Czasem słyszy się powiedzenie, że dążenie do perfekcji może zniszczyć to, co już jest dobre. Spędziłam z Januszem trzydzieści lat i nie mogę narzekać na nasze życie. Nie było ono pozbawione wad, ale który związek jest idealny? Teraz zastanawiam się, po co chciałam coś zmieniać w naszym wspólnym życiu. Razem z mężem mieszkamy na małej wsi, w starej części osiedla dla robotników.
Od dłuższego czasu Janusz uskarżał się na zdrowie. Bez przerwy powtarzał, że kiepsko się czuje, że jest osłabiony i nie ma ochoty nic robić. Po wielu namowach w końcu zgodził się pójść do przychodni. I dobrze że tak się stało. Okazało się, że ma początki miażdżycy. Na całe szczęście choroba została wykryta wcześnie. Doktor polecił mu więcej ruchu.
Miał tylko jedną pasję
Diagnoza nie zrobiła na moim mężu większego wrażenia. Zresztą od zawsze stronił od aktywności fizycznej i nie przepadał za uprawianiem sportu. Jedyne jego spacery ograniczały się do drogi na zakupy. Owszem, zdarzało mu się pooglądać w telewizji mecze piłkarskie albo transmisje ze skoków, ale nic poza tym. Co prawda kiedyś napomknął, że grywał w badmintona, jednak mimo moich próśb nigdy nie udało mi się go wyciągnąć na wspólną grę. Od pierwszego dnia naszej znajomości Janek miał tylko jedną prawdziwą pasję – łowienie ryb, której pozostał wierny przez wszystkie lata naszego wspólnego życia.
– Jak będziesz wierzyć doktorom, to szybko wylądujesz w grobie. Niby skąd on ma się znać na treningu?! Założę się, że tylko siedzi przed telewizorem.
– Dokładnie jak ty.
Janek machnął ręką.
– Po co mi jakieś ćwiczenia czy dieta? Grunt, że dostałem leki. W robocie i tak sporo się ruszam, to mi wystarcza.
Spróbuj coś wytłumaczyć komuś tak upartemu. Głowiłam się, jakim sposobem zachęcić małżonka do ruchu. Wiedziałam doskonale, że to będzie prawdziwe wyzwanie.
Już od trzydziestu lat życie Janka toczy się według tego samego schematu. Kiedyś różniło się tylko tym, że pracował na cztery zmiany. Teraz, gdy wypada mu pierwsza zmiana, rozpoczyna pracę punktualnie o szóstej i kończy o drugiej po południu. Po powrocie do domu je obiad, a potem rozkłada się wygodnie na kanapie, żeby nabrać sił i poczytać swoją gazetę.
Później, o ile ma taką szansę, wybiera się nad wodę z wędką, a gdy nie może – po prostu ogląda telewizję. Wiele żon narzeka, że wędkarstwo zabiera im mężów, ale ja się cieszę, gdy mój wyrusza na połów.
Przynajmniej nie muszę patrzeć, jak tkwi przed ekranem telewizora. A do tego łapie trochę świeżego powietrza, no i czasami uda mu się coś złowić.
Za każdym razem gdy pracuje na popołudnie, wraca około dziesiątej wieczorem i idzie spać. We wtorki i piątki pomaga mi, robiąc zakupy na targu. Z kolei podczas dyżurów nocnych nie mogę na niego zbytnio polegać. Zjawia się w domu przed siódmą rano i kładzie się na krótki odpoczynek. Wstaje koło południa, nadal zmęczony. Później kręci się trochę po mieszkaniu, załatwia różne sprawy, je posiłek i ogląda serwisy informacyjne. Po kolacji znów musi być w pracy na dziesiątą wieczór.
Marzył o własnym kawałku ziemi
Na odpoczynek ma tylko soboty i niedziele. Pomyślałam, że jego pasja wędkowania mogłaby być świetną okazją do ruchu. Dotąd na łowienie zawsze dojeżdżał autem lub podrzucał go kolega. Sprawiłam mu niespodziankę i kupiłam rower miejski. Mój małżonek nawet nie chciał na niego zerknąć.
– Myślisz, że będę pedałował przez całe miasto obwieszony wędkarskim sprzętem, w gumowcach? – parsknął śmiechem. – Co ludzie powiedzą?!
Z perspektywy czasu widzę, że wyleciało mi z głowy, jak bardzo Janek przejmuje się tym, jak wygląda. Kiedyś podobało mi się to, że dba o swoją prezencję, ale teraz, po tylu latach małżeństwa, czasem mnie to męczy. Pamiętam, jak na początku, gdy byliśmy świeżo po ślubie, mój mąż lubił opowiadać o swoich planach na przyszłość. Najbardziej zapadło mi w pamięć jego marzenie o własnym kawałku ziemi.
Chciał tam stworzyć ogródek, gdzie na starość mógłby się krzątać między grządkami, zrobić sobie oczko wodne i łowić ryby. Szczególnie myślał o czasie, gdy będzie już zbyt zmęczony, żeby pokonywać dalekie trasy do najbliższego jeziora.
Wszystko zaczęło się przez zbieg okoliczności. Mieszkająca w tym samym bloku Urszula postanowiła pozbyć się działki rekreacyjnej. W latach 80. jej małżonek dostał ją od swojego pracodawcy. Razem pilnowali tego kawałka ziemi przez długi czas. Niestety życie napisało smutny scenariusz – jadąc na działkę w ubiegłym roku, mąż Urszuli dostał udaru, który okazał się śmiertelny. Od tego momentu sąsiadka nie postawiła tam nawet stopy.
– Do dziś pamiętam wszystkie wspaniałe momenty, które tam przeżyliśmy. Liczę na to, że i wam przyniesie tyle samo radości – wyszeptała ze wzruszeniem w oczach, przekazując mi klucze do działkowej chatki z drewna.
Początkowo mój Janek podchodził sceptycznie do tej propozycji. Na całe szczęście Urszula dała nam możliwość przetestowania działki przed jej kupnem. Miałam w głowie sytuację z rowerem, ale wolałam nie wspominać o tym przy Janku.
Widok był przygnębiający
Pamiętam dokładnie – był pierwszy września, sobota. Wybraliśmy się wtedy na działkę, która już prawie należała do nas. Widok był przygnębiający. Wszędzie rosły chwasty, nie było skrawka wolnego miejsca. Chatka również prezentowała się fatalnie. Okazało się, że stała się schronieniem dla ludzi bez dachu nad głową. Na posłaniu walały się brudne kocyki, a wokół pełno było pustych flaszek.
Ktoś zniszczył zamek w drzwiach wejściowych. Jedynie drzewa owocowe dawały powód do radości – gałęzie uginały się pod ciężarem śliwek, gruszek i jabłek.
Na widok opłakanego stanu działki bałam się, że mój mąż od razu zrezygnuje i ucieknie, nie chcąc mieć nic wspólnego z tym skrawkiem ziemi. Jednak kompletnie się pomyliłam co do reakcji Janka. Dokładnie przeszedł się po całej posesji, sprawdził każdy kąt, a potem z entuzjazmem stwierdził:
– W tym miejscu możemy uprawiać pomidorki, a tutaj zrobimy sobie oczko wodne – zawołał podekscytowany. – Taki projekt to coś, co prawdziwy mężczyzna lubi najbardziej!
W jednej chwili nasze życie wywróciło się do góry nogami. Widząc tyle dojrzałych owoców, postanowiłam je zagospodarować robiąc domowe przetwory. Spędziłam mnóstwo czasu w kuchni – gotując, przygotowując konfitury i organizując suszenie. Efektem mojej pracy była taka ilość przetworów w słoikach, że mogłam się nimi podzielić z bliskimi i przyjaciółmi.
Mój mąż poświęcał każdy wolny moment na pracę w ogródku. Wędkarstwo poszło w niepamięć. Zaopatrzył się w porządną kosiarkę na benzynę i podstawowy sprzęt ogrodniczy. Mimo że walka z zarośniętym terenem była trudna, ani razu nie narzekał. Z czasem udało mu się pozbyć wszystkich chwastów. Nigdy przedtem nie widziałam u niego takiego uporu w dążeniu do celu.
Wyznał mi, że się zakochał
– Słuchaj, Jasiu – powiedziałam w trakcie jedzenia śniadania – wszystkie słoiki są już gotowe, więc mogę ci dzisiaj potowarzyszyć przy pracy.
Była sobota, minęły dokładnie dwa tygodnie odkąd kupiliśmy działkę.
– Nie dasz rady, to zbyt ciężkie zajęcie. Muszę dziś ogarnąć te kłody drewna. Tylko będziesz mi zawadzać – odpowiedział.
Samotne godziny z wędką odcisnęły na nim swoje piętno. Krótki okres spędzony na działce nie zdążył jeszcze zmienić jego nawyków. Po jesieni nadeszły zimowe dni. Dawniej mój mąż głównie przesiadywał w swoim ulubionym fotelu, oglądając telewizję, ale teraz działka tak zawładnęła jego życiem, że nawet w niesprzyjającą pogodę wciąż tam biegał, żeby wszystkiego dopilnować. Musiał odgarniać śnieg, doglądać swojego kawałka ziemi i dbać o zabezpieczenia. W dni, kiedy nie mógł tam pójść, obmyślał jak powiększyć altankę. Ten nowy Janek był zupełnie inny od mężczyzny, którego dotąd znałam.
Nastała wiosna, a nasza działka całkowicie się zmieniła. Cała praca włożona przez Janka przyniosła świetne efekty. Kiedy kwiecień dobiegał końca, mój małżonek rozpoczął modernizację domku letniskowego. Rozbudował go, a także zadaszył dotychczasowy taras. W miejscu gdzie kiedyś kończył się taras, wzniósł nową ścianę. Dzięki temu zyskaliśmy dodatkowy pokój do spania. Patrząc na efekty jego pracy, czułam ogromną dumę – nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że potrafi tak wiele.
Na początku lata zabrał się za ogrzewanie domku działkowego – położył warstwy styropianu i zamontował drewnianą elewację. A kiedy nadszedł lipiec i szykowałam się na wakacyjny wypoczynek na działce, wyznał mi coś nieoczekiwanego...
Zakochał się w kimś poznanym w ogródkach działkowych i postanowił rozpocząć nowe życie! Zamierza przenieść się do rozbudowanego domku. Na koniec zaproponował, że zostawi mi nasze mieszkanie, licząc że w zamian nie będę utrudniać sprawy rozwodowej.
Postępowanie rozwodowe miało miejsce jesienią. Byłam kompletnie rozbita i chyba właśnie dlatego nie protestowałam przy żadnych ustaleniach. Co z tego, że Janek wrócił do formy, skoro teraz będzie się tym cieszył u boku innej? Człowiek zawsze jest mądrzejszy po fakcie.
Gdybym mogła cofnąć czas i przewidzieć konsekwencje moich starań o jego zdrowie, kupiłabym po prostu rower treningowy do mieszkania, zamiast na siłę wymyślać, co go uszczęśliwi. W rezultacie straciłam wszystko – męża, ogródek, a do tego sama jestem nieszczęśliwa.
Renata, 54 lata
Czytaj także:
„Wspierałam przyjaciółkę w szukaniu faceta. Nie sądziłam, że wskoczy do łóżka mojemu synowi i złapie go na dziecko”
„Marzyłam, by dzień ślubu na zawsze zapisał się w mojej pamięci. Teraz robię wszystko, byle zapomnieć o tej katastrofie”
„Córka skończyła zagraniczne studia. Myślałam, że będzie kimś, a wylądowała w warzywniaku i podaje ludziom brukselkę”