w domu takiego darmozjada jak ja”
„Moja córka miała wyjść za lekarza, a nie robotnika. Chłop z cementem pod paznokciami nie da jej godnego życia”