„Kumpel śmiał się, że zamiast poznać laskę na żywo, lajkuję jej posty na fejsie. Nie wiedział, że to moja tajna strategia”

chłopak śledzi dziewczynę w internecie fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Moja miłość była bajkowa. Pomagała mi żyć. Trochę mi się pokomplikowało życie. Wywalili mnie z roboty, bo zamiast wypełniać tabelki, grałem w gry. Rodzice poddali się i po kilku nieudanych próbach wysłania mnie na terapię dali sobie spokój. Matka od czasu do czasu podrzucała mi parę stów, ojciec tylko patrzył ponuro”.
/ 31.01.2023 10:30
chłopak śledzi dziewczynę w internecie fot. Adobe Stock, Syda Productions

Zakochałem się. Trochę głupia sprawa, bo zakochałem się jak sztubak – w fotografii.

– Pokaż ją – Adam, mój przyjaciel, był nieustępliwy – Eee, chuda jakaś. Taka żabowata, nie?

– Wal się!

Adam nigdy nie miał zrozumienia dla moich fascynacji. Sam, mimo kieszonkowego rozmiaru, kochał się wyłącznie w kobietach postawnych, posągowych, wypełnionych kobiecością aż po brzegi. Ja, zupełnie odwrotnie, uwielbiałem takie zagubione w świecie drobinki, z małymi cycuszkami, chudzieńką nóżką i rysem szaleństwa w buźce.

– Czy ty nie możesz zakochać się w jakiejś zrównoważonej kobiecie? Same neurotyczki. Ale okej, nie marudzę. To w zasadzie jedna z twoich nielicznych dobrych cech. Gwarancja, że są małe szanse, żebyśmy się kiedyś starli w śmiertelnym boju o kobietę.

Godzinami wzdychałem do niej z ukrycia

Żabowata dziewczyna ma na imię Renata. Zobaczyłem jej zdjęcie na Facebooku, na stronie moich znajomych. Rysiek i Ewa prowadzili dom otwarty, a raczej dom i ogród otwarty, gdzie przewalało się spore grono uznanych artystów, aspirujących artystów i zwykłych, zblazowanych hipsterów.

Na fotce była Renata w białej luźnej sukni. Drobna blondyneczka szła bosa ścieżką między lasem i polem i śmiała się prosto w obiektyw. Nie mogłem od niej oderwać oczu. Sprawdziłem jak się nazywa i wlazłem na jej stronę. Na szczęście udostępniała swoje foty publicznie, nie zawężając odbiorców do kręgu własnych znajomych. Zacząłem regularnie tropić jej ślady w internecie. Przeglądać zdjęcia, czytać posty, szukać informacji.

– Nie rozumiem cię. Nie możesz po prostu, jak człowiek cywilizowany, wysłać jej zaproszenia? Ona kliknie, że przyjmuje i już, jesteście znajomymi. To proste, nie?

Miłość to nie transakcja handlowa. Wysyłam ofertę, oferta zostaje przyjęta i co? Zero romantyzmu i tajemnicy. A ja, jak reszta tych palantów, drepczę w kolejce do jej względów. Nie chcę tak. Spójrz, co oni wypisują. Można się porzygać, jak jeden drugiego próbuje prześcignąć w nadskakiwaniu.

– No to jak inaczej?

– Jeszcze nie wiem. Myślę nad tym.

Pod każdym jej zdjęciem pojawiały się setki lajków i dziesiątki wpisów cmokających z zachwytu, obleśnych zalotników: „Piękna!!!”, „Cudowna!!!”, „Olśniewająca!!!”. Na pewno do nich nie dołączę.

– Nie chcesz normalną drogą, bo nie jesteś jak oni? Lepszy jesteś? Dla mnie to ty jesteś zboczeniec, podglądacz. Ona wrzuca swoje fotki, faceci się zapluwają i w porządku. Bidula, nie domyśla się, że tajemniczy zbok gapi się godzinami, choć sam pozostaje w ukryciu. To chore. Chore i słabe.

– Może trochę niedojrzałe. Ale nie chore. Pamiętasz, jak w szkole właziliśmy na drzewo, żeby zobaczyć coś przez okno tej… no, jak ona miała na imię?

– Aneta. Pamiętam. Ale jak sam zauważyłeś, to było w szkole. Dorośnij.

– A jak Lubaszenko u Kieślowskiego podgląda Szapołowską?

– Zboczeniec, tak jak ty!

– Wal się!

Moja miłość była bajkowa. Pomagała mi żyć. Trochę mi się w tym czasie pokomplikowało życie. Wywalili mnie z roboty, bo nie mogłem się opanować i zamiast wypełniać tabelki bardzo ważnymi danymi, grałem w gry. Rodzice poddali się i po kilku nieudanych próbach wysłania mnie na terapię dali sobie spokój. Matka od czasu do czasu podrzucała mi parę stów, ojciec tylko patrzył ponuro.

Nie było mnie już stać na dalsze wynajmowanie mieszkania i musiałem zamieszkać u Adama. Czułem jednak, że długo tak nie można i że trzeba coś ze sobą zrobić. Nie była to miła myśl. Renata ratowała mnie przed depresją. Zaczynałem dzień od gapienia się w jej uśmiechniętą buzię i natychmiast czułem, że świat jednak może być piękny.

Za którymś razem zauważyłem, że Renata zmieniła swój status. Zamiast „w związku”, pojawiło się „to skomplikowane”. Zatarłem ręce z radości. To oznacza, że coś jej się popsuło z pewnym nieudanym poetą. Jest sama i pewnie się rozgląda za kimś nowym. Pora przystąpić do działania. Na wszelki wypadek sprawdziłem, co na stronie poety. Hurra! Poeta się ożenił. Wszystko jasne. Muszę tylko dać Renacie znak, że jestem.

Uznałem, że wszystko idzie w dobrą stronę

Postanowiłem polubić jej wpisy. Nie wszystkie, tak zlałbym się w jedną masę. Wybierałem najbanalniejsze, bez zdjęcia, nieistotne: „Piłam kawę”, „Jestem w knajpie wegańskiej”… To była świetna strategia. Musi zwrócić uwagę na kogoś, kto lajkuje takie pozbawione znaczenia bzdety. Zmieniłem swoje zdjęcie profilowe z balangowego na hipnotyczne. Widać moją twarz i patrzące wprost oczy. Adam krztusił się ze śmiechu, gdy stał z aparatem a ja starałem się patrzeć znacząco. I czekałem. Czy już mnie dostrzegła? Zaintrygowałem ją?

– No i co? Dała znak?

– Nie. Jeszcze nie…

– Nie dziwię się. Pewnie ma cię za idiotę, całkiem słusznie zresztą, który nie ma co lajkować, tylko wpisy o wypitej kawie.

– Dziś poszedłem krok dalej, polubiłem jej komentarz na stronie Ryśka i Ewy.

– Jaki komentarz?

– „Było cudnie”. Wpisała tak po wczorajszej imprezie u nich.

– To się nie wysiliła. A może byś polazł do nich na kolejną imprezę i się z nią poznał?

– Za wcześnie. Jeszcze dam jej szansę. Najpierw mnie polubi, zostaniemy znajomymi, a potem pójdę i się poznamy.

– Debilne.

– Dlaczego?

– Posłuchaj sam siebie: „muszę się z nią poznać, żeby móc się z nią poznać”. Niestety, jesteś idiotą.

– To się okaże.

Nie wiem dlaczego nabierałem pewności, że teraz już wszystko jest na dobrej drodze. Poeta zniknął. Ja porozstawiałem znaki drogowe. Renata już tu zmierza. Rano oglądałem jej bose zdjęcie, na dobry początek, potem analizowałem jej aktywność w sieci. Z drobiazgów da się wiele wyczytać. Wiedziałem już, że jest weganką i uwielbia avant-pop. Na wszelki wypadek zacząłem zgłębiać temat. Ciężko było, bo na co dzień słucham raczej prostego łomotu. Ci z avant-popu za bardzo kombinują. Ale co robić, chciałem poznawać jej świat, żeby potem nie tracić już czasu.

Pod koniec kwietnia zadzwonił do mnie Rysiek.

– Cześć, Kornel. Nie planuj nic na weekend, robimy z Ewą imprezę. Będą wszyscy. Czaisz? Obecność obowiązkowa.

– No nie wiem…

– Wiesz. Bez dyskusji. Dawno u nas nie byłeś. Jest sporo nowych ludzi. Nie powiesz mi, że ciągle jeszcze grasz całymi dniami na kompie w te zabawy dla przedszkolaków?

Nie powiedziałem. To wcale nie są zabawy dla przedszkolaków, ale wolałem się o to nie wykłócać. Adam był zachwycony.

– Super, bracie, wiosna przyszła. Ptaki i tak dalej. Ta twoja sikorka też tam będzie?

– Spadaj.

– Czyli nie wiesz.

A jednak to ja miałem rację, nie on

Nie wiedziałem. Czułem, że będzie i ta myśl trochę mnie niepokoiła. Takie spotkanie twarzą w twarz może niepokoić, prawda? Brałem przecież pod uwagę i taką możliwość, że Renata nie zauważyła moich sygnałów i minie mnie jak pierwszego lepszego palanta. Albo gorzej, przyjdzie z jakimś nowym narzeczonym i będą się demonstracyjnie całować. A ja będę musiał ze wszystkich sił ukrywać emocje. Nikt nie lubi być śmieszny. Myślę, że jestem już wystarczająco żałosny i bez takich historii. Na wszelki wypadek przed imprezą wypiłem dwa piwa.

W domu i ogrodzie były już tłumy. Jakieś patafiany grały mazowieckie reggae. Schowałem się szybko z piwem za jakimś krzakiem.

– Cześć.

– Cześć – odpowiedziałem i odwróciłem głowę w stronę głosu. Renata patrzyła na mnie z tajemniczym uśmiechem.

– Jestem…

– Wiem, kim jesteś. Kornel z przenikliwym spojrzeniem, który uwielbia wyśmiewać się ze mnie na Facebooku.

– Jak to wyśmiewać?

– Nie udawaj. Jak tylko coś pisnę bez sensu, natychmiast pojawia się twój lajk.

– Ja…

– Spokojnie. Zrozumiałam. Masz rację, samą mnie śmieszy, jak ludzie natychmiast oznajmiają światu każdą głupotę. Ty mi pokazałeś, że bywam dokładnie tak samo beznadziejna.

Renata!

– To miłe, że pamiętasz jak mam na imię. Czy jeśli zacznę się trochę kontrolować i nie będę w sieci pisać już głupot, mam szansę zostać twoją fejsbukową znajomą? Bo to przecież nie przypadek, że nie wysłałeś mi zaproszenia? Prawda? Dobrze zrozumiałam?

– No… to nie przypadek.

– Czyli teraz już wyślesz?

– Jasne.

– A pójdziemy razem do kina albo pubu na piwo? Kiedyś?

Czytaj także:
„Cudowna dziewczyna o boskiej figurze i pięknych oczach, zechciała takiego frajera, jak ja? Wiedziałem, że coś tu śmierdzi”
„Założyłem się z kumplami, że poderwę samotną ślicznotkę z baru. Miałem dostać od nich nagrodę, a wygrałem miłość życia”
„Od dawna byłam zakochana w Krzyśku. Kiedy odważyłam się w końcu go poderwać, koleżanki zaczęły mnie przy nim ośmieszać”

Redakcja poleca

REKLAMA