„Przez 20 lat mąż mnie bił i poniżał. Nie odeszłam, bo gdy był trzeźwy, był najwspanialszym człowiekiem na świecie”

kobieta związana z tyranem fot. Adobe Stock
„Przez lata spałam w ubraniu z telefonem przy łóżku, gdybym nagle musiała uciec z domu. Gdy mąż spóźniał się na obiad, nerwowo szorowałam łazienkę. I milczałam, za każdym razem milczałam, gdy mnie bił, poniżał i znęcał się. To zostało mi do dzisiaj, razem z żalem dzieci, których nie zabrałam z tego piekła”.
/ 18.12.2021 08:12
kobieta związana z tyranem fot. Adobe Stock

Po pierwszym razie następuje kolejny i kolejny. Szybko uczysz się rozpoznawać sygnały. Wtedy zasłaniasz okna – po co ktoś ma słyszeć, co się u was dzieje? Uciszasz płaczące dzieci i szczekającego psa – mogą jeszcze bardziej rozjuszyć szalejącą bestię, więc wpychasz je za szafę, pod łóżko albo gdzie się da, a sama przyjmujesz ciosy. W końcu się zmęczy i zaśnie. Wtedy będziesz od nowa składać swoje połamane życie. Do następnego razu...

Albo możesz wziąć, co masz pod ręką i uderzyć, najlepiej w krocze albo w pijany łeb... Możesz krzyczeć najgłośniej jak umiesz, wybić szybę. Masz pod ręką sól, pieprz, ostrą paprykę? Sypnij w czerwone od wódy ślepia! Jesteś silna, bo jesteś wściekła. Nikt cię nie pokona!

Pierwszy raz zobaczyłam, jak mój mężczyzna szaleje po wódce jeszcze przed ślubem. Byłam przerażona, bo zachowywał się jak człowiek obłąkany. Nie bił mnie, skąd! Krzyczał tylko, że zadusi każdego, kto będzie chciał się do mnie zbliżyć. I, dlaczego nie jestem taka malutka, żeby się zmieścić w jego kieszeni?

A ja nie uciekłam... Nie umiem powiedzieć, dlaczego nie uciekłam? W mojej pamięci jest taki film ze mną w roli głównej: dziewczyna w białej, koronkowej sukience idzie do ołtarza wierząc, że wszystko się ułoży i że nikt nie widzi jej wczesnej ciąży.
Prosiłam, żeby nie pił na naszym weselnym przyjęciu. Żartował:
Jak mnie pocałujesz w każdy paluszek, nie spojrzę na wódę przez rok – I posuwał mi swoje ręce, a ja... całowałam każdą kosteczkę, paznokieć, spód i wierzch dłoni. Jakiś czas później też całowałam te ręce, ale wtedy już musiałam klęczeć przed pijanym mężem i błagać, żeby się uspokoił.

W wózku spało niemowlę, a słaniający się tatuś uwielbiał takie zabawy: podrzucał prawie do sufitu synka w pieluszkach: "buju, buju, hopsa, hopsa... wysoooko..."
Otrzepuję się z tych wspomnień, ale czasem, jeszcze dzisiaj, kiedy mój syn jest już mężczyzną, wraca taka scena: wyrywam dziecko, kładę je do łóżeczka i próbuję sobą zablokować drzwi.

W tym filmie zawsze grałam niemą rolę. Milczałam w czasie największej szamotaniny. Nie wołałam "ratunku", kiedy mnie bił zaciśniętymi pięściami, nie otwierałam drzwi na korytarz i nie prosiłam o pomoc. Jak umiałam – próbowałam go odciągnąć od łóżeczka.
Jakiś czas temu zobaczyłam przyrodniczy film dokumentalny: mały ptak walczył o gniazdo z silniejszym napastnikiem. Brał na siebie ciosy ostrego dzioba i pazurów. Wlokąc po ziemi skrzydła udawał, że już nie ma siły, że się poddał.
Byle tylko ochronić swoje małe, szamotał się, coraz bardziej pokrwawiony i bez szans.

Strasznie przeżyłam ten film. To przecież było także moje życie!
– Po co ty z nim jesteś? Chyba to lubisz, skoro nie odchodzisz? To nienormalne! – tłumaczyli przyjaciele i rodzina, nie tylko moja, ale i mojego męża również. A przecież oni nie znali nawet połowy prawdy.

Żyłam, jak na huśtawce: kiedy jeden koniec jest na górze, drugie opada w dół. U nas też tak było.
Nie pił – byłam lekka, wesoła i prawie pod chmurami. Już nigdy nie usłyszę tylu pięknych słów miłości, nie będę się tak śmiała, nie będę taka pewna, że prawdą jest tylko to, co dzieje się teraz. Że mogę wierzyć tym pocałunkom i słowom: "Nigdy więcej, przysięgam, to był ostatni raz. Kocham cię. Daj mi jeszcze jedna szansę".

Więc dotykałam nieba, a potem on odlatywał w swój pijany świat, a ja ogłupiała i nieszczęśliwa spadałam z obłoków wściekła, bo dałam się znowu oszukać, chora ze wstydu, że robi ze mną, co chce!
Jestem wierząca. Chodzę do kościoła, przystępuję do Komunii Świętej. Codziennie mówię: "...i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy...". Dopiero zupełnie niedawno pojęłam, że dobry Bóg niczego mi nie odpuści, bo we mnie nie ma wybaczenia. Na dnie serca leży zapiekły żal, wstyd, upokorzenie, gniew i nienawiść. Trudno z takim bagażem iść w każdy następny dzień

Niedawno moja przyjaciółka powiedziała: "Niby młodo jeszcze wyglądasz, ale oczy masz smutne, stare... widać, że dusza ci choruje. Zrób z tym coś".
Komuś radzić łatwo, ale ja mam pamięć, która, jak czarna chmura przykrywa każdy słoneczny dzień.
Ubieram się w czernie i szarości nie tylko dlatego, że w tych kolorach wyglądam szczuplej, ale dlatego, że kolory mnie drażnią i męczą.

I w mieszkaniu mam sterylną czystość, bo taki nawyk szorowania zlewu, wanny, podłogi został mi z tych czasów, kiedy mąż się spóźniał na obiad. Wtedy trzepałam, odkurzałam, myłam, żeby zająć ręce i nie patrzeć nieustannie, jak mija czwarta, piąta, szósta, jak zapalają się światła w oknach przeciwległego bloku, a winda coraz rzadziej zatrzymuje się na naszym piętrze.

I jeszcze śpię w ubraniu. To znaczy, w takim ubraniu, w jakim można, w razie czego, wybiec na ulicę. Żadne koszule nocne i piżamy... I jeszcze musi być telefon tuż przy tapczanie, bo inaczej nie zasnę... W ogóle nie potrzebuję dużo snu. Pięć godzin mi wystarcza. A i tak wstaję, co kilka minut. "Reaktywny pęcherz, ciężka nerwica" – mówią lekarze.

To pamiątka po tamtych latach. Jakie jeszcze mam pamiątki? Nigdy nie oglądane fotografie, kiepskie relacje z dziećmi, które nie mogą mi wybaczyć, że nie zabrałam ich z tego piekła. Świadomość, że zmarnowałam tyle lat. I niewiarę w to, że mogę się jakoś pozbierać i zacząć od nowa teraz, kiedy młodość już minęła.

Wczoraj, jakiś nieznajomy mężczyzna wrzasnął na mnie w autobusie:
– Czego się pchasz głupia babo! Lezie krówsko, jak ślepe.
Skuliłam się. Zmalałam. Chciałam się wczołgać pod brudne siedzenie. Przestać istnieć! Umrzeć! Wysiadłam na najbliższym przystanku i przez pół osiedla wlokłam ciężkie torby, żeby w ten sposób ukarać się za tchórzostwo. Nic się nie zmieniło. Nadal jestem, jak mucha w pajęczynie!

Przez prawie dwadzieścia lat godziłam się być ofiarą. Dbałam tylko, żeby bicie jak najmniej bolało. Nie zrobiłam nic, żeby się obronić. Nie mogę sobie tego wybaczyć!
Moja przyjaciółka radzi: Przyjmij do wiadomości, że jesteś bierna, słaba i lękliwa. Niczego już nie zmienisz, nie cofniesz! Nie uciekaj od wspomnień. Powiedz sobie: "Trudno. Tak było".
– Więc mam się zgodzić z tym, że mnie bito, upokarzano i że robił to człowiek, z którym spałam pod jedną kołdrą, któremu rodziłam dzieci, gotowałam, prałam? – pytałam
– A masz inne wyjście?! Inaczej dalej będziesz chora na złą pamięć. I zastanów się jeszcze, czy chcesz się leczyć?
Złoszczę się, nawet trochę obrażam. Ale ona nie odpuszcza:
– Może ty wcale nie chcesz być zdrowa? Może wolisz się użalać i usprawiedliwiać wszystko, co ci się nie udało. Nie skończyłaś studiów? – no, jak mogłam skończyć z takim mężem? – pytasz. Zaniedbałaś szkołę dziecka – przecież nie miałam na to głowy, żyłam jak na wulkanie! Utyłaś, nie chodziłaś do dentysty, przestałaś o siebie dbać – a dla kogo i po co? Biadolisz i nosisz swoje smutki jak bliznę, która cię trochę szpeci, ale i trochę wyróżnia! Dopóki sobie nie wybaczysz i nie poprzestawiasz w głowie, będziesz spała w dresie, gotowa do ucieczki.

Patrzę na swoje dziecinne zdjęcie. Jest na nim dziewczynka z dużym lokiem i dłońmi grzecznie ułożonymi na kloszowej spódniczce. Od razu widać, że dorośli nie mają z nią kłopotu. Jest cicha, nie grymasi przy jedzeniu, dobrze się uczy. Strasznie mi żal tej dziewczynki.

Mam ochotę ją przytulić i wytłumaczyć, że nie musi się starać o to, aby ją kochano. Że ma prawo powiedzieć: "ja chcę!", a nawet zezłościć się, kiedy nie dostaje tego, na co zasłużyła. Mam ochotę wychować ją od nowa, żeby się wyprostowała, jak trawa zgnieciona ciężkim buciorem. Do zimy jeszcze daleko więc może, skoro buta już nie ma trawa zdąży się zazielenić, a może nawet zachwycić kogoś swoją dojrzałą, jesienną urodą?

Więcej prawdziwych historii:
„Myślałam, ze mnie kocha. On wykorzystał moją naiwność w najgorszy możliwy sposób. Straciłam wszystko...”
„W szufladzie męża znalazłam babską bieliznę. Myślałam, że mnie zdradza, a on... sam się w nie przebiera”
„Narzeczony za nic nie chciał pozbyć się matki i syna z poprzedniego związku. Oni stali nam na drodze do szczęścia”

Redakcja poleca

REKLAMA