Jak do tej pory zachowywała się zwyczajnie – siedziała w domu, oglądała telewizję, gotowała, piekła, czekała na wnuki i cieszyła się z ich wizyt. Przyzwyczaiła mnie do tego, więc zauważyłem, gdy znikła. A wraz z nią bułeczki drożdżowe nadziewane owocami…
Owszem, symptomy były. Nagle zaczęła się interesować netem. Zażyczyła sobie laptopa, stałego łącza oraz instrukcji obsługi. Potem spotykała się z koleżankami. Umawiały się na te swoje herbatki i ciasteczka, siedziały w kręgu i spiskowały. Raz czy dwa poleciła mi się stawić na takim zlocie – dzięki czemu odkryłem, że babcie mają koleżanki – i zaczęły wypytywać o obsługę sprzętu.
Przeprowadziłem więc krótki instruktaż, którego słuchały bardzo uważnie i coś tam sobie notowały. Pomyślałem nawet, że gdyby uczniowie w szkołach przykładali się do nauki choć w połowie tak pilnie jak babcie, to mielibyśmy w Polsce jakieś edukacyjne eldorado, a wyniki matur najlepsze w Europie.
Czas płynął, babcia zdobywała kolejne szlify i coraz częściej zastawałem ją surfującą w sieci. Szybko doszła do sporej wprawy, a jej pytania stawały się coraz bardziej fachowe. Tak minęły zima, wiosna, lato, a wraz z nadejściem jesieni nie zastałem już babci w domu. Jakby wzorem ptaków odfrunęła do ciepłych krajów.
Najpierw internet i babskie ploteczki, teraz to…
Za pierwszym czy drugim razem – gdy pocałowałem klamkę – nie dostrzegłem w tym jeszcze nic podejrzanego. No bo w końcu nie dzwoniłem wcześniej, więc mogła wyskoczyć na jakieś zakupy czy do lekarza. Ale kiedy trzeci raz odbiłem się od drzwi, uznałem, że coś jest na rzeczy, i postanowiłem sprawdzić w innych godzinach.
Wpadłem do niej wieczorem, trafiając wprost na sabat czarownic. Na mój widok lekko się spłoszyły i zaczęły rzucać sobie porozumiewawcze spojrzenia. Spisek jak nic. Z początku nawet się zaniepokoiłem, ale potem pomyślałam, że niby co mogą mieć do ukrycia takie starsze panie. Szaleją z tabletkami, wymieniają jedne środki na zgagę na inne, handlują ploteczkami?
Bardziej zmartwiło mnie to, że babcia zamiast – jak dotychczas – czekać na mnie z utęsknieniem i ze świeżutkimi ciasteczkami, hula po okolicy albo chichocze w damskim gronie. Cóż, trudno. Ale większych obaw nie miałem.
Już bez przesady. W tym wieku nie ucieka się raczej z domu i nie wyrusza na wyprawę dookoła świata. Wątpliwe też, by wpadła w sieć dealerów narkotyków albo ciąg alkoholowy, choć nie powiem, przy ostatniej wizycie zastałem moje „wiedźmy” nad kieliszkami wypełnionymi babciną nalewką. Ale jeden kieliszek nalewki to nie grzech. Inna sprawa, czy faktycznie wypiły tylko po kieliszku, bo były jakieś takie wesolutkie, a w domu panował lekki nieład. Oczywiście jak na babcię, która zawsze zachowywała nieprzyzwoity wprost porządek.
Jezu, a może się zakochała albo coś?! Postanowiłem podzielić się wątpliwościami z rodzicami i zarzuciłem tematem przy kolacji. Na wabia.
– Mamo? – zaczepiłem rodzicielkę smażącą jajecznicę.
– Tak…? – mruknęła nieuważnie, pochłonięta jajecznymi rozmyślaniami.
– A co tam u babci?
– A co ma być?
– No… nic. Tak tylko pytam. Wszystko u niej w porządku?
– Nie wspominała, żeby coś się działo. A co? – mama oderwała wzrok od kuchenki i spojrzała na mnie badawczo. – Słyszałeś, że gorzej się czuje?
– Przeciwnie. Zastałem u niej ostatnio koleżanki. Bardzo wesolutkie.
– I dobrze – mama wróciła do smażenia. – Przynajmniej się nie nudzi. Fajnie, że z kimś się spotyka, a nie gapi cały dzień w telewizor.
Już miałem wspomnieć o nowej babcinej pasji, która wiąże się z gapieniem w ekran komputera, ale do kuchni wszedł ojciec, ściągnięty zapachem, zrobił się ruch, rozstawianie talerzy, żarciki, mlaskanie i temat umarł śmiercią naturalną.
Ale wrócił.
Jaki „elitarny modernizm”?! O cu tu chodzi?
Pewnego dnia miałem coś do załatwienia na mieście. Szedłem szybko, niespecjalnie koncentrując się na otoczeniu. Tak się skupiłem na własnych myślach i celach, że prawie wpadłem na grupkę staruszków dyskutujących dość burzliwie. Burknąłem „przepraszam” i wcisnąwszy nos w szalik, kontynuowałem trasę, gdy wtem… coś sobie uświadomiłem. Otóż albo miałem omamy, albo w samym środku tego rozgadanego kółeczka znajdowała się moja babcia! I perorowała, wymachując palcem wskazującym przed nosem jakiegoś dziadka.
Stanąłem jak wryty i w tym momencie doleciał mnie jej stanowczy głos:
– Nie masz racji! Częste stosowanie przez niego pastiszu negowało elitarny modernizm i dążyło do ujawniania umownego charakteru narracji!
– Ależ, Haneczko… – starszy pan próbował oponować.
– Ty mi tu nie haneczkuj, tylko kup sobie aparat słuchowy!
– Kochani! – zawołała jakaś inna babcia. – A może kontynuowalibyśmy tę interesującą debatę nad herbatką? Najlepiej z prądem. Bo zimno, co tu kryć.
Tłumek zafalował, wydając liczne dźwięki aprobaty. Moja babcia wskazała kierunek, zakrzyknęła „Tam!” i wszyscy rzucili się ku nieodległej kawiarence, pozostawiając mnie na ulicy kompletnie zbitego z tropu. Elitarny modernizm? Umowny charakter narracji? Ależ, Haneczko? Co tu się, u licha, wyprawiało? Kim była kobieta wyglądająca jak moja babcia?
Stałem jak słup soli przez dłuższą chwilę. Z letargu wytrącił mnie dopiero jakiś przechodzień. Obrócił się ku mnie i popukał w czoło. Rzeczywiście – zatrzymałem się na samym środku chodnika i przeszkadzałem w normalnym ruchu. Dosadny gest mnie otrzeźwił i przypomniał, że mam swoje sprawy do załatwienia. Spojrzałem na zegarek i ruszyłem w dalszą drogę. Ale porażające wrażenie, jakie wywarło na mnie odkrycie nieznanego oblicza mojej babci, nie opuściło mnie już do końca dnia. Postanowiłem wybadać, co się tu właściwie wyprawia.
W tym celu zadziałałem metodycznie, czyli nie zastosowałem standardowego nalotu, tylko zadzwoniłem i umówiłem się z babcią u niej w domu. Jak się spodziewałem, nie przystała na pierwszy z brzegu termin.
– Muszę sprawdzić w kalendarzu – usłyszałem; potem wyznaczyła mi porę i rzuciła: – To pa, bo się spieszę.
I zakończyła rozmowę.
Porażające! Wzmogłem czujność.
W dzień wizyty stawiłem się punktualnie przed drzwiami babci. Wytarłem buty i zadzwoniłem. Ledwo mi otworzyła, zauważyłem, że coś tu nie gra.
Byle tylko dalej piekła bułeczki...
Babcia jakoś niepokojąco odmłodniała. Być może wrażenie to brało się z jej nietypowego stroju: miała na sobie obcisłe dżinsy, dopasowany sweterek z dekoltem i fantazyjnie zawiązaną na szyi wielobarwną apaszkę. Z przerażeniem krzyczącym w głowie stwierdziłem, że ma niezłą figurę, wart żurawia biust i… w tym samym momencie zapragnąłem stracić wzrok. Kto normalny myśli w taki sposób o własnej babci!? Przekroczyłem próg, zamknąłem za sobą drzwi i zażądałem:
– Babciu, mów, co tu się wyprawia?
Uniosła brwi i przyjrzała mi się krytycznie.
– Może ściągnąłbyś najpierw kurtkę? Nie będziemy chyba stali w przedpokoju. Zjesz bułeczkę z jagodami? Zamroziłam trochę owoców jesienią i teraz są jak znalazł.
Szok szokiem, ale nie zwariowałem na tyle, by odmówić świeżutkiej jagodzianki. Bez słowa zdjąłem kurtkę i podążyłem za babcią do kuchni, z której dolatywał zniewalający zapach drożdżowego ciasta. Klapnąłem na krzesło przy stole. Babcia zakrzątnęła się, zalewając herbaciane liście w imbryczku. Kiedy na blacie wylądowały filiżanki, moja odmieniona babka – stosowne słowo – z gracją usiadła naprzeciw mnie.
– Słucham cię teraz, mój drogi… Poczęstuj się i pytaj – zachęciła.
Z trudem powstrzymałem chęć, by rzucić się jak wygłodniały pies na babcine wypieki i całą uwagę skupiłem na jej twarzy. A następnie wylałem z siebie wszystkie niepokoje, zaczynając od podejrzanie wesolutkich nasiadówek z koleżankami przy nalewce, przez spotkanie w centrum miasta z grupą nawiedzonych staruszków, kończąc na jej wprawiającym mnie w zakłopotanie wyglądzie.
– Cóż… – odparła, sięgając po rozsiewającą cudny aromat drożdżówkę.
– Rozpoczął się rok akademicki.
– I?
– I poszłam na studia – zastrzeliła mnie babcia, a następnie włożyła sobie kawałek bułeczki do ust.
Gdy przełknęła, dodała:
– Na mieście byłam z kolegami z roku.
– Ale… – zacząłem i utknąłem.
Babcia odstawiła filiżankę i uśmiechnęła się trochę melancholijnie.
– Wiem, że ktoś w moim wieku wydaje ci się starcem, ale mam dopiero sześćdziesiąt osiem lat. Postanowiłam jeszcze nie umierać. A dopóki żyję, nie będę się zamykać w czterech ścianach domu jak w trumnie. Nie mam pojęcia, ile jeszcze pociągnę, ale wykorzystam każdą chwilę. Liczę na to, że ci to nie przeszkadza.
Wepchnąłem do ust całą drożdżówkę i zatkałem się na dobre. Pokręciłem więc energicznie głową, bo właściwe mi nie przeszkadzało, nawet byłem dumny. Byle czasem nadal piekła te pyszne bułeczki, wystarczy, więcej zastrzeżeń nie miałem.
Czytaj także:
„Niech mi ktoś powie, że miłość jest tylko dla młodych. Moja babcia zakochała się na zabój w wieku 71 lat”
„Moja babcia to rasowy Wielki Brat. Przez jej codzienne kontrole, we własnym domu czuję się jak w więzieniu”
„Moja babcia dąsała się, kiedy odmawiałam kolejnej dokładki. Dopiero gdy dorosłam zrozumiałam, dlaczego tak nas karmiła”