„Napadnięto na mnie przed bankiem i straciłem oszczędności. Nie mogłem uwierzyć, kto był złodziejem”

starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, yavdat
„Kiedy szperał mi w kieszeniach w poszukiwaniu pieniędzy, próbowałem odzyskać jakąkolwiek kontrolę nad ciałem. Udało mi się to dopiero, gdy już uciekał. – Złodziej! Ludzie! Łapcie złodzieja! – powtarzałem coraz głośniej, gdy znikał za rogiem pobliskiego budynku. Nikt nawet nie zareagował”.
/ 11.11.2023 13:15
starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, yavdat

Mam już swoje lata i spore doświadczenie życiowe. Okazało się jednak, że zbytnio ufam ludziom, że w takiej sytuacji jak ta, trzeba było być ostrożniejszym. Powinienem był poprosić o pomoc syna.

Pół roku temu zdecydowaliśmy się z żoną na zmianę samochodu. Nasze stare auto psuło się już tak często, że strach było do niego wsiadać. Człowiek nigdy nie miał pewności, że dojedzie na miejsce. Doszliśmy do wniosku, że trzeba uszczuplić nasze oszczędności, i kupić coś porządnego na długie lata.

Przez jakiś czas przeglądałem ogłoszeniach, jeździłem w różne części miasta sprawdzać kolejne oferty, aż w końcu znalazłem auto, które odpowiadało naszym potrzebom. Było stosunkowo nowe, a jego właściciel zażądał naprawdę rozsądnych pieniędzy. Trzydzieści tysięcy za samochód z 2012 roku.

Żona się niepokoiła

– To co? Bierzemy? – dopytywała żona, gdy wróciłem do domu.

– Tak, bierzemy. Umówiłem się na piątek. Mam przyjechać z pieniędzmi, więc muszę iść wypłacić z banku.

– Teraz?

– No a kiedy? Placówkę mamy niedaleko, podjadę szybciutko samochodem i już będzie z głowy

– A to bezpieczne, tak samemu? Może ja z tobą pójdę? Co, Zbyszek?

– Jola, naprawdę? Myślisz, że gdyby ktoś mnie napadł, to byłabyś w stanie mi pomóc, kochanie? Przecież ty masz problemy z chodzeniem, no, weź….

– Ale zawsze to raźniej we dwoje.

– Przecież ja nie idę w paszczę lwa, tylko do banku. Dajże spokój, dziewczyno.

– To może po Michała zadzwonimy, niech on z tobą pojedzie! – żona już łapała za telefon, żeby zadzwonić do syna.

– O, na pewno nie! Przez dwa tygodnie jeździł ze mną oglądać te samochody. Niech się chłop w końcu zajmie rodziną. On też ma co robić w domu! – natychmiast sprzeciwiłem się temu pomysłowi.

Przyznam szczerze, że wtedy nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby mogło mnie spotkać cokolwiek złego. Jakie było prawdopodobieństwo, że ktoś mnie napadnie, gdy będę wychodził z banku? – myślałem. – Przecież nikt nie wiedział, że zamierzam wypłacić takie pieniądze.

– Ale ktoś może cię przyuważyć. Jakiś złodziej może siedzieć w banku i przypatrywać się, jakie ludzie wypłacają sumy.

– Jola… – westchnąłem. – Przecież to jest maleńka placówka.

W środku mieści się z dziesięć osób. Zaraz by przecież takiego typka przyuważyli – tłumaczyłem, obiecując jednocześnie, że będę na siebie uważał. Że  postaram się mieć oczy dookoła głowy.

Pechowo nic nie załatwiłem

Do banku dojechałem około godziny szesnastej. Byłem czwarty w kolejce i zanim dotarłem do odpowiedniego stanowiska, Jola zadzwoniła do mnie trzy razy. W kółko musiałem jej tłumaczyć, że jeszcze nawet nie wypłaciłem pieniędzy. Kiedy przyszła moja kolej, okazało się jednak, że w ogóle nie uda mi się tego zrobić. Dowiedziałem się, że tak duże wypłaty trzeba zgłaszać w placówce wcześniej, żeby mogli dowieźć pieniądze z centrali.

– Ale nic straconego – pocieszył mnie bardzo miły, młody kasjer. – Dzisiaj dam znać, że jutro będzie potrzebna taka kwota, i nasi konwojenci dowiozą.

– A o której mam przyjść?

– Pieniądze przyjadą przed dwunastą. Jeśli przyjdzie pan o trzynastej, to już na pewno będą – obiecał.

– Bardzo pan miły. Dziękuję – odparłem sympatycznemu kasjerowi.

Wróciłem do domu, powiedziałem żonie, jaki był problem, i obiecałem, że następnego dnia będę jeszcze bardziej ostrożny. Wyjaśniłem też, że nikt na mnie nie patrzył, nikt mnie nie śledził, bo wszyscy załatwiali swoje sprawy. Zaznaczyłem również, że od wyjścia z banku do samochodu mam dosłownie trzydzieści metrów i przy kolejnej wizycie zaparkuję w podobnej odległości.

Pojechałem po pieniądze

Tak też nazajutrz zrobiłem. O dwunastej czterdzieści pięć wsiadłem w auto i pojechałem po pieniądze. Nie było nawet żadnych kolejek. Od razu usiadłem przy stanowisku młodego człowieka, który obsługiwał mnie dnia poprzedniego.

– Już wypłacam. Dowód poproszę, a ja przyszykuję pieniądze i kwity – powiedział, a potem wydrukował potwierdzenie wypłaty i odliczył gotówkę w automacie.

Podpisałem, co trzeba, wziąłem od niego pieniądze, włożyłem do koperty, a tę wsunąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki.

– To wszystko? – zapytałem.

– Tak. Wszystko.

– To dziękuję, do widzenia.

Zanim wyszedłem z banku, poklepałem się po kieszeni z kopertą i wyciągnąłem kluczyki do auta, żeby mieć je pod ręką. Rozejrzałem się też jeszcze raz po placówce, by upewnić się, że nikt mi się nie przypatruje. Ciągle byłem sam, więc można było spokojnie wychodzić.
Za drzwiami skierowałem kroki prosto do auta, a po drodze rozglądałem się naokoło, czy czasem ktoś nie idzie w moją stronę.
Po kilkudziesięciu krokach uspokojony stanąłem przy samochodzie i nacisnąłem guzik centralnego zamka. No i wtedy właśnie to się stało. Wtedy z sąsiedniego auta wysiadł ten facet…

A jednak ktoś mnie okradł

Gdybym tylko posłuchał instynktu, od razu zacząłbym krzyczeć, wzywać pomocy. Zaalarmowałbym wszystkich przechodniów i może się jakoś od tej kradzieży wybronił. Ale do końca nie mogłem uwierzyć… Do ostatniej chwili wydawało mi się, że ten facet w kapturze i wojskowej kurtce, który rzucił się w moją stronę, to jedynie dziwny przechodzień. Za chwilę jednak przekonałem się, że trzeba było zaufać instynktom i wrzeszczeć. Uciekać, póki była jeszcze taka możliwość.

Ten drań w jednej chwili złapał mnie za klapy marynarki i szarpnął gwałtownie. Pociągnął tak mocno, że upadłem na ziemię między auta. Tam, gdzie nikt nie mógł nas widzieć. Gdy leżałem, złodziej uderzył mnie jeszcze pięścią w twarz.

Kiedy szperał mi w kieszeniach w poszukiwaniu pieniędzy, próbowałem odzyskać jakąkolwiek kontrolę nad ciałem. Udało mi się to dopiero, gdy już uciekał.

– Złodziej! Ludzie! Łapcie złodzieja! – powtarzałem coraz głośniej, gdy znikał za rogiem pobliskiego budynku. Nikt nawet nie zareagował.

Ruszyłem więc w stronę placówki bankowej, ciągle pokrzykując. Ludzie mijali mnie, patrząc jak na wariata. Jakbym się napił i stracił panowanie nad sobą.

Dopiero w banku zostałem potraktowany poważnie. Gdy tylko wszedłem, gdy minąłem drzwi, chłopak, który mnie obsługiwał, poderwał się od biurka i zaczął dopytywać, co się stało. Powiedziałem mu, że mnie okradli, a on wtedy nakazał ochronie niezwłocznie wezwać policję.

Nie wierzyłem, że uda się go namierzyć

Funkcjonariusze przyjechali w trymiga, ale po złodzieju nie został najmniejszy ślad. Szukaj wiatru w polu – jak to mówią. Może monitoring coś da, ale facet był dobrze przygotowany, żeby nie wpaść w oko kamery. Mundurowi spisali moje zeznania, a ja wcześniej zadzwoniłem do syna, żeby pojechał do nas do domu i przekazał mamie, co się stało. Upierał się, że przyjedzie do mnie, ale kazałem mu jak najszybciej zaopiekować się mamą.

– O mnie się nie martw – zapewniłem.

No i owszem, ze składaniem zeznań sobie poradziłem, ale później, w kolejnych dniach, bardzo to wszystko odchorowałem. Nie mogłem sobie wybaczyć, że dałem się okraść. Że jakiś chłystek tak mną pomiatał, tak mnie zaskoczył. Jakbym był dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną. Żona tłumaczyła mi, że nie ma w tym mojej winy, bo przecież mamy już swoje lata, ale mnie to nie uspokajało. Powinienem był dostrzec zagrożenie, jakoś mu przeciwdziałać.

Czułem się winny

– Przepraszam cię, Jolu. Byłem głupi i przez moją głupotę straciliśmy tyle pieniędzy – powtarzałem każdego dnia żonie.

– Nic się nie martw pieniędzmi. Najważniejsze, że nic ci się nie stało – odpowiadała. – A poza tym, może jeszcze te pieniądze odzyskamy. Może policja znajdzie tego faceta. Dajmy im czas, kochanie.

Nie wierzyłem w powodzenie tego śledztwa – jakiś przypadkowy obwieś przyuważył mnie, gdy wypłacałem w banku pieniądze, i jak niby policjanci mieliby go znaleźć? Gdzie szukać? Od czego zacząć?

No i kolejny raz okazało się, że mało o życiu wiem. Dwa tygodnie po tym, jak zostałem okradziony, zadzwonił do mnie śledczy prowadzący moją sprawę i zaprosił do siebie. Zapewnił, że ma dobre wieści, i chciałby jeszcze ze mną porozmawiać.

Policja znalazła złodzieja

– Jest duża szansa, że odzyskacie państwo pieniądze – powiedział, gdy usiadłem już w jego pokoju na komisariacie.

– Jak to? Znaleźliście złodzieja?

– Wiemy, kto pana okradł. Proszę sobie wyobrazić, że złodziei było dwóch. Tego drugiego ciągle jeszcze szukamy, ale to tylko kwestia czasu.

– Dwóch?

– Od początku mieliśmy takie podejrzenia i udało nam się je potwierdzić. Pamięta pan kasjera, który pana obsługiwał?

– No tak.

– Ten cwaniaczek dogadał się z gościem, który pana napadł. To on poinformował zakapturzonego, że będzie pan odbierał pieniądze o trzynastej i wtedy można pana obrobić. Spryciarze, co? – gliniarz uśmiechnął się jeszcze raz.

– Naprawdę? Skąd panowie wiecie?

– Czasem wystarczy takiego chłoptasia porządnie przepytać. No i myśmy się za niego zabrali. Nie tylko się przyznał, ale i wydał tożsamość swojego pomagiera. Teraz czeka nas sąd, ale sprawa jest na tyle klarowna, że nie powinna potrwać długo…

W ten oto sposób dowiedziałem się, że moją naiwność wykorzystał pracownik banku. Ani ja, ani żona, nie pomyśleliśmy, że bankier, człowiek obracający czyimiś pieniędzmi, może dopuścić się czegoś takiego.

Dziś wiem, że ludzie bez kręgosłupa moralnego mogą być wszędzie. Dlatego trzeba być czujnym i zawsze mieć się na baczności. Zwłaszcza gdy człowiek jest już za stary na to, żeby się bronić.

Czytaj także: „Synowa wymyśliła, że będę w domu uczyć wnuków, bo ona nie chce posyłać ich do szkoły. Nie po to przeszłam na emeryturę”
„Mój stalker okazał się mężczyzną z uwodzicielskim głosem. Wbrew rozsądkowi, chciałam się rzucić w jego ramiona” „Po rozwodzie Jan obudził we mnie kobietę. Tylko zamiast kochanki zrobił ze mnie babcię, bo zdradził mnie z moją córką”

 

Redakcja poleca

REKLAMA