„Ktoś ukradł mi rower, ale po kilku dniach oddał go i grzecznie przeprosił. Nie sądziłam, że to jedynie złodziejski podstęp”

kobieta, którą chcieli okraść fot. iStock by Getty Images, fizkes
„– Zaraz, coś jest nie tak! Pamiętam, że gasiłam światła w dużym pokoju i kuchni. A teraz się świecą! – spojrzałam w nasze okna. Czarek nic nie odpowiedział, tylko rozejrzał się czujnie dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na białej furgonetce zaparkowanej obok śmietnika, tuż przy naszej klatce schodowej. Miała otwarte tylne drzwi”.
/ 03.05.2023 22:10
kobieta, którą chcieli okraść fot. iStock by Getty Images, fizkes

– Niech to, zostawiłam plecak u Ireny – jęknęłam, przewracając oczami, gdy już dojechałam pod swoją klatkę. Szarpiąc się z wprowadzeniem roweru, wymyślałam sobie od sklerotyczek, co oczywiście tylko pogorszyło mi humor. Całe szczęście, że klucze do mieszkania nosiłam w kieszeni. W plecaku został za to portfel, komórka i linka od roweru, którą przypinałam go do poręczy schodów.

Postanowiłam wpaść po plecak wieczorem. Teraz myślałam tylko o tym, żeby wziąć kąpiel i zjeść coś solidnego. Najlepiej konia z kopytami! Irena to cudowna przyjaciółka, ale wiecznie jest na diecie i w jej lodówce można znaleźć wyłącznie sałatę i wodę mineralną…

Jeszcze w wannie przyszło mi na myśl, że chyba powinnam jakoś zabezpieczyć swój rower przed kradzieżą, ale odłożyłam to na później. Przecież nasze osiedle jest bezpieczne, nic się nie stanie, jeśli rower postoi nieprzypięty przez pół godziny…

Po co komu taki stary rupieć?

Jak to ukradli ci rower?! – krzyknął w słuchawkę mój mąż trzydzieści minut później. – Nie przypięłaś go??

Usiłowałam wytłumaczyć mu jak do tego doszło, ale i tak był na mnie wściekły. Według niego sama się o to prosiłam, bo przecież nasza klatka ma szklane drzwi i to, że zostawiłam rower bez zabezpieczenia było widać jak na dłoni. No a powszechnie wiadomo, że okazja czyni złodzieja.

Skończyły się więc moje wycieczki jednośladem, wszędzie musiałam chodzić pieszo albo dojeżdżać komunikacją miejską. Byłam tym zmęczona i rozdrażniona, ale przede wszystkim zmieniło się moje postrzeganie świata. Nigdy wcześniej mnie nie okradziono, więc żyłam w poczuciu bezpieczeństwa, wierząc, że ludzie są życzliwi, a przestępstwa to coś, co częściej zdarza się w amerykańskich serialach kryminalnych niż w prawdziwym codziennym życiu.

Po kradzieży stałam się nieufna i podejrzliwa. To chyba było nawet gorsze niż strata finansowa – ta utrata zaufania do ludzi i otoczenia. Ciągle zadawałam sobie pytanie, jak ktoś mógł być na tyle podły, by ukraść rower starszej kobiecie, po której widać było, że nieprędko będzie ją stać na nowy? Co z nim zrobił? Sprzedał, żeby mieć na piwo i papierosy? A może tylko obejrzał, stwierdził, że to właściwie rupieć i wyrzucił pod śmietnikiem gdzieś na drugim końcu miasta? Zrobił to pierwszy raz w życiu czy okradał też innych emerytów z ich skromnego majątku?

Od kradzieży minął tydzień. Mąż zaczął się już do mnie odzywać, a córka obiecała, że poszuka jakiegoś używanego roweru w internecie, żeby ułatwić mi poruszanie się po mieście. Właściwie, gdyby nie poczucie krzywdy i myśli nad motywami złodzieja, moje życie wracałoby do normy.

– Marylka! Chodź szybko na dół! – krzyknął w sobotni ranek mój mąż, wpadając do domu jak burza.

Musiał chyba biec po schodach, bo był cały czerwony na twarzy i dyszał ciężko jak lokomotywa parowa.

– Ale po co? – zdziwiłam się. – Nie możesz mi od razu powiedzieć?

– Nie! Sama musisz to zobaczyć! No szybko, chodź!

Szybko wsunęłam nogi w buty i zeszłam z nim na dół. A tam…

– Nie do wiary, toż to mój rower! – wykrzyknęłam, patrząc na ukochany pojazd. – Skąd się tu wziął?

Stał tuż pod schodami dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawiłam go ostatnim razem, zupełnie, jakby nigdy stamtąd nie zniknął.

– Jak to się stało… – Czarek był tak samo zdezorientowany jak ja. – Złodziej poczuł wyrzuty sumienia?

– Czekaj, może to nam coś wyjaśni – nachyliłam się nad koszykiem pod kierownicą i wyjęłam stamtąd maleńką i elegancką niebieską kopertę.

Co za niewiarygodna historia!

Wyjęłam list i przeczytałam na głos.

„Szanowny Właścicielu roweru!

Na wstępie pragnę bardzo przeprosić za wszystkie kłopoty, jakie spowodowałem pożyczeniem roweru, ale byłem w podbramkowej sytuacji. Zapewniam, że nie jestem złodziejem, po prostu musiałem zdobyć skądś rower, żeby zapobiec ogromnej katastrofie życiowej. To naprawdę była sprawa życia i śmierci! Teraz wszystko jest już w porządku, udało mi się zażegnać kryzys. Oczywiście wiem, że takie zachowanie jest niewybaczalne, dlatego pragnę przynajmniej w części zrekompensować Ci, Szanowny Właścicielu, straty wynikłe z mojego czynu. Załączam dwa bilety na występ kabaretowy dla Ciebie i osoby towarzyszącej. Mam nadzieję, że wszystkie negatywne emocje ostatnich dni uda się złagodzić szczerym śmiechem i dobrą zabawą, czego serdecznie Ci życzę. Jeszcze raz przepraszam za kłopot i pozostaję z wdzięcznością i wielkim szacunkiem, A.L.”.

– Niewiarygodna historia – mruknął mój mąż, oglądając pod światło dwa bilety. – Wyglądają na prawdziwe. Widziałem plakaty na mieście, to znana grupa kabaretowa.

– A więc tak naprawdę nas nie okradziono! – nagle poczułam ogromną ulgę. – Widzisz, Czaruś, ludzie nie są wcale tacy źli! Po prostu jakiś biedak miał potężne kłopoty i musiał skądś pożyczyć środek transportu. Padło akurat na mnie… Ale teraz próbuje się odwdzięczyć i to z klasą!

Mąż popatrzył na mnie, jakbym była lekko stuknięta. Nic dziwnego, każdy na moim miejscu cieszyłby się raczej z odzyskania własności, ja zaś byłam szczęśliwa, bo okazało się, że nie padłam ofiarą przestępstwa. Znowu mogłam patrzyć na świat z dawną ufnością i optymizmem.

W dniu spektaklu byłam gotowa dobre dwie godziny przed czasem, bo ten dom sztuki był aż za rzeką i bałam się, że utkniemy w korku. Popędzałam Czarka, który marudził, że mu się „spodnie zbiegły”, a koszula „źle leży” i robiłam ostatnie poprawki fryzury przed lustrem. W końcu pogasiliśmy światła wyszliśmy. Dojechaliśmy zaskakująco szybko.

Do występu mamy jeszcze ponad godzinę – skonstatowałam na miejscu. – Może usiądziemy sobie w jakiejś knajpce i napijemy się kawy?

– Dobra myśl – podchwycił Czarek i po chwili siedzieliśmy już w uroczym lokaliku, gdzie podano nam cappuccino z ciasteczkami.

Trzy kwadranse później Czarek poprosił o rachunek i nagle zrobił się nerwowy. Spytałam, o co chodzi.

– Nie mam portfela – spojrzał na mnie spanikowany. – No tak, przecież zawsze noszę go w kieszeni kurtki, a teraz mam na sobie marynarkę! Co za okropny pech...

– Spokojnie, chyba mam jakieś drobne w torebce – uspokoiłam go, ale nagle tknęła mnie nowa myśl. – Ale bilety zabrałeś, prawda? Nie trzymałeś ich w portfelu?

– O matko jedyna! – Czarek złapał się za głowę i już wiedziałam, że moja nadzieja była płonna. Bilety zostały w domu, razem z portfelem mojego zapominalskiego męża…

Najpierw zrobiło mi się słabo, a potem poczułam przypływ determinacji.

– Słuchaj! – złapałam go za ramię. – To kabaret, nie sztuka teatralna! Nie musimy oglądać od początku, możemy wejść po pierwszej przerwie! Jeśli szybko złapiemy taksówkę, to zdążymy wrócić akurat na antrakt!

Od razu zauważyłam, że coś jest nie tak

Czarek spojrzał na mnie z wdzięcznością, że uratowałam przynajmniej część wieczoru, no i że nie robię mu wymówek, tylko szukam rozwiązania. Złapaliśmy szybko przejeżdżającą taksówkę i kazaliśmy się wieźć na pełnym gazie w stronę domu.

– Zaraz, coś jest nie tak! – odruchowo spojrzałam w nasze okna, nim wysiedliśmy z auta. – Pamiętam, że gasiłam światła w dużym pokoju i kuchni. A teraz się świecą!

Czarek nic nie odpowiedział, tylko rozejrzał się czujnie dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na białej furgonetce zaparkowanej obok śmietnika, tuż przy naszej klatce schodowej. Miała otwarte tylne drzwi.

– Mam złe przeczucia… – wymamrotał, a potem rozkazał mi zostać w taksówce, a sam wysiadł i okrężną drogą, idąc po trawniku, zbliżył się do furgonetki od tyłu.

W tym samym momencie z naszej klatki wyszło dwóch dobrze zbudowanych facetów, dźwigających telewizor. Nasz telewizor!

Oni obrabiają nam mieszkanie! – głos mi się trząsł, kiedy zwracałam się do taksówkarza. – Niech pan zadzwoni po policję! Szybko!

W tym momencie ktoś otworzył drzwi samochodu i wrzasnęłam przerażona. Na szczęście to był Czarek.

W furgonetce są nasze rzeczy! – rzucił. – Poznałem wieżę stereo i twojego robota kuchennego! A ci faceci właśnie wynieśli nasz telewizor!

– …tak, jak najszybciej! – do mojej świadomości dotarł głos taksówkarza, łączącego się przez radio. – Dyspozytorka użyje kanałów radiowych, to zaoszczędzi sporo czasu – oświadczył zdenerwowany tak samo jak my.

Rzeczywiście, dosłownie kilka minut później tuż za nami stanął nieoznakowany samochód i wyszło z niego dwóch mężczyzn w swetrach i dżinsach. Ruszyli w naszą stronę.

– Ktoś z państwa wzywał może policję? – zapytał jeden z nich.

Okazało się, że to byli funkcjonariusze ze specjalnego oddziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Nie przyjechali bynajmniej sami, choć dalibyśmy sobie głowę uciąć, że tak jest. Kazano nam odjechać kilkadziesiąt metrów i dopiero z tej odległości mogliśmy obserwować, jak kilkanaście ciemnych sylwetek wyłania się z różnych stron bloku i dyskretnie stapia z tłem w pobliżu furgonetki. Kilku policjantów ruszyło schodami na górę, reszta obstawiała wyjście z naszego budynku.

Zadziwiła mnie ich pomysłowość

Chwilę później z klatki rozległy się głośne krzyki. Wyraźnie rozróżniałam komendy rzucane ostrym tonem. Potem przez szklane drzwi auta zobaczyłam grupę funkcjonariuszy wyprowadzających po kolei zakapturzonych i szarpiących się mężczyzn. Wpakowano ich do ciemnego dużego samochodu, który dopiero teraz zauważyłam. Cała trójka miała na rękach kajdanki.

– Mogą państwo wysiąść – ten, który rozmawiał z nami poprzednio, przedstawił się jako dowodzący akcją. – Mieli państwo szczęście, że wrócili wcześniej do domu. Kwadrans później nie byłoby po nich śladu.

– Ale skąd wiedzieli, że nas nie ma, i że planujemy wrócić dopiero za kilka godzin? – zastanowiłam się. – Przecież mogliśmy wyjść tylko na chwilę do sklepu, prawda?

– Bilety – uśmiechnął się policjant, otwierając przede mną szklane drzwi. – Polowaliśmy na tę szajkę od kilku miesięcy. Zawsze stosują ten sam modus operandi: kradną rower albo wózek dziecięcy, potem oddają go razem z listem z przeprosinami.

Do listu zawsze są dołączone łzawe wynurzenia o sprawie życia i śmierci oraz zapewnienia o wdzięczności, której wyrazem mają być bilety na jakąś imprezę kulturalną. Działają w całej Polsce. Zawsze wybierają teatr albo dom sztuki na drugim końcu miasta, żeby mieć pewność, że ofiary wyjdą na kilka godzin. Mają wtedy czas na spokojne opróżnienie domu. Widziałem raz małżeństwo, które wybrało się na balet, a po powrocie zastało w mieszkaniu wyłącznie podłogi i ściany. Złodzieje zdjęli nawet firanki!

– Mój Boże! – podniosłam rękę do ust. – A ja się tak ucieszyłam, że złodziej oddał mi rower i jeszcze się kajał… Nawet do głowy mi nie przyszło, że to pułapka na naiwnych!

– Niestety – westchnął policjant.

– Dobrzy ludzie nie potrafią sobie wyobrazić, jak rozumują przestępcy. A ci wykorzystują pragnienie ofiar, żeby okazało się, iż tak naprawdę wcale nie przydarzyło im się nic okropnego. To normalne, że chciała pani wierzyć w ten list i ucieszyła się z biletów… A tak właściwie, to dlaczego nie są państwo na przedstawieniu?

– Cóż, bo mój ukochany mąż zapomniał z domu biletów – odpowiedziałam z pozorną powagą. – Uratował nas właściwie przypadek.

– I wygląda na to, że dzięki temu przypadkowi pomogli nam państwo w ujęciu sprawców. Gratuluję!

Zwrócono nam wszystkie nasze rzeczy. Dowiedzieliśmy się też, że pośrednio dzięki nam, przynajmniej sześć rodzin odzyskało skradzione w identyczny sposób sprzęty i meble.

Do dzisiaj zadziwia mnie jednak pomysłowość przestępców. Słyszałam o sposobie „na wnuczka”, o „nigeryjskim przekręcie” i wielu innych sposobach na oszustwo, ale ten z podwójną kradzieżą był naprawdę wyrafinowany. Wykorzystywał wiarę ludzi w to, że świat jednak nie jest taki zły, jak pokazują go w mediach.

Teraz jestem już dużo ostrożniejsza, co oczywiście nie znaczy, że popadam w paranoję. Nie, po prostu uważam, że najważniejsze to zachować zdrowy rozsądek w każdej sytuacji. Aha! I jeszcze zawsze przypinać swój rower, nawet na pięć minut!

Czytaj także:
„W uczciwej robocie płacą grosze, więc poszedłem w ślady ojca i zostałem złodziejem. Obym tylko nie skończył tak jak on”
„Było nas stać tylko na mieszkanie w najtańszej dzielnicy. Teraz żyjemy w strachu i chowamy się na dźwięk dzwonka do drzwi”
„Teść myszkował po naszym domu, a potem wyprzedawał nasze rzeczy w lombardzie. Okradał nawet własnego wnuka!”

Redakcja poleca

REKLAMA