„Założyłem się z kumplami, że poderwę samotną ślicznotkę z baru. Miałem dostać od nich nagrodę, a wygrałem miłość życia”

Mężczyzna, który wygrał zakład fot. Adobe Stock, zorandim75
„Dziewczyna była naprawdę piękna, w taki onieśmielający sposób, więc spodziewałem się ostrej rekuzy. Minęło chyba z 5 sekund, zanim załapałem, że właśnie się zgodziła, bym jej potowarzyszył przy barze. Alkohol momentalnie ze mnie wyparował. Szansa jedna na tysiąc i udało się”.
/ 22.07.2022 13:15
Mężczyzna, który wygrał zakład fot. Adobe Stock, zorandim75

Trójka facetów w pubie – pozornie brzmi nieźle. Ale trójka samotnych facetów w pubie w walentynki? To już nie brzmi tak fajnie. Nie mieliśmy komu kupować kwiatów, baloników i czekoladek ani od kogo dostawać skarpet w amorki, więc siedzieliśmy nad kolejnym piwem i wymyślaliśmy bzdury, dzięki którym nie upijemy się na smutno.

– A zakład, że nie poderwiesz tamtej dziewczyny? – rzucił Wiesiek.

No to palnął. Dziewczyna była prześliczna i wiotka jak młoda brzoza. Siedziała sama przy barze, ubrana w obcisłą sukienkę, z burzą ciemnych włosów odrzuconych na plecy.

Ewidentnie sama, bo już przestała zerkać w stronę drzwi, wypatrując tego, z kim się umówiła. Nie miałem jakichś specjalnych kompleksów, w lustro też patrzyłem bez obrzydzenia, ale znałem swoją ligę. Za wysokie progi. Rozsądek kazałby od razu się poddać, ale że ja też trzeźwy nie byłem, kozacka duma we mnie zagrała i przyjąłem wyzwanie.

Kto wie, może trafi się ślepej kurze ziarno?

– Wybacz, że ci przeszkadzam, ale… może pozwolisz postawić sobie drinka i zabawić się rozmową, póki nie przyjdzie osoba, na którą czekasz? – zagaiłem, wspinając się na wyżyny swoich umiejętności flirciarza.

Cud, że w ogóle się odezwałem i język mi się nie poplątał. Dziewczyna była naprawdę piękna, w taki onieśmielający sposób, więc spodziewałem się ostrej rekuzy. Ale ona spojrzała gdzieś w bok i mruknęła:

– Czemu nie…

Minęło chyba z pięć sekund, zanim załapałem, że właśnie się zgodziła, bym jej potowarzyszył przy barze. Alkohol momentalnie ze mnie wyparował. Więc jednak! Szansa jedna na tysiąc i udało się.

– Jestem Tomasz.

Wyciągnąłem rękę, ona podała mi swoją. Miała mocny i pewny uścisk dłoni.

– Anita. Koleżanki chyba mnie wystawiły. Też jesteś tu sam?

– Niee… ale nie przejmuj się, zdecydowanie wolę być z tobą niż… z kimkolwiek innym – uspokoiłem ją. – Na co masz ochotę? – spytałem, wskazując na jej prawie pustą szklankę.

Ona się raczej z nikim nie założyła...

Kumple za plecami dziewczyny robili małpie miny i widziałem, że nie wyjdą, póki nie dowiedzą się, czy zdobyłem od niej numer telefonu. Starałem się na nich nie patrzeć. Skupiłem się na Anicie, z którą rozmawiało mi się nadspodziewanie miło i swobodnie.

Miałem nadzieję, że ona też się dobrze bawi i moje żarty naprawdę ją śmieszą. Zresztą po co miałaby udawać? Ona się raczej z nikim nie założyła. Bo i o co? Że zrobi w konia takiego łosia jak ja? Ja sam też wolałem nie pamiętać, że zbliżyłem się do niej napuszczony przez kumpli. Po prostu przyjemne spędzaliśmy czas w swoim towarzystwie. W końcu westchnęła i powiedziała:

– Muszę lecieć, jutro od rana pracuję. Dzięki za drinka i rozmowę.

– Dasz mi swój numer telefonu? – spytałem, wykazując się refleksem. – Może jeszcze kiedyś dasz się zaprosić na drinka albo kawę…

Mniejsza o zakład. Naprawdę chciałem do niej zadzwonić i umówić się gdzieś tylko we dwoje, bez dwóch podchmielonych idiotów, machających do mnie i strojących durne miny. Widziałem, że się zawahała, ale ostatecznie zdobyłem jej numer i zapisałem w swoim telefonie. Kiedy wyszła, chłopaki rzucili się do mnie z gratulacjami.

– No, stary, wygrałeś, zuch, moja szkoła!

– Brawo, dałeś radę. Zasłużyłeś na coś więcej niż piwo…

– Na dwa piwa!

– Odwalcie się…

Szlag by to! Że też akurat to musiała usłyszeć!

Zakład może był głupi, ale dzięki niemu poznałem boską dziewczynę – miłą, bystrą i piękną. Ja chyba też jej się spodobałem, skoro dała mi swój numer. Niestety, kiedy dwa dni później zadzwoniłem do Anity, nie odebrała połączenia. Kolejnego także. Dzień później – tak samo.

W końcu napisałem wiadomość. To ona dała mi numer, więc mogła nie wiedzieć, kto dzwoni… Po chwili usłyszałem sygnał esemesa. „Wygrałeś zakład, więc o co ci jeszcze chodzi? Czasem dobrze zapomnieć szalika i wrócić. Ciekawe rzeczy można usłyszeć”.

Szlag by to! Że też akurat to musiała usłyszeć! Zastanawiałem się, co odpisać, bo odpuścić nie zamierzałem. Ostatecznie zdecydowałem się na sto procent prawdy. Napisałem, że tak, to był zakład, w którym zresztą byłem pewny przegranej, bo kumple wskazali mi najładniejszą dziewczynę w pubie.

Która jakimś cudem mnie nie spławiła, a która jest nie tylko piękna, ale też świetna, mądra, dowcipna, a ja spędziłem z nią najwspanialszą godzinę w życiu. Czy to takie dziwne, że chciałbym znowu ją spotkać? Czy fakt, że zaczęło się od zakładu, to taka straszna zbrodnia? Ludzie poznają się w dużo gorszych okolicznościach, ale gdy zaiskrzy, dają sobie szansę. Czy zatem ona też mogłaby rozważyć danie szansy mnie?

Przyjechałem po nią taksówką i z kwiatami

Długo czekałem na odpowiedź. Całą godzinę, nim spytała, co proponuję. Odpisałem szybko, że randkę w piątkowy wieczór. Oddzwoniła.

– Randkę w piątek?

– A co? Masz jakieś inne zobowiązania? Trzepiesz dywany w piątki? Odwiedzasz rodzinę? Zaczynasz szabas? – bredziłem w nerwach. – A może przeszkadza ci, że nazwałem to randką? Uznajmy więc, że to będzie zwykłe spotkanie, ot, umawiamy się, by coś razem zjeść i pogadać. Bez zobowiązań. Co ty na to?

– Kto płaci?

Cholera, i tu mnie miała. Na zwykłym spotkaniu każdy płaci za siebie, ale…

– Ja cię zapraszam, więc ja stawiam – wybrnąłem.

Nawet jeśli to nie była randka, należały jej się przeprosiny.

– Mówiłaś, że lubisz lilie – podałem jej bukiet.

– Zapamiętałeś… Dzięki, są śliczne.

Zacząłem ją przepraszać za sytuację z zakładem i za głupie gadki moich kumpli, ale powiedziała, że się nie gniewa.

Spacerowaliśmy, nie chcieliśmy się rozstawać

– Parafrazując klasyka, nieważne, jak się zaczyna, ważne, co jest dalej. Kolacja i lilie? Podoba mi się taki dalszy ciąg. Zresztą też nie mam czystego sumienia. Pewnie bym cię spławiła, ale zamiast moich z koleżanek, z którymi miałyśmy kontestować głupotę walentynek, pojawił się mój były. Od trzech dni były, ale ze swoją obecną, więc…

– Więc chciałaś mu pokazać, że oczu sobie za nim nie wypłakujesz i też już kogoś masz.

– Właśnie. Zatem też nie miałam idealnie czystych intencji.

– Rozumiem i cieszę się, że mogłem ci pomóc w tym aspekcie. Idealne zgranie! Widać jesteśmy sobie pisani. To musi być przeznaczenie! – nakręcałem się.

– Przestań! – zaśmiała się Anita. – Bo zaraz mi się oświadczysz. Powoli, zacznijmy od kolacji.

Zabrałem ją do mojej ulubionej restauracji i wypadło super. Nie tylko dlatego, że ona też lubiła gruzińską kuchnię i gruziński winiak zwany czaczą, ale dlatego, że nasze porozumienie trwało i się rozwijało, choć kolejne godziny mijały.

Przeskakiwaliśmy z tematu na temat, śmialiśmy się ze swoich żartów, łapaliśmy w lot dwuznaczności, kończyliśmy za siebie cytaty z filmów i w ogóle nie mieliśmy ochoty się rozstawać. Sprawdziłem więc wieczorne seanse i wylądowaliśmy na komedyjce romantycznej, na której większość kobitek chlipała ze wzruszenia, faceci ziewali, a my śmialiśmy się do łez z kolejnych absurdalnych sytuacji.

Zbliżała się północ, a my na piechotę zmierzaliśmy w stronę jej mieszkania. Nie wzięliśmy taksówki, mimo że aura odstraszała od spacerów. Za to mogliśmy wziąć się za ręce, pod pozorem, by je ogrzać.

Wygrałem coś więcej niż zakład

Dotarliśmy na miejsce, pokazała mi, które to jej okno… Stwierdziłem, że teraz albo nigdy. Przyciągnąłem ją do siebie w oczywistym zamiarze. Kiedy się uśmiechnęła i soczyście cmoknęła mnie w usta, wiedziałem, że nie powinienem bardziej testować swojego szczęścia. Na razie tyle wystarczy. Jutro też jest dzień.

Od tamtej pory, choć minęły blisko dwa lata, jesteśmy niemal nierozłączni. Miałem niesamowitego farta, że chłopaki, wymyślając ten durny zakład, wskazali właśnie na Anitę. I że tak się zgrabnie złożyło, iż kilka dni wcześniej Anita zerwała z chłopakiem, który w walentynki przyszedł akurat do tego pubu, jakby wiedział, że umówiła się w nim z koleżankami, a te ją wystawią.

To był splot przeróżnych okoliczności, które doprowadziły do tego, że się poznaliśmy i zakochaliśmy w sobie. Wygrałem coś więcej niż zakład. Wygrałem miłość, jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało. I biję się w pierś – już nigdy więcej nie będę się wyśmiewał z tego pełnego serduszek i amorków święta…

A w najbliższym  czasie zamierzam zaskoczyć Anitę podarunkiem, którym będzie pierścionek zaręczynowy. Mam nadzieję, że go przyjmie i zostanie moją żoną

Czytaj także:
„Rodzice uwielbiali mnie upokarzać. Wytykali mi wszystkie defekty. Tata ciągle podkreślał, że jestem brzydsza od mamy”
„Chciałem zrobić koleżance przysługę i machnąłem jej dzieciaka. Oszukała mnie i bezczelnie wrobiła w pieluchy”
„Przeprowadzka na wieś, miała ukoić moje zszargane nerwy. Jedyne, co mi przyniosła to stres, długi i komornika”

Redakcja poleca

REKLAMA