„Gdy ja bawiłem się na weselu syna, złodzieje plądrowali mój dom i kradli koperty. Boje się, że zrobił to ktoś z rodziny”

Okradziony mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„W pierwszej chwili nie uwierzyłem. Myślałem, że syn i synowa chcieli jeszcze raz pośmiać się z naszej przesadnej ostrożności. Gdy jednak wbiegłem do środka, zrozumiałem, że to nie żart, bo szyba w drzwiach na taras była rozbita, a salon i kuchnia wyglądały tak, jakby tornado przez nie przeszło”.
/ 01.02.2023 10:30
Okradziony mężczyzna fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Marzyliśmy z Marysią, że wyprawimy synowi niezapomniane wesele. I rzeczywiście, nie zapomnę go do końca swoich dni. Ale nie dlatego, że było takie huczne i wspaniałe, lecz dlatego, że zakończyło się łzami i wizytą policji. A na dodatek podważyło moją ufność w uczciwość sąsiadów, rodziny i znajomych.

Na początku wszystko wyglądało tak, jak być powinno. Po wzruszającej uroczystości w kościele do młodych ustawiła się kolejka. Syn i synowa zaprosili ponad sto pięćdziesiąt osób, więc była naprawdę długa. Każdy z gości życzył im szczęścia na nowej drodze życia, wręczał kwiaty i kopertę, którą synowa wkładała do specjalnie przygotowanego na tę okazję worka. Pęczniał w oczach.

Nie ukrywam, cieszyłem się z tego, bo Janek i Kasia jeszcze przed ślubem rozpoczęli budowę własnego domu i potrzebowali pieniędzy. Kiedy ostatni z gości złożył życzenia, młodzi zaczęli się zastanawiać, gdzie schować worek. Początkowo planowali, że zamkną go w sejfie, na zapleczu sali weselnej, ale się rozmyślili. Uznali, że pieniądze będę bezpieczniejsze u nas. W drodze na wesele wstąpiliśmy więc do naszego domu. Janek i Kasia zanieśli worek do pokoju, w którym mieli spędzić noc poślubną. Przed wyjściem trzy razy sprawdziliśmy z żoną, czy wszystkie okna i drzwi są dokładnie zamknięte.

– Nie przesadzajcie, przecież w naszej wsi nigdy włamania nie było – śmiał się syn.

– No właśnie. Złodzieje omijają nas z daleka. Wiedzą, że na przedmieściach bardziej się wzbogacą – zawtórowała synowa.

– Ostrożności nigdy nie za wiele. Zawsze może być ten pierwszy raz – odparła wtedy moja Marysia. W zasadzie nie jestem przesądny, ale do dziś żałuję, że nie kazałem jej wtedy splunąć trzy razy przez lewe ramię i odpukać w niemalowane drewno. Może wtedy nie doszłoby do nieszczęścia…

W pierwszej chwili nie uwierzyłem dzieciom

Zabawa trwała niemal do białego rana. Do domu wróciliśmy w znakomitych humorach. Planowaliśmy, że prześpimy się kilka godzin, a potem pojedziemy na poprawiny. W naszej rodzinie wesela zawsze trwały co najmniej dwa dni. Gdy otworzyłem drzwi, Janek wziął Kasię na ręce i przeniósł przez próg.

– Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśli… – przerwał w pół słowa, bo nagle zachwiał się na nogach. Miałem wrażenie, że zaraz się przewróci.

– Co synu, już brakuje ci sił? Nie rób nam wstydu – zachichotałem. Odwrócił się. Dostrzegłem, że oboje z Kasią są biali jak ściana.

– Włamanie… Chyba było włamanie… – wykrztusił, stawiając świeżo poślubioną małżonkę na ziemi.

W pierwszej chwili nie uwierzyłem. Myślałem, że syn i synowa chcieli jeszcze raz pośmiać się z naszej przesadnej ostrożności. Gdy jednak wbiegłem do środka, zrozumiałem, że to nie żart, bo szyba w drzwiach na taras była rozbita, a salon i kuchnia wyglądały tak, jakby tornado przez nie przeszło. Wszędzie walały się powywlekane z szafek rzeczy, na podłodze porozsypywane były kasze i mąka, częściowo potłuczone naczynia… Nawet mrożonki wyrzucone z zamrażalnika. Widać było, że złodzieje szukali na oślep.

– Koperty! Sprawdźcie, czy są koperty! – usłyszałem za plecami dramatyczny krzyk żony. Dzieci pobiegły na górę. Słyszeliśmy, jak nerwowo przeszukują pokój.

– Oby chociaż ich pieniądze ocalały, oby złodzieje ich nie znaleźli – mamrotała pod nosem Marysia. Ja też modliłem się o to w duchu. Miałem nadzieję, że złodzieje zadowolili się tym, co znaleźli na parterze, że nie dotarli na piętro. Niestety…

– Nie ma, nie ma ani jednej! Zniknął cały worek! – krzyknął z góry syn.

Wciąż nie mamy z policji żadnych wiadomości

Nie pamiętam dokładnie, co działo się przez następne minuty, bo z emocji nie byłem w stanie zebrać myśli. Osunąłem się na kanapę, mrugałem oczami i zastanawiałem się, czy to nie jakiś koszmarny sen. Przecież jeszcze godzinę temu tak świetnie się bawiliśmy, cieszyliśmy się szczęściem naszego jedynaka. A teraz… W najczarniejszych snach się tego nie spodziewałem. Gdy w końcu doszedłem do siebie, zobaczyłem, jak żona i synowa na zmianę zalewają się łzami i złorzeczą złodziejom, a roztrzęsiony syn dzwoni na policję.

– Nie wiem, kiedy dokładnie to się stało. Przez ostatnie godziny bawiłem się na własnym weselu. Przyjeżdżajcie natychmiast! – krzyczał do słuchawki.

Przyjechali po trzech kwadransach. Zabezpieczyli ślady, porobili zdjęcia i odjechali. Na pożegnanie usłyszeliśmy, że po dziewiątej przyjedzie do nas inna ekipa.

– Ale to przecież dopiero za parę godzin! Złodzieje mogą już być daleko! – zdenerwowałem się.

– Proszę do tego czasu dokładnie sprawdzić, co zginęło, i zastanowić się, kto mógł wykręcić państwu taki numer. Może któryś z sąsiadów lub gości weselnych? – zapytał w progu jeden z policjantów.

– Przecież to sama rodzina i znajomi. Nigdy nie zrobiliby nam czegoś takiego!

– Niech pan nie będzie taki pewien. Pracuję w policji już dwadzieścia lat, różne rzeczy widziałem – machnął ręką.

Od tamtej pory minął miesiąc

Nie wierzyłem, że ktoś z bliskich lub sąsiadów mógł nas okraść. Janek, Kasia i moja Marysia też nie. Kiedy więc w końcu przyjechała ta druga ekipa, zgodnie zeznaliśmy, że nie mamy żadnych podejrzeń. Tamci jednak upierali się, że to musiał być ktoś, kto wiedział, iż mamy wesele i że w domu są pieniądze, które młodzi dostali w prezencie.

– Tak? To po co powyrzucali te wszystkie rzeczy z szaf, a nawet z lodówki? Szukali cennych rzeczy! – zdenerwowałem się.

– Może tak, a może zrobili to specjalnie, żeby wszyscy myśleli, że wpadli tu przez przypadek. Dlatego proszę mieć oczy i uszy otwarte. Może ktoś, kto miał kłopoty finansowe nagle spłaci długi… Albo zrobi jakieś drogie zakupy, choć teoretycznie go na to nie stać. I wtedy proszę do nas zadzwonić. Każdy drobiazg się liczy, każda informacja – powiedział jeden z policjantów, kładąc na stole wizytówkę.

Nie mamy z policji żadnych wiadomości. Syn, synowa i żona ciągle wierzą, że złodzieje zostaną złapani, ale ja nie jestem aż takim optymistą. Coś mi się wydaje, że za dwa miesiące dostaniemy zawiadomienie, że śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców.

A wtedy do końca życia będę się zastanawiał, czy to ktoś z bliskich lub znajomych się do nas włamał. Bo im dłużej o tym myślę, tym wydaje mi się to coraz bardziej prawdopodobne. 

Czytaj także:
„Po śmierci rodziców, opiekę nade mną przejęła ciotka. Ta podstępna harpia myślała tylko o tym, jak okraść mnie z majątku”
„Ukochana siostrzenica okradła mnie z mieszkania. Ja śpię na dworcu, a ona sprzedaje mój dom za wielkie pieniądze”
„Po śmierci siostry zaopiekowałam się jej córką. Po 5 latach okradła mnie i uciekła z domu”

Redakcja poleca

REKLAMA