Kiedy zobaczyłam zestawienie wydatków na swoim koncie bankowym za ostatni miesiąc, nie posiadałam się ze zdumienia. Aż tyle pieniędzy przepuściłam?! Ale na co, na Boga?! Z uwagą zaczęłam studiować wydruk, i od razu rzuciła mi się w oczy ta kwota: 1500 złotych! Nie pamiętałam, abym robiła tak duże zakupy przed dwoma tygodniami. Ani w ogóle kiedykolwiek! Przecież zarabiam zaledwie 3 tysiące miesięcznie. Jak mogłam wydać na coś połowę pensji?
Nazwa sklepu nic mi nie mówiła. Wklepałam ją w wyszukiwarkę i wyskoczyła mi informacja, że to firma sprzedająca ubrania przez internet. Wszystkie ich produkty były dość kosztowne, nawet te przecenione. „To musi być jakaś pomyłka! Na pewno wszystko za chwilę się wyjaśni” – pomyślałam, wystukując w komórce ich numer telefonu.
Miła ekspedientka na wieść o tym, że dzwonię z reklamacją, poprosiła mnie o numer zamówienia.
– Ale chodzi właśnie o to, że ja niczego u państwa nie zmawiałam, a tymczasem pobrano mi pieniądze z konta – wyjaśniłam jej po raz drugi.
– W takim razie, jak ja panią znajdę w systemie? – zatroskała się.
Ktoś musiał użyć mojego komputera
Nie miałam pojęcia, ale podałam jej godzinę zakupu i numer swojej karty.
– Jest, znalazłam! – usłyszałam.
– Kupiła pani u nas puchową kurtkę, po przecenie 70%, wyjątkowa okazja! Mam nadzieję, że dobrze się nosi?
Ta kobieta nic nie rozumiała!
– Na jaki adres została wysłana ta kurtka? – zapytałam zdenerwowana.
– Na jeden z punktów InPostu…
No pięknie! W dodatku ktoś wybrał paczkomat na drugim końcu miasta!
– Fakturę na tę kurtkę mogę poprosić? – spytałam wiedziona impulsem.
– Została włożona do paczki, powinna ją pani dostać – usłyszałam.
– Tak? To poproszę jeszcze duplikat na maila – powiedziałam.
Nie wiem, czego się spodziewałam po tej fakturze, ale na pewno nie tego, że… będzie na niej moje nazwisko i domowy adres! Po prostu zdębiałam! „Czyżbym miewała stany odmiennej świadomości, skoro nie pamiętam, żebym kupowała kurtkę?” – myślałam. Ale przecież jej nie dostałam… To wszystko wyglądało podejrzanie. Na tyle, że postanowiłam pójść na policję.
– Kurtka za 1500 złotych kupiona pani kartą na pani nazwisko? – powtórzył za mną znudzony policjant.
– Tak, a nie robiłam zakupów w internecie! – czułam, że mi nie wierzy.
– Sprawdzimy ID komputera, z którego dokonano płatności – obiecał.
Cieszyłam się, dopóki nie wydało się, że… to mój komputer w pracy!
Ja chyba też bym sobie nie uwierzyła
Pracuję w firmie ubezpieczeniowej. Siedzę w wielkiej sali, a razem ze mną przebywa tam około trzydziestu osób. Mimo tak wielu stanowisk, czasami brakuje komputerów i niektórzy agenci przysiadają się do pierwszego wolnego. Mają swój login, ale to żaden problem podpatrzyć hasło innego agenta. Moim jest imię mojego psa i każdy, kto mnie choć trochę zna, z łatwością je odgadnie.
– A więc to pani karta, pani komputer i pani adres na fakturze? – podsumował policjant, najwyraźniej tracąc zainteresowanie całą sprawą.
Nawet mu się zbytnio nie dziwiłam. Gdybym była na jego miejscu, też patrzyłabym na siebie podejrzliwie.
Nic więc dziwnego, że dwa tygodnie później dostałam papierek z policji informujący o umorzeniu sprawy. „Pewnie nigdy już nie odzyskam tych pieniędzy” – pomyślałam. Bardziej jednak martwiłam się tym, co jeszcze złodziej może ukraść na mój rachunek… Niby zastrzegłam tamtą kartę, ale skąd mogłam wiedzieć, czy nie ukradnie mi danych z nowej? Skoro już raz znalazł sposób…
Zastanawiałam się jednak, co mogę zrobić. I pewnego dnia mnie olśniło! Przejrzałam stronę tamtego sklepu, żeby zobaczyć jaką kurtkę sobie u nich rzekomo kupiłam. „Może w ten sposób uda mi się namierzyć złodzieja?” – przemknęło mi przez głowę. Była ładna, stylowa… W dość charakterystycznym zielonym kolorze.
Zaczęłam dyskretnie rozglądać się po koleżankach z pracy i któregoś dnia… zauważyłam, że taką samą kurtkę ma Ewelina, agentka, która przychodzi do nas raz na tydzień wypełniać druki ubezpieczeniowe! Sprawdziłam: miała dyżur tamtego dnia, gdy ktoś korzystał z mojego komputera, bo mnie nie było w pracy. Znów poszłam na policję i oświadczyłam im, że mam sprawcę.
– Wystarczy tylko obraz z kamery z naszej sali i zobaczymy, kto robi zakupy w internecie na moim komputerze – oświadczyłam.
Liczyłam na to, że zajmą się sprawą, w końcu podałam im winnego na tacy!
Istotnie, policja sprawdziła ten trop. Funkcjonariusze obejrzeli nagranie z kamerki w naszym biurze, a także z tej zamontowanej w paczkomacie InPostu! Wcześniej nie zainteresowało ich, bo paczkę z kurtką odebrał jakiś podstawiony facet. Teraz okazało się, że to... narzeczony Eweliny!
Nie wiem, jakim cudem Ewelina weszła w posiadanie mojego numeru karty. Może podejrzała go na stołówce, gdy kupowałam lunch? Mogła stać za mną w kolejce. Ale to nieważne. Złapali ją, teraz odpowie za kradzież.
Czytaj także:
„Gdy ja bawiłem się na weselu syna, złodzieje plądrowali mój dom i kradli koperty. Boje się, że zrobił to ktoś z rodziny”
„Złodzieje wyczyścili mi konto, a bank twierdzi, że sama jestem sobie winna. Nie zamierzam się poddać, będę walczyć o swoje”
„Siostra chciała okraść szefa moimi rękami. Bałem się, że wyjdę na złodzieja, ale w końcu podjąłem decyzję”