Irminę nazywałam ciocią, ale naprawdę była siostrą babci i moją matką chrzestną. Często u niej bywałam, nie tylko dlatego, że starsza pani potrzebowała pomocy w codziennym życiu, ja naprawdę lubiłam u niej bywać.
Małe, jednopokojowe mieszkanko w starej kamienicy zastawione bibelotami ocalonymi z przedwojennego domu emanowało niepowtarzalną atmosferą tamtych dni. Kładłam na kuchennym stole przyniesione zakupy, wyciągałam filiżanki i parzyłam w dzbanku rytualną herbatę, bez której obie nie wyobrażałyśmy sobie wizyty. Ciocia patrzyła na mnie ciepło mądrymi oczami, nie oceniając popełnionych przeze mnie w owym czasie błędów życiowych, które reszta rodziny uwielbiała mi wytykać, stawiając siebie za wzór.
– Pamiętaj, Justynko, mieszkanie przeznaczam tobie, nie mam dzieci, a Włodek, mój brat, zgodził się z moją decyzją – powtarzała za każdym razem, dając mi poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na przyszłość. – Będziecie z malutką miały własne miejsce, ciasne, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie żałuj tego, co było, wyprostuj się, miej wiarę i patrz do przodu. Zrób to dla swojej córeczki.
Wychodziłam od niej silniejsza, ogrzana herbatą z dodatkiem bezinteresownej miłości. Nikt inny nie dawał mi w owym trudnym czasie tyle akceptacji co ona. Słowo Irminy było dla mnie święte, kiedy więc odeszła, objęłam mieszkanie w posiadanie, ale nie wprowadziłam się, bo czekałam na wujka Włodka. Umeblowanie, bibeloty, obrazy i porcelana, rzeczy cenne, pamiątkowe, należały zgodnie z wolą cioci do niego, niczego więc nie ruszałam i czekałam.
– Za dwa–trzy dni przyjdę i napijemy się razem herbaty, o ile zechcesz towarzyszyć mnie, staremu – powiedział przez telefon.
O cennych rzeczach, które odziedziczył, nie wspomniał ani słowem. Cały wujek Włodek! Dżentelmen w każdym calu. Jako dziecko uważałam, że wszyscy mężczyźni są do niego podobni, żyją według niewzruszonych zasad i można na nich polegać. Nigdy z tego nie wyrosłam, może dlatego zostałam sama z dzieckiem. Ale przecież nie samotna, miałam rodzinę. Jak mówiła Irmina? Miej wiarę i patrz do przodu. No to patrzyłam i czekałam na telefon od Włodka.
Nie lubię się kłócić. Odpuściłam
Zamiast niego zadzwoniła Ewelina, moja kuzynka.
– Masz klucze do mieszkania cioci? To świetnie, umówmy się, chciałabym odebrać to, co przeznaczyła dla mnie. Takie tam drobiazgi, kilka pamiątek, wezmę je i znikam, nie zajmę ci dużo czasu.
Zgodziłam się bez wahania. Ciocia Irmina była osobą wielkoduszną, bardzo zżytą z rodziną, nic dziwnego, że chciała, by Ewelina dostała kilka pamiątek. Może album ze zdjęciami albo figurkę z porcelany? One tworzyły historię rodziny, Ewelina miała do nich prawo.
O wyznaczonej godzinie czekałam w mieszkaniu Irminy, po raz setny przeglądając grzbiety książek stojących szeregiem na półkach zajmujących całą ścianę. Zastanawiałam się, które są przeznaczone dla Eweliny. Dzwonek brzęknął krótko, po czym kuzyneczka głośno załomotała do drzwi, widać niepewna działania starej instalacji. Pobiegłam otworzyć, rozbawiona jej bezceremonialnością.
– Nareszcie, już myślałam, że nie słyszysz – Ewelina wtoczyła się do przedpokoju, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach.
– Wyjeżdżasz? – zdziwiłam się.
– Skądże – odparła niecierpliwie, wtaczając bagaż do pokoju.
Otworzyła walizkę i rozejrzała się po ścianach.
– Ten i ten – wskazała na obrazy. – Ciocia mi je obiecała, powiedziała, że mam je wziąć.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. – Jestem pewna, że chciała, by zawartość mieszkania trafiła do rąk jej brata.
– Przecież nie zabieram wszystkiego, tylko kilka pamiątek, które przeznaczyła dla mnie – Ewelina spojrzała na mnie koso. – Nie wierzysz mi? Nie jestem złodziejką.
Szybko zapewniłam, że nie żywię takiego podejrzenia. Wolę Irminy należy wykonać, więc jeśli obiecała obrazy, niech Ewelina je zabiera.
– Wysoko wiszą, nie dosięgnę. Jest tu drabinka?
Kiwnęłam głową przytłoczona jej energią i szybkim rozwojem wypadków.
– Przynieś – zażądała.
Kiedy wróciłam z drabiną, Ewelina wyjmowała srebra z kredensu i wkładała je do walizki.
– Zdejmij obrazy i zapakuj je w coś, żeby się nie zniszczyły. Połóż je na dnie, zmieszczą się – zakomenderowała, nie przerywając opróżniania półek.
– Sporo tych pamiątek, jesteś pewna, że taka była wola Irminy? – powiedziałam zimno, bo coś mi się przestało zgadzać.
Ewelina wyprostowała się powoli
– Uważasz, że kradnę? – jej oczy zwęziły się niebezpiecznie. – Też należę do rodziny, ty dostałaś mieszkanie, ja kilka pamiątek. Chyba nie żałujesz mi paru bibelotów?
Spojrzałam na solidnie wypchaną walizkę, zastanawiając się, co jeszcze Ewelina zdążyła w niej ukryć. Nie wiedziałam, co zrobić, nigdy nie byłam dobra w kłótniach, a z kuzynką musiałabym stoczyć walkę wręcz, by odzyskać rzeczy należące, jak podejrzewałam, do wujka Włodka.
– Jeżeli uważasz, że to wszystko jest teraz twoje, to nie będę się spierać – powiedziałam pojednawczo.
Ewelina wypadła z mieszkania, ciągnąc za sobą walizkę, a ja zadzwoniłam do Włodka, nagrywając się na pocztę, której nigdy nie odsłuchiwał. Tym razem jednak musiałam go złapać i wyjaśnić sprawę Eweliny. Srebra i obrazy, które zagarnęła, były cenne, ale przede wszystkim miały wartość sentymentalną. Pochodziły z rodzinnego domu Irminy i Włodka, wątpiłam, by ciocia chciała, by wpadły w ręce dalekiej kuzynki, która prawdopodobnie zechce je upłynnić.
Z Włodkiem udało mi się porozmawiać dopiero następnego dnia, zawiadomiłam go o domniemanym przestępstwie, ale nie doczekałam się gwałtownej reakcji. Wobec tego oddałam sprawę w ręce ojca, a ten w kilka godzin zorganizował zwrot zagarniętych fantów.
– Rozmawiałem z Eweliną, jest oburzona, że zarzucamy jej kradzież, więc poprosiłem, by stawiła się jutro u Irminy. Oczywiście z walizką – powiedział, odkładając telefon.
– Przyjdzie? – spytałam.
– Będzie musiała, inaczej rodzina się za nią weźmie, były już takie przypadki – uśmiechnął się. – Ściągnę też Włodka, niech przyjrzy się zagarniętym przez Ewelinę rzeczom.
W mieszkaniu Irminy spotkaliśmy się we troje, Włodek, ja i urażona do żywego Ewelina. Wuj rozsiadł się wygodnie w fotelu i ani myślał stawiać kuzynce zarzutów, zdając się w tej sprawie na mnie. Poprosiłam Ewelinę, żeby otworzyła walizkę.
– Twoje słowo przeciwko mojemu, żadne z was nie udowodni mi kłamstwa. Ciocia Irmina pozwoliła mi zabrać te rzeczy – powiedziała ze złością, odsuwając suwak.
Na wierzchu leżały srebrne przedmioty, dwa koszyczki, tabakierka i prześliczna cukiernica. Włodek ożywił się, pochylił i dotknął srebrnego cacka.
– Pochodzi z wyprawy naszej babki, mojej i Irminy, stały w rodzinnym domu na honorowym miejscu – powiedział wzruszony.
Ewelina nie mogła postąpić inaczej, sięgnęła po cukiernicę i niechętnie postawiła ją na stole.
– Skoro tak, nie będę jej zabierała, należy do ciebie – powiedziała, przesuwając ją w kierunku Włodka.
– Ależ nie – odsunął ją zdecydowanym ruchem. – Jeśli Irmina ci ją podarowała, jest twoja.
Ewelina pierwszy raz straciła pewność siebie i zmieszała się. Włodek patrzył jej prosto w oczy i uśmiechał się.
– No nie wiem, może się pomyliłam i niepotrzebnie ją wzięłam – wymamrotała Ewelina.
– Przemyśl to jeszcze – poradził jej Włodek.
Namyślała się cały tydzień
Siedziałam cicho, patrząc zafascynowana na pojedynek pazerności z wielkodusznością. W Ewelinie aż się gotowało, poczerwieniała na twarzy i rozzłościła się.
– Cukiernicę zostawiam, ale reszta jest moja – powiedziała głośno.
– Nie mam powodu ci nie wierzyć – przytaknął jej Włodek.
Ewelina spojrzała na niego nieufnie, nie wiedziała, jak ma rozumieć jego słowa. Po chwili zastanowienia wyjęła z walizki jeszcze jeden srebrny przedmiot, ażurowy koszyk na owoce. Położyła go na stole obok cukiernicy. Zachowywała się jak handlarz starający się utargować dla siebie jak najwięcej. Wuj Włodek chyba doszedł do tego samego wniosku, bo zgarnął ze stołu oba przedmioty i włożył je w ręce zaskoczonej kuzynki.
– Nie będziemy się targować, Ewelino, wierzę ci. Irmina przeznaczyła je dla ciebie, więc są twoje.
Przez chwilę myślałam, że jednak je zwróci, ale pochyliła się i szybko zamknęła walizkę. Przez twarz Włodka przebiegł cień zawodu.
– Dbaj o nie i nigdy nie sprzedawaj – powiedział cicho. – Przekażesz je dzieciom.
Kiedy Ewelina pożegnała się i odeszła z łupem, zrobiło mi się żal Włodka. Chciał obudzić w kuzyneczce sumienie, zaryzykował i bardzo się zawiódł.
– Wierzę w nią, ona wróci – powiedział. – Po prostu należy do ludzi, którzy muszą mieć więcej czasu do namysłu.
W przypadku Eweliny sumienie dochodziło do głosu równe siedem dni. Tydzień później zawartość walizki podrzucił jej mąż, twierdząc, że Ewelina nie mogła przyjechać, bo jest chora. Prawdopodobnie ze wstydu.
Czytaj także:
„Mój brat to pazerna hiena. Nigdy nie kiwnął palcem przy chorym ojcu, a teraz chce po nim spadek? Po moim trupie!”
„Kolosalny spadek po teściu, chcieliśmy przekuć w biznes. Utopiliśmy dorobek jego życia w kiepskiej inwestycji”
„Mąż dostał spadek po matce i niemal od razu rzucił pracę. Rozpił się i rozleniwił, sam sprowadził na siebie nieszczęście”