„Zakochałem się w kobiecie, której udzielałem rozwodu. Gdy zaprosiłem ją na kawę, myślała, że jest >>w ukrytej kamerze<<”

para na randce fot. Adobe Stock, sofiko14
„– Stary, weź ty oddaj komuś tę sprawę – powiedział mój przyjaciel. – Zobaczysz, będą z tego kłopoty. Już nie jesteś obiektywny, tracisz dystans, zasądzisz jakiś absurdalny wyrok na jej korzyść, ten facet się odwoła. A jak apelacyjny to prześwietli, będziesz miał syf w papierach na lata. Chcesz zepsuć sobie opinię?”.
/ 03.08.2022 12:30
para na randce fot. Adobe Stock, sofiko14

Przez wszystkie lata kariery zawodowej działałem jak zaprogramowany. Tego uczono mnie na studiach, taką mądrość przekazał mi mój ojciec, emerytowany już sędzia.

– Synu, masz wyłączyć emocje i polegać tylko na faktach – powtarzał. – Dla ciebie liczą się dowody. Będziesz sądził w sprawach trudnych, często po ludzku będziesz współczuł poszkodowanym, ale musisz wyłączyć ten guzik w swojej głowie na czas rozprawy i zasądzania wyroku. Tylko wtedy będziesz profesjonalny, obiektywny i sprawiedliwy.

Zapamiętałem to sobie…

Jestem sędzią już od ośmiu lat, uodporniłem się na wiele. Jeszcze jako praktykant sądowy pracowałem w wydziale karnym. Naoglądałem się przestępców, napatrzyłem na ofiary ze złamaną psychiką, pogrążone w rozpaczy rodziny poszkodowanych.

Nie jest łatwo wyłączyć emocje

Na początku to był dla mnie koszmar. Odchorowywałem każdą z takich rozpraw, budziłem się w nocy zlany potem. Już na pierwszej rozprawie wydawałem w myśli w imieniu sędziego najwyższy wyrok skazujący, żeby sobie ulżyć. Zacząłem się obawiać, że po prostu nie nadaję się do tego zawodu i niepotrzebnie poszedłem za tradycją rodzinną.

Ojciec bardzo nade mną pracował, bardzo mnie wspierał.

– Pamiętaj, co ci mówiłem już na pierwszym roku studiów – powtarzał. – Nie będziesz dobrym sędzią, jeśli na rozprawie nie wyjdziesz z siebie i nie staniesz obok, obserwując wszystko z dystansem. Sędzia musi patrzeć na sprawę wielowymiarowo i brać pod uwagę wszystkie okoliczności. Dla sędziego liczą się dowody – kładł mi do głowy.

Praktyka wyleczyła mnie z tej nadwrażliwości. Po nominacji sędziowskiej dostałem etat w wydziale cywilnym. Z roku na rok dochodziłem do perfekcji w odcinaniu emocji. W końcu, siedząc w sędziowskim fotelu, nie widziałem już ludzi, tylko manekiny, które dostarczały mi odpowiednie pisma i dowody. Tak było mi łatwiej, dzięki temu ogłaszałem – w moim przekonaniu – sprawiedliwe wyroki.

O studiach prawniczych marzyłem, odkąd zacząłem świadomie przyglądać się pracy mojego ojca. Już jako mały chłopak bawiłem się w domu w sąd. W swoim pokoju aranżowałem salę sądową z dziecięcych mebli i zabawek. Jak na amerykańskich filmach była ława przysięgłych, sędzia, oskarżony, prokurator i adwokat. Bawiłem się tak, że odgrywałem role każdego z nich. W końcu zorientowałem się, że najbardziej podoba mi się funkcja sędziego.

Ojciec śmiał się ze mnie i mówił, że w tym moim zamerykanizowanym procesie sędzia ma najmniej do powiedzenia, bo o wszystkim decyduje ława przysięgłych. I że w Polsce na szczęście jest inaczej. Jeszcze bardziej mi się to spodobało. Chciałem być najważniejszy ze wszystkich. Tak jak mój wspaniały tata…

Zrobiła na mnie ogromne wrażenie

To była po prostu kolejna sprawa rozwodowa, jaką miałem tego dnia na wokandzie. W każdym tygodniu zdarza się ich nawet kilkanaście. Nie robią już na mnie wrażenia skłóceni małżonkowie, którzy zawsze mówią to samo, bo żadne nie poczuwa się do winy, a zależy im na zagarnięciu jak najwięcej dla siebie.

Może właśnie dlatego, że tak długo pracowałem przy rozwodach i nasłuchałem się najczarniejszych scenariuszy z życia małżeńskiego, sam nigdy się nie ożeniłem. Dobiegałem już czterdziestki i od kilku lat byłem sam. Spotykałem się po studiach z pewną prawniczką. Też została sędzią, tylko w innym sądzie. Tylko że Dagmara po dwóch latach powiedziała mi, że chce się skupić na karierze i że zupełnie nie zależy jej na rodzinie. Zraziła mnie do związków. Czułem się oszukany. W końcu też uciekłem w pracę, żeby o niej zapomnieć. I lata mi zleciały.

Kiedy jednak ta kobieta tylko weszła do sali rozpraw, poczułem się tak, jakby zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Miała w twarzy coś takiego, co sprawiało, że czułem się zakłopotany. Nigdy wcześniej, w całej mojej karierze zawodowej, żaden człowiek obecny w sali sądowej nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Natychmiast zrozumiałem, że to nie będzie łatwa rozprawa.

Kobieta miała była po trzydziestce, do sądu przyszła sama. Po drugiej stronie stał jej mąż, który był powodem. To on złożył pozew o rozwód i obstawił się pełnomocnikami. Chciał tę dziewczynę puścić z torbami, bo niecałe pięć lat po ślubie na śmierć zakochał się w swojej sekretarce i to jej zamierzał teraz nieba przychylić. Przede wszystkim swoimi finansami. Ona nie chciała zgodzić się na rozwód bez orzekania o winie, miała dowody na zdradę męża. Wyglądała na potwornie przemęczoną, ale spokojną.

W przeciwieństwie do swojego męża nie unosiła się i rzeczowo odpowiadała na wszystkie pytania. Bardzo mi tym zaimponowała. Bezbłędnie przygotowała też całą dokumentację potrzebną na rozprawie… Później przyznała się, że studiowała kiedyś prawo, jednak nie skończyła, bo mąż, którego poznała w trakcie nauki, stwierdził, że powinna skupić się na domu. Obiecywał jej, że przy nim do końca życia nie będzie musiała pracować.

Wydałem sprawiedliwy wyrok

Sprawa nie była prosta. Małżonkowie nie ustalili wspólnej wersji, nie byli dogadani. Nie mieli wprawdzie dzieci, lecz sprawy z podziałem majątku potrafią się ciągnąć i w takich wypadkach.

Czułem, że powinienem komuś oddać tę sprawę. Z dnia na dzień coraz więcej myślałem o tej dziewczynie, kilka razy nawet mi się śniła. Złapałem się na tym, że z niecierpliwością czekam na kolejną rozprawę. Chciałem jak najszybciej zobaczyć tę kobietę, móc przebywać w jej pobliżu.

– Stary, ty się po prostu zakochałeś – powiedział mi Kuba, mój przyjaciel, z którym trzymam się jeszcze od studiów. – Weź ty oddaj komuś tę sprawę, zamień się, przecież to żaden problem. Zobaczysz, będą z tego kłopoty. Już nie jesteś obiektywny, tracisz dystans, zasądzisz jakiś absurdalny wyrok na jej korzyść, ten facet się odwoła. A jak apelacyjny to prześwietli, będziesz miał syf w papierach na lata. Chcesz zepsuć sobie opinię?

Kuba miał rację, powinienem był od razu zareagować. Jednak Agata zauroczyła mnie tak bardzo, że nie działałem już racjonalnie. Przyspieszałem terminy rozpraw, aż sami pełnomocnicy jej męża byli zaskoczeni. Chciałem, by to wszystko już się skończyło, żebym mógł do niej jakoś dotrzeć na gruncie prywatnym.

Wreszcie wydałem wyrok. Najsprawiedliwszy i najbardziej obiektywny. Nie pozwoliłem skrzywdzić Agaty, ale też nie chciałem wzbudzać podejrzeń. Oczywiście pełnomocnicy jej męża zapowiedzieli apelację. Na szczęście została odrzucona.

Na razie to przyjaźń, ale idzie ku dobremu

Nie było mi trudno ustalić adres Agaty. Kiedy pierwszy raz do niej szedłem, byłem bardziej zestresowany niż na egzaminie sędziowskim. Przecież ona mogła mnie wyśmiać, oskarżyć o nachodzenie, nagłośnić sprawę, zrobić mi złą opinię! Przez te kilka miesięcy mogła też już zacząć się spotykać z kimś innym.

Mimo to nie zdołałem się powstrzymać. Nigdy żadna kobieta tak bardzo nie zawróciła mi w głowie. To była ta nieprawdopodobna chemia, która czasem wytwarza się między zupełnie sobie obcymi ludźmi, i nic nie można na to nie poradzić. Poznała mnie. Uśmiechnęła się lekko, zaprosiła do środka. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Chyba mieszkała sama… 

– Czy coś się stało? – zapytała w końcu. – To chyba nie jest standardowa procedura, że sędzia osobiście odwiedza byłą pozwaną w sprawie, w której orzekał?

– Tak, to prawda – uśmiechnąłem się. – Jestem tu prywatnie – powiedziałem i poczułem, że trzęsą mi się nogi. – Pani Agato, wiem, że to zabrzmi głupio, nawet absurdalnie. Nie zdziwię się, jeśli weźmie mnie pani za idiotę i wyrzuci za drzwi, ale nie widziałem innego sposobu, żeby zaprosić panią na kawę i lepiej panią poznać niż po prostu przyjść tu i o to zapytać.

Zrobiła minę, jakby myślała, że jest w „ukrytej kamerze”. Zaczęła się śmiać, a później kazała przysiąc, że nie robię sobie z niej żartów. Gdy trzeci raz zaprzeczyłem, zaproponowała mi herbatę. 

– To bardzo miłe i romantyczne – stwierdziła, podając mi filiżankę. – Ale ja po tym wszystkim, co przeszłam, nie czuję się gotowa na żadne „kawy”. Mam nadzieję, że pan mnie rozumie.

Zrozumiałem. Co nie znaczy, że odpuściłem. Zaprzyjaźniłem się z Agatą. Chodzimy czasem na spacery, dwa razy była u mnie na kolacji. Coraz bardziej zbliżamy się do siebie. Ostatnio zaproponowała mi, żebym poszedł z nią na wesele koleżanki. Myślę, że idzie ku dobremu.

Czytaj także:
„Szef miał romans, a ja powiedziałam o tym jego żonie. Wyczyściła mu konta bankowe i zwolniła mnie z pracy"
„Narzeczony wyszedł po słoik ogórków i przepadł jak kamień w wodę. Porzucił mnie, bo znudziła mu się wizja małżeństwa”
„Choroba odbierała mi szczęście i wolność. Po latach zrozumiałam, że muszę walczyć. Jeśli nie dla siebie, to dla córki”

Redakcja poleca

REKLAMA