Ewelina wpadła do biura jak na skrzydłach. Po trzech latach pracy oznajmiła mi ni stąd, ni zowąd, że rzuca pracę, bo wreszcie nadarza się jej wspaniałe zajęcie. Jak opętana opowiadała o interesie życia, który ma zrobić razem z mężem. Moim zdaniem nie powinna rezygnować z posady, która daje jej, nawet jeśli niewielkie, to przecież stałe pieniądze.
Milczałam jednak, bo czułam, że kuzynka nie weźmie tego jako dobrą radę, ale wynik mojej zazdrości, że wreszcie jej się powiodło. Ale po kolei...
Od dzieciństwa to ja byłam tą, której bardziej szczęściło się w życiu. Nawet jeśli tylko ja wiedziałam, jak ciężką pracą okupione są te moje sukcesy... Poczynając od szkoły podstawowej, przynosiłam lepsze stopnie niż Ewelina. Ona ledwo przechodziła z klasy do klasy, a nawet była raz zagrożona.
Nic więc dziwnego, że ja poszłam na studia, a ona nawet nie zdała matury. Skończyła technikum gastronomiczne, ale wcale jej się nie spieszyło do harówki w kuchni, więc pracowała to tu, to tam. Najczęściej jako sprzedawczyni.
Byłyśmy w tym samym wieku. Ja – blondynka, ona szatynka. Być może mogłybyśmy się zaprzyjaźnić, gdyby w rodzinie nie napuszczano nas tak na siebie. Mnie zawsze stawiano Ewelinie za wzór i wiem, że wychodziło jej to bokiem. Nie lubiła mnie. To stworzyło między nami, kuzynkami, przepaść.
Jako dorosłe kobiety też nie miałyśmy ze sobą najlepszego kontaktu. Widywałyśmy się tylko na rodzinnych spotkaniach, a i wtedy unikałyśmy siebie jak ognia. Ja byłam bowiem dobrze zapowiadającą się bizneswoman, a moja kuzynka podrzędnym pracownikiem bez specjalnych kwalifikacji. O czym miałyśmy rozmawiać, kiedy moje buty kosztowały więcej, niż ona dostawała miesięcznej pensji?
Zrobiłam to ze względu na ciocię
Wyglądało na to, że nasze drogi już nigdy się nie zejdą, aż tutaj pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciocia Ela, matka Eweliny z płaczem, że ta znowu straciła pracę!
– Wiesz, jak to u niej jest. Mąż także ma tylko tymczasową umowę, skończy się sezon budowlany, nadejdzie zima i zostaną bez grosza – płakała.
Nie miałam pojęcia, czego ode mnie może chcieć. Pożyczki? Ale ciocia Ela w końcu wydukała, że może dałabym Ewelinie jakąś pracę. W pierwszej chwili cała zesztywniałam, bo naprawdę nie miałam pojęcia, co mogłaby u mnie robić. Parzyć kawę? Ale czułam, że ciocia jest w prawdziwej rozpaczy.
– Czy ona zna się na komputerze? – zapytałam.
Ciocia natychmiast się ożywiła i stwierdziła, że owszem, tak! – Ewelina była na kursie w biurze pracy i dobrze sobie radzi – zapewniła mnie.
„Dobre przynajmniej i to” – pomyślałam.
Kilka dni później zaproponowałam Ewelinie zajęcie. Nie były to duże pieniądze, ale pewne. No i obowiązków także miała niewiele, bo chodziło o wklepywanie w komputer danych klientów. Kiedy podpisywała ze mną umowę, nawet się zdziwiła, że jest stała, bo do tej pory nigdy takiej nie miała.
– W końcu jesteśmy rodziną, mam do ciebie zaufanie. Liczę, że będzie się nam dobrze współpracowało – podkreśliłam wtedy, chcąc przełamać barierę, która dzieliła nas przez całe dotychczasowe życie.
Odniosłam wrażenie, że chyba udało nam się jakoś zaprzyjaźnić, mimo że ja byłam właścicielką firmy, a Ewelina moją sekretarką. Ale przecież odnosiłam się do niej życzliwie i z szacunkiem. Czasami plotkowałyśmy na rodzinne tematy, częściej jednak moja kuzynka robiła swoje i wychodziła do domu.
Usiłowałam wprawdzie namówić ją na rozmaite kursy, które by podniosły jej kwalifikacje i wtedy mogłabym zaproponować jej lepsze stanowisko, ale nigdy mi się to nie udało. Kuzynka wymawiała się zawsze domowymi obowiązkami i nie zostawała w biurze ani minuty dłużej, niż musiała. Dałam więc sobie spokój, rozumiejąc, że nie każdy z nas musi mieć ambicje. I tak minęły trzy lata!
Cieszyła się, że będzie szefową
Aż tu pewnego dnia kuzynka wpadła do biura i już od progu oznajmiła mi, że odchodzi. Zaskoczona zapytałam ją, co się stało. Usłyszałam, że razem z mężem dostali fantastyczną propozycję.
– Romek ma przyjaciela, którego kuzyn kupił dom w górach i chce z niego zrobić pensjonat. Przyjaciel wie, że z mojego Romka jest budowlaniec, więc zaproponował mu, żeby podjął się remontu tego domu. Mąż tam pojechał i stwierdził, że roboty jest na dwa lata. A ja jestem po technikum gastronomicznym i ten facet doszedł do wniosku, że przydałaby mu się taka para, jak ja z Romkiem. Pewni, zaufani ludzie do wyremontowania, a potem do prowadzenia pensjonatu – opowiadała z przejęciem.
Słuchałam tego z niedowierzaniem. Sama znałam przynajmniej dwie osoby, którym marzyło się prowadzenie przytulnego pensjonatu w górach, ale nic z tego nie wyszło. To bowiem, co wygląda na taką sielankę, wcale nią nie jest. To naprawdę ciężka praca i ogromne pieniądze, które trzeba włożyć, zanim człowiek doczeka się jakichkolwiek zysków.
– Czy to pewna propozycja? – odważyłam się zapytać, przerywając wywody Eweliny,
– Oczywiście! Dlatego nie gniewaj się, ale rzucam pracę u ciebie! – stwierdziła.
– Tak od razu? – nie mogłam wyjść ze zdumienia.
– Wiem, że to kłopot, że zostawiam cię tak z dnia na dzień, bo mam trzy miesiące wypowiedzenia, ale chciałabym odejść już dziś! – usłyszałam.
W sumie to nie był żaden kłopot, bo robotę, którą wykonywała moja kuzynka, mógł zrobić na zlecenie każdy student. Mnie się raczej wydawało, że to może być kłopot dla niej. W końcu była już po trzydziestce i nie miała żadnych kwalifikacji. Gdzie znajdzie pracę, jeśli pomysł z pensjonatem nie wypali?
Początkowo jednak postanowiłam się nie wtrącać, w końcu kuzynka jest dorosła i wie, co robi. Ale potem pomyślałam sobie o dwójce jej dzieci i o cioci Eli, która zawsze mi powtarzała, że tylko ja zachowuję rozsądek w tej rodzinie i jednak stwierdziłam, że muszę przeprowadzić z Eweliną kolejną poważną rozmowę.
Wieczorem pojechałam więc do niej do domu. Otworzyła mi zdumiona, bo faktycznie nie byłam u niej już dawno, a nigdy z taką zwyczajną przyjacielską wizytą. Ucieszyłam się, że jest także Romek, bowiem wydawało mi się, że przez to rozmowa będzie łatwiejsza. Zaczęłam przekonywać Ewelinę, żeby nie rzucała pracy, tylko może wzięła urlop, pojechała w góry i przekonała się, jak tam jest.
– Przecież z tego, co rozumiem, nie macie jeszcze żadnej umowy z tym facetem. Nie boicie się, że was oszuka? – dopytywałam się.
Tymczasem Ewelina wcale nie wzięła moich słów jako troski o swój los! Poczerwieniała i wyrzuciła mi, że jeśli chodzi o oszukiwanie, to ja oszukiwałam ją przez ostatnie trzy lata!
– Harowałam dla ciebie jak wół i nigdy nie zobaczyłam premii ani nie dostałam podwyżki! – rzuciła mi w twarz, chociaż wiedziała, że w firmie nie ma premii, a podwyżkę to niby za co miała dostać? Przecież ani o jotę nie podniosła swoich kwalifikacji!
– Teraz to ja w końcu będę szefową! Będę miała personel i pokażę, na co mnie stać! A kto wie, może i kiedyś weźmiemy z mężem ten pensjonat w ajencję, prawda, Romek? – snuła swoje mrzonki takim tonem, jakby już miała w ręku umowę, albo była panią na włościach.
Na koniec dowiedziałam się, że jestem zwykłą złodziejką, bo ona doskonale wie, ile ja zarabiam, a pracownikom płacę grosze.
– Moja noga nigdy nie postanie w twojej firmie! – zapowiedziała Ewelina.
Cóż miałam zrobić? Obróciłam się na pięcie i wyszłam
Po tych oskarżeniach kuzynki byłam w takim stanie, że przejechałam skrzyżowanie na czerwonym świetle, cudem tylko unikając zderzenia! „Co za niewdzięcznica! – myślałam. – Tak się właśnie wychodzi na pomocy rodzinie”.
Zadzwoniłam od razu do cioci Eli, spytać, co ona sądzi o tej całej sytuacji, ale nagle potraktowała mnie chłodno.
– Ja tam nie wiem, jak to było między wami, Ewelina opowiadała różne rzeczy… – usłyszałam.
„No to pięknie! Niewdzięczna kuzynka zdążyła mi już obrobić tyłek przed rodziną! – pomyślałam. – Mam za swoje!” Przez następne tygodnie dochodziły mnie różne słuchy o Ewelinie. Podobno wyjechała z hukiem w góry, opowiadając wszystkim dookoła, jakie teraz będzie miała świetne życie.
Wróciła już po cichu…
Po dwóch miesiącach okazało się bowiem, że właściciel pensjonatu przeliczył się z kosztami i uznał, że na razie nie będzie niczego remontował. Wypłacił wprawdzie Romkowi i mojej kuzynce jakąś należność, ale potrącił im za mieszkanie w swoim zrujnowanym pensjonacie jak za wynajem! Ewelina zarobiła więc mniej, niż miała u mnie i wyszła na tym interesie jak Zabłocki na mydle.
Zadzwoniła do mnie po kilku dniach, jakby nie było między nami żadnego konfliktu i zapytała, czy jej miejsce jest nadal wolne.
– Mogłabym już jutro przyjść do pracy – oświadczyła zupełnie, jakby robiła mi wielką łaskę.
Ja jednak nie zapomniałam jej bezpodstawnych oskarżeń i nie miałam zamiaru przyjmować takiego nielojalnego pracownika.
– Niestety, jest już ktoś na twoje miejsce – oświadczyłam krótko.
Teraz kuzynka rozpowiada po rodzinie, jak to wyrzuciłam ją z pracy po trzech latach jej wielkiego poświęcania się dla mojej firmy! Ale postanowiłam się tym nie przejmować. „Psy szczekają, karawana jedzie dalej” – myślę sobie. Nie ja pierwsza i nie ostatnia nie doczekałam się dobrego słowa od kogoś z rodziny, komu pomogłam.
Czytaj także:
„Moje wybory zawsze były przemyślane, a Magda w swych decyzjach zdawała się na los. Żadnemu z nas nie wyszło to na dobre”
„Sąsiad to stary tetryk, któremu wszystko przeszkadza. Wyzywał nas od durni, aż w końcu doczekał się śmierdzącej zemsty”
„Robert to mój rycerz na białym koniu. Zakochał się we mnie, mimo że byłam niemiła, płaczliwa i roztrzepana”