„Kumpel to bojący się babek mięczak. Zeswatałem go z pierwszą lepszą, a on tak się rozpędził, że stanął na ślubnym kobiercu”

mężczyzna który zeswatał znajomych fot. Adobe Stock
„Tomek i Majka byli cudownymi ludźmi, ale żadne z nich nie miało zbytnio szczęścia w miłości. Mieszkali ze sobą jak białe małżeństwo. Super się dogadywali, nie kłócili się o sprzątanie, zmywanie, znajomych, imprezy, pilota do telewizora, jedzenie w lodówce. Musiałem coś zrobić, żeby pojawiła się między nimi namiętność”.
/ 06.05.2023 16:30
mężczyzna który zeswatał znajomych fot. Adobe Stock

Mogę z dumą powiedzieć, że pożeniłem dwoje moich znajomych. Ja ich nie tylko ze sobą poznałem, na czym zazwyczaj kończą swoje dzieło ci, którzy się potem przechwalają swataniem. Także namawiałem ich uparcie, żeby spróbowali ze sobą być. Wprowadziłem też w życie pewien plan… I to podziałało. Połączyła ich przyjaźń oraz wielka namiętność. Wiem, jak to brzmi – banalnie, a przy tym niewiarygodnie. Ale tak było. 

Tomka poznałem w naszej firmie. Jesteśmy sprzedawcami sprzętu elektronicznego. A właściwie byliśmy. Bo po jakichś dwóch latach pracy w naszym rodzinnym mieście on postanowił przeprowadzić się do Warszawy. Dostał tam ciekawą ofertę w handlu i doszedł do wniosku, że zaryzykuje.

To inteligentny, sympatyczny, rozważny i wesoły gość. Czy przystojny, sam nie wiem. Oceniam jego urodę delikatnie, bo to mój kolega, ale muszę przyznać, że na kobiety nie działał wcale. Kiedy wyjeżdżał do Warszawy, miał 29 lat i żadnej dziewczyny.

Zaproponowałem, żeby wprowadziła się do niego

Z kolei Majka to bliska koleżanka z dzieciństwa. Taka trochę chłopczyca – kiedyś biegała z nami po podwórkach i ogródkach działkowych, a dzisiaj to kobieta wyjątkowo opanowana i zamknięta w sobie. Jedna z tych, które raczej słuchają, niż opowiadają. Jednak  mnie znała dobrze i zwierzała mi się dosyć często. Wiedziałem więc, że ona też nie ma nikogo.

Co gorsza, powoli traciła nadzieję na znalezienie kogoś odpowiedniego, bo podobają jej się faceci postury drwala, lecz wymaga od nich delikatności i wrażliwości. A to jest marzenie, które wiele dziewczyn prowadzi do staropanieństwa. No i ona ku temu zmierzała. 

Kiedy powiedziała mi, że jedzie do Warszawy, bo przenosi ją tam jej firma, miała już 28 lat i żadnego narzeczonego u boku. I właśnie wtedy wpadł mi do głowy ten pomysł. Postanowiłem Tomka i Majkę ze sobą poznać.

Majka szukała mieszkania w Warszawie. A właściwie tylko pokoju, bo nie było jej stać na nic więcej. Niestety, to trwało, bo nie chciała mieszkać ze studentami, a ci najczęściej wynajmowali same pokoje.

– Za stara jestem. Muszę mieć spokój, ciszę. A tacy to cały czas imprezują i spraszają do domu nie wiadomo kogo – mówiła mi.

– Słuchaj, a może byś się wprowadziła do Tomka? On ma dwa pokoje i cały czas zastanawia się, czy wynająć ten drugi, bo w ogóle z niego nie skorzysta. Musiałbym go zapytać, czy kogoś znalazł. Ale chyba nie, bo też nie chce brać byle kogo.

– Na przykład studenta… – zaśmiała się.

– No właśnie – potwierdziłem.

– Ale tak z facetem… – zawahała się. 

– To na pewno będzie w porządku?

– A dlaczego nie? Dziewczyno, mamy XXI wiek. Chyba że ty jeszcze żyjesz w dziewiętnastym – roześmiałem się.

Zapytałem Tomka, a on się zgodził. Był zaciekawiony. A kiedy pokazałem mu zdjęcia Majki, wręcz się do sprawy zapalił. Trochę mnie to ubawiło. Mimo swojego wieku na kobiety wciąż reagował jak nastolatek. Może dlatego, że od dawna nie miał żadnej, więc musiały w nim buzować hormony.

Pamiętam, jak kiedyś znalazł sobie dziewczynę. Byli ze sobą tylko pół roku, ale od samego początku o niczym innym nie opowiadał tylko o seksie z nią. Byłem o wszystkim informowany. Gdzie, kiedy, ile razy. Wiem, wiem, kobiety nie lubią, jak mężczyzna zdradza łóżkowe sekrety. Jednak Tomkowi trzeba wybaczyć. On po prostu bardzo to wszystko przeżywał. Był za to tej dziewczynie wierny i całym sercem oddany związkowi. To ona mu je, zresztą, w końcu złamała. Nie odwrotnie.

Bałem się, że tak będzie i tym razem, ale postanowiłem zaryzykować. Istniało duże prawdopodobieństwo, że Tomek zakocha się w Majce, a ona w nim nie. Że będzie cieszyła ją jego obecność, bo to świetny kompan do wszelkiego rodzaju rozrywek, ale nie poczuje do niego nic poza sympatią. No i rzeczywiście – zaprzyjaźnili się i… tyle.

Tak było przez pierwsze dwa lata. Długie dwa lata. Mieszkali ze sobą jak białe małżeństwo. Super się ze sobą dogadywali, nie kłócili się o sprzątanie, zmywanie, przyprowadzanie znajomych, imprezy, pilota do telewizora, jedzenie w lodówce. O nic.

Często wychodzili razem do kina albo grali na konsoli. W końcu okazało się, że łączy ich pasja podróżowania, więc pojechali za granicę na dwie egotyczne wycieczki. Za małe pieniądze, wszystko organizowane własnym sumptem. Byli w Indiach i w Afryce. I ciągle nic! Pytałem Tomka co jakiś czas, czy wreszcie między nimi zaiskrzyło, jednak on tylko kręcił się nerwowo, uśmiechał pod nosem i rumienił. Wiedziałem, że Majka mu się podoba.

– Tyle czasu spędzacie razem… Nie wierzę, że dotąd nic nie było! – dziwiłem się.

– Oj, chłopie, daj spokój… – machał ręką. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

– Ja nie wierzę w przyjaźń z kobietą.

– A ty i Majka? – przypomniał mi.

– To co innego, znam ją od dziecka! Ale wy powinniście spróbować – upierałem się. – Przecież widzę, że tego chcesz. Dlaczego nie zaprosisz jej na randkę?

– Jak mam niby to zrobić po dwóch latach mieszkania razem? Wiesz, jak by to było niezręczne – obruszył się. – Poza tym nie chcę psuć naszej przyjaźni.

Uknułem intrygę

Miał trochę racji, rozumiałem go. To była przedziwna sytuacja, ale i tak regularnie zachęcałem go do tego, żeby jednak spróbował. Z Majką nawet nie podejmowałem tego tematu. Raz próbowałem, ale tak na mnie fuknęła, że przeszła mi ochota.

Wiedziałem jednak, że i ona należy do dziewczyn o gorącej krwi. Kiedyś zdradziła mi to jedna z naszych koleżanek. Podobno Majka, choć jest dziewczyną bardzo opanowaną, to gdy przychodzi co do czego, szaleje jak ta cicha woda. „Przecież ludzi potrafi połączyć namiętność! – pacnąłem się wtedy w czoło. – Mogą odkryć siebie w łóżku, nawet jeśli nie przyciąga ich na początku żaden magnetyzm”. A wszystko wskazywało na to, że jeśli chodzi o seks, pasują do siebie jak ulał. Uknułem intrygę…

W grudniu zbliżały się urodziny Tomka, więc namówiłem naszych znajomych na wspólny prezent: weekend w hotelu SPA w podwarszawskiej miejscowości. Tomek na każde urodziny wracał do naszego miasta, by spotykać się z nami w knajpie. Zapowiedziało się ze dwadzieścia osób, więc było nas stać na ten luksus. Wiedziałem też, że jeśli podarujemy mu weekend w SPA dla dwóch osób, to zabierze Majkę, bo przecież z kumplem nie pojedzie, a nie zna w Warszawie żadnej innej dziewczyny, której mógłby coś takiego zaproponować.

Na kuponie, który dostał od nas Tomek, było napisane, że wyjazd obejmuje dwie osoby, które miały mieć dwa oddzielne pokoje. Idealny prezent dla dwójki znajomych. Gdy jednak upewniłem się, że Tomek zabierze tam właśnie Majkę, zadzwoniłem do hotelu, prosząc, by w systemie zmienili nasze zamówienie na „pokój dla nowożeńców”. Szampan, podwójne łoże, masaże, kąpiele, romantyczne świece. Wszystko, co potrzebne, żeby w końcu spróbowali.

No i udało się. Spróbowali!

Dowiedziałem się pierwszy. Tomek już dawno obiecał mi, że jak tylko do czegoś dojdzie, to da mi znać. Powiedział to na odczepnego, ale koniec końców dotrzymał słowa. SMS z treścią: „Stało się. Było niesamowicie” dostałem w środku nocy.

Miałem rację. Moich przyjaciół połączyła namiętność, a na niej zbudowali wielką miłość. No bo czymże innym jest związek, jak nie połączeniem seksu i wzajemnego zrozumienia? To drugie znali od dawna, a pierwsze właśnie dla siebie odkryli.

Trafili w tych sprawach idealnie. Kiedyś podczas męskiej rozmowy zapytałem Tomka, ile wynosi ich średnia. A on na to:

– Dwa, czasem trzy razy.

– Przeciętnie – machnąłem ręką. – My z żoną kochamy się nawet pięć razy.

– Pięć razy dziennie? – zdziwił się.

– Nie, gdzie. Tygodniowo!

– No widzisz, a my trzy razy dziennie!

Tak oto mogłem się puszyć, że mam świetne wyczucie jako swat. W to, że ten związek jest moim sukcesem, nie wątpi nikt ze znajomych. Nie wątpi nawet moja żona, która do moich przechwałek ma największy dystans. Wszyscy wiedzą, że Tomek i Majka to moje dzieło. Nawet oni sami. Dowód? Na ich ślubie kosze z owocami dostali w podzięce rodzice nowożeńców i… ja. 

Czytaj także:
„Matka najpierw rozbiła mój związek, a po latach postanowiła naprawić błędy. Chce mnie zeswatać z jakimś burakiem”
„Po rozwodzie zamieniłem się w donżuana wyrywającego panienki na jedną noc. Szybko stoczyłem się na dno”
„Myślałam, że już przekwitłam, a okazało się, że jestem w ciąży. Prędzej bym się diabła spodziewała, niż dziecka po 40-stce”

Redakcja poleca

REKLAMA