Cała rodzina przekonywała Olę, że ślub po trzech miesiącach znajomości to zły pomysł. Tym bardziej że jej wybranek w żadnym z nas nie wzbudził zaufania. Kuzynka była jednak tak zakochana w Mietku, tak uparta, że już tydzień po swoich dwudziestych urodzinach miała na palcu ślubną obrączkę.
Młodzi zamieszkali w drewnianym domku, który w prezencie zapisała im nasza babka. Wkrótce okazało się, jaki to z Miecia gagatek. Ola była w szesnastym tygodniu ciąży, gdy oberwała po raz pierwszy. Warga jej spuchła, ale wybaczyła mężowi, „bo się zdenerwował”. Drugi raz jej się dostało zaraz po narodzinach córki, aż krew poleciała z nosa. Mietek padł na kolana i przed obrazem Matki Bożej przysięgał, że to się więcej nie powtórzy.
Dotrzymał obietnicy. Niestety, tylko przez rok, później znów zaczął Olkę prać. A ona, z niepojętych dla całej rodziny powodów, za każdym razem mu wybaczała, wierząc, że kiedyś się poprawi.
Ta idiotka ciągle mu wybaczała
Dwa lata po ślubie urodziło im się drugie dziecko. Gdy Olka po raz kolejny uciekła z maluchami w środku nocy, jej rodzice zagrozili Mietkowi, że zgłoszą wszystko na policję, jeśli nie przestanie bić ich córki. I rzeczywiście, po następnej bójce sprawa dotarła do sądu. Mietek dostał dwa lata w zawieszeniu za znęcanie się nad rodziną. Jakiś czas był spokój. Pojechali nawet do Częstochowy, gdzie uroczyście przysięgał, że nie tknie więcej żony, ale brutalność i skłonność do bicia kobiet on chyba miał we krwi.
Jakoś wytrzymał te dwa lata, potem zaś wszystko zaczęło się od początku. A ta głupia Olka ciągle mu wybaczała! Co ona w nim widziała, że pozwalała się tak traktować? Pojęcia nie mam. Wszyscy ją namawialiśmy, ja też, żeby się rozwiodła z bydlakiem, lecz mówiła, że nie chce być rozwódką z dwójką dzieci.
– No to przynajmniej wyrzuć go z domu – radziłam.
– Nie chcę, żeby dzieci wychowywały się bez ojca – odpowiadała. – Dla nich wytrzymam.
– Aleś ty głupia! – mówiłam jej prosto w oczy. – I jaki przykład dajesz tym dzieciom? Że mamę wolno bezkarnie bić?
Ona wtedy zaciskała usta i to był koniec rozmowy.
Po jednej z dziesiątek awantur zakończonych laniem wpadła na pomysł, moim zdaniem najgłupszy z możliwych, że wyjedzie do pracy za granicę. Zamiast raz na zawsze zrobić z łobuzem porządek, wybrała ucieczkę.
– Przynajmniej zarobię na remont domu – powiedziała, gdy zapytałam, po co tam jedzie.
– Niech on jedzie! – prychnęłam. – Ty się zajmij dziećmi.
– Tak będzie lepiej – uparła się.
Byłoby po staremu, lecz tamta… wpadła
Zostawiła dzieci pod opieką rodziców – jedno miało pięć, drugie siedem lat – i wyjechała do Anglii. Na tamtejsze warunki nie zarobiła wiele, ale u nas na wsi była to suma nie do pogardzenia. Gdy przyjechała po roku, Mietek niemal na rękach ją nosił. I kuchnię odmalował, i dach naprawił. Ale ledwo skończyła się kasa, sytuacja wróciła do „normy”.
No to Olka znów spakowała walizki i wróciła na Wyspy. I tak wte i wewte przez trzynaście lat. Harowała w angielskich marketach, sortowniach, kuchniach przez większą część roku, wracała do domu z forsą, którą przejadali w dwa czy trzy miodowe miesiące, po czym znów uciekała przed mężowskimi pięściami za granicę.
Dzieci rosły bez matki. Dziadkowie dobrze się nimi zajmowali, no ale nie mogli jej zastąpić. Za to Mietkowi żyło się jak u Pana Boga za piecem: nigdzie na stałe nie pracował, bo przecież utrzymywała go żona…
Aż wreszcie Olce zaczął nawalać kręgosłup. Musiała wrócić, aby zająć się swoim zdrowiem. Miała nadzieję, że jej mąż wreszcie zmądrzał, złagodniał. Bardzo się pomyliła. Mietek nie tyle co zmądrzał, ile się wycwanił: podczas gdy żona na niego harowała, on znalazł sobie kochankę.
Nikt o niczym nie wiedział – ani sąsiedzi, ani rodzice Olki. Wyszło szydło z worka dopiero wtedy, gdy wróciła na stałe. Znów zaczęły się kłótnie, wyzwiska i bicie. Pewnie Olka by mu wszystko wybaczyła, gdyby nie syn, którego Mietek zmajstrował kochance.
– Jak on mógł mi to zrobić?! – płakała. – Takie upokorzenie!
I gdy kolejny raz ją pobił, poszła na obdukcję i zgłosiła sprawę policji. Jako recydywista Mietek dostał półtora roku bez zawiasów. Wystarczyło, żeby się z nim rozwieść i załatwić nakaz eksmisji.
Ola myślała, że teraz już będzie z górki, że jakoś się pozbiera, znajdzie oparcie w synu i córce, lecz się zawiodła. Nie było między nimi więzi, jaka zwykle wiąże matkę i dzieci. W rezultacie i dziewczynka, i chłopiec opowiedzieli się za ojcem. Kiedy robiła im wymówki, że wyjechała za granicę właśnie dla nich, usłyszała przykre słowa.
– Wcale nie chciałam tych ciuchów, które mi przywoziłaś. Chciałam, żebyś przy mnie była! – wykrzyczała jej córka. – Nie przyjechałaś nawet na moją komunię! Nigdy ci tego nie wybaczę!
No i co? Mimo że wypominała matce rozłąkę, sama zaraz po liceum wyjechała za granicę. Wkrótce i syn wyprowadził się z domu… Ola została sama.
Czytaj także:
„Synowa wezwała policję, bo mój syn ją bił. Wstyd mi za nią, brudy się w domu pierze, a nie przy ludziach”
„Przez 20 lat mąż mnie bił i poniżał. Nie odeszłam, bo gdy był trzeźwy, był najwspanialszym człowiekiem na świecie”
„Przez całe życie kochałem kobietę, która mnie nie chciała. Wybrała faceta, który ją bił, ale za to miał... pieniądze”