„Kwoki z biura traktowały sprzątaczkę jak kulawego psa. Dałam im nauczkę i pokazałam, że człowiek, to coś więcej niż kasa”

Załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, michaeljung
„Traktowały pracowników niższego szczebla jak bydło. Bo co? Dla żony wziętego prawnika przywitanie się ze sprzątaczką jest czymś poniżej jej godności? I ona się uważa za osobę dobrze wychowaną? Łzy napływały mi do oczu, gdy tego słuchałam”.
/ 22.09.2022 13:15
Załamana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, michaeljung

Rok temu zmieniłam pracę. Choć zarabiam mniej, cenię sobie spokój, jaki mam w nowej firmie. Skończyło się siedzenie w biurze do nocy, robienie wszystkiego na wczoraj. Nie mam do tego zdrowia ani siły. O szesnastej wychodzę i sprawy formy zostawiam za drzwiami.

Nie przenoszę ich do domu, w którym czeka na mnie mąż i syn. Czasem wpadnie córka z zięciem i wnuczką. Z najbliższymi czuję się najlepiej. Jestem z nich wszystkich dumna i wdzięczna losowi za to, że spotkałam na swojej drodze Artura, mojego męża. Mimo tylu lat spędzonych razem, z każdym dniem kocham go bardziej.

Zdzisia nie była lepsza

Czuję się przy nim bezpiecznie i swobodnie, szczęśliwa i kochana. W domu nie mam żadnych stresów, w pracy w zasadzie też nie. Chociaż czasem drażnią mnie dziwne poglądy koleżanek, z którymi dzielę pokój. Krysia ma męża prawnika, Zdzisia jest wdową i szuka nowej miłości na jesień życia. Ale nie może to być „byle hydraulik”, bo obie moje koleżanki dzielą ludzi na lepszych i gorszych – zależnie od wykształcenia.

Gdy pierwszy raz zobaczyłam, jak Krysia mija bez słowa panią sprzątaczkę, uznałam, że się zamyśliła i po prostu nie zauważyła pani Alinki. Kolejne dni pokazały jednak, że takie zachowanie to u niej norma – nie raczyła powiedzieć dzień dobry, nawet głową nie kiwnęła. Bo co? Dla żony wziętego prawnika przywitanie się ze sprzątaczką jest czymś poniżej jej godności? I ona się uważa za osobę dobrze wychowaną?

Kiedy rozmawiała z Krysią o swoich nieudanych randkach, udawałam pochłoniętą pracą, bo szlag mnie trafiał na to jej wybrzydzanie. Ten był okropny, bo zakończył naukę na technikum, tamten się niewłaściwie wysławiał, jeden nie chodził do teatru, drugi nie miał ambicji i pracował jako zwykły mechanik. Zdzisia uważała siebie za doskonałą partię, która zasługiwała co najmniej na profesora albo ordynatora.

Nie włączałam się do ich rozmów, bo bałam się, że powiem jedno słowo za dużo i zrobi się naprawdę niemiło. A przecież skoro siedzimy w jednym pokoju i jesteśmy na siebie skazane, lepiej się nie kłócić. W końcu jednak moje koleżanki przeciągnęły strunę i moja cierpliwość się wyczerpała. W końcu wszystko im wygarnęłam! W poniedziałek Zdzisia jak zwykle zaczęła przy kawie relacjonować swoją sobotnią randkę.

Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę!

– Okazało się, że jest spawaczem! – oburzyła się, jakby facet był recydywistą. – Co on sobie myślał? Niektórzy nie znają swojego miejsca.

Wciągnęłam głęboko powietrze i powiedziałam, siląc się na spokój:

– Chyba trochę przesadzacie. Nie można tak generalizować. Znam wartościowych i mądrych ludzi bez studiów, i odwrotnie. Macie już trochę lat, powinnyście wiedzieć, że nie liczą się dyplomy, ale osobowość.

Chciałam dodać coś jeszcze, ale Krysia weszła mi w słowo:

– Ja w każdym razie nie mogłabym się związać z facetem po zawodówce, który zarabia rękami, nie głową.

– Racja – poparła ją Zdzisia. – Przecież to byłby... hm... mezalians intelektualny. Taki facet to jakieś nieporozumienie. Troglodyta. Imbecyl.

Że te puste baby plotą te snobistyczne, krzywdzące bzdury. A obie doskonale wiedziały, jak zarabia mój mąż. Artur był złotą rączką, miał jednoosobową firmę, zajmował się drobnymi naprawami.
Do nich też przyjeżdżał światek czy piątek, żeby usunąć niespodziewaną usterkę. I grosza za to nie brał, bo od koleżanek żony nie wypada. I zamiast wdzięczności zyskał etykietkę „faceta po zawodówce”?

Spuściłam wzrok, a do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałam, czy chce mi się płakać ze złości, czy z powodu doznanej przykrości. Wreszcie zebrałam się w sobie i uniosłam głowę.

– Chciałam jeszcze dodać, że prócz osobowości liczy się też kultura osobista. Tę wynosi się z domu, a nie ze studiów, więc dla was już chyba za późno na zmianę. Zresztą wy już wszystko umiecie, wszystko wiecie i potraficie. A skoro tak, to następnym razem same sobie kontakt wymieniajcie albo pralkę naprawiajcie – wycedziłam i wyszłam z pokoju.

Na naukę nigdy za późno

Kiedy wróciłam, moje koleżanki z grobowymi minami przeglądały jakieś papiery. Do szesnastej nie odezwały się do mnie ani słowem. W następnych dniach nie snuły już tych swoich opowieści o nieudanych randkach i niedostatkach facetów bez wyższego wykształcenia.

Rozmowy w naszym pokoju dotyczą głównie spraw zawodowych. I dobrze. Od czasu do czasu któraś opowie dowcip albo poleci przeczytaną książkę lub film. Jeszcze lepiej, przynajmniej jakiś pożytek z tego kłapania buzią jest…

Pewnego ranka przypadkiem usłyszałam, jak Zdzisia mówi „dzień dobry” pani sprzątaczce! Krysia już wcześniej zaczęła kiwać jej głową na powitanie. Poczytuję to sobie za swój mały sukces wychowawczy. Cóż, widać, że – wbrew pozorom – na naukę nigdy nie nie jest za późno. 

Czytaj także:
„Byłem pewien, że żona mnie zdradza, bo jestem bezpłodny. Zbierałem szczękę z podłogi, gdy odkryłem, że stoi za tym... mój ojciec”
„Nowa pracownica działała na mnie jak płachta na byka. Gówniara się panoszyła, bo trzymała szefa w garści”
„Dla Marka pierwsza żona była chodzącym ideałem, a ja tanim zamiennikiem. Nawet moja ciąża nie strąciła jej z ołtarzyka”

Redakcja poleca

REKLAMA