„Dla Marka pierwsza żona była chodzącym ideałem, a ja tanim zamiennikiem. Nawet moja ciąża nie strąciła jej z ołtarzyka”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, pathdoc
„Kilka razy wspomniałam o tym, że mnie to gryzie. Zareagował bardzo ostro. Była jego żoną przez 12 lat, znali się prawie przez całe życie. Jak mogłam oczekiwać, że tak po prostu o niej zapomni? Chciałam powiedzieć, że ona podjęła decyzję i odeszła, zostawiła go we łzach i bólu, ale wiedziałam, co mi odpowie”.
/ 19.09.2022 13:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, pathdoc

Jarku W. zawsze było coś tajemniczego. Jakby budował wokół siebie mur, za którym krył się przed nami, kobietami, i chyba przed całym światem.

– Nikt nie wie nic o jego przeszłości – szeptały koleżanki. – Widać jednak, że facet przeżył swoje. Niby na zewnątrz się uśmiecha, mówi komplementy, ale jest taki skryty…

Nawet nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, lecz zaczęłam przyjaźnić się z Jarkiem. Potrafiłam go rozśmieszyć, przy mnie czuł się swobodnie. W końcu opowiedział mi o swojej przeszłości. Otóż jeszcze kilka lat wcześniej Jarek był szczęśliwie żonaty.

– Była moją bratnią duszą – mówił o byłej żonie, Marzenie. – Znaliśmy się od dzieciństwa, nie miałem przed nią nikogo, kochałem ją jak wariat.

Marzena jednak odeszła z dnia na dzień, zostawiając Jarka na gruzach ich wspólnego życia. Powiedział mi tylko, że to była jego wina. Sto procent jego winy, dlatego nie mógł się z tym pogodzić. Na czym ta wina polegała, nie chciał mi jednak powiedzieć. Ale kiedy go poznałam, jej od dawna nie było już w jego życiu, nie nosił na palcu obrączki i nie istniała żadna pani W. poza jego matką staruszką.

On sam też zresztą mówił, że życie toczy się dalej i nie może ciągle żyć wspomnieniami. Marzena należała do przeszłości. Ja chciałam być teraźniejszością i przyszłością.

Na urodziny przyniósł jej bukiet kwiatów

Po kilku miesiącach przyjacielskich rozmów i całkiem niezobowiązujących spotkań, pocałował mnie i poczułam, że oto dzieje się coś, co zmieni moje życie na zawsze.

– Jesteśmy bratnimi duszami – mówiłam przyjaciółkom. – Jarek na pewno to w końcu zrozumie.

– Chyba bratnią duszę spotyka się tylko raz w życiu – zauważyły. – Skoro on tak mówi o Marzenie, to…

– Nie chcę słyszeć o Marzenie! – reagowałam ostro. – Ona to już przeszłość, a on musi się z tym pogodzić!

I wyglądało na to, że się pogodził, przynajmniej tak twierdził. A jednak wciąż o niej myślał, wciąż opowiadał. Nie to jednak było najgorsze.

– Gdzie byłeś? – zapytałam kiedyś, kiedy już mieszkaliśmy razem i od razu wiedziałam, że jego odpowiedź mi się nie spodoba.

– U Marzeny – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy. – Dzisiaj są jej urodziny, zaniosłem jej mały bukiecik. Przez trzydzieści dwa lata przynosiłem jej tego dnia kwiaty, najpierw koniczyny i mlecze zerwane na trawniku, potem…

– Dosyć, nie chcę tego słuchać! – przerwałam mu. – Jej urodziny, rozumiem. Mam nadzieję, że nie zapomnisz o moich – dodałam cierpko.

Nie zapomniał. Dostałam od niego kolczyki z szafirami, przepiękne i bardzo drogie. Ucieszyłam się z tego prezentu, ale musiałam mocno się pilnować, żeby nie wspomnieć o kwiatach. Bo kwiatów nie dostałam. One najwyraźniej były zawsze tylko dla Marzeny… Mnie nie dawał ich nigdy.

Czasami widziałam, jak z nią rozmawiał. Zawsze w nocy, kiedy był pewien, że śpię. Wychodził na balkon i kulił się w leżaku, ukrywając twarz w kapturze bluzy. Nie słyszałam słów, ale wiedziałam, co tam robi. Skąd? Bo zawsze, kiedy potem wracał, był jakiś dziwny, inny. Kładł się koło mnie na łóżku, a ja czułam, jakby tej nocy nie należał do mnie.

Kilka razy wspomniałam o tym, że mnie to gryzie

Zareagował bardzo ostro. Była jego żoną przez dwanaście lat, znali się prawie przez całe życie. Jak mogłam oczekiwać, że tak po prostu o niej zapomni? Chciałam powiedzieć, że ona podjęła decyzję i odeszła, zostawiła go we łzach i bólu, ale wiedziałam, co mi odpowie.

– To była moja wina! Rozumiesz?! Nie, ty tego nigdy nie zrozumiesz…

Wtedy dałam sobie spokój. Nikt nie wygra z takim poczuciem winy. Tego się nie da z kogoś wyrwać razem z korzeniami. Pogodziłam się więc z tym, że mój ukochany na zawsze będzie w jakiś sposób przywiązany do swojej byłej żony. Pocieszałam się myślą, że mimo wszystko ona jest nieobecna w jego życiu, a ja wręcz przeciwnie. To ja teraz rozdawałam karty.

Może i czasami do niej jeździł, sama nie wiem po co, może jej się wciąż zwierzał nocami na balkonie, ale to ja byłam jego kobietą. I nie zamierzałam dać sobie odebrać tej uprzywilejowanej pozycji.

Wymusiłam na nim schowanie do pudeł, a potem do piwnicy wszystkich albumów z ich wspólnymi zdjęciami. Nie było łatwo, musiałam uciec się do łez. W końcu jednak przyznał mi rację, że trzymanie tych fotografii obok naszych albumów z Grecji i Wilna było dziwaczne i nie na miejscu.

– Dobrze już, wiesz, że teraz liczysz się tylko ty – powiedział wtedy, przytulając mnie do siebie. – Nie będę o niej wspominał przy tobie, obiecuję. Kocham cię, naprawdę.

Dotrzymał słowa. Nie używał przy mnie jej imienia. Wiedziałam jednak, że rozmawia o niej z innymi. Ze swoją matką, i z przyjaciółmi, których zresztą z całego serca nie znosiłam.

– Byli cudowną parą – powiedział mi kiedyś jeden z jego kumpli i miałam ochotę go zatłuc. – Nikt z nas nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

Cholera! A ja mogłam uwierzyć!

Jasne, to była jego wina, chociaż nigdy mi nie powiedział, co właściwie zrobił. Ale zrobił to i ona go opuściła. Wysłała maila, w którym go jednoznacznie obwiniła. A on ciągle czuł potrzebę wałkowania tego tematu. Nie wiem, co jej tam próbował tłumaczyć, ale byłam pewna – to niczego nie mogło zmienić. Ona podjęła ostateczną decyzję.

To był jej wybór, a on musiał wreszcie się z tym pogodzić. Któregoś dnia jednak wszystko mi opowiedział i zrozumiałam, skąd to dojmujące poczucie winy.

– Staraliśmy się o dziecko – powiedział mi, kiedy zgodziłam się, żebyśmy wyjątkowo porozmawiali „o niej”. – Brała hormony, mocno utyła… Seks miał właściwie tylko jeden cel: zapłodnienie. Nie masz pojęcia, jaka to ogromna presja…

Nie było mi miło tego słuchać, ale siedziałam cicho. Chciałam zrozumieć, co naprawdę się stało i pomóc mu wreszcie zamknąć ten temat. Chciałam pomóc mu się uwolnić.

– Marzena naprawdę mocno utyła, do tego te hormony zmieniły jej osobowość. Była wiecznie poirytowana, wszystko ją drażniło, krzyczała bez powodu. A jednocześnie musieliśmy przecież uprawiać seks, to było… to było takie mechaniczne… nieludzkie… wykańczało mnie psychicznie…

W końcu wyjawił, co się wtedy stało…

No i oczywiście ją zdradził. Co gorsza, z młodą i bardzo szczupłą sąsiadką. Nie, nie zdradził raz, tylko ciągnął ten swój zakazany romans przez kilka miesięcy, aż Marzena przeczytała jego esemesy do tamtej. Pisał w nich, jak uwielbia jej ciało, i co chciałby z nim robić. A Marzena była wtedy spuchnięta, walczyła z depresją i zmiennymi nastrojami, czuła się nieatrakcyjna i beznadziejna…

Poświęciła swoje zdrowie i urodę, żeby dać mężowi upragnione dziecko, a on zdradził ją ze smukłą, długonogą dziewczyną, której prawił komplementy na temat jej figury. Więc Marzena, której hormony rozchwiały zresztą psychikę, napisała tamtego maila i to był koniec wszystkiego. Choćby Jarek nie wiadomo jak żałował tego, co zrobił, nie był już mężem Marzeny i nic nie mogło tego zmienić. To była jej decyzja.

Walczyłam więc przez kilka lat o jego miłość i wyłączną uwagę, ale czułam się coraz bardziej przytłoczona wieczną, choć milczącą obecnością byłej żony Jarka w naszym życiu. Wiedziałam, gdzie ją znaleźć, ale nigdy tam nie pojechałam. Nie miałam jej nic do powiedzenia. To Jarek nie mógł się z nią rozstać i ciągle o niej myślał, choć zaklinał się, że teraz liczę się tylko ja i tylko mnie kocha.

Byłam sporo młodsza od Marzeny, dlatego wcześniej nie rozmawialiśmy o dzieciach. Ale w końcu zaczęliśmy ten temat. Jarek mi się oświadczył, chcieliśmy zostać rodzicami. Miałam nadzieję, że kiedy się pobierzemy i urodzę mu upragnione dziecko, wreszcie zepchnę Marzenę z piedestału. Przecież miałam dać mu to, czego ona nie mogła! Stworzyć prawdziwą rodzinę, być matką jego dzieci.

Musiała w końcu ze mną przegrać!

Pamiętam dzień, w którym zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Od razu zrobiłam zdjęcie komórką i wysłałam je Jarkowi. Zadzwonił natychmiast. Wręcz szalał ze szczęścia!

– Będziemy mieli dziecko! – krzyczał podekscytowany. – Musimy przyśpieszyć ślub! Wszystko musi być absolutnie idealnie, kiedy nasze maleństwo się urodzi!

Ja też tak uważałam. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia. A raczej poranek, bo już po południu, za namową koleżanki, powtórzyłam test. A potem jeszcze dwa razy. Niestety, pierwszy wynik był błędny. Nie byłam w ciąży. Musiałam o tym powiedzieć Jarkowi…

Nie zastałam go jednak w domu, miał wyłączony telefon. Zadzwoniłam do jego matki, bojąc się, że pojechał do niej, żeby przekazać jej dobrą, choć niestety fałszywą nowinę. To ona zasugerowała, że pewnie jest u Marzeny.

Tym razem nie wytrzymałam i tam pojechałam. Zobaczyłam go z daleka. Opowiadał jej coś z szerokim uśmiechem na ustach. Jak się domyśliłam, mówił o mnie i o dziecku. Nagle zrozumiałam, że nigdy nie strącę jej z jego prywatnego ołtarzyka… Że ona zawsze będzie dla niego ważna, może i ważniejsza ode mnie. Każdą dobrą wiadomość zawsze najpierw zaniesie jej, będzie z nią konsultował wszystkie życiowe decyzje, zapewne łącznie z tą, czy się ze mną ożenić.

A potem każdego dnia on i wszyscy, którzy ją znali, będą ją ze mną porównywać i myśleć, że ona dużo bardziej do niego pasowała, że byli bratnimi duszami, a ja jestem tylko tanim zamiennikiem. I nawet kiedy wezmę z nim ślub, stanę się matką jego dzieci, on będzie jeździł do niej z kwiatami na jej urodziny, a potem – kto wie – może będzie też zabierał do niej nasze córki i synów? Sięgnęłam do torebki, po kartkę i długopis. Odchodząc, czułam za plecami ich obecność. Ich niezwykłe połączenie dusz, jedno na milion, jak kiedyś mi powiedział.

Kto wie, być może Marzena mnie usłyszała?

List napisałam w samochodzie, zostawiłam go w kuchni na stole. Poinformowałam go w nim, że wynik testu był błędny i nie będzie żadnego dziecka. Nie będzie też ślubu, a ja niedługo wyślę kogoś po swoje rzeczy. Bo mam dość stania zawsze z boku…

Wyszłam z jego mieszkania zalana łzami, ale wiedziałam, że nie miałam innego wyjścia, musiałam tak postąpić. Zasługiwałam na kogoś, dla kogo ja będę jedną na milion, kogoś, kto uzna mnie za swoją bratnią duszę. A z Marzeną nigdy bym nie wygrała.

Bo trudno jest wygrać ze zmarłą, która zachowała się w ludzkiej pamięci jako chodzący ideał. I niemożliwe jest normalne życie w cieniu żony, która popełniła samobójstwo. Takiego poczucia winy nie da się wyrwać z korzeniami. Przesłoni wszystko i zniszczy każdy nowy związek mężczyzny…

Kiedy Jarek wrócił z cmentarza, dzwonił do mnie kilkanaście razy. Nie odebrałam. Wyszeptałam tylko „oddaję ci go” i wyłączyłam komórkę. Kto wie, być może Marzena mnie usłyszała? Wiedziałam, że będę cierpieć, ale musiałam to jakoś przetrwać. Na ostatnie urodziny dostałam od kogoś kwiaty. Uznałam, że to może być dobry początek…

Czytaj także:
„Dniami i nocami haruję przy dziecku, a mąż w niczym nie pomaga. Że niby jest zmęczony i musi odpocząć. A ja nie muszę?”
„Dałam siostrze palec, a ona wyrwała mi całą rękę. Żeruje na moim dobrym sercu, traktuje jak sponsorkę i służącą”
„Syn jest już 5 lat po ślubie, a ja wciąż nie doczekałam się wnuków. To na pewno wina jego żony, bo woli robić karierę”

Redakcja poleca

REKLAMA