„Krzysztof zawrócił mi w głowie. Kłamał, że dla mnie odejdzie od żony. O mało nie wypuściłam z rąk prawdziwej miłości”

kobieta w objęciach prawdziwej miłości fot. Adobe Stock, bnenin
„Byłam rozczarowana i zła. Tak miało wyglądać moje życie z Pawłem? Bez romantycznych uniesień? Bez szałów namiętności i pięknych słów? Tylko suche plany, ciułanie, proza codzienności?! Może właśnie dlatego pozwoliłam się Krzyśkowi zaprosić na kawę”.
/ 30.05.2022 08:15
kobieta w objęciach prawdziwej miłości fot. Adobe Stock, bnenin

Poznałam Pawła, kiedy miałam 23 lata, na imprezie u przyjaciółki. Był kumplem jej chłopaka. Magda chciała mnie wtedy wyswatać zupełnie z kimś innym. Ja zaś, gdy tylko zobaczyłam Pawła, wiedziałam, że to ten jedynyNie był typem macho: drobny, niewysoki. Widać też było, że kiedyś miał problemy z cerą. Jednak od razu poddałam się jego urokowi – urzekły mnie jego piękne niebieskie oczy, w tańcu przytulał mnie subtelnie, delikatnie. Miał też odpowiednie maniery. Dolewał mi herbaty, przy wyjściu pomógł włożyć płaszcz... Od razu przypomniał mi się mój kochany, nieżyjący już tata; też był dżentelmenem.

– Szalenie mi się podoba – powiedziałam Magdzie na drugi dzień. – Chyba się zakochałam.

Jednak ona była sceptyczna.

– Daj spokój, Kaśka – prychnęła. – Miłość od pierwszego wejrzenia? Nie wierzę w takie bzdury. Żeby się zakochać, trzeba najpierw dobrze poznać człowieka. Według mnie, on nie jest dla ciebie. Lubi poszaleć na dyskotekach. No i lubi wypić.

Mogła mieć rację. W końcu znała go dłużej niż ja. Mimo to postanowiłam zaryzykować.

Dosłownie odebrało mi rozum

Kilka dni później umówiliśmy się na pierwszą randkę i… zaczęło się. Romantyczne spacery, kino, czasem skromna kolacja w knajpce, dyskoteka. Staliśmy się parą. Przekonałam się, że podejrzenia Magdy są bezpodstawne. Byłam szczęśliwa. Paweł miał trudny charakter, nie znosił sprzeciwu. Odkryłam jednak, że choć nie do końca jest ideałem, ma różne talenty.

Po śmierci taty mieszkałyśmy z mamą w naszym starym domu i bardzo nam brakowało męskiej ręki do drobnych napraw, przykręcenia ponadrywanych drzwiczek w szafce czy powieszenia półek. Paweł okazał się prawdziwą złotą rączką – i naszym wybawieniem.

Na początku mama niezbyt lubiła Pawła. Twierdziła, że za bardzo mną rządzi i będzie mi ciężko, jeśli się z nim zwiążę. Tymczasem ja nie wyobrażałam sobie, żeby mogło być inaczej. Kochałam go ze wszystkimi wadami, bo jednak zalet miał więcej, a do jego zachowań zdążyłam się przyzwyczaić. Poza tym przez mamę chyba przemawiała obawa, że szybko wyfrunę z domu.

Minęły dwa lata. Skończyłam studia, znalazłam pracę w przychodni zdrowia w naszym mieście. Byłam koordynatorką do spraw organizacyjnych. Rozpisywałam grafik dyżurów lekarzy i przyjęć pacjentów, nadzorowałam zamawianie leków oraz materiałów biurowych. Nie była to moja wymarzona praca, ale dobrze się tam czułam. Przełożeni mnie doceniali. Radziłam sobie z każdym problemem. Zaczęliśmy z Pawłem planować ślub, ale bez pośpiechu: teraz wygodnie nam się żyło. On też pracował, mieliśmy własne pieniądze, a ciągle mieszkaliśmy u swoich rodziców. Mogliśmy korzystać z przyjemności. Zaręczyny miały się odbyć jesienią.

Nagle odebrało mi rozum. Nie wiem, czy sprawił to powiew lata, wyznaczony termin zaręczyn, czy też poczułam, że już nie przeżyję w życiu niczego niezwykłego, ale bezmyślnie się zadurzyłam. W przychodni pojawił się właśnie nowy lekarz, niejaki doktor Krzysztof. Od pierwszego dnia zaczął mi prawić komplementy.

– Pani Kasiu, jak ślicznie pani dziś wygląda – mówił z czarującym uśmiechem.

Początkowo puszczałam jego wyznania mimo uszu.

– Casanowa się znalazł – myślałam, ale głośno i zawsze z uśmiechem odpowiadałam:

– Dziękuję, panie doktorze. Pewnie wszystkim paniom już to pan dzisiaj powiedział, prawda?

– Ależ skąd! Dla mnie to pani jest najpiękniejsza. Chyba pani nie wątpi w moją szczerość?

Nie traktowałam tego serio. Był ode mnie kilka lat starszy, miał żonę i kilkuletniego syna, choć rzadko o nich wspominał. Jak mogłabym na poważnie interesować się kimś takim? Ale… Zabójczo przystojny, wysoki szatyn o twarzy modela z okładek pism dla facetów... Mimo wszystko schlebiało mi, że zwrócił uwagę właśnie na mnie.

Codziennie rano zaglądał do mojego pokoju, prawił coraz to wymyślniejsze komplementy... Wyraźnie szukał pretekstu, żeby choć przez chwilę ze mną pobyć.

– Mogę zerknąć, czy poprawnie wpisała pani nazwy leków, o które wczoraj prosiłem? – pytał i, nie czekając na moją odpowiedź, pochylał się nade mną, a ja czułam na szyi jego ciepły oddech. I ten drażniący zmysły zapach wody toaletowej.

– Ależ cudownie pani pachnie – mruczał mi po chwili do ucha.

Dostawałam wypieków na twarzy. Musiał to widzieć. Podejrzewam, że mu się podobało, że tak bardzo na mnie działa. Zaczęłam się stroić do pracy. Spódniczki do kolan, dobrane dodatki, biżuteria i dobre perfumy. Zależało mi, żeby to widział. I zauważał. Nie tylko on – pewnego dnia zwróciła na to uwagę również moja mama.

– Masz dzisiaj randkę z Pawłem? – pytała, kiedy rano wychodziłam wystrojona do pracy. – Pięknie wyglądasz.

– Tak, mamo, umówiliśmy się wieczorem na mieście – kłamałam bez mrugnięcia okiem.

Bo mama zdążyła już poznać zalety Pawła i bardzo go polubiła. Przyzwyczaiła się do myśli, że zostanie jej zięciem. A ja zachowywałam się jak nastolatka na pierwszych randkach. Rozkwitałam. Mówiłam sobie, że to tylko nieszkodliwy flirt, który wnosi tyle radości do mojego życia. Czułam się dowartościowana jako kobieta, atrakcyjna, seksowna. Tym bardziej, że temperatura uczuć moich i Pawła jakby trochę spadła.

Twierdził, że od dawna im się nie układa

Narzeczony dużo pracował, bo – jak często słyszałam od niego – chciał, żebyśmy po ślubie mogli kupić mieszkanie i zacząć wspólne życie bez teściów, którzy by się we wszystko wtrącali. Nie miał już dla mnie tyle czasu co kiedyś. Przestaliśmy wychodzić do miasta. Nie zauważał, jak wyglądam, nie prawił komplementów, nie miał tego błysku w oku na mój widok. A kiedy czasem się kochaliśmy, robiliśmy to tak, jakbyśmy wypełniali małżeński obowiązek. Zdarzało się również, że kiedy przyjeżdżał do mnie, kładł się na kanapie, mówiąc, że tylko chwilę odpocznie, i zasypiał.

– Przepraszam cię, Kasiu, ale jestem taki zmęczony – tłumaczył się potem. – Ten ostatni projekt mnie wykańcza. Ale jak skończę – zapalał się – będziemy do przodu o kilka ładnych tysięcy.

Byłam rozczarowana i zła. Tak miało wyglądać moje życie? Bez romantycznych uniesień? Bez szałów namiętności i pięknych słów? Tylko suche plany, ciułanie, proza codzienności?! Może właśnie dlatego bez większych oporów pewnego dnia pozwoliłam się doktorowi Krzysztofowi zaprosić na kawę.

Umówiliśmy się w kawiarni, a on na spotkanie przyniósł bukiet czerwonych róż. Wręczając mi je, ucałował moje obie dłonie.

– Te kwiaty, choć są wyjątkowo piękne, nawet w połowie nie oddają pani urody – powiedział, patrząc na mnie z nieskrywanym zachwytem w oczach.

Zupełnie nie wiedziałam, jak zareagować, co powiedzieć.

– Dziękuję, nie trzeba było – odparłam lekko zmieszana i natychmiast zmieniłam temat. – Pan wie o mnie dużo, proszę mi teraz opowiedzieć coś o sobie.

– Dobrze – zgodził się bez namysłu – ale pod jednym warunkiem... Chyba najwyższy czas, żebyśmy wreszcie zaczęli sobie mówić po imieniu. Przynajmniej poza kliniką.

Krzysztof zamówił wino i jakieś desery, zaczął opowiadać. Powiedział mi, że jest żonaty i ma wspaniałego syna, ale z żoną od dawna mu się nie układa. Bardzo długo się starał, żeby między nimi było dobrze, lecz ona przestała go kochać. Teraz żyją w jednym domu jak obcy sobie ludzie, których łączy dom i dziecko. Rozmawiają tylko o wydatkach, sprawach do załatwienia i o wychowaniu syna.

– Chyba muszę w końcu wystąpić o rozwód – podsumował Krzysztof. – Tylko troska o dziecko jeszcze mnie powstrzymuje.

Zrobiło mi się go naprawdę żal. „Taki wspaniały, czarujący, czuły, romantyczny, szarmancki facet i ma takiego pecha” – przemknęło mi przez głowę.

– Myślałem, że nic pięknego mnie w życiu nie spotka, ale poznałem ciebie – wyszeptał nagle.

Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Krzysztof wstał i usiadł koło mnie, żeby mnie objąć.

– Zakochałem się w tobie, kiedy cię tylko zobaczyłem, i nie mogę przestać o tobie myśleć – wyszeptał, dotykając ustami mojego ucha. – Dlaczego nie spotkałem cię wcześniej?

Zaczęłam cała drżeć. Czyżby z podniecenia? Krzysztof musiał to wyczuć i trafnie ocenić. Zasugerował, żebyśmy się gdzieś przejechali jego samochodem.

Dotarliśmy w jakieś ustronne miejsce. Niewiele nam było trzeba. Chwilę później już kochaliśmy się na tylnym siedzeniu jak opętani amokiem. Przeżyłam seks, jakiego wcześniej nigdy nikt mi nie pokazał. Cały mój świat zastygł w bezkresnej rozkoszy.

W domu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Co ja wyprawiam? Z żonatym facetem?! Jednak to nie pomogło. Co dzień widywałam Krzysztofa w pracy, spotykałam się z nim po pracy i coraz bardziej się zakochiwałam. Po miesiącu zwierzyłam się z mojego romansu Magdzie.

– Oszalałaś! – popukała się w czoło wymownym gestem – Rzuć go! Przecież on cię wykorzystuje. Znalazł sobie naiwną i pewnie puszy się przed kolegami, że sypia z taką laską jak ty.

– To nieprawda – zdenerwowałam się. – On jest z żoną nieszczęśliwy, rozwiedzie się i ułoży sobie życie ze mną. Tak powiedział. On mnie naprawdę kocha. Muszę wreszcie powiedzieć Pawłowi. Muszę się z nim rozstać.

– Rozum ci chyba odjęło! – krzyczała Magda. – Jakby był taki porządny, to najpierw by się rozwiódł, a potem szukał innej. Żeby nie wiem jak było między nimi źle, ona nadal jest jego żoną. Ludziom się czasem nie układa, ale trzeba do końca grać fair, a nie zachowywać się jak napalony orangutan, żyć z jedną i uganiać się za innymi. Poza tym skąd wiesz, jak naprawdę między nimi jest? Czy na pewno jest źle? A jeżeli tak, to może to małżeństwo rozpadło się przez niego?

Zamilkła na chwilę, pstrykając długopisem, który bezwiednie wzięła do ręki. Chyba starała się znaleźć sensowne argumenty, które do mnie przemówią.

– A jeśli chodzi o Pawła – podjęła – powiem ci jedno, choć może nie powinnam, bo to fajny facet. Nie waż mu się nawet o czymkolwiek wspomnieć. Jak jesteś taka zakochana, daj sobie miesiąc i poobserwuj tego swojego lekarza. Jeśli się nie mylę, szybko go na czymś złapiesz. Wtedy mi podziękujesz, że nie zerwałaś z Pawłem.

Był w szoku, gdy mnie zobaczył

Byłam naprawdę wkurzona na Magdę. Co ona tam wie! Przed Pawłem też mnie ostrzegała, a okazał się całkiem inny. No właśnie: Paweł to fajny facet – tu miała rację. Jak mogę go tak krzywdzić? Może w tym jednym jej posłucham i poczekam trochę? W końcu zerwać z narzeczonym zawsze zdążę – kombinowałam tchórzliwie, ale był to chwilowy przejaw rozsądku.

Tymczasem minął kolejny miesiąc. Mój romans kwitł, Pawła nadal oszukiwałam i żyłam w rozdarciu. Pewnego popołudnia, żeby się odprężyć, poszłam na samotne zakupy do centrum handlowego. Kiedy w sklepie z butami przymierzałam sandałki, usłyszałam głos dziecka:

– Mamo, zobacz, jakie super są te buty. Ja chcę takie!

Uniosłam głowę i zamarłam. Po drugiej stronie półek z butami stał Krzysztof w towarzystwie pięknej rudowłosej kobiety.

– Synku, przed chwilą ci już jedne kupiliśmy – powiedział. – Kochanie, wytłumacz mu.

– Tak, Kubusiu, buty już masz – ruda potwierdziła z powagą. – lepiej niech tata zabierze nas na lody. Prawda, że też będzie fajnie? Idziemy, Krzysiu?

– Oczywiście, skarbie – Krzysztof czule przytulił żonę.

No nie, ja tego tak nie zostawię! Nie zamierzam się kryć po kątach! Wściekłość dodała mi sił. Wstałam i podeszłam do nich.

– Dzień dobry, panie doktorze – przywitałam się z jadowitym uśmiechem. – Nareszcie mam okazję poznać pańską rodzinę.

Krzysztof zaniemówił. Jego żona szturchnęła go łokciem:

– Krzysiu, nie stój tak, nie przedstawisz nas?

To moja koleżanka z pracy, a to… moja żona i syn – ledwo wydukał mój ukochany.

– Miło mi – wyciągnęłam do niej rękę na powitanie, jednocześnie siląc się na uśmiech. – Widzę, że zakupy się udały.

– A tak, dziękuję. Idziemy teraz na lody. Przyłączy się pani do nas? – zaproponowała. – Może w końcu usłyszę coś więcej o waszej klinice, bo Krzysztof nigdy mi o niczym nie opowiada.

– Nie, dziękuję – odparłam. – Trochę się śpieszę. Idę na spotkanie z narzeczonym.

– O, to nie zatrzymujemy – wycofała się taktownie. – Czasy narzeczeństwa są cudowne, prawda, Krzysiu? Potem w małżeństwie też nie jest źle, ale to już nie to samo.

Coś tam bąknął niezrozumiale, a minę miał nadal niepewną, zupełnie jak nie on.

Nic mu nie powiem. Po co?

Szalał we mnie tajfun. To tak wygląda rozpadające się małżeństwo? Jaka ja byłam głupia! Dlaczego nie posłuchałam Magdy? Przepłakałam z upokorzenia prawie całą noc. „Dobrze ci tak – pastwiłam się sama nad sobą. – Jesteś skończoną idiotką”.

Na drugi dzień Krzysztof próbował się tłumaczyć, ale ja już go nie słuchałam. Zresztą nie był szczególnie załamany, co tylko potwierdziło moje podejrzenia, że kłamał z premedytacją od samego początku. A już po południu usłyszałam, jak mówi do nowej stażystki:

– Pani Basiu, wyjątkowo pięknie dziś pani wygląda...

Wieczorem ubrałam się elegancko i pojechałam do Pawła. Tkwił jak zwykle przed komputerem i coś zawzięcie liczył. Usiadłam mu na kolanach.

– Kochanie, wiem, że jesteś zajęty – powiedziałam. – Ale dziś zapraszam cię do restauracji. Tyle czasu harujesz, należy ci się.

Uwodziłam go przez cały wieczór, był naprawdę oczarowany. W środku płonęłam ze wstydu, ale nie wyznałam mu niczego.

Teraz mamy po 30 lat, od czterech jesteśmy po ślubie i spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem, bo mąż kocha mnie i jest dla mnie bardzo dobry. Ja zaś staram się wnieść w nasze życie jak najwięcej romantyzmu i koloru. Ciągle jesteśmy sobą zafascynowani. Wspieramy się, lubimy swoje towarzystwo. Paweł jest nie tylko moim mężem i kochankiem, ale też najlepszym przyjacielem.

Czy zrobiłam źle, ukrywając romans z Krzysztofem? Chyba nie. Wystarczy, że ja na samo wspomnienie tamtej historii mam wyrzuty sumienia i już zawsze będzie mnie to dręczyło. Wytłumaczyłam sobie, że każdy może popełnić błąd; jestem wdzięczna losowi, że miałam szansę go naprawić. Czasami człowiek musi stracić rozum, żeby mógł zobaczyć, co jest ważne.

Czytaj także:
„Gdy żona usłyszała, że jej ojciec się zaręczył, wpadła w szał. Bo przecież żadna obca baba nie dorówna jej mamie”
„Ukochany wujek zmienił się w potwora, kiedy tylko zmarł tata. Zagroził mi, że zniszczy mnie, jeśli nie oddam mu firmy”
„Jolka dała córce palec, a ta zrobiła z niej niewolnicę. Siedzi w domu jak w więzieniu i zajmuje się ryczącym dzieciakiem”

Redakcja poleca

REKLAMA