„Życie zaczęło mi się sypać, gdy żona zaszła w ciążę. Nie mogła znieść, że utrzymuje w domu takiego darmozjada jak ja”

mężczyzna na bezrobociu fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Trzeci miesiąc z rzędu spędzałem w domowych pieleszach, próbując być pomocnym, ale Magdzie odbijało. Raz truła mi głowę, że zaczynamy być spłukani, a za chwilę zarzucała mi, że nic tylko się lenię po całych dniach. Zupełnie nie dostrzegała faktu, że chata lśni czystością, lodówka jest pełna, a ja podaję jej pachnące obiadki prosto pod nosek”.
/ 04.09.2024 20:30
mężczyzna na bezrobociu fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Moje nowe zatrudnienie nie przypadło mi do gustu, ale czy jest się czemu dziwić? Przełożona – siwa wiedźma z zabawnie odstającymi jedynkami, już od samego początku sugerowała mi, że jestem u niej na czarnej liście.

Współpracownicy sprawiali wrażenie ospałych, by nie rzec nieciekawych, a szyby pomieszczenia, w którym wykonywałem swoje obowiązki, miały widok na kontenery na odpady sąsiadującej z siedzibą naszego przedsiębiorstwa knajpy…

Nasza współpraca dobiegła końca

W skwarne letnie popołudnia smażyłem się zatem w dusznym pokoju bez klimy, ratując się jedynie niedużym wiatrakiem, bo na uchylenie okna nie mogłem sobie nawet pozwolić. Odór panujący w środku aż zapierał dech w piersiach, a do tego ciągłe fochy mojej szefowej i nudne jak flaki z olejem kalkulacje powodowały, że nierzadko ledwo co mogłem utrzymać otwarte oczy przy komputerze.

Mimo to, gdy szefowa zakomunikowała mi prosto w oczy, że nasza współpraca dobiegła końca, poczułem się fatalnie. Okej, zdarzało mi się pomarudzić, ale wywalenia z roboty to się nie spodziewałem! Zbierając swoje graty, byłem zdołowany, wkurzony i – nie oszukujmy się – czułem się poniżony.

– Tyrałem za tak marne pieniądze, a oni powiedzieli mi „adios” – poskarżyłem się przy kolacji mojej ukochanej.

– Daj spokój, nie zamartwiaj się tak strasznie, kumplowi mojej koleżanki również ostatnio wygasili kontrakt i załapał się do dużo lepszej roboty. Jako spec od ekologii na bank coś wyhaczysz w branży – podnosiła mnie na duchu Magda.

Zdołałem odnaleźć w tym pocieszenie, a jej optymistyczne podejście udzieliło się także mnie. W całkiem niezłym nastroju zjedliśmy wieczorny posiłek, a potem zasiadłem przed komputerem i wysłałem swoje CV do kilku ciekawych przedsiębiorstw.

Pod wieczór namówiłem Magdę na przechadzkę. Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, rozmawiając o tym, co przyniesie przyszłość, i mój nastrój znów się pogorszył.

– Posłuchaj, a co będzie, jeśli w najbliższej przyszłości nie uda mi się znaleźć niczego sensownego? – wciąż zamartwiałem się, rozmawiając z małżonką.

– Głód nam raczej nie grozi. Mam całkiem niezłą pensję, a po twoim dziadku odziedziczyliśmy mieszkanie, więc nie mamy na głowie spłacania rat. Pomyśl tylko, jak bardzo nam się poszczęściło. Inni ludzie są w znacznie gorszym położeniu, więc nie zadręczaj się tak tym wszystkim. – Magda mocno mnie objęła, wspominając jeszcze, że w razie czego zawsze mogę pożyczyć trochę kasy od taty.

„Ech, ojciec. Adwokat Nowacki – największy błazen, jaki stąpa po tym cudownym świecie” – wykrzywiłem usta, przyrzekając sobie w duchu, że prędzej skonam z głodu, niż wyznam staremu, że mam problemy.

Ziemia się nie zatrzymała

Rzecz jasna nie pisnąłem ani słowa. Zdawałem sobie sprawę, że Magda darzy sympatią mojego ojca i nie zamierzałem wchodzić w następną pyskówkę typu „traktujesz go zbyt surowo”.

Dotarliśmy do mieszkania w świetnych humorach. Moja małżonka zapewniła, że jutro opowie każdemu z naszych przyjaciół o tym, że szukam nowego zajęcia. Mimo iż ciągle widziałem przed oczami szyderczy wyraz twarzy mojej byłej szefowej, przespałem noc zaskakująco dobrze.

„Magda słusznie twierdzi, że ziemia się nie zatrzymała” – stwierdziłem, gdy z przyjemnością wyciągałem się pod pierzyną.

Małżonka opuściła dom jakieś sto dwie godziny temu, a ja postanowiłem, że skoro rozpoczął się początkowy dzień mojego wymuszonego bezrobocia, to mogę dać sobie trochę luzu. Kiedy w końcu poczułem się wypoczęty, umyty i syty, usiadłem przed komputerem, przeglądając ogłoszenia o pracę z mojej działki, ale jakoś nie miałem weny.

Ospale przeglądałem propozycje firm, ale nie znalazłem nic, co by mnie zaciekawiło, dlatego zaparzyłem sobie jeszcze jedną kawę i zamknąłem laptopa. „Szukaniem innej roboty zajmę się jutro, a dziś należy mi się trochę frajdy” – pomyślałem i po chwili wyciągnąłem z garażu mój rower.

Krocząc w blasku promieni słonecznych, skierowałem się ku nadbrzeżnej promenadzie. W głowie kłębiła mi się myśl: „Wczoraj o tej godzinie jeszcze tkwiłem za biurkiem”. Mijając sąsiada, posłałem mu szeroki uśmiech, rzucając w jego stronę pogodne „cześć!”. Z energią naciskałem na pedały, rozkoszując się wymarzoną aurą i nie najgorszą kondycją.

Mieliśmy uważać na wydatki

Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, byłem w doskonałym humorze. Szybciutko wskoczyłem pod prysznic, a potem rzuciłem się na sofę. Spojrzałem na zegarek, tłumiąc ziewnięcie – było osiem po pierwszej. Jakoś ciężko było mi wymyślić, co zrobić z resztą dnia. Odpaliłem telewizor, zamówiłem pizzę i tak jakoś przetrwałem do czasu, aż Magda wróciła. Moja druga połówka nie tryskała radością, uleciał gdzieś entuzjazm, z jakim przyjęła wiadomość o moim zwolnieniu poprzedniego dnia.

– Nie pamiętam, żebyś wspominał coś o pizzy. Powinniśmy teraz uważać na wydatki, nie uważasz? Przecież mamy w domu zupę i leczo, które możemy odgrzać.

– Daj spokój, chyba nie mówisz poważnie? Stać mnie na głupią pizzę – burknąłem, czując się dotknięty jej słowami. Moja żona jednak nie dała za wygraną i znów zaczęła mnie atakować.

– No i co udało ci się dzisiaj zrobić? Wykonałeś jakieś telefony albo wysłałeś gdzieś swoje CV? – spytała, marszcząc brwi na widok mojego dresu. – Jak widzę, świetnie bawiłeś się w promieniach słońca – rzuciła uszczypliwie.

– O co ci chodzi, Magda?! – krzyknąłem, nie wytrzymując. – Jasne, że wróciłaś wykończona, ale do licha, mnie też nie jest łatwo. Sądzisz, że czuję się z tym dobrze?! – wydarłem się.

– Raczej nie najgorzej ci z tym – warknęła Magda i po chwili zniknęła za drzwiami łazienki.

Udało mi się ją udobruchać

„Co jej odbiło?” – głowiłem się, przygotowując dla niej herbatę.

Gdy po paru minutach wyszła, prezentowała się już całkiem nieźle.

– Wybacz, że tak się na tobie wyżyłam – wtuliła się we mnie. – To był koszmarny dzień, a na dokładkę koleżanki z biura znów puściły plotkę, że będą redukcje etatów i momentalnie poniosła mnie fantazja. Ty na bezrobociu, ja na bezrobociu...

– Na razie tylko ja szukam roboty i zapewniam cię, że szybko coś znajdę – objąłem ją z całych sił.

Kolejnego ranka olałem piękną pogodę i wziąłem się w garść, żeby rozsyłać CV. Przed południem wyszukałem ponad dwadzieścia przedsiębiorstw, do których wysłałem swoje podania.

Muszę przyznać, że byłem z siebie całkiem zadowolony. Podgrzałem sobie trochę zupy i zacząłem czytać gazetę, gdy nagle zadzwonił Tomek – mój kumpel jeszcze z czasów szkoły średniej. Trochę porozmawialiśmy o głupotach i powiedziałem mu, że dopiero co wylali mnie z roboty.

– To kiepska sprawa, ale nie załamuj się. Mój znajomy ma chyba jakieś dojścia w twojej branży, na pewno coś się uda ogarnąć – zapewnił mnie. – To co, może skoczymy na jakieś piwko? – rzucił propozycję.

Gdy Tomek zaprosił mnie na spotkanie, ogarnęła mnie radość. W ciągu godziny znaleźliśmy się w barze „Prohibicja”. Zamówiliśmy kilka piw – jedno za drugim. Minęło w końcu sporo czasu, chyba z sześć miesięcy, odkąd ostatni raz gadaliśmy.  

Musiałem się tłumaczyć...

Dotarłem do mieszkania sporo po północy, czując się nieco wstawiony. Magda nie spała, czekając na mnie w pokoju.

– Skarbie, dlaczego nie jesteś jeszcze w łóżku? Co ty wyczyniasz o tej porze? – zapytałem zaskoczony.

– Czuwam, bo czekam na twój powrót! – burknęła Magda, wspominając, że to dla niej zaskoczenie. – Czyli od teraz będziesz sobie latał na browary i przesiadywał w knajpach?! – była mocno zdenerwowana.

Zacząłem tłumaczyć, że przecież wysłałem tony CV, że chyba mogę gdzieś wyskoczyć, że nie wiem, o co jej chodzi…

– Browary i taryfy swoje kosztują! A roboty tak łatwo nie wyrwiesz! – rzuciła.

Zdenerwowałem się nieźle. Cisnąłem w jej stronę jakąś durną gadkę, żeby dała sobie spokój z tą nadopiekuńczością, a sam z premedytacją zabrałem poduszkę z pokoju i rozgościłem się na sofie w salonie.

Nazajutrz małżonka zerwała się z wyrka jak co dzień przed szóstą, ale tym razem zdecydowała się zrobić mi na złość i obudzić mnie, hałasując w kuchni jak szalona. Narzuciłem na siebie szlafrok i pomaszerowałem do kuchni, licząc na to, że jednak nie dojdzie do kłótni. Moja druga połowa ze złością gruchnęła patelnią i obrzuciła mnie jadowitym wzrokiem.

– No i jak z kacem? Da się przeżyć? A może skorzystałbyś z dodatkowej drzemki? Powiedzmy tak gdzieś do dwunastej? – warknęła.

– Spoko, załapałem aluzję. W trymiga włączam kompa i masowo wysyłam życiorys – odmruknąłem.

– To by ci nie zaszkodziło – przytaknęła. – Robota raczej sama cię nie znajdzie.

– Doprawdy filozoficzna myśl – zironizowałem, wciskając guzik na czajniku.

Gdy tylko Magda opuściła mieszkanie, poczułem ulgę i powoli dowlokłem się do sypialni. Zasnąłem praktycznie od razu, a obudziłem się dopiero po dziesiątej. Łeb mi pękał, a w gardle miałem pustynię.

Mój telefon już nie zadzwonił

Sprawdziłem telefon i zobaczyłem dwa nieodebrane połączenia z ukrytego numeru. Zacząłem się denerwować.

„A co, jeśli ktoś dzwonił z jakąś propozycją, a ja to przegapiłem?” – skrzywiłem się. Nie było opcji żeby oddzwonić, więc jedyne, co mi pozostało, to czekać. Niestety, tego dnia mój telefon już nie zadzwonił.

Magda tego wieczoru po raz kolejny przyszła z roboty w podłym nastroju. Zrobiłem jej parę kanapek, ale tylko coś tam pod nosem mruknęła, że nie ma ochoty jeść i poszła prosto do łazienki. „Co ją tak wkurzyło?” – główkowałem, zajadając samotnie kolację.

„Jeszcze parę dni temu była taka pozytywna i pocieszała mnie, kiedy wylali mnie z roboty, a teraz nagle co? Jestem jakimś parszywym, czarnym charakterem?” – rozmyślałem, kiedy weszła do kuchni. Usiadła naprzeciwko, patrząc gdzieś nad moją głową, jakby mnie tam nie było.

Dopiero wtedy zauważyłem, że wygląda okropnie. Sińce pod oczami, blada jak ściana… Gdy spytałem moją ukochaną o samopoczucie, nagle zalała się łzami.

Spodziewam się dziecka – oznajmiła, po czym gwałtownie poderwała się od stołu i zostawiła mnie samego w kuchni.

– Skarbie, ależ to wspaniała nowina! – podążyłem za nią do sypialni i objąłem ją czule.

– Wspaniała?! Nie masz etatu, konta świecą pustkami, odmawiasz przyjęcia pomocy od twego taty! Co w tym wspaniałego?! Trudno o mniej odpowiednią chwilę! – Magda dostała ataku furii.

– Tu nie chodzi o to, czy czas jest odpowiedni, ale o nasze maleństwo – powiedziałem cicho, próbując ją uspokoić.

W końcu dała się przytulić, a ja przyrzekłem jej, że zrobię co w mojej mocy, abyśmy wyszli z tego cało.

Kisiłem się w mieszkaniu prawie kwartał

Od tamtej pamiętnej nocy dałem z siebie wszystko, żeby znaleźć robotę, ale bez rezultatów. Trafiały się tylko fuchy za marne grosze albo posady nieodpowiadające moim umiejętnościom… A czas uciekał.

Kisiłem się w mieszkaniu już prawie kwartał i mimo że próbowałem się na coś przydać, Magda dostawała świra. Raz marudziła, że fundusze nam topnieją, a kiedy indziej, że w jej mniemaniu nic tylko się lenię po całych dniach.

Nie dostrzegała wcale, że w domu panuje porządek, lodówka jest pełna, a ja karmię ją pysznymi posiłkami. Jednak gdy tylko przyłapała mnie leżącego na kanapie przed TV lub co gorsza dowiedziała się, że w środku dnia wybrałem się na przejażdżkę rowerem, wpadała we wściekłość.

– Lenisz się i jest ci z tym dobrze! Ja muszę tyrać, a ty do wylegując się aż do obiadu, udajesz, że szukasz roboty! – nawrzeszczała na mnie pewnego wieczoru.

Zacisnąłem zęby, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to irytuje. „Pewnie to wszystko przez te babskie hormony” – powtarzałem w myślach, choć coraz trudniej było mi zachować spokój. Naprawdę robiłem, co mogłem, żeby znaleźć robotę. Wykręciłem numer do każdego znajomego z prośbą o jakiś kontakt. Bez rezultatu. Moja lepsza połówka i tak nie dawała wiary, że daję z siebie wszystko.

– Ty to pewnie wypatrujesz jakiejś posady życia, najlepiej od razu prezes firmy! – rzuciła oskarżycielsko. – Jak jest kryzys, to trzeba łapać, co jest pod ręką.

– O czym ty gadasz? Mam się rzucać na byle co?! To już lepiej mógłbym od razu zostać śmieciarzem, nie?! – wydarłem się, a moja żonka znowu się nadęła.

Czas płynął nieubłaganie, a ja wciąż szukałem pracy. Każdego dnia przeczesywałem ogłoszenia, ale za każdym razem coś nie grało – albo pracodawca nie spełniał moich oczekiwań, albo ja nie pasowałem do firmy… Pewnego razu olśniło mnie, że Magda wiedziała, co mówi.

Popatrzyłem na jej rosnący brzuszek i uzmysłowiłem sobie, że to już prawie półmetek ciąży, a my ledwo wiążemy koniec z końcem, utrzymując się z jednej wypłaty, bez grosza odłożonego na czarną godzinę. W tym momencie coś we mnie pękło, dotarło do mnie, jak bardzo byłem samolubny. „Bez znaczenia, jakie mam wykształcenie, iloma językami władam i jakie kwoty kiedyś wpływały na moje konto. Mam obowiązek zadbać o najbliższych” – uświadomiłem sobie.

Pracuję teraz w jednej z hurtowni z żywnością, gdzie tyram za grosze, ale przynajmniej mam poczucie, że nie próżnuję. Jasne, że cały czas rozsyłam tony CV po firmach z mojego sektora, ale zamiast grzać tyłek na sofie i gapić się w TV, postanowiłem zahaczyć gdzieś o robotę.

Magda jest z tego powodu zadowolona i może się mną pochwalić. Nawet gdy wracam do domu padnięty, ledwo żywy i z bolącymi plecami, to i tak tryskam humorem. Chyba w końcu zmądrzałem. Skończyłem z byciem wybrednym i postanowiłem wziąć los we własne ręce.

Jacek, 42 lata

Czytaj także:
„Dom rodzinny był naszym marzeniem od dawna. Gdy otrzymałem nagły telefon z pracy, osunęły się wszelkie fundamenty”
„Rodzina wspomina, że mieliśmy niezapomniane wesele. To prawda, bo zaczęłam rodzić już w kościele”
„Myślałam, że będziemy idealną rodziną i wtedy do akcji wkroczyła teściowa. Jędza dawała mi lekcje, jak być żoną i matką”

Redakcja poleca

REKLAMA