Marta lubiła zaskakiwać, nieraz stawiała mnie w idiotycznej sytuacji, a te kompromitacje nazywała troską o moją przyszłość.
Nowy pomysł Marty
Uważała, że nie mogę samotnie tułać się po świecie i odgrażała się, że kogoś mi znajdzie. Na szczęście był jeszcze Julek, rozsądny mąż szalonej żony, który potrafił wyperswadować jej co bardziej spektakularne akcje. Dzięki niemu jeszcze się przyjaźniłyśmy.
Tym razem Martusia przygotowała coś naprawdę grubego, bo była tak podekscytowana, że ledwo mogła rozsądnie mówić.
– Nie nawal, bo tym razem porządnie się postarałam, mam dla ciebie kogoś ekstra. Przeprowadziłam mały wywiad, idealnie pasujecie do siebie, ten sam profil psychologiczny. Od razu się dogadacie, wiem, co mówię, mam trochę doświadczenia.
– Tylko dlaczego trenujesz zawodowe umiejętności na mnie? – spytałam.
– Bo znam cię od przedszkola i wiem, że sama nikogo sobie nie znajdziesz, no chyba że wtrąci się siła wyższa i da ci kopniaka w cztery litery. Będzie bolało, a tego wolałybyśmy uniknąć, prawda? Dlatego działam.
– Ten ideał wie, że spotka u ciebie kobietę swoich marzeń, czyli mnie?
Marta szybko zacisnęła i otworzyła oczy. Zawsze tak robiła, kiedy kłamała, nie potrafiła pozbyć się nawyku z dzieciństwa.
– Oczywiście – powiedziała z zapałem. – Bardzo się ucieszył, bo też jest samotny, nie wyszło mu z narzeczoną, zerwała z nim pół roku przed ślubem. Strasznie to przeżył, biedak, teraz szuka kogoś, na kim będzie mógł polegać.
No to wszystko jasne, pomyślałam. Gość nie wie o pułapce, jaką zastawiła Martusia, nadzieje się na mnie i oboje znajdziemy się w głupiej sytuacji sprowokowanej przez moją przyjaciółkę.
– Odwołaj spotkanie, nie przyjdę – powiedziałam i rozpętałam piekło.
Marta urządziła mi scenę, która przerodziła się w dramat, w końcu ugięłam się, obiecując sobie, że wpadnę i wypadnę z gościnnego domu przyjaciółki, nie stawiając złowionego dla mnie człowieka w obliczu podjęcia trudnej decyzji.
Marta była zadowolona, a ja obiecałam sobie, że ustąpiłam jej ostatni raz. Nie czułam się z tym dobrze, miałam wrażenie, że coś jest nie tak, jakbym zgubiła ważną rzecz lub o czymś zapomniała.
Kobieta stała jak posąg, przywołując ptaki gwizdaniem
Niepokój potęgował się wraz ze zbliżającą się randką w ciemno, w wyznaczonym dniu nie mogłam znaleźć sobie miejsca, pomyślałam, że poranny spacer i chłodne powietrze przewietrzą mi głowę i pomogą się uspokoić.
Od razu skręciłam na skwer, który nie zasługiwał na tę nazwę, bo był zwyczajnym, tylko bardziej zadrzewionym skrzyżowaniem kilku chodników. Rano trwał tam wzmożony ruch, ludzie odprowadzali dzieci do pobliskiego przedszkola, psiocząc na karmicielkę gołębi, tarasującą przejście. Kobieta nic sobie nie robiła z cierpkich uwag, stała niewzruszona jak posąg, przywołując ptaki cichym gwizdaniem.
Znałam ją z widzenia, kręciła się po skwerze od kilku dni, otoczona chmarą gołębi, podejrzewałam, że sama należy do niebieskich ptaków, co to nie sieją i nie orzą.
Szłam szybkim krokiem, ale zatrzymała mnie chmara ptaków. Wpatrzone w karmicielkę nie zamierzały ustąpić mi z drogi.
– Śpieszysz się, to dobrze. Idź tam, gdzie los cię wzywa – zanuciła kobieta, rzucając kolejną garść ziarna w powietrze.
Gołębie wzbijały się w górę, nieudolnie naśladowały kolibry, zawisając na chwilę i uwodzicielsko trzepocząc skrzydłami tuż przed jej twarzą, kilka wykonało ten numer dla mnie, w nadziei na smakołyki. Stałam w zawiei piór, oczarowana ich popisami, zastanawiając się, co się dzieje.
– Lubią cię – zauważyła kobieta – to znaczy, że jesteś z tych, co potrafią. Ptaki to wyczuwają.
– Co? – spytałam nieuważnie, wyciągając rękę do trzepoczącego gołębia, który zmienił tor lotu, zanim zdołałam dotknąć jego brzucha.
– Umiesz wywoływać właściwe wydarzenia, jesteś katalizatorem, bez ciebie nie mogłyby zaistnieć. Też za młodu taka byłam, teraz potrafię o wiele więcej.
– Aha, to miłe – odparłam ni w pięć, ni w dziewięć, nie chcąc się jej sprzeciwiać.
Ruszyłam dalej, czując na plecach jej palące spojrzenie.
– Potrafisz! Jeszcze się o tym przekonasz!
W odpowiedzi pomachałam jej uprzejmie, na co nie odpowiedziała. Odeszła otoczona stadem podekscytowanych gołębi.
Wczesnym wieczorem wybrałam się do Marty i Julka
Rozgrywałam w głowie scenariusze rozmowy z wybranym dla mnie facetem. Jeden wydawał się gorszy od drugiego. Nie byłam gotowa na spotkanie, wysiadłam więc z autobusu przystanek wcześniej, żeby zyskać na czasie. Szłam zadrzewioną alejką przy parku, mijały mnie grupki młodzieży i spacerowicze z psami.
Było miło i spokojnie, gdy nagle usłyszałam krzyk kobiety. Odwróciłam się i zobaczyłam ją leżącą na ziemi.
– Wyrwał mi torebkę! – krzyczała, pokazując uciekającego wyrostka.
Był drobniejszy i niższy niż ja, chyba to skłoniło mnie do beznadziejnego pościgu. Gdybym się zastanowiła, nigdy nie wbiegłabym do ciemnego parku, zadziałał odruch, chłopak uciekał, więc zaczęłam go gonić.
Znałam to miejsce, nieraz robiliśmy tu z Martą i Julkiem pikniki, wiedziałam, że za kępą drzew jest mały staw otoczony trzcinami. Złodziej uciekał w tamtym kierunku, usłyszałam nawet głośny plusk, ale nie miałam już ochoty go gonić, znalazłam się sama w słabo oświetlonym parku, a to wcale mi się nie spodobało. Zawróciłam w stronę alejki.
Poszkodowana kobieta zdążyła już wstać, teraz rozmawiała z młodym mężczyzną.
– To jest ta dzielna dziewczyna, Remigiuszu – chwyciła mnie za rękę. – Próbowała złapać złodzieja, ale widzę, że jej się nie udało. To nic, wezwałam siostrzeńca, na szczęście telefonu nigdy nie noszę w torebce. I co się okazało? Był niedaleko, co za szczęśliwy traf! Teraz on się wszystkim zajmie, ty jesteś wolna. Chyba nie pokrzyżowałam ci planów na wieczór, Remku? Zresztą gdyby nawet, to rodzina ma pierwszeństwo. Idziemy na policję powiadomić o kradzieży.
Zagryzłam usta, żeby nie parsknąć śmiechem. Wleczony przez ciocię Remigiusz miał minę skazańca, ale mnie łaskawa pani pozwoliła odejść, mogłam czuć się szczęściarą.
W podskokach oddaliłam się na moją randkę w ciemno, mając gotowy temat do rozmowy, jak im opowiem o zdarzeniu w parku, spadną z sofy.
Spóźniłam się, ale nikt mi nie robił wyrzutów, bo przyszłam pierwsza. Hipotetyczny amant jeszcze nie dotarł.
– Remek na pewno przyjdzie, nie nawaliłby bez słowa wyjaśnienia – mówił zdenerwowany Julek.
– Remek? Remigiusz? – zawołałam rozbawiona. – Hej, czy ja go przypadkiem przed chwilą nie poznałam? Jeśli to był on, to nie przyjdzie. Ostatni raz widziałam go w kleszczach cioci, wzięła go na komisariat.
Zdążyłam im wszystko opowiedzieć, zanim zadzwonił Remek, gęsto się usprawiedliwiając. Zabrałam telefon Julkowi i rzuciłam w słuchawkę.
– To ja, dziewczyna z alejki. Słyszałam plusk, być może złodziej zabrał pieniądze, a torebkę wrzucił do stawu, warto byłoby ją odzyskać, pewnie są w niej dokumenty.
Wydarzenia wieczoru sprawiły, że trema i dziwny niepokój uleciały, jakbym nagle znalazła się we właściwym miejscu i czasie. Moja propozycja została przyjęta z entuzjazmem, Julek ogłosił, że ma piankę do nurkowania, która ochroni przed zimną wodą tego, kto wejdzie do stawu. Padło oczywiście na Remka, czego szczerze mu zazdrościliśmy.
Po kwadransie wszyscy czworo spotkaliśmy się w parku nad stawem.
– To prawdziwa randka w ciemno – śmiała się Marta.
– Nie do końca, mam reflektor – Julek wydobył latarkę, która rozjaśniła mrok. – Dobra, skupcie się, trzeba znaleźć tę torbę.
Remek dzwoniąc zębami, przebrał się w piankę i wszedł w pasmo zrudziałych trzcin kierowany światłem latarki i naszymi okrzykami. Poszliśmy kawałek za nim, mocząc spodnie do kolan.
– Zimno jak piorun i nic nie widać – meldował coraz bardziej zmarznięty chłopak. – Poczekajcie, chyba coś mam. Jest!
Wydał triumfalny okrzyk, wyciągając z gąszczu ciemny kształt.
– Ciocia będzie zachwycona – mruknęłam, podskakując, żeby się rozgrzać.
Remek drogę powrotną przebył piorunem, twierdząc, że zmarzł, jakby goły kąpał się w przeręblu.
Wyglądał jak sine z zimna siedem nieszczęść
Biegiem wróciliśmy do domu i spróbowaliśmy go ogrzać, po godzinie intensywnych zabiegów odzyskał normalny kolor skóry.
To była najlepsza randka w ciemno na jakiej byłam, bawiłam się doskonale. Remek chyba też, w każdym razie wymieniliśmy się numerami telefonów.
I to by było na tyle, minęły dwa dni, a on nie zadzwonił. Zrobiłam to ja, chcąc wyjaśnić sytuację do końca. Remek odebrał, ale ledwo mówił.
– Przeziębiłem się – chrypiał. – Nie mogę wychładzać organizmu, od dziecka tak mam. Sorki, że cię zawiodłem, ale uznałem, że w tym stanie do niczego się nie nadaję.
Dowiedziałam się, że jest sam jak palec, ale radzi sobie i nie będzie mnie niepokoił. Po godzinie już byłam u niego. Ucieszył się, gdy mnie zobaczył, zawsze lepiej chorować w towarzystwie. Nie miał gorączki, męczył go tylko silny katar, postanowiłam go trochę podkarmić i wzmocnić.
W lodówce znalazłam smętne resztki warzyw, w sam raz na cienki wege rosołek. Gotował się krótko, ale Remek nie doczekał, zasnął snem sprawiedliwego, zadowolony, że znalazł się pod opieką.
Pogrążony w letargu coś mamrotał, pochyliłam się nad nim i wyłowiłam imię. Iwona. Odgadłam, że to narzeczona, która wystawiła go rufą do wiatru i nagle się zbuntowałam. Chwila, tak się nie umawiałam! To ona powinna gotować rosołki dla Remka, ja mam ciekawsze sprawy do załatwienia.
Niewiele myśląc, wzięłam komórkę chłopaka, znalazłam numer Iwony i wysłałam jej wiadomość o odpowiedniej, wzmocnionej furią, treści. Chwilę później zadzwoniła. Z satysfakcją odebrałam.
– Co się wygłupiasz, akurat uwierzę, że umierasz – krzyknęła w słuchawkę – Nie myśl, że mnie weźmiesz na taki tani numer.
– Remigiusz nie może odebrać telefonu, chwilowo leży pozbawiony świadomości – przerwałam jej oficjalnym tonem.
– Kto mówi? – zająknęła się Iwona.
– Pielęgniarka – skłamałam. – To ja wysłałam wiadomość, Remigiusz o to błagał, widziałam, jak mu na pani zależy.
– Jest chory? Leży w szpitalu? – Iwona zarzuciła mnie pytaniami.
– Przebywa w domu – odparłam chłodno i rozłączyłam się, a śpiącemu w błogiej nieświadomości Remkowi oznajmiłam: – Jak kocha, to przyjedzie.
To, co zrobiłam, wprawiło mnie w doskonały nastrój
Nie bałam się, że oszukana Iwona zrobi mi awanturę, nie interesowało mnie, co powie Remek, gdy się obudzi. Znów miałam to fantastyczne uczucie, że wszystko idzie jak trzeba, znalazłam się we właściwym czasie i zrobiłam to co należy.
Iwona nie spieszyła się, Remek zdążył się wyspać, wypić mój rosołek i zażyć aspirynę, kiedy w drzwiach zazgrzytał klucz. Mieszkali razem, zrozumiałam, ona wciąż ma klucze.
Do pokoju wparowała Iwona wściekła jak wilczyca, której odebrano młode. Na widok zakatarzonego Remka w piżamie trochę zmiękła, ale wtedy ja wpadłam jej w oko.
– Nie powiesz mi, że jesteś pielęgniarką – wymierzyła we mnie palec.
– Nie jestem – zaprzeczyłam zgodnie.
– Ale że co? – spytał głupio Remek, szybko mrugając oczami. – Iwonko, ty wróciłaś?
Po godzinie kłótni, nieporozumień i wzajemnego oskarżania się, Remek i Iwona zrozumieli, że dostali jeszcze jedną szansę.
– Dzięki tobie jesteśmy znów razem – powiedziała dziewczyna.
– Do usług, w czasie wolnym robię za wysłanniczkę losu – zakpiłam.
– Nie śmiej się – powiedziała w zamyśleniu, gładząc Remka po zarośniętym policzku.
Patrzył na nią wzrokiem spaniela, zrobiło mi się głupio, że podpatruję intymną chwilę dwojga ludzi.
– Pójdę już, chyba nie jestem wam potrzebna – zerwałam się.
Może kiedyś i dla mnie zaświeci słońce. Albo i nie.
Nie zareagowali, Remek coś zachrypiał, uznałam to za pożegnanie. Jak tylko znalazłam się na ulicy, zadzwoniłam do Marty.
– Płaczesz? – Przyjaciółka jak zwykle przejęła się moimi problemami. – Co się stało?
– Zorganizowana przez ciebie randka w ciemno zadziałała doskonale, dzięki niej połączyłam dwoje ludzi – wymamrotałam, wycierając nos. – Ta kobieta miała rację, jestem katalizatorem wydarzeń. Tylko co z tego wynika dla mnie?
– Wciąż jesteś sama – zatroskała się Marta. – Nie wiem, co w tym jest, ale strasznie trudno kogoś ci znaleźć. Ale nic, pamiętaj, że ciągle masz mnie i Julka. Zadbamy o ciebie, tym razem musi się udać.
Sęk w tym, że Remek i Iwona wpadli na ten sam pomysł, oni też postanowili poznać mnie ze znajomymi singlami. Niewiele z tych spotkań wynika, może dlatego, że się nie przykładam. Za to cieszę się, że mam czworo oddanych przyjaciół, którzy chcą, żebym była szczęśliwa.
Może kiedyś i dla mnie zaświeci słońce. Albo i nie. Wątpliwości mam sporo, zastanawiam się, co mnie czeka w przyszłości.
Czytaj także:
„Moi pacjenci, zamiast się leczyć, przychodzą do mnie romansować. Przylgnęła do mnie łatka >>swatki emerytów<<”
„Przyjaciółka bez mojej zgody, umówiła mnie na randkę w ciemno. Miałam jej nawrzucać, ale dzięki niej odnalazłam miłość życia”
„Umówiłam się na randkę w ciemno, ale nie miałam odwagi się pokazać. Bałam się, że na mój widok facet ucieknie z krzykiem”