„Kuzynka męża stale wpadała bez zapowiedzi, obżerała nas z kolacji i rozpuszczała moje dzieci. Kompletnie mnie lekceważyła”

Kuzynka męża mnie lekceważyła fot. Adobe Stock, JustLife
„– Witaj, Agatko, byłam niedaleko i pomyślałam, że wpadnę, zapytam, co słychać u mojego kochanego kuzyna… Cześć, Krzysiu! Cześć, dzieciaczki! Mam dla was czekoladki! – krzyknęła wesolutko i ominąwszy mnie z gracją, weszła na salony. – Czekoladek nie! Jeszcze nie jedli kolacji! – zaprotestowałam, ale kuzynka w ogóle nie zwracała na mnie uwagi”.
/ 01.11.2022 15:15
Kuzynka męża mnie lekceważyła fot. Adobe Stock, JustLife

Działo się to w czasach sprzed koronawirusa, kiedy rodacy nie tylko mogli przemieszczać się po kraju bez ograniczeń, ale nawet odwiedzać siebie nawzajem. Tamtego dnia król Maciuś Drugi – pierwszego, wiadomo, wymyślił Korczak – od dobrych pięciu minut siedział na nocniku i w wielkim skupieniu przyglądał się rozłożonej na kolankach książeczce.

No jak tam, Maciuś? Wstajemy? – zapytałam zniecierpliwiona.

– Nie – odparł synek krótko.

Wzruszyłam ramionami i wróciłam do przerwanej roboty, czyli składania świeżo wyprasowanych ubrań moich dzieci.

– Mamo, ale dlaczego on siedzi w pokoju?! – w progu salonu stanęła Małgosia. – W łazience powinien, jak każdy człowiek!

– Wiem, kochanie, ale Maciek to dziecko towarzyskie. Jak go zostawiam samego w łazience, od razu zaczyna wrzeszczeć… To nie na moje nerwy – tłumaczyłam się.

To była prawda

Ilekroć mały decydował się skorzystać z eleganckiego naczynia, osobiście przynosił je z łazienki, stawiał przy kanapie, po czym, zdjąwszy galotki, sadowił się wygodnie i opierał plecami o miękki brzeg mebla. Czasem żądał jeszcze podania sobie jakiejś aktualnie ulubionej książeczki. Wszelkie próby przekonania go do zmiany miejsca kończyły się awanturą i zmoczeniem spodenek. Ileż razy w ciągu dnia można przebierać prawie trzyletnie dziecko?!

– Tata! Tata!

Maciek usłyszał ruch w przedpokoju i poderwał się z nocnika, po czym plącząc się w opuszczonych do kostek gatkach, popędził na spotkanie z ojcem. Chwyciłam pusty nocniczek i wyniosłam go do łazienki. Po drodze natknęłam się na moich panów –  Maciuś już tulił się do tatusiowej brody i swoim zwyczajem próbował wyrwać z niej kilka włosów na pamiątkę.

– Jest coś do jedzenia? – zainteresował się małżonek, więc łokciem wskazałam kuchnię.

Kurczak w piekarniku, pyry w garnku. Wystarczy nałożyć. Maciuś, idź do swojego pokoju, jak tata zje obiadek, to do ciebie przyjdzie – wydałam dyspozycje.

Wszystko chodziło jak w zegarku do dobranocki. Zabierałam się za przygotowywanie kolacji, gdy ktoś zapukał do drzwi. Pora była wysoce niekorzystna, ale co było robić, poszłam otworzyć… Na progu ujrzałam Mariolkę, kuzynkę mojego męża, bardzo elegancką i bardzo dobrze zarabiająca panią adwokat, zarazem upierdliwą starą pannę, która ma wyraźnie za dużo wolnego czasu i uwielbia wpadać do rodziny bez uprzedzenia. Przeciętnie raz, dwa razy w tygodniu.

– O, cześć, a ja właśnie… – zaczęłam, ale weszła mi w słowo:

– Witaj, Agatko, byłam niedaleko i pomyślałam, że wpadnę, zapytam, co słychać u mojego kochanego kuzyna… Cześć, Krzysiu! Cześć, dzieciaczki! Mam dla was czekoladki! – krzyknęła wesolutko i ominąwszy mnie z gracją, weszła na salony.

– Czekoladek nie! Jeszcze nie jedli kolacji! – zaprotestowałam, ale kuzynka w ogóle nie zwracała na mnie uwagi.

Kiedy pojawiłam się w pokoju, Mariolka właśnie zasiadała na kanapie obok Krzysztofa, by razem z nim obejrzeć „Fakty”, natomiast moje dzieci zajęte były rozpakowywaniem czekoladek, każde swojego pudełka.

– Dawać mi to! – zażądałam. – Nie płacz, kochanie, oddam ci po kolacji – obiecałam synkowi, co natychmiast odwróciło podkówkę na buzi Maćka we właściwą, uśmiechniętą stronę. – Mariolka, zjesz z nami? – zapytałam, ale kuzyn i kuzynka chyba mnie nie usłyszeli.

Stale podważała moje reguły

No to ja wróciłam do kuchni, Małgosia do swojego pokoju, Maciuś natomiast stał obok taty i z identycznym jak on wyrazem twarzy wpatrywał się w panią z telewizora. Przygotowałam kolację, nakryłam do stołu i zaprosiłam doń domowników oraz Mariolkę. W połowie posiłku Maciuś zaszeleścił w swoim języku, zsunął się z krzesełka i dokądś potruchtał. Nie minęła minuta, a już zdejmował spodenki i sadowił się na swoim tronie przy kanapie. Zdaje się, że nikt poza mną nie zwrócił na to uwagi. Już wstawałam, by wyprowadzić małego z pokoju, ale wtedy odezwała się Mariolka:

– Hm, dziwnie pachną te frankfurterki. Powąchaj, Krzysiek… – podsunęła kuzynowi widelec z kiełbaską.

– Nie, bardzo ładnie pachnie – ocenił.

– Nie wiem – odparła Mariolka i przysunęła do nosa tym razem plasterek pomidora.

Mamo, Maciek – szepnęła siedząca obok mnie Małgosia.

– Wiem, widziałam – odszeptałam.

Może to brak kultury, może powinnam była natychmiast wyprowadzić synka do łazienki, ale… ale bardzo mnie bawiło obserwowanie zmieniającej się mimiki Mariolki. Bidulka nie miała pojęcia, że autorem jej doznań węchowych jest uwielbiany przez nią synek uwielbianego przez nią kuzyna… Nagle podniosła się i oświadczyła, że zapomniała, ale już, natychmiast, musi coś zrobić. Bo dom, bo ktoś, bo coś. Krzyś poderwał się, by odprowadzić gościa do przedpokoju. Wrócił po chwili.

– Mariolka mówi, że coś u nas nie halo z kanalizacją – oznajmił. – Ja nic nie czuję… – oświadczył, pociągając nosem. – Jezus Maria, Maciek!

– Brzusiek boli – zaszemrał synek i przewrócił stronę w ulubionej książeczce.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA