„Kumpela kilka razy podwiozła mnie do pracy. Nie chciała w zamian czekolady, za to prosiła o wykupienie... połowy drogerii”

dwie kobiety w samochodzie osobowym fot. Adobe Stock, snedorez
„Kaśka zaskoczyła mnie z tym tuszem, ale ostatecznie kupiłam taki, jak chciała. Dość drogi, nawiasem mówiąc. To było moje podziękowanie za przysługę, którą mi wyświadcza. Uznałam, że nie ma w tym nic niewłaściwego. Tyle że na tuszu się nie skończyło”.
/ 10.01.2023 14:30
dwie kobiety w samochodzie osobowym fot. Adobe Stock, snedorez

– Te dojazdy mnie wykończą – westchnęłam głośno, wchodząc do pokoju, po czym ciężko opadłam na fotel przy swoim biurku.

Chociaż z Chorzowa, gdzie mieszkam, do centrum Katowic, gdzie pracuję, mam zaledwie parę przystanków autobusem, ta podróż często nieźle dawała mi się we znaki. Tłoczno, duszno, gorąco, nie ma gdzie usiąść... Kiedy więc Kaśka, która dojeżdżała do pracy z Bytomia przez mój Chorzów, zaproponowała, że może mnie zabierać z przystanku, byłam jej bardzo wdzięczna. I to nie dlatego, że dzięki niej oszczędzałam na bilecie, ale po prostu jazda samochodem to zupełnie inna bajka.

– Bardzo ci dziękuję – powiedziałam zadowolona, kiedy pierwszy raz podwiozła mnie pod biuro i obiecała, że po pracy odwiezie mnie do domu.

Od tego czasu codziennie jeździłyśmy razem, a mnie było to bardzo na rękę.

W pewnym momencie pomyślałam sobie, że chyba powinnam jakoś się jej odwdzięczyć. Taka już jestem, nie lubię mieć długów wdzięczności. Kupiłam więc pudełko czekoladek. Moim zdaniem to był dobry pomysł.

– To za podwożenie i odwożenie – wręczyłam jej z uśmiechem.

Kaśka podziękowała i wrzuciła bombonierkę do torby

Po dwóch tygodniach kupiłam jej paczkę kawy. Wciąż bowiem jakoś niezręcznie było mi korzystać z jej uprzejmości tylko za „dziękuję”. Czułam się zobligowana do małego rewanżu i chciałam od czasu do czasu coś jej dać. Oczywiście w grę wchodziły drobiazgi: paczka kawy czy czekolada.

Kaśka oczywiście i tym razem podziękowała, ale powiedziała wprost, żebym nie kupowała jej więcej kawy ani czekoladek, bo słodyczy nie je, odkąd jest na diecie, a od kawy zdecydowanie woli zieloną herbatę.

– W takim razie kupię ci herbatę, taką jak lubisz – zaproponowałam zadowolona, że dzięki tej podpowiedzi trafię w jej gust.

Kaśka jednak powiedziała, że bardziej ucieszyłaby się z… tuszu do rzęs!

– Właśnie mi się skończył, a w najbliższym czasie nie będę w żadnej drogerii. Gdybyś mi kupiła czarny, wodoodporny, bo tylko takiego używam, byłabym ci bardzo wdzięczna – powiedziała i podała firmę, która jej zdaniem produkuje najlepszy tusz.

Kupiłam ten tusz, choć nie był tani

Zaskoczyła mnie. Początkowo nie wiedziałam, jak to odebrać, ale po przemyśleniu sprawy nawet się ucieszyłam, że jasno dała mi do zrozumienia, że nie chce kawy i czekolady. „Lepiej, kiedy ktoś wprost powie, czego oczekuje, niż gdyby miał z udawaną radością przyjmować czekoladki” – pomyślałam.

Kupiłam taki tusz, jaki chciała. Dość drogi, nawiasem mówiąc. Kaśka była zadowolona. O zwrocie gotówki oczywiście nie było mowy. Chociaż nasza wczorajsza rozmowa na temat tuszu mogła wyglądać na zwykłą prośbę o zrobienie zakupu, za który potem oddaje się pieniądze. Obie jednak doskonale wiedziałyśmy, o co chodzi. Ten tusz to moje podziękowanie za codzienne podwożenie do pracy. Uznałam, że nie ma w tym nic niewłaściwego.

Jednak kilka dni później Kaśka zaczęła napomykać, że skończył się jej lakier do włosów. Zrozumiałam aluzję. Bez słowa kupiłam taki, jaki chciała i następnego dnia, gdy mnie podwoziła, z uśmiechem położyłam zakup na tylnym siedzeniu samochodu.

– O, dziękuję ci bardzo, jesteś kochana – zaszczebiotała moja znajoma, uśmiechając się szeroko.

Po kilku dniach, kiedy znowu razem wracałyśmy z pracy, nasza rozmowa zeszła na temat podkładów i pudrów do twarzy. Często rozmawiałyśmy o różnych kosmetycznych nowinkach.

– Najbardziej lubię transparentne pudry, bo nie nadają twarzy nienaturalnego koloru – powiedziała moja koleżanka, na co jej przytaknęłam, bo sama takich od dawna używałam.

Wyjęłam z torebki mój puder, żeby pokazać, jaka jest moja ulubiona firma produkująca te cudeńka. Kiedy stałyśmy na światłach, Kaśka sięgnęła po kolorowe pudełeczko i przypudrowała sobie nos.

– Faktycznie jest świetny! – uznała i poprosiła, żebym jej kupiła taki sam.

Ona chyba mnie wykorzystuje...

Puder choć nie był tani, już następnego dnia znalazł się w jej posiadaniu. Wysupłałam pieniądze i odmawiając sobie nowej kiecki, kupiłam go dla Kaśki. Potem kupiłam jej jeszcze – komplet szczoteczek do zębów dla niej i jej męża, lakier do francuskiego manicure oraz piankę do włosów.

– Gdybym mogła cię prosić… kup mi zieloną herbatę, cukier i dwie drożdżówki – uśmiechnęła się dzisiaj rano, kiedy wysiadałyśmy z jej auta.

Już miałam zamiar iść do pobliskiego sklepu, gdyby nie Anka, z którą siedziałam w pokoju, i którą wtajemniczyłam w całą sprawę. Przechodziła właśnie obok nas i pociągnęła mnie za rękaw do palarni.

– Czyś ty oszalała? – zapytała szeptem, dając mi do zrozumienia, że doskonale słyszała wypowiedzianą na parkingu prośbę Kaśki.

– Ale o co ci chodzi? – zapytałam, zupełnie nie wiedząc, co ma na myśli.

– Rozumiem: raz coś jej kupić, no może dwa, ale żeby robić jej regularne zakupy w drogerii, a teraz biec na jej rozkaz do spożywczaka? Kobieto, opanuj się – Anka popukała się w czoło.

Dopiero wtedy przejrzałam na oczy

Koleżanka z pokoju uświadomiła mi, że przecież Kaśka podwożąc mnie do pracy, ani nie nadkładała drogi, bo czekam na trasie, którą codziennie jeździ, ani nie traci przeze mnie czasu. Faktycznie, przyznałam jej rację, Kaśka zdecydowanie przesadziła, oczekując ode mnie nie wiadomo jakiej wdzięczności i wciąż mnożąc swoje oczekiwania.

– W końcu to twoja koleżanka, nie jest jej głupio? Mnie nigdy do głowy by nie wpadło coś podobnego – zapewniła, a ja przytaknęłam, bo też nie wzięłabym niczego za taką przyjacielską przysługę.

Kaśce chyba jednak głupio nie było, bo kiedy przemyślawszy całą sprawę, zdecydowałam w końcu, że od następnego miesiąca znowu będę jeździła autobusem i zakomunikowałam jej to, nie skomentowała tego w żaden sposób.

– Jak chcesz – powiedziała tylko i wydęła wargi.

I chociaż podwózki Kaśki miały wiele plusów, bo jechałam w komfortowych warunkach i wysiadałam pod samym biurem, to miały też jeden zasadniczy minus – z dnia na dzień coraz mniej wierzyłam w bezinteresowną przyjaźń. To sprawiło, że raz na zawsze podziękowałam jej za te „przysługi”. Całkiem sporo mnie one bowiem kosztowały.

Czytaj także:
„Przez 40 lat uszczęśliwiałam mężczyznę, którego nie miałam szans zadowolić. Prawdę odkryłam się na jego pogrzebie”
„Było mi źle, że mam kochankę w pracy, ale nie mogłem się oprzeć. Ciągle myślałem o tym, co zrobię z nią w nocy”
„Znosiliśmy z mężem patologię za ścianą, żeby zaoszczędzić na domek z ogródkiem. Ale sąsiedzi uwzięli się na nas...”

Redakcja poleca

REKLAMA