W każdej małej miejscowości najważniejszymi osobami są proboszcz, wójt i komendant posterunku policji. Dokładnie w takiej kolejności. Kiedyś był jeszcze I sekretarz partii, ale czasy się zmieniły i dziś, jak śmiejemy się w naszym komisariacie, brakuje owej trójce czwartego do brydża.
Od 20 lat jestem policjantem w niewielkim miasteczku na północy kraju. Nasz komendant, podkomisarz, ma despotyczny charakter. Wszystko ma być zrobione zgodnie z jego wytycznymi. Inaczej można dostać upomnienie, a upieranie się przy swoim zdaniu, które nie uwzględnia racji komendanta, to strata premii.
Dobry fachowiec z problemami w domu
Widziałem kilku narwańców, którzy chcieli robić wszystko po swojemu. Komendant nie zrobił im krzywdy. Wysłał tylko do szkoły, żeby podnieśli swoje kwalifikacje, a wtedy dostawali angaż do komendy rejonowej. Jednym słowem, załatwiał im kopniaka w górę i miał spokój.
W pracy nigdy nie przeszkadzała mi apodyktyczność szefa. Najważniejsze, że znał się na robocie jak mało kto. Prawdziwy policjant z krwi i kości. Przegryzał się przez stopnie kariery, od szeregowca poczynając. No i najważniejsze, zna chyba wszystkich ludzi w naszym rejonie, wie, kto do czego jest zdolny, i zawsze, gdy zdarzy się jakieś przestępstwo, w ciemno typuje sprawców. Nigdy się nie myli.
Ale każdy ma swoją achillesową piętę. U szefa jest to dom. Kiedyś i tu był władcą absolutnym, a proboszcz jego rodzinę stawiał za wzór. Niestety, kiedy po maturze do miasteczka wróciła Ksenia, jego ukochana córka, zaczęły się kłopoty. Bo Ksenia charakterek ma po ojcu i jako 19-letnia pannica z dowodem osobistym uznała, że skończyły się czasy, że ktokolwiek – nawet jej ojciec
– ma prawo kierować jej życiem. A zwłaszcza dyktować, w kim ma się zakochać.
Ale zanim opowiem o Kseni, powiem parę słów o sobie. Jak już wspomniałem, jestem policjantem z wieloletnim stażem i niezbyt wygórowanymi ambicjami. Całkowicie zadowala mnie ranga starszego sierżanta. Samotnie wychowuję syna, który choć biologicznie ma lat 20, to ma przy tym umysł 13-letniego chłopca.
Irek już się nie uczy, ale za to ma zajęcie: pracuje w domu seniora w naszym miasteczku i bardzo to lubi. Spełnia tam funkcje posługacza, sprzątacza, ogrodnika i chłopca do wszystkiego. Doskonale wie, że nie może dorównać swoim rówieśnikom ani nawet bawić się z gimnazjalistami, do których go ciągnie. Ale generalnie był całkiem szczęśliwy. Był – aż zakochał się w Kseni, gdy wróciła do miasteczka.
Bawiła się jego uczuciami
Wiedziałem o tym, że czasem przychodził pod jej dom i czekał, aż ona wyjdzie po zakupy. Przynosił do komisariatu zerwane w naszym sadzie owoce i prosił, żebym dał je jego narzeczonej. Tak właśnie ją nazywał: „swoją narzeczoną”.
Jednak za tymi słowami, prócz tęsknego snucia wzrokiem za dziewczyną, nie szło żadne zachowanie, które mogłoby skomplikować jego i moje życie. On tylko wypatrywał oczy za Ksenią, a ta czasami śmiała mu się w nos, widząc w jego oczach uwielbienie.
I może tak by już zostało, gdyby ta, która powinna być mądrzejsza, nie zaczęła bawić się uczuciami chłopca. Bo pewnego dnia powiedziała mu, że też go kocha.
Kiedy przybiegł, by mi o tym powiedzieć – cały radosny, szczęśliwy, wniebowzięty – wiedziałem, że to z jej strony okrutna zabawa. Nie wiedziałem jednak, czemu to robi. Przecież ojciec chyba ją dobrze wychował?!
Ale co mogłem zrobić? Patrzyłem na uszczęśliwionego syna, do którego nie trafiały moje ostrożne prośby, żeby nie wariował (jak mogły trafić, przecież do „normalnych” nie trafiają, a co dopiero do takich dzieci jak on!), i tylko czekałem, aż wybuchnie ta bomba, której tykający zegar wyczuwałem podskórnie.
No i stało się.
Ksenia zaszła w ciążę
Jakieś trzy miesiące później w miasteczku gruchnęła wieść, że Ksenia jest w ciąży. Z kim zaszła – szybko odkryły miejscowe plotkarki i rozniosły wieści o romansie pięknej córki komendanta i miejscowego lekarza. Pikanterii tej sytuacji dodawał fakt, że dziewczyna miała 19 lat, a lekarz – 35 lat, żonę i dwoje dzieci.
No i jak to w życiu bywa, ludzie najbardziej zainteresowani sprawą, czyli rodzice Kseni, dowiedzieli się o wszystkim na samym końcu. Gdy więc ciąża stała się widoczna, komendant wziął córkę na przesłuchanie. Dwie godziny trwało, nim zapłakana dziewczyna przyznała się do romansu z panem doktorem.
Nasze miasteczko nigdy nie zapomni następnych tygodni. Wszyscy żyli tą jedną sprawą. Oczywiście nikomu nie muszę tłumaczyć, że miejscowe kumoszki natychmiast wzięły grzesznicę na języki. Może w dawnych czasach wytykana palcami dziewczyna poszłaby nad miejscowy staw i się utopiła. Mieliśmy kilka takich przypadków w przeszłości.
Ale Ksenia drwiła z obgadywaczy w żywe oczy. Młodzi też stanęli po jej stronie. Z czasem miasteczko podzieliło się na dwa obozy. Do jednego należeli starzy, którzy swoje już w życiu nabroili, a teraz chcieli być obrońcami wiary i moralności (a może na odwrót). Drugiej grupie przewodzili młodzi, którzy uznali, że nikt nikomu nie ma prawa zaglądać pod kołdrę.
Ciekawa była natomiast reakcja lekarza. Otóż ten szedł w zaparte, że Kseni nie tknął nawet małym palcem. Zdobył tym sporą rzeszę stronników, którzy podejrzewali, że Ksenia spodziewała się dziecka zupełnie z kimś innym.
Lekarz lubił romansować
Tymczasem wkrótce po miasteczku poszła nowa plotka. Oto pielęgniarka z naszego ośrodka zdrowia powiedziała koleżance, że od dawna czekała, aż taka sprawa wybuchnie, gdyż pan doktor zawsze był szybki w rękach, które niejednokrotnie próbował włożyć jej pod pielęgniarski fartuch.
Po czymś takim facet był skończony. Wychodziło, że był jurnym dandysem, który brał, co popadnie, byle zaspokoić swe samcze chucie. Jakby na potwierdzenie tej opinii wkrótce potem nauczycielka od matematyki publicznie, na rynku naszego miasteczka, wyrżnęła doktora w pysk, popłakała się i wyznała głośno, że niedawno została uwiedziona przez tego medycznego potwora.
Stało się to ponoć w czasie jednego z badań, chociaż przecież drań wiedział, że jest szczęśliwa w legalnym związku z miejscowym producentem wód gazowanych. Oczywiście nie trzeba było długo czekać i twarz pana doktora znowu została obita, tym razem przez jego ślubną małżonkę.
Mąż nauczycielki po tej awanturze ogłosił, że nie zamierza dalej żyć pod jednym dachem z ladacznicą, wystąpi o rozwód i puści niewierną w jednej koszuli, w której ją nota bene wziął z jej rodzinnego domu. Według miasteczkowych plotek doktor pobiegł natychmiast do ukochanej z propozycją małżeństwa. Jednak jego oświadczyny przerwał komendant policji, który jurnego lekarza wyciągnął za ucho na rynek.
Tam przy świadkach oświadczył mu, że oskarży go o gwałt na swojej jedynaczce, jeśli ten nie rozwiedzie się ze swoją żoną i nie ożeni z Ksenią. Córka ojcu w tych żądaniach gorąco sekundowała. Jednak lekarz ponownie stwierdził, że nie tknął dziewczyny nawet długopisem. Następnie rzucił, że poczeka, aż urodzi się dziecko, i z przyjemnością podda się badaniu na ojcostwo.
Najważniejsza sprawa w mieście
Powiedzmy sobie szczerze, że nikt przy zdrowych zmysłach, wobec tłumu gapiów, nie będzie składał takiej deklaracji, jeśli nie jest pewny tego, co mówi. Innymi słowy wiedział, że to nie on zmajstrował dziewczynie dzieciaka. Nasz komendant, choć zaślepiony wściekłością, szybko to dostrzegł i mimo płaczu Kseni zgodził się poczekać na rozwiązanie i medyczne badania.
Miasteczko głośno odliczało dni do rozwiązania. Jedyną atrakcją następnych czterech miesięcy oczekiwania była sprawa rozwodowa nauczycielki matematyki. Kiedy kobieta poznała prawdziwą naturę niedawnego kochanka, z płaczem rzuciła się do nóg mężowi i zaczęła prosić go o wybaczenie. Chłop dąsał się miesiąc, aż w końcu ustąpił, a potem wyjechali do Sopotu, żeby się do reszty pogodzić.
W końcu Ksenia urodziła: na świat przyszedł chłopiec. Badanie krwi noworodka potwierdziło słowa lekarza, że nie brał on udziału w jego spłodzeniu. Po tym wszystkim lekarz spakował manatki i wraz z rodziną, która również wybaczyła mu romanse, wyjechał z miasteczka.
Komendant, który przeczuwał, że jego rodzina może stać się pośmiewiskiem całej miejscowości, wziął córkę w obroty. Tym razem Ksenia w końcu przestała się upierać przy lekarzu. Nie mogła zaprzeczyć wynikom badań naukowych. Wyznała prawdę. A komendant wezwał mnie do swojego gabinetu.
– Musimy poważnie pogadać – ciężko westchnął. – Porozmawiałem z Ksenią. To twarda sztuka, ale w końcu przesłuchiwałem gorszych drani. Otóż powiedziała mi, że po powrocie do domu ze szkoły bez pamięci zakochała się w tym dupku lekarzu. Wiele razy składała mu niedwuznaczne propozycje romansu, ale on ją zlekceważył. Wtedy postanowiła się na nim zemścić. Kiedyś powiedziałem jej, że jak przyjdzie z bachorem w brzuchu, to wykopię jej kochasia nawet spod ziemi i zaciągnę go do ołtarza, choćby był samym premierem. Myślała, że zmuszę lekarza, żeby się z nią ożenił – znowu westchnął. – Cóż poradzić, że młodzi nie myślą rozumem, tylko swoim chciejstwem…
Stałem przed biurkiem komendanta, nadal nie mając zielonego pojęcia, po co on mi to wszystko opowiada.
– Otóż twój Irek wodził za nią maślanymi oczami. To go wzięła do lasu, żeby zrobił jej dzieciaka, i żeby potem ona mogła oskarżyć doktora – rzucił w końcu komendant odbezpieczonym granatem.
Okazało się, że zostałem dziadkiem
Poczułem, jakby ktoś polał mi plecy gorącą wodą. Wtedy wreszcie pojąłem tygodnie, kiedy mój chłopiec chodził taki szczęśliwy, i dni smutku, które potem nadeszły. Mimo moich namów nie chciał nic powiedzieć, tylko zamknął się w sobie. Myślałem wówczas, że to dlatego, że pewnie słyszał plotki o Kseni i lekarzu. I choć wszystkiego nie rozumiał (tak sobie naiwnie myślałem), to pojął fakt, że okrutna dziewczyna jednak go nie kocha. Miałem nadzieję, że szybko o niej zapomni. Jednak teraz wiedziałem, że było całkiem inaczej.
Ogarnęła mnie wściekłość. Ta głupia i zadufana w sobie dziewucha, utwierdzana w swej głupocie przez apodyktycznego i równie głupiego ojca, zabawiła się uczuciami mojego niepełnosprawnego dziecka!
– Co ci będę mówić – słowa komendanta przedarły się przez zasłonę mojego narastającego gniewu. – Musimy to rozwiązać jak dorośli, odpowiedzialni ludzie – powiedział i wyjął z szuflady biurka butelkę koniaku i dał znak ręką, żebym usiadł. – Oni muszą się pobrać. Potem, oczywiście, wezmą rozwód. Twój Irek nie jest całkiem, no, rozumiesz. Nie winię go, to jasne. Ale tak będzie właściwie.
Gorąca wściekłość w moim sercu zlodowaciała. Jemu chodziło tylko o to, żeby nie mieć w domu panny z dzieckiem… A co z uczuciami mojego syna?! Najpierw podeptała je Ksenia, a teraz bez skrupułów chciał zrobić to jej ojciec?! Po moim trupie!
Powiedziałem komendantowi, że nigdy nie zgodzę się na taką farsę. I że wystąpię do sądu o wykorzystanie seksualne osoby umysłowo niepełnosprawnej.
– Sierżancie – warknął mój szef swoim najgorszym głosem, tym, który stawiał do pionu nawet zszywacze. – Liczcie się ze słowami. I nie bądźcie głupi. Jesteście moim zaufanym podwładnym, możecie daleko zajść. Wystarczy nie być durnym betonem…
Tak tego nie zostawię
Jednak ja byłem już odporny. Wyszedłem z gabinetu, jeszcze zanim skończył.
Kilka dni później do komendanta rejonu wysłałem podanie z prośbą o zwolnienie ze służby. Wyjaśniłem w nim, dlaczego pomijam swojego przełożonego w drodze służbowej. Nie zamierzałem już dalej pracować z człowiekiem, który z pewnością szukałby okazji, żeby się na mnie zemścić.
Tydzień później złożyłem w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Nie odpuszczę rozkapryszonej panience, która tak okrutnie zabawiła się uczuciami mojego chorego dziecka.
Czytaj także:
„Chciałem zemścić się na żonie, więc zaliczyłem przypadkową panienkę. Ten niewinny romans spędza mi teraz sen z powiek”
„Była uwiodła mnie, żeby zemścić się na mojej żonie i zniszczyć moją rodzinę. Wstyd mi, że nie umiałem się jej oprzeć”
„Kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, wyrzucił mnie za drzwi. Po latach w końcu się zemściłam”